Lekka makabra. Fragment książki „Łowca" Agnieszki Pruskiej

Data: 2020-06-03 13:11:48 | Ten artykuł przeczytasz w 20 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Łowca Agnieszki Pruskiej to kolejna, podobno ostatnia już powieść o komisarzu Barnabie Uszkierze, jednak nie musicie znać wcześniejszych części cyklu, by czerpać przyjemność z lektury. Tym razem śledczy mierzy się ze sprawą seryjnego zabójcy, który nie pozostawia żadnych śladów. Znakomicie opisane metody pracy policji, ciekawa zagadka kryminalna, mroczna atmosfera, sprawnie budowane napięcie – jeśli lubicie kryminały lub thrillery, to bez wątpienia lektura dla Was.

Obrazek w treści Lekka makabra. Fragment książki „Łowca" Agnieszki Pruskiej [jpg]

W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać fragment książki Łowca. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Była już dziewiąta, za chwilę ludzie będą mniej skłonni do rozmów. Kolejna posesja, za tą należącą do Perlińskich, była własnością starszej pani, która tak wypytywała Uszkiera podczas rozmowy sprzed ponad godziny. A raczej chyba dzieci kobiety, bo dom był całkiem nowy, ogród zadbany aż do przesady. Kobieta miała na pewno koło osiemdziesiątki, a ludzie w tym wieku rzadko się przenoszą w nowe miejsca, budują nowe domy lub przeprowadzają gruntowne remonty. Drzwi otworzył mężczyzna, który od razu przedstawił siebie i domowników.

– Jan Miechuciński, a to moja żona i babcia – przedstawił kobiety i wskazał Uszkierowi jeden z foteli stojących w pokoju.

Na zadane wszystkim pytanie dotyczące ofiary odpowiedzieli, że znali ją dosyć dobrze, a z ich wypowiedzi wyłaniała się całkiem sympatyczna kobieta, z duszą artystki, przyjazna ludziom. Była tylko trochę mało uczynna, ale według Miechucińskiej wiązało się to z dużą ilością pracy. Prowadziła sklep, malowała, zajmowała się psami, pomagała rodzicom. A jeszcze do tego od czasu do czasu miała partnerów, a to też absorbuje czas. W tym miejscu starsza pani chrząknęła znacząco. Uszkier dowiedział się również, że Wyszkowska miała kochanka, który nie podobał się jej rodzicom. Zarówno pod względem zachowania, bo był burkliwy, jak i wyglądu. Pozował na artystę, ale podobno bardziej przypominał niedożywionego bezdomnego.

– Wiedzą państwo, jak on się nazywa?

– Dudziński. Adam Dudziński, portrecista. A w każdym razie tak mówiła Dorota.

– Nie wierzy pani w to?

– On bardziej wyglądał na narkomana niż na artystę.

– Jedno drugiego nie wyklucza. – Uszkier zapisał nazwisko. – Długo byli ze sobą?

– Kilka miesięcy – stwierdziła babcia z przekonaniem, najwyraźniej życie sąsiadów bardzo ją interesowało.

Po kwadransie komisarz wyszedł od Miechucińskich bogatszy o jedno nazwisko i opis mężczyzny. Zanim zaczął rozmowę z kolejnymi sąsiadami, zadzwonił na komendę, przedyktował dane i poprosił o sprawdzenie wskazanego delikwenta.

Do dwudziestej trzeciej udało mu się porozmawiać z jeszcze czterema rodzinami. Resztę zostawił sobie lub współpracownikom na następny dzień. Tym razem nie musiał się śpieszyć tak, jak w przypadku „świeżych zwłok”. Morderca miał wystarczająco dużo czasu, żeby zniszczyć dowody lub utrudnić policji śledztwo w jakiś inny sposób, jeżeli o tym pomyślał. Spotkany pod domem Wyszkowskiej Gołąb od razu zdał Uszkierowi relację z rozmów z sąsiadami ofiary. Rozmawiał z jedną parą w sile wieku i starszym mężczyzną w typie „biznesmen na emeryturze”. Małżeństwo lubiło zamordowaną, Zbigniew Zarzecki zaś nie. Uważał, że nie powinno się w mieście trzymać dwóch dużych psów w jednym domu, że psy na pewno brudzą na ulicy i okolicznych skwerkach, że Wyszkowska powinna wyjść za mąż, a nie co chwilę zmieniać kochanków, a w ogóle to w jakim ona się obraca towarzystwie! Wstyd dla rodziców. I nawet dla sąsiadów, bo to porządna dzielnica jest i nikt nie życzy sobie, żeby tu jakieś podejrzane indywidua się kręciły. Przyciśnięty nieco przez Gołębia sprecyzował, że chodzi mu o Dudzińskiego. Ponieważ operatywny sierżant umówił się na rano z niektórymi sąsiadami zamordowanej, Uszkier postanowił odpuścić mu poranną odprawę.

W domu Wyszkowskich cały czas pracowali technicy i było bardzo prawdopodobne, że spędzą tu jeszcze kilka godzin. Barnaba stanął w progu i popatrzył z lekkim współczuciem na dwie bezkształtne białe postacie.

– Macie coś ciekawego?

– Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami Banach. – Pełno jest śladów daktyloskopijnych, najbardziej widoczny jest jeden wzór: albo kobiety z dużymi dłońmi, albo mężczyzny z małymi. Nie ma zgrubień ani innych cech charakterystycznych, więc trudno powiedzieć. Dom nie został przeszukany, ale w portfelu nie ma banknotów, a jedna z szuflad biurka była otwarta.

– Czyli jednak ktoś czegoś szukał.

– Nie. Jeżeli tam było coś, co ukradł morderca, to pewnie kobieta powiedziała mu to. Nie musiał szukać. Tu wygląda tak, jakby morderca przyszedł zabić, ewentualnie zabrać coś konkretnego.

– Pieniądze?

– Na przykład. Widać, że nie interesowały go inne przedmioty. I nawet chyba nie wchodził do drugiej części domu, chociaż spokojnie mógł ją splądrować – wyjaśnił Taniuk.

– Potrzebujecie czegoś?

– Tak, rąk do pomocy, ale tego nie dostaniemy.

– A z rzeczy realnych?

– A z rzeczy realnych to przyniosłam kawę. – Od drzwi dobiegł głos podkomisarz Więdzik.

– Dzięki ci, dobra kobieto. – Banach z wdzięcznością przyjął kubek i od razu upił łyk. Zapach rozkładających się zwłok wydawał się mu nie przeszkadzać.

– Rozejrzałaś się już tutaj? – spytał Uszkier.

– Tak, lekka makabra.

– Masz szczęście, że zwłok nie widziałaś, rzadko się trafia coś takiego. Pod domem zostawiam policjanta, gdybyście chcieli odpocząć i wrócić rano, dajcie mu znać. Do jutra.

Anka i Barnaba wyszli z domu ofiary i odetchnęli świeżym powietrzem.

– Trzeba się przespać, poza tym teraz i tak więcej nie zwojujemy. Przyjdź rano do mnie – polecił Uszkier.

– A Bukowski i Prokosz już wiedzą, że mamy takie zwłoki?

– Wiedzą, że mamy nową sprawę i zaczynamy dzień od spotkania u mnie. Mogę się spóźnić, bo idę rano do starego. Teraz wracam do domu.

Zmęczony po kilkunastu godzinach pracy komisarz schował samochód w garażu i po cichu wszedł do domu. Czujna na każdy dźwięk golden retrieverka już czekała pod drzwiami. Barnaba dałby sobie rękę uciąć, że była na wieczornym spacerze, ale teraz całą sobą informowała, że potrzebuje wyjść. Jak zwykle uległ psu.

***

Ruch w komendzie od rana panował spory, wyglądało to tak, jakby pracujący tu policjanci wszyscy naraz postanowili załatwić coś poza swoimi pokojami. Uszkier wbiegł na piętro i go zastopowało. Rany boskie, jak w mrowisku!

– Cześć! – dobiegło go zza pleców. – O cholera, co jest?

– Kumulacja – beznamiętnie stwierdził komisarz.

Od czasu do czasu tak bywało. Nie da się przewidzieć, ile będzie trwało rozwiązanie jakiejś sprawy ani kiedy pojawi się nowa albo kiedy nastąpią jakieś nieprzewidziane okoliczności wymagające szybkiej interwencji, konsultacji lub porady. Barnaba od razu skierował się do gabinetu szefa.

– Dzień dobry…

Pani Matylda, sekretarka prawie idealna, obdarzyła Uszkiera przyjaznym spojrzeniem i oświadczyła, że co prawda teraz inspektor rozmawia przez telefon, ale zaraz skończy. Miała rację, nie musiał długo czekać.

– Siadaj i gadaj – polecił Kalinowski.

– Zajmę panu tylko chwilę – zapewnił Uszkier i posłusznie usiadł. – Pewnie był pan kiedyś na miejscu zbrodni, gdzie obok zwłok były zwierzęta?

– Tak.

– No to może sobie pan wyobrazić radość techników. Zwłoki mocno przechodzone, kilkudniowe, nadgryzione przez psy. Wszystko zadeptane, na podłodze rozmazana krew.

– Coś ci się rzuciło w oczy?

– Krew. Męczy mnie od wczoraj, ale muszę pogadać z Widockim. Poza tym Taniuk i Banach twierdzą, że dom nie został przeszukany.

– Jakieś działania o charakterze seksualnym?

– Nie wiem, może Widocki coś stwierdzi. Na pewno była ubrana, ale to jeszcze o niczym nie świadczy.

– Ktoś coś widział?

– Na razie nikt się do tego nie przyznał. Ale wcześnie się robi ciemno, a na tę posesję da się wejść od tyłu. Sądzę zresztą, że napastnik, kimkolwiek był, został wpuszczony przez Wyszkowską.

– Psy?

Nadkomisarz o psach zamkniętych razem z Wyszkowską od wczoraj myślał już nieraz i teraz wszystko to wyłuszczył inspektorowi.

– Według mnie morderca działał z premedytacją – podsumował Barnaba.

– Rodzina?

– Jeszcze nie informowaliśmy, rodzice są w sanatorium. Będę dzwonił po spotkaniu. – Uszkier podniósł się z krzesła.

– Mogę się odmeldować?

– Możesz.

– Witek może ze mną pracować?

– Gdy skończy to, co ma na tapecie.

– Jasne.

– Postawiłeś kogoś pod domem tej kobiety?

– Tak.

– Informuj mnie na bieżąco – polecił Kalinowski.

– Taaa jest. – Uszkier od razu wyszedł z gabinetu szefa. Jeszcze by sobie Kalinowski o czymś przypomniał.

Współpracownicy już na niego czekali. Prokosz, z którym dzielił pokój, siedział przy swoim biurku, przekładał z ręki do ręki gorący kubek z kawą i słuchał tego, co mówiła Więdzik. Oprócz nich w pokoju był jeszcze podkomisarz Dawid Bukowski. Cztery osoby. A nawet trzy i pół, bo Prokosz aktualnie kończył prowadzone przez siebie śledztwo i w tej chwili nie będzie mógł poświęcić sprawie Wyszkowskiej całego czasu. I Gołąb, ale sierżantem też się pewnie będzie trzeba „podzielić”.

– Powiedziałaś im już, co tam wczoraj było u Wyszkowskiej? – spytał Ankę.

– Tak. Nie wiemy tylko, czego dowiedziałeś się u sąsiadów.

Komisarz wyznawał zasadę, że pracujący z nim ludzie powinni wiedzieć o sprawie jak najwięcej. W kilku słowach zrelacjonował rozmowy z sąsiadami i szybko dokonał podziału zadań.

– Z komórki Wyszkowskiej mamy trochę kontaktów, to rodzina i znajomi, ostatnio nie było połączeń z nieznanymi numerami. Wcześniej jakieś są i trzeba będzie je sprawdzić. Gołąb już męczy sąsiadów, więc Ania weźmie na siebie rodzinę oprócz rodziców, z którymi sam porozmawiam. Tylko poczekaj z rozmowami jakieś pół godziny, nie chcę, żeby ktoś z nich zadzwonił do starych Wyszkowskich.

– Wiesz, w którym są sanatorium?

– Tak. Dawid, ty pogadaj z jej znajomymi i pracownikami. Oboje pytajcie o jej faceta.

– Panie komisarzu, a nie dobrze by było od razu z nim porozmawiać?

– Nie, chcę o nim więcej wiedzieć. Wczoraj zleciłem sprawdzenie go, pewnie mam już jakąś informację na mailu.

– A gdyby to był on, to nie ucieknie w międzyczasie?

– Miał około tygodnia, żeby uciec. Jeżeli chciałby to zrobić, to musielibyśmy go przez Interpol szukać. Zajmę się nim po rozmowie z rodzicami Wyszkowskiej. Aha, i wszyscy zwróćcie uwagę na to, czy ktoś nie widział pracowników poczty, gazowni, kurierów i innych takich. Przypuszczam, że facet z ciężką paczką w ręku zostałby wpuszczony do domu przez ofiarę.

– Przebieraniec?

– Nie wiem, ale go wpuściła. To jedna z możliwości, trzeba ją sprawdzić. Gdyby Widocki albo technicy wpadli na coś istotnego, dam wam znać i pozmieniamy plany.

– Jak ty ładnie umiesz wyganiać ludzi do roboty – roześmiała się Anka, przejechała ręką po włosach, jakby chciała sprawdzić, czy ruda czupryna przypadkiem nie postanowiła żyć własnym życiem, i wyszła.

Podczas odpraw w dwuosobowym pokoju robiło się tłoczno. Zawsze potem Uszkierowi przypominał się kawał z małym mieszkaniem i kozą. Uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał. Musiał zakomunikować rodzicom Wyszkowskiej, co się stało.

Wolałby pojechać i porozmawiać osobiście, bo mowa ciała czasem mówiła bardzo wiele. Niestety, sanatorium było na drugim końcu Polski. Uszkier połączył się z jego kierownictwem, wyjaśnił sytuację i poprosił o przywołanie do telefonu rodziców zamordowanej kobiety. Na szczęście przy rozmowie asystował lekarz, który mógł interweniować, gdyby okazało się to potrzebne. Ta rozmowa była podobna do wielu innych przeprowadzonych w takich sytuacjach.

Niedowierzanie i szok. Zaprzeczenie, płacz, czasem coś w rodzaju letargu. Uszkier nie wdawał się w szczegóły, porozmawiają dłużej po ich powrocie do Gdańska. Wyszkowscy zapowiedzieli, że przyjadą najbliższym pociągiem, i rozłączyli się prawie w pół słowa.

Dbając o dobre relacje z prokuratorem, Barnaba skontaktował się z nim przed czasem. Smoliński czekał już na telefon. Wyglądało na to, że interesuje go ta sprawa, czym zdobył punkty u Uszkiera. Po rozmowie komisarz sprawdził, czy dostał informacje o Dorocie Wyszkowskiej i Adamie Dudzińskim. Dostał. Zamordowana kobieta nie weszła w konflikt z prawem, nie była świadkiem, nie pobierano od niej odcisków palców, nie miała zarejestrowanej broni. Prowadziła niedużą firmę, zatrudniała dwie osoby, miała na koncie cztery punkty karne i jeden niezapłacony mandat. Z partnerem kobiety sprawa miała się zgoła odmiennie. Kilka razy był zatrzymywany za udział w pobiciu i za narkotyki, odsiedział niezbyt długi wyrok. Uzbrojony w tę wiedzę komisarz zadzwonił na podany w mailu numer telefonu komórkowego. Artysta malarz najprawdopodobniej nie wstawał skoro świt, ale o dziewiątej mógł być już na nogach. Uszkier przeczekał kilka sygnałów i rozłączył się. Dopiero przy czwartej próbie zaspany głos z drugiej strony od razu powiadomił go, co myśli o takim idiocie, który, do kurwy nędzy, zrywa ludzi z łóżek o tak wczesnej godzinie. Uszkier przedstawił się, ale nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo od razu usłyszał, że policja jest bezczelna i budzi obywateli. Facet gra czy taki jest naprawdę?

– Muszę z panem pilnie porozmawiać, będę za… – Uszkier zawahał się, przypominając sobie, gdzie mieszka Dudziński – za dwadzieścia minut.

– Ale…

– I raczej niech pan będzie w domu – dodał komisarz ostrzegawczo.

– Chciał zniknąć? – zainteresował się Witold.

– Nie wiem, ale nie mam ochoty się za nim uganiać, niezależnie od tego, czy ma coś wspólnego z morderstwem, czy nie.

– Uważaj na siebie – powiedział odruchowo Prokosz.

– Zapomniałeś, że przeszedłem testy? Mało tego, od jakiegoś czasu już normalnie trenuję.

Od momentu gdy Uszkier został ranny podczas śledztwa, współpracownicy uważali, że trzeba go chronić, żeby spokojnie wydobrzał. Na początku było to uzasadnione, bo skutki pobicia i postrzelenia odczuwał przez kilka miesięcy, ale teraz nie miało to najmniejszego sensu. Wcisnął glocka do kabury i założył marynarkę. To była jedyna zmiana po wydarzeniach, które zaprowadziły go do szpitala. W teren wychodził zawsze uzbrojony.

Jeżeli Dudzińskiego rzeczywiście obudził telefon komisarza, to czas do przyjścia Uszkiera musiał w całości poświęcić na dobudzenie się, umycie i ubranie. Ciemne, dosyć długie włosy miał jeszcze mokre, ale był ogolony, a w mieszkaniu pachniało kawą.

– Niech pan wejdzie. – W głosie Dudzińskiego nie było entuzjazmu. – Chce pan kawę?

Próba wytworzenie sytuacji towarzyskiej czy odruch gospodarza? Słysząc odmowę, malarz mruknął „sobie przyniosę” i zniknął w kuchni, a Uszkier swobodnie rozejrzał się po pokoju. Umeblowanie było skromne, za to pod najdłuższą ze ścian stały sztalugi, na niektórych było widać płótna z portretami, dwa były skończone, trzy nie. Komisarz zdziwił się, bo zawsze mu się wydawało, że malarze nie tworzą kilku obrazów jednocześnie.

 – Nie powiedział mi pan, o co chodzi – zauważył Dudziński.

– Zna pan Dorotę Wyszkowską?

– Znam. – Mężczyzna skrzywił się, jakby go ząb zabolał.

– Dawno się pan z nią widział?

– Dosyć, a co? Coś na mnie nagadała?

– Proszę odpowiedzieć.

Dudziński przez chwilę milczał, wypił parę łyków kawy, nagle stwierdził, że jest za ciemno, i włączył światło, zapalił papierosa i dopiero zdecydował się mówić.

– W zeszłym tygodniu, we wtorek się spotkaliśmy. U niej, bo po pracy wracała od razu do domu ze względu na psy. Pokłóciliśmy się właśnie o nie. Fajne są, ale ja mam uczulenie na zwierzęta i zaproponowałem, żebyśmy po spacerze z psami przyjechali do mnie, ale ona stwierdziła, że psy nie mogą być tyle czasu same. To jej wygarnąłem i powiedziałem, że jeżeli woli je ode mnie, to nie mam zamiaru się narzucać i być na drugim miejscu, po zwierzakach. I wyszedłem. Myślałem, że się zorientuje, że przegięła, i zadzwoni, ale milczy do tej pory. Nie to nie, znajdę sobie inną. – Dudziński wzruszył ramionami i wyjaśnił, że lubi zmiany i wszystkie jego związki są krótkotrwałe.

– Rozumiem. A dlaczego uważa pan, że mogła nas na pana napuścić?

– Jakiś czas temu zginęła jej bransoletka, dosyć cenna i rzeczywiście ładna. Jak się pożarliśmy, to Dorota powiedziała, że na pewno ja ją wziąłem. Fakt, że akurat wtedy byłem bez kasy, ale złodziejem nie jestem.

– Już pan się wygrzebał z tego dołka? – zainteresował się Uszkier.

– Tak. U mnie to zależy od liczby zamówień na obrazy, żyję tylko z malowania. Nie ma zlecenia, nie ma forsy. Niech pan tam spojrzy. – Dudziński wskazał na sztalugi. – Ma pan przed sobą sześć kawałków. A trzy dni temu zarobiłem trójkę, ekspresowe zamówienie na portrety, malowane na podstawie zdjęć. Chcieli mieć to przed pierwszym listopada.

– Kiedy zginęła ta bransoletka?

– Jakiś miesiąc temu, a co? Może pan przeszukać mieszkanie, proszę bardzo. I niepotrzebny mi nakaz. Głupia kurwa.

– Wyszkowska nie żyje – oświadczył spokojnie Uszkier.

– Słucham? Jak nie żyje? – Pytanie zabrzmiało tak, jakby nieboszczykiem można było być na różne sposoby.

– Tak po prostu. Wczoraj znaleźliśmy jej ciało. W domu.

– Ja pierdolę… Co jej się stało? – Malarz przetarł twarz niewielkimi dłońmi.

– Została zamordowana.

– Chryste! Kurwa, naprawdę?

To pytanie zawsze irytowało Uszkiera, o ile nie zadawały go najbliższe osoby będące w szoku. Bo niby co sobie ten facet wyobrażał, że policja do niego przyszła i z tylko sobie wiadomych powodów twierdzi, że Wyszkowska nie żyje, podczas gdy ona cieszy się znakomitym zdrowiem? Potwierdził jednak, że kobieta jest martwa, i od razu dodał, że nic więcej na ten temat nie powie, a potem spytał, co Dudziński o niej wie.

– W sumie niewiele – wzruszył ramionami Dudziński.

– W nosie miałem jej rodzinę, dzieciństwo i inne takie. Mówiąc wprost, najbardziej interesowało mnie jej ciało.

– Mężczyzna uśmiechnął się porozumiewawczo. – Mógłbym je panu opisać ze szczegółami.

– Szczegółowy opis ciała będę miał od patologa, od pana wolałbym się dowiedzieć czegoś o jej zwyczajach, znajomych lub obawach.

– Znajomych prawie nie znałem. Jak się pan umawia głównie na seks, to raczej nie w szerszym gronie. W każdym razie ja nie.

– Niech mi pan podyktuje nazwiska tych, których pan zna.

Portrecista po namyśle podał cztery nazwiska, potem dołożył jeszcze jedno. O kochance malarz nie potrafił powiedzieć dużo więcej niż sąsiedzi. Ładna, zgrabna, czasem pogadali o malowaniu, ale przeważnie zajęci byli sobą. Była wiecznie czymś pochłonięta, jak nie pracą, to malowaniem lub psami.

– Widział ją pan niedługo przed śmiercią. Może zauważył pan, że była niespokojna, czegoś się bała lub po prostu zachowywała inaczej?

– Chyba wszystko było jak zawsze. Psy na pierwszym miejscu. Ale tak mnie wkurwiła tą bransoletką, że mogłem coś przeoczyć.

– To niech mi pan jeszcze powie, co pan robił przez pięć dni po ostatnim spotkaniu z Wyszkowską.

– Jednak mnie pan podejrzewa! – Dudziński zerwał się z fotela, zrzucając na podłogę leżące tam ubrania, i podszedł do obrazów. – Nie morduję kochanek! Byłbym seryjnym mordercą! Pytał pan, co robiłem. Malowałem. Może pan sprawdzić, kiedy dostałem zlecenia, a pańscy eksperci określą, ile potrzebowałem czasu, żeby to namalować. Z domu nie wychodziłem, nawet żarcie zamówiłem. To jakaś pojebana historia! Nic jej nie zrobiłem, ja spokojny jestem!

– A te pobicia? – nie mógł się powstrzymać Uszkier.

– A to po pijaku było, to co innego. Zresztą to były ogólne rozróby, ja też oberwałem. Ale żeby tak z premedytacją kogoś ukatrupić? Panie komisarzu, ja może i aniołem nie jestem, ale zdecydowanie cenię sobie wolność i możliwość robienia tego, co lubię i na co mam ochotę.

Uszkier nie skomentował tego. Każdy może zadeklarować swoją niewinność i niechęć do więzienia. Liczą się fakty. Zainteresowały go jednak portrety.

– Mogę sfotografować pańskie obrazy?

– Może pan. Po co?

– Żeby pokazać ekspertom. I proszę mi podać, kto i kiedy je zamawiał oraz kontakty do tych osób. I do tych od poprzednich dwóch też.

Portrecista bez oporu podyktował nazwiska i telefony do swoich klientów. Najwyraźniej nie obawiał się, że po kontakcie z policją wycofają zlecenia. Uszkier uprzedził go, że to najprawdopodobniej nie jest ostatnia rozmowa, i zapowiedział, że w razie wyjazdu ma powiadomić policję.

Komisarz był prawie pewien, że przed chwilą nie rozmawiał z mordercą. Ktoś taki jak Dudziński rzadko ryzykuje utratę wszystkiego, nie mając wystarczająco silnego motywu. Oczywiście mogło się okazać, że taki motyw istnieje, tego nie dało się wykluczyć. Stąd zapowiedź kontaktu i zakaz wyjazdu. Wkrótce okazało się, że istnieje jeszcze jeden powód wykluczający Dudzińskiego jako bezpośredniego sprawcę.

Książkę Łowca kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Łowca
Agnieszka Pruska1
Okładka książki - Łowca

Na jednym z gdańskich osiedli ginie brutalnie zamordowana kobieta, a okoliczności tej zbrodni są szokujące nawet dla tak doświadczonego policjanta, jak...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje