Wyrafinowanie czy wyuzdanie? Na pewno zmysłowość malowana słowem. Daj się o tym przekonać Marcie Motyl!
Bohaterka powieści Kolekcjonerka, Magda, nazywa siebie gejszą. Podsyca i realizuje pragnienia, pozuje do aktów. Zostaje płatną kochanką starszej od siebie Mecenaski. Pod podszewką erotycznej relacji kryją się niejednoznaczne motywy i niejeden sekret... Czy niosą historie z przeszłości? Czy zaważą na przyszłości? Do lektury zaprasza Wydawnictwo Lira. Dziś w naszym serwisie możecie przeczytać premierowe fragmenty Kolekcjonerki:
A gdyby to ona tak wbiegła,
nacisnęła na klamkę?
Podsunęła mi swoje wargi?
Jaki jest ich wykrój?
Czy ma spojrzenie błyszczące radością?
Zasnute tajemnicą?
ROZDZIAŁ 1
Zmiana planów
W zetknięciu z tym, co rozgrzane, wydawała się chłodniejsza, niż była. W zetknięciu z tym, co miękkie, wydawała się twardsza. Niewielka kulka, w sam raz, żeby trzymać ją między dwoma palcami. Podsuwać, wsuwać, odsuwać, podsuwać, wsuwać.
Rozgrzewała się, rozmiękała, rozpuszczała po zbliżeniu z najbardziej zmysłowymi obszarami. Zaczynała spływać rzadkim sokiem. Sok zlewał się z drugim, gęstszym, w jeden, nieustannie cieknący. Kiedy temperatury ciała i kulki wyrównywały się, długie palce sięgały po następną. Chwytały ją, jakby były pałeczkami, i ponownie podtykały pulsującemu miejscu.
Żeby je nakarmić.
Drżałam, rozsuwając nogi jak najszerzej. Mrożona wiśnia ślizgała się po moich płatkach. Skrapiała je kapiącą z miąższu czerwienią. Serce biło mi szybciej, coraz szybciej. Owoc raz po raz muskał najwrażliwszy punkt.
Przymrużyłam oczy. Desperacko próbowałam ściskać rąbek odrzuconej kołdry, lecz palce nie były w stanie uchwycić czarnej satyny.
Kochanka wsunęła we mnie wiśnię i przytrzymała; jęknęłam przeciągle, jak podrażniona kocica. Zatkała mi usta ręką, nie przestając dręczyć. Przesunęłam się w górę i w dół, w nowym spazmie. Zaszeleściło prześcieradło. Byłam zaledwie wibracjami ciała, które wiśnia za wiśnią porywał prąd po prądzie. One chyba zamierzały mnie roznieść?
Serce przestało bić, zaczęło huczeć. Jakbym słyszała dwa.
Pewnie słyszałam też jej serce.
Gdy cofnęła dłoń od moich ust, otworzyłam oczy. Zamrugałam kilkukrotnie, żeby pozbyć się mgły ze źrenic. Z rozmazanej bieli stopniowo wyodrębniły się unoszące się nade mną dwie piersi, duże, z widocznymi pod cienką skórą żyłkami. Sutki sterczały bojowo. Wyglądały, jakby i z nich miał zaraz wytrysnąć sok.
Dotknęłam naprężonej brodawki językiem. Lizałam ją, aż zaczęłam zachłannie ssać. Zobaczyłam na twarzy partnerki tak dobrze mi znany uśmiech drapieżcy. Wyjęła ze mnie wiśnię i wsunęła między swoje wargi. A później wytknęła koniuszek języka i zdjęła z niego pestkę.
Odsunęła się ode mnie. Starannie odłożyła pestkę obok miski, połyskującej emalią oświetloną nikłym blaskiem nocnej lampki. Podniosłam się i sięgnęłam w kierunku szafki. Prosto do tego samego naczynia.
Usiadłam naprzeciwko mojej pani. Powiodłam owocem wewnątrz stromizny jej górnej wargi choć tym razem usta go nie pochłonęły — poprzez kotlinkę w brodzie i długi przesmyk szyi. Pomiędzy szczytami piersi, wzdłuż doliny brzucha.
Miejsce będące celem tej podróży rozchylało się w błogim zaproszeniu.
Przyjęłam je, oczywiście.
Nie wiedziałam, czy nie zbyt szybko zastąpiłam tę owocową pieszczotę innymi. Nachyliłam się i przyciskając dłonie do ud kochanki, zanurzyłam w niej język. Drgnęła, jakby chciała wchłonąć go jeszcze dalej, głębiej w intymny nurt.
Odniosłam wrażenie, że za chwilę zaleje mnie ten specyficzny napój z domieszką wiśni. Będzie ściekał z mojej twarzy, podobnie lepki jak płyn, który zastygł mi na nogach. Lecz nie przestawałam go zlizywać, zachłannie i sumiennie, żeby nie uronić ani kropli. Rozpływał się w moich ustach.
Przez chwilę zastanowiłam się, jak w smaku zmieniłoby się czerwone, a jak białe wino, gdyby dodać do niego tę szczyptę kobiecości.
Ta kobieta była pierwszym w pełni dojrzałym owocem, którego kosztowałam. Wiedziała doskonale, kogo — i czego — pożąda.
Nie mam pojęcia, kiedy sięgnęła po kolejną wiśnię.
Przeciągnęła nią nieśpiesznie po przedziałku między moimi pośladkami. Zatrzymała ją przy otworze, muskając go chłodem. Lecz choć przechodziły mnie dreszcze, nie przestawałam spijać kochanki, a ona pieścić mnie w ten sposób.
Trwałyśmy tak, dopóki jej nie zaspokoiłam.
Przyciągnęła mnie do siebie, tak że nakryłam swoimi piersiami jej piersi. Miałam na swoich nogach jej nogi; nasze soki, doprawione wiśniami, łączyły się. Odwróciła nas, i oto ja znów wiłam się pod jej dotykiem, odurzona ciepłym ciężkim zapachem. Opadał na nas pośród erotycznych krajobrazów. A wiśnie — którymi karmiłyśmy i dotykałyśmy się naraz, splątane ze sobą w coraz bardziej niemożliwych pozach — stanowiły orzeźwiające akcenty.
W naszym serwisicie możecie już przeczytać kolejne fragmenty książki. Jeśli zainteresowała Was Kolekcjonerka, powieść Marty Motyl możecie już kupić w popularnych księgarniach internetowych:
materiał sponsorowany