Liwia kończy studia na kierunku fizjoterapia i pracuje na jednej z wrocławskich stacji benzynowych. Dziewczyna mieszka z ukochaną babcią oraz ekscentryczną ciocią, byłą zakonnicą. W ich ożywionym domu nie ma miejsca na nudę.
Młoda kobieta ma sprecyzowane plany na najbliższą przyszłość i bynajmniej nie uwzględnia w nich żadnego osobnika płci męskiej.
Mateusz właśnie obejmuje w sieci stacji benzynowych kierownicze stanowisko po swoim dziadku, który niedawno przeszedł zawał. A gdy młody szef zjawia się w jednej z placówek, przypadkowo słyszy na swój temat kilka niepochlebnych słów.
Między Liwią a Mateuszem dochodzi do konfrontacji. On jest nią oczarowany, a ona najchętniej posłałaby go na księżyc. Uważa go za rozpieszczonego dziedzica dziadkowej fortuny, który jest zuchwały i zbyt pewny siebie, a do tego okropnie ją irytuje. Za to Mateusz od pierwszych chwil czuje, że Liwia jest mu pisana. Musi tylko pokonać mur jej niechęci.
Czy mężczyzna zyska przy bliższym poznaniu? A może ognista rumba sprawi, że Liwia spojrzy na Mateusza inaczej?
Nigdy za ciebie nie wyjdę Magdaleny Krauze to opowieść o życiu, miłości i rodzinnych więzach. I o przeznaczeniu, którego nie da się uniknąć. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Mięta. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Nigdy za ciebie nie wyjdę.
Rozdział 2
Liwia
Inspekcja bossa trwała dobre dwie godziny. O ile podczas naszej rozmowy przy ladzie uznałam, że jest całkiem miły, o tyle po tym, jak wkroczył na zaplecze i zaczął mi rozkazywać, nabrałam do niego głębokiej niechęci. Jeśli sądził, że będę stała jak mimoza i brała na swoje barki odpowiedzialność za to, że biuro wygląda zbyt skromnie, a toaleta pamięta zamierzchłe czasy, to się pomylił. Szef szefem, ale bez przesady.
– Arogancki dupek – podsumowałam jego zachowanie tuż po tym, jak wsiadł do swojego wypasionego bmw serii 8 gran coupé i odjechał.
– Fakt. Równie ładny, co bezczelny – przyznała Ulka.
– Oj tam, ty tylko ładny i ładny. Co ci po ładnym, skoro jego zachowanie przyćmiewa wszystkie wizualne atuty.
– Nie zauważyłam, żeby od tego nagle zbrzydł.
– Ulka, ogarnij się! Przecież jesteś zaręczona – przypomniałam ostentacyjnie, wskazując błyszczący pierścionek na jej serdecznym palcu.
– Oj, i co z tego? Jak już człowiek zaręczony, to nie może oczu nacieszyć?
Pokręciłam głową z dezaprobatą i odwiesiłam służbowy mundurek do szafki.
– Dzięki, że w porę do mnie podeszłaś i mi przerwałaś. Już teraz wiem, dlaczego tak wymachiwałaś rękami.
– Dzwoniła Dorota z informacją, że nowy boss zrobił objazd po swoich włościach, i jak mi go opisała, to już wiedziałam, że to on.
– U nich też się tak panoszył?
– Nie, mówiła, że jest nawet spoko.
– Ewidentnie ugodziłam jego męskie i szefowskie ego. Coś czuję, że jutro wylecę stąd z hukiem – podzieliłam się z Ulką swoimi przeczuciami.
– To może weź go przeproś – zaproponowała.
– Ulcia, moja babcia zawsze mawia: przepraszaj za kłamstwo, nigdy za prawdę. Sama dobrze wiesz, że ludzie nie chcą wysłuchiwać tych litanii. Jakby wzrok zabijał, to już byśmy obie leżały trupem. Stali klienci już nawet z nami nie żartują, tylko płacą i uciekają, bo boją się, że za chwilę wciśniemy im jeszcze gazetę sprzed roku. Uważam, że powinniśmy wrócić do tego, co było, zanim ten dziedzic dziadkowej fortuny objął swoje rządy.
– Zgadzam się, że przedtem było lepiej – przyznała Ulka.
– No widzisz, ale on chyba nie ma o tym biznesie pojęcia. Jeśli mnie zwolni, to nawet poczuję ulgę, że nie będę musiała stać tutaj i klepać tych głupot – zakończyłam i założyłam bluzkę.
– Nie zwolni cię. Jesteś dla niego wyzwaniem, Liw, a tacy jak on lubią wyzwania. Gdyby tak nie było, to po dzisiejszej wymianie zdań na zapleczu już by ci się kazał pakować, a on ewidentnie dobrze się bawił.
– Na pewno nie pozwolę na to, żeby ktoś bawił się moim kosztem. Dobra, zmykam do domu odespać maraton. Widzimy się jutro na nocce. Pa.
***
Czterdzieści minut później wjeżdżałam na podwórko. Babcia właśnie podlewała kwiaty. Na mój widok przerwała i pomachała ręką, uśmiechając się radośnie.
Mieszkałyśmy na peryferiach Wrocławia, okolica bardziej wiejska niż miejska. Rodziców pamiętałam jak przez mgłę. Uznali, że dziecko nie jest im potrzebne do szczęścia, więc zostawili mnie i uciekli w świat. To babcia stworzyła mi dom, otoczyła mnie opieką i miłością, a potem, gdy miałam jakieś pięć lat, zamieszkała z nami jej siostra, Maria. Tworzyłyśmy zgrane trio i choć czasem różnice zdań między babcią a ciocią krzesały iskry, nie zamieniłabym naszej trzyosobowej rodziny za żadne skarby świata. Ciocia Marysia od zawsze była bardzo uduchowiona. Codziennie spędzała długie godziny na modlitwie i wieczorami chodziła do kościoła na mszę. Babcia Aniela z kolei należała do babć nowoczesnych i mogłam z nią rozmawiać o wszystkim. Udzielała się społecznie, organizowała wycieczki dla seniorów w różne ciekawe miejsca w Polsce. Jako była dyrektorka domu kultury wciąż miała mnóstwo pomysłów na spędzenie wolnego czasu, więc powołała do życia Klub Seniora.
– No, nareszcie jesteś. – Babcia odstawiła konewkę na miejsce i wyszła mi na spotkanie.
Cmoknęłam ją w policzek i razem poszłyśmy do domu.
– Marzę o mojej miękkiej podusi – oznajmiłam, zdejmując buty.
– Cud, że nie zostałaś na jeszcze jedną zmianę. Zajedziesz się, dziewczyno – skarciła mnie babcia.
– A zapomniałaś już, jaka byłaś w moim wieku? przypomniałam. – Na podstawie twoich życiowych opowieści można by książkę napisać.
– Było się młodym, miało się siłę, oj, miało. – Babcia na chwilę zamyśliła się z wyraźną nostalgią. – Dobra, myj ręce i siadaj do stołu.
Od tygodnia bębniłam, że jestem na diecie, ale babcia nie uznawała czegoś takiego jak katowanie się liściem sałaty w towarzystwie listewki chrupkiego pieczywa, więc żeby nie robić jej przykrości, nalałam pół chochelki zupy.
– Na drugie zrobiłam naleśniki z serem. Twoje ulubione, Liwciu. – Babcia uśmiechnęła się i postawiła na stole pojemnik z naleśnikami.
– Babciu, ja nigdy nie schudnę.
– A z czego niby ty się chcesz odchudzać?
– Z dupy, babciu, z dupy. – Poklepałam się demonstracyjnie po gluteus maximus.
– Dupa musi być. Poza tym twoja wcale nie jest za duża – zapewniła z przekonaniem.
– Jasne… Mam taką skocznię, że Małysz mógłby z niej dolecieć prosto do Garmisch-Partenkirchen.
Babcia wybuchła śmiechem. Usiadła naprzeciwko mnie, ale nie mogła się uspokoić, a ja, patrząc na nią, też zaczęłam się śmiać.
– Ja obstawiam, że doleciałby do Sapporo – oznajmiła babcia między jednym a drugim parsknięciem.
Obie otarłyśmy łzy z oczu. Ostatecznie złamałam się i nałożyłam naleśnik.
– Babciu, jesteś okropna, wiesz?
– Wiem, wiem, wnusiu. Za dobrze gotuję i nabijam się z twojej ślicznej pupci. – Popatrzyła na mnie lśniącymi oczami. – Wiesz, ile dziewczyny muszą ćwiczyć, żeby mieć taki tyłek? Odpal TikToka i zobaczysz, jak wylewają siódme poty na tych przysiadach, żeby z płaskodupia powstały krągłe i jędrne pośladki. Doceń matkę naturę i przestań narzekać, bo o ile rodzice jako rodzice nie zdali egzaminu, o tyle udało im się stworzyć cudowne i piękne dziecko.
– Dziękuję, babciu.
– O, patrz, ciotka Marysia dzwoni prosto z kościółka poinformowała mnie babcia i złapała telefon. – Co, Maryniu, tarabanisz? – rzuciła wesoło, ale zaraz zmarszczyła brwi z niepokojem. – Jak to się wywróciłaś? Z czego? Nie słyszę, powtórz. Z tych dużych schodów? Z ilu? Ja pierdolę, Maryśka, ty zawsze jakiegoś diabła wystrugasz. Jak mam nie przeklinać, no jak?! Dobra, leż tam, zaraz po ciebie przyjadę.
– Co się stało? – zaniepokoiłam się.
– Ciotka spadła z dziewięciu stopni. Rozharatała te swoje chude kopyta i jęczy. Mam nadzieję, że nic sobie nie złamała. – Babcia bez wahania sięgnęła po kluczyki.
– Jadę z tobą, babciu. Zostaw kluczyki, mój samochód stoi na wyjeździe. – Podniosłam się od stołu.
– No dobra, to dawaj, zbieramy się, bo wiesz, jak ciotka się nad sobą trzęsie. A tak się dzisiaj stroiła do tego kościoła. Nawet założyła buty na obcasie. Mówiłam jej, żeby wzięła te na płaskim, bo się jeszcze wykopyrtnie. No i wykrakałam, cholera.
Po kilku minutach znalazłyśmy się pod kościołem. Z daleka zobaczyłam ciocię Marysię siedzącą na trawie. Nad nią pochylał się jakiś mężczyzna. Albo mi się wydawało, albo ciotka pozwalała mu opatrywać swoje rany.
– Liwia, co tam się dzieje? – Babcia zerknęła na mnie, a potem zmrużyła oczy, by wyraźniej zobaczyć towarzysza ciotuchny. – No nie wierzę, to przecież Władziu Kowalski – stwierdziła, kiedy już wysiadłyśmy i zrobiłyśmy kilka kroków w stronę tamtej pary. – Ty patrz, on jej robi ekologiczne opatrunki. Natargał jakichś liści i udaje ratownika medycznego, a on to ponoć mdleje nawet wtedy, jak zabije muchę.
– Cicho, babciu, bo nas usłyszą. – Zagryzłam wargi, żeby nie parsknąć śmiechem. Scena, która rozgrywała się przed naszymi oczami, była naprawdę komiczna. Oczywiście współczułam cioci, ale już z daleka dostrzegłam, że więcej w tym gry niż rzeczywistych urazów.
– No i coś ty, Maniu, nawywijała, co? – Babcia z troską pochyliła się nad siostrą. – Cześć, Władek – mruknęła do jej towarzysza.
– Cześć, Anielo. – Mężczyzna zaczerwienił się lekko. Zostałem z Marysią, bo uznałem, że zanim pobiegnę do domu po samochód, ty pięć razy zdążysz tutaj przyjechać.
– I dobrze zrobiłeś, Władziu – pochwaliła go babcia. A ty co leżysz jak z diabła skóra, co? – zwróciła się do ciotki. – Paniki narobiłaś, że masz takie rany, a tu ledwo draśniecie widać.
– Ciociu, możesz wstać? – Złapałam ciotkę pod łokieć.
– Chyba tak, Liwciu. Jak dobrze, że przyjechałaś, bo ta harpia by mnie tutaj zakrakała – poskarżyła się ciocia, łypiąc gniewnym wzrokiem na babcię.
Pan Władek chwycił ciocię pod drugi łokieć i w końcu wstała.
– Trzeba było włożyć te dwunastocentymetrowe szpilki od Liwii, łamago, wtedy byś nogę złamała, nawet klęcząc w ławce – burczała niezadowolona babcia.
Na twarzy pana Władysława błąkał się nieśmiały uśmiech, a ja wstrzymałam oddech, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
– Anielko, zamiast pluć we mnie tym bezbożnym jadem, okazałabyś nieco miłosierdzia – miauknęła ciocia.
– Codziennie ci je okazuję, kiedy przynoszę ci śniadanie do łóżka, księżniczko, podczas gdy ty wertujesz swój brewiarz.
– Modlę się o zdrowie dla nas, o łaskę i błogosławieństwo, a ty mi wypominasz kubek herbaty i kromkę chleba?
No i się zaczęło. Wprost uwielbiałam te ich przekomarzania i nieraz im mówiłam, że nadają się obie do kabaretu.
– Nie dramatyzuj, Mańka, tylko pokaż nam lepiej, czy możesz chodzić, bo jak nie, to jedziemy od razu do szpitala. Zapakują cię w gips po samą dupę i wtedy może docenisz każdy kubek herbaty i każdą kromkę chleba.
Na tę groźbę ciocia od razu ruszyła, choć cały czas w asyście. Jak się okazało, nie kulała wcale i tak naprawdę oprócz kilku otarć nic jej się nie stało. Po kilku krokach wywinęła się spod mojego ramienia i odwróciła w stronę mężczyzny.
– Dziękuję ci, Władziu. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Tak wspaniale się mną zaopiekowałeś. – Pogładziła go po dłoni, a on wpatrywał się w nią jak urzeczony.
– Nic takiego nie zrobiłem – tłumaczył się skromnie. Przecież nawet nie odwiozłem cię do domu, Maryniu.
Podczas gdy Władziu z Marynią gruchali jak dwa gołąbki, babcia wszystko komentowała szeptem. W przeciwieństwie do nich słyszałam każde jej słowo i kiedy już mi groziło, że wybuchnę głośnym śmiechem, chwyciłam babcię pod rękę i pociągnęłam w stronę samochodu.
– No gdzie mnie wleczesz, dziecko? Toż tej kaleki samej nie zostawimy – zbuntowała się babcia. – Sama zobacz, ile razy w miesiącu ona się wywraca. Ja nie wiem, może jej błędnik wysiadł i trzeba ją przebadać.
– Babciu, odciągnęłam cię od nich, bo od tych twoich komentarzy mało mnie nie rozsadziło. Jesteś niemożliwa. A te wszystkie zmarszczki wokół moich oczu zawdzięczam tobie, bo ciągle mnie rozśmieszasz.
– No dobra, to poczekajmy na nią tutaj w razie czego. Jakby się znowu miała rozkraczyć, to ją złapiemy. Pamiętasz, jak ostatnio zaryła w ogrodzie i wypluła sztuczną szczękę?
– Pamiętam. – Obie roześmiałyśmy się na to wspomnienie.
– No ja to aż wtedy popuściłam. – Babcia zerknęła w kierunku ciotki. – Nieraz na nią psioczę, ale bez Mani byłoby smutno, a czuję, że tu się między nimi coś kroi.
– Ja obstawiam, że ona to się dziś celowo wywaliła. Pan Władek wygląda na nieśmiałego mężczyznę, za to nasza ciotuchna wie, jak zwrócić na siebie uwagę.
– Mówisz? – Babcia popatrzyła na siostrę z namysłem. – Może i masz rację, wnusiu. Ot i popatrz, jak se chłopa wymodliła, święta Marynia.
Dwie godziny później wreszcie położyłam się do łóżka. Sen już się do mnie skradał, ale wzięłam jeszcze telefon i sprawdziłam Fejsa. Z kilku powiadomień jedno było zaproszeniem od… O nie! Ani mi się śni przyjmować Mateusza Krytnickiego – upierdliwego bossa – do grona znajomych.
Książkę Nigdy za ciebie nie wyjdę kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,