Znana lekarka specjalizująca się w medycynie tropikalnej, zaangażowana w projekt badawczy nad jadem węży, umiera w swoim mieszkaniu. Wszystkich zaskakuje informacja, że powodem jej śmierci wcale nie był rak, na którego chorowała. Podejrzenia o zabójstwo padają na jej córkę. Sprawę rozpracowuje komisarz Michał Orski.
W obliczu oskarżeń, Magdalena prosi o pomoc koleżankę – mecenas Anitę Herbst. Obie wpadają na zaskakujący trop. Okazuje się, że przed śmiercią doktor Elżbieta Budzanowska interesowała się okolicznościami tragicznego wypadku, w którym przed trzydziestu laty zginął jej mąż. Niebawem wypływają nowe, sensacyjne fakty…
Czy śmierć lekarki ma coś wspólnego z jej wyjazdami do Afryki?
Afrykański klucz jest drugim tomem serii kryminalnej Pensjonat Biały Dwór. Pierwszy – Zapach prawdy – zdobył uznanie recenzentów i znalazł się na liście kandydatów do Nagrody Wielkiego Kalibru.
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś w naszym serwisie możecie przeczytać premierowe fragmenty Afrykańskiego klucza:
Michał wstał tego dnia bardzo wcześnie, bo już przed piątą rano. Włożył dres i wyszedł z domu pobiegać. Uznał, że Tomek nie obudzi się przed szóstą.
Biegał przez pół godziny.
To znaczy przez pierwszy kwadrans biegł, a później już raczej symulował. Jego kondycja była żałośnie kiepska.
Punkt siódma odstawił syna do przedszkola. Sam pojechał do Wrocławia, pod mieszkanie Magdaleny Budzanowskiej. Pożyczył samochód od Pauliny, bo nie był pewny, czy Magdalena nie widziała go w jego aucie. Zależało mu na tym, żeby go nie rozpoznała. Męczył się trochę, ponieważ nie był przyzwyczajony do prowadzenia pojazdu z automatyczną skrzynią biegów. Miał nadzieję, że tego dnia kobieta nie zaczęła pracy wcześniej. Sprawdził w internecie, że jej gabinet kosmetyczny jest czynny od dziesiątej. Ale to oczywiście nie znaczyło, że do dziesiątej Budzanowska będzie w domu.
Żałował, że nie kupił sobie po drodze kawy i czegoś do jedzenia. Musiał czekać ponad trzy godziny, zanim Budzanowska wyszła z bloku i wsiadła do samochodu. Jechał za nią aż do jej gabinetu kosmetycznego. Magda zaparkowała na chodniku nieopodal wejścia i zniknęła w środku.
Wyszła po niecałej godzinie z plikiem dokumentów w ręce.
Wsiadła do samochodu i pojechała w okolice placu Kromera, gdzie spędziła pół godziny w firmie rachunkowej. Stamtąd udała się do hurtowni kosmetycznej naprzeciwko bunkra przy Ołbińskiej.
Michał postanowił wyjść na chwilę, żeby rozprostować kości. Właśnie w tym momencie Budzanowska z kartonem pełnym zakupionych produktów wróciła do swojego auta.
Ruszyła.
Tym razem skierowała się do południowo-zachodniej części miasta.
Orski jechał za Budzanowską, starając się utrzymywać bezpieczną odległość dwóch, trzech samochodów i jej nie zgubić. Nie było to łatwe, ponieważ kobieta jeździła wyjątkowo dynamicznie. Rzekłby nawet, że w sportowym stylu. Miał problem, żeby za nią nadążyć. Jechał wysłużonym samochodem Pauliny, który miał małą moc i tę nieszczęsną automatyczną skrzynię biegów.
Magdalena wyprzedziła astrę i skręciła w wąską uliczkę. Minąwszy osiedle bloków z wielkiej płyty, za przejazdem kolejowym skręciła w prawo.
Po dwóch kwadransach stania w korku dotarli na tereny, które Michał znał słabo.
W końcu auto Budzanowskiej wtoczyło się na wyłożony płytami betonowymi parking przy cmentarzu. Michał zaparkował samochód na drugim krańcu placu. Wysiadł i poszedł za Budzanowską, trzymając się w bezpiecznej odległości. Dopiero wtedy się zorientował, że jest na Jerzmanowie.
Kiedy dotarł do głównej bramy cmentarza, był zasapany jak maratończyk po wygranym biegu. Sfrustrowany obiecał sobie, że najszybciej, jak to możliwe, wróci do regularnych treningów.
Tymczasem Budzanowska wcale nie poszła między groby. Udała się prosto do biura parafialnego. Michał czekał za załomem muru, przyglądając się karawanowi.
Pracownicy zakładu pogrzebowego wyjmowali wieńce i wiązanki, przygotowując się do procesji przez cmentarz. Żałobnicy w tym czasie zbijali się w grupki i zabijali czas rozmową. Orski miał zresztą wrażenie, że wielu z nich nie widziało się od dawna. Nic dziwnego, chyba tylko pogrzeby ściągają z całego kraju bliższą i dalszą rodzinę. Zdarza się, że niektórzy krewniacy nie widują się całe lata. Niby wszyscy sobie obiecują, że muszą się spotkać przy jakiejś weselszej okazji, ale wiadomo, jak to w życiu bywa. Po dwudziestu minutach kondukt pogrzebowy ruszył w kierunku kaplicy, za to z budynku zarządu cmentarza wyłoniła się Budzanowska. Orski śledził ją, aż wróciła do gabinetu kosmetycznego. Wtedy postanowił spuścić ją z oka i wrócić na Jerzmanów.
Wszedł do biura parafialnego. Przy korkowej tablicy stał młody ksiądz. Zmieniał coś w rozpisanym na kartce A4 grafiku.
– Biuro już właściwie zamknięte – poinformował mechanicznie.
Orski przedstawił się i okazał legitymację.
– Jakąś godzinę temu była tutaj kobieta. Średniego wzrostu, przed trzydziestką, włosy do ramion. Magdalena Budzanowska – powiedział oschle. – Chcę się dowiedzieć, co załatwiała.
– Tak, panie komisarzu, była tu taka kobieta.
– W jakim celu tutaj przyszła? Prowadzę dochodzenie i potrzebuję szczegółowych informacji.
Książkę Afrykański klucz kupicie w popularnych księgarniach internetowych: