Jesteś pewna, że to nie keczup? Fragment książki „Po tamtej nocy"

Data: 2023-11-03 14:28:24 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Imprezowy wieczór sprzed piętnastu lat zakończył się brutalną napaścią, po której życie Sary Linton legło w gruzach. Od tamtej pory udało jej się zbudować swój świat od nowa. Jest odnoszącą sukcesy lekarką, zaręczoną z Willem Trentem - którego kocha nad życie - a przeszłość ostatecznie zostawiła za sobą. Jednak pewnej nocy podczas ostrego dyżuru trafia do niej poturbowana młoda kobieta, której obrażenia okazują się zdumiewająco podobne do jej własnych sprzed lat. Kiedy Sara za wszelką cenę stara się uratować życie dziewczyny, uświadamia sobie, że nie udało jej się pogrzebać przeszłości raz na zawsze.

Po tamtej nocy grafika promująca książkę

Do przeczytania książki Karin Slaughter Po tamtej nocy zaprasza HarperCollins Polska. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Po tamtej nocy. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

– Jesteś pewna, że to nie keczup?

Pokręciła głową.

– Jestem lekarzem, więc…

– A ja jestem detektywem, więc…

Oboje wyszczerzyli zęby w uśmiechu dokładnie w tym samym momencie, kiedy Sara zauważyła Faith Mitchell, agentkę specjalną współpracującą z Willem, która nie tylko jechała windą razem z nim, ale stała zaledwie krok obok.

Faith westchnęła ciężko i zwróciła się do Willa:

– To ja, ten tego, zacznę.

Gdy Faith udała się w stronę sal dla pacjentów, dłonie Willa powędrowały do kieszeni. Spojrzał na podłogę, potem z powrotem na Sarę, a później na korytarz. Przeciąganie krępującego milczenia stanowiło szczególny talent Willa. Był nadzwyczaj specyficzny. Nie pomagało, że Sara w nietypowy dla siebie sposób zapominała przy nim języka w gębie.

Zmusiła się do mówienia:

– Kopę lat.

– Dwa miesiące.

Sarze zrobiło się niedorzecznie miło, że pamiętał, ile minęło czasu. Czekała, aż powie coś więcej, lecz oczywiście tego nie zrobił.

– Co cię sprowadza? – zapytała. – Pracujesz nad jakąś sprawą?

– Tak. – Z wyraźną ulgą przyjął fakt, że znalazł się na znajomym gruncie. – Facet posprzeczał się z sąsiadem o kosiarkę i odciął mu palce, ale napatoczyli się gliniarze, więc wskoczył do auta i wjechał prosto w słup telefoniczny.

– Prawdziwy geniusz zbrodni.

Coś w jego nagłym wybuchu śmiechu sprawiło, że serce Sary zrobiło dziwnego fikołka. Postanowiła pociągnąć go za język:

– Wydaje mi się, że to zadanie policji z Atlanty, a nie sprawa dla GBI. – Mówiła o Biurze Śledczym stanu Georgia.

– Gość od obcinania palców pracuje dla dilera narkotyków, którego próbujemy przyskrzynić. Mamy nadzieję, że uda się nam przekonać go do zwierzeń.

– W zamian za zeznania możecie… hm… obciąć mu wyrok.

Tym razem nie usłyszała jego śmiechu, od którego przechodziły ją ciarki. Żart był tak suchy, że przydałoby się go czymś popić.

Will wzruszył ramionami.

– Taki mamy plan.

Sara poczuła, jak na szyję wpełza jej rumieniec. Podjęła rozpaczliwą próbę przejścia na bezpieczniejszy grunt:

– Czekam na pacjenta po prześwietleniu. Zwykle nie koczuję przy windach.

Skinął głową i na tym się skończyło, a skrępowanie wróciło niczym bumerang. Potarł palcami szczękę, rozmasowując wyblakłą już bliznę, która biegła wzdłuż wyraźnie zarysowanego podbródka aż do kołnierzyka koszuli. Jego obrączka błysnęła niczym światło ostrzegawcze. Will nie omieszkał dostrzec, że zwróciła na nią uwagę. Wetknął dłoń z powrotem do kieszeni.

– No cóż. – Sara musiała skończyć tę rozmowę, zanim jej policzki staną w płomieniach. – Jestem przekonana, że Faith na ciebie czeka. Dobrze było cię znowu widzieć, agencie Trent.

– Z wzajemnością, doktor Linton. – Will lekko skinął głową, zanim odszedł.

By powstrzymać się od tęsknego patrzenia za nim, Sara wyciągnęła telefon i wysłała siostrze esemesa z przeprosinami za nagłe przerwanie rozmowy.

Dwa miesiące, pomyślała.

Will wiedział, jak się z nią skontaktować, ale tego nie zrobił.

Z drugiej strony ona też wiedziała, jak skontaktować się z Willem, lecz również tego nie zrobiła.

W milczeniu wróciła myślami do ich krótkiej rozmowy, pomijając żart o obcinaniu, żeby znowu nie spiec raka. Nie była pewna, czy Will flirtuje, po prostu zachowuje się wobec niej uprzejmie, czy raczej ona upadła na głowę i za wszelką cenę próbuje się czegoś doszukać. Za to doskonale wiedziała, że Will Trent jest żonaty z byłą detektyw z Atlanty, która miała reputację wrednej zołzy oraz zwyczaj regularnego znikania na długi czas. Mimo to wciąż nosił obrączkę.

Jak powiedziałaby matka Sary: „Złe małżeństwo to wciąż małżeństwo”.

Na szczęście drzwi windy otworzyły się, zanim Sara zdążyła jeszcze głębiej pogrążyć się w odmętach własnego szaleństwa.

– Dobry, doktorko. – Deacon Sledgehammer siedział przygarbiony na wózku inwalidzkim, ale na widok Sary spróbował się wyprostować. Miał na sobie szpitalną koszulę i czarne wełniane skarpety. Lewa strona jego szyi była potwornie opuchnięta i zaczerwieniona. Ręce, nogi i czoło znaczyły liczne okrągłe blizny od podskórnych zastrzyków. – No i co mnie tam dolega, wie pani?

– Wiem. – Sara zastąpiła sanitariuszkę i popchnęła wózek z Deaconem korytarzem, walcząc z chęcią odwrócenia się w stronę Willa niczym żona Lota. – Masz w szyi dwanaście złamanych igieł. W kilku miejscach zrobił się ropień. Dlatego tak spuchła ci szyja i trudno ci przełykać. Masz bardzo poważną infekcję.

– Szlag. – Deacon westchnął chrapliwie. – Brzmi jak wyrok śmierci.

– Prawie. – Sara nie zamierzała go okłamywać. – Trzeba operacyjnie usunąć te igły, a potem musisz tu zostać co najmniej tydzień na kroplówkach z antybiotykami. Mam nadzieję, że jakoś poradzisz sobie z odwykiem, ale tak czy owak, nie będzie lekko.

– Cholera – mruknął. – Przyjdzie mnie pani odwiedzić?

– Oczywiście. Jutro mam wolne, ale będę tu przez całą niedzielę. – Zeskanowała identyfikator, żeby otworzyć drzwi. W końcu zdobyła się na ten luksus i spojrzała za siebie na Willa. Był na drugim końcu korytarza. Patrzyła, dopóki nie skręcił za róg.

– Dał mi swoje skarpetki.

Sara odwróciła się do Deacona, a on mówił dalej:

– W zeszłym tygodniu, koło ratusza. – Wskazał parę grubych skarpet, które miał na sobie. – Było zimno jak diabli. Ten koleś zdjął skarpetki i mi je dał.

Serce Sary powtórzyło swoją małą ekwilibrystyczną sztuczkę.

– To miło z jego strony.

– Pieprzony gliniarz pewnie założył w nich podsłuch. – Deacon przycisnął palec do ust, żeby ją uciszyć. – Uważaj na to, co mówisz.

– Jasne. – Nie zamierzała kłócić się ze schizofrenikiem cierpiącym na zagrażającą życiu infekcję. Już raz wdała się z nim w długą dyskusję na temat jej kasztanowych włosów i leworęczności.

Popchnęła wózek w stronę trzeciej kabiny, a potem pomogła Deaconowi przenieść się na łóżko. Jego ramiona były suche i sztywne jak patyki na podpałkę. Był niedożywiony. Włosy miał posklejane od kurzu i brudu. Brakowało mu kilku zębów. Nie miał jeszcze czterdziestki, ale wyglądał na sześćdziesiątkę, a ruszał się jak osiemdziesięciolatek. Nie była pewna, czy przeżyje następną zimę. Heroina, żywioły albo kolejne infekcje dokończą dzieła.

– Wiem, co sobie myślisz. – Deacon odchylił się na łóżku z jękiem stetryczałego człowieka. – Chcesz zadzwonić do mojej rodziny.

– A ty chcesz, żebym zadzwoniła?

– Nie. Ani do opieki społecznej. – Podrapał się po ramieniu, wbijając paznokcie w okrągłą bliznę. – Posłuchaj, jestem kupą gówna, jasne?

– Nie zrobiłeś na mnie takiego wrażenia.

– Może akurat miałem dobry dzień. – Jego intonacja wywinęła kozła na ostatnim słowie, jakby właśnie dotarło do niego, że wcale nie jest pewne, czy dożyje do jutra. – Z głową jest u mnie, jak jest. No i ten nałóg. To znaczy, kurwa, kocham ćpać, ale ludzie nie mają ze mną lekko.

– Trafiły ci się trefne karty. – Sara starała się zachować spokojny ton głosu. – Co nie znaczy, że jesteś złym człowiekiem.

– Jasne, ale wiem, ile zdrowia kosztowałem swoją rodzinę. W czerwcu będzie dziesięć lat, jak się mnie wyrzekli, i nie mam im tego za złe. Dałem ku temu mnóstwo powodów. Kłamstwa, kradzieże, oszustwa, bójki. Tak jak mówię, kupa gówna.

Sara oparła łokcie o poręcz łóżka.

– Co mogę dla ciebie zrobić?

– Jeśli nie przeżyję, zadzwonisz do mojej matki i dasz jej znać? Nie to, żeby się przejęła czy coś. Tak szczerze myślę, że jej ulży.

Sara wyciągnęła z kieszeni długopis i notes.

– Zapisz jej imię i numer.

– Powiedz jej, że się nie bałem. – Docisnął długopis do papieru tak mocno, że aż zaskrzypiało. Z oczu pociekły mu łzy. – Powiedz jej, że nie mam do niej żalu. I jeszcze… powiedz, że ją kochałem.

– Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, choć oczywiście obiecuję, że w razie czego zadzwonię.

– Ale nie wcześniej, dobrze? Nie musi wiedzieć, że żyję. Tylko że… – Głos uwiązł mu w gardle. Oddał notatnik i długopis trzęsącymi się rękami. – Wiesz, do czego zmierzam.

– Wiem. – Sara położyła mu dłoń na ramieniu. – Zadzwonię na chirurgię. Założymy ci wkłucie centralne i podamy coś, dzięki czemu będzie ci trochę lepiej.

– Dzięki, doktorko.

Książkę Po tamtej nocy kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Po tamtej nocy
Karin Slaughter6
Okładka książki - Po tamtej nocy

Imprezowy wieczór sprzed piętnastu lat zakończył się brutalną napaścią, po której życie Sary Linton legło w gruzach. Od tamtej pory udało jej się zbudować...

dodaj do biblioteczki