Nessa, tak naprawdę Dominika Neserowicz, to wschodząca gwiazda muzyki pop. Wydawać by się mogło, że ma wszystko - sławę, pieniądze, oddanych fanów.
Na jej pełne sukcesów zawodowych życie pada jednak cień. Nessa zaczyna otrzymywać anonimy, w których ktoś grozi jej śmiercią. Manager przerażonej piosenkarki postanawia więc zatrudnić dla niej całodobową ochronę.
Michał jest najlepszy w swoim fachu. Ochrania bardzo wpływowych ludzi i nie ma ochoty współpracować z rozkapryszoną gwiazdką. Mimo wszystko przyjmuje zlecenie ze względu na oferowaną mu kwotę.
Początek zawodowej relacji Michała i Dominiki jest bardzo trudny - oboje mają silne charaktery, przez które dochodzi między nimi do tarć. Wszystko się jednak zmienia, gdy poznają się bliżej i powoli odkrywają swoje sekrety.
Z czasem, wbrew wszelkim zasadom, ich relacja staje się mniej profesjonalna.
Czy ich uczucie przetrwa, gdy na jaw wyjdą głęboko skrywane tajemnice Nessy?
Czy Michałowi uda się ochronić dziewczynę przed jej mroczną przeszłością?
Do lektury powieści Kingi Tatkowskiej Pod ścisłą ochroną zaprasza Wydawnictwo Endorfina. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Pod ścisłą ochroną. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
ROZDZIAŁ DRUGI
Nessa
Jestem poza kontrolą, zabrać nic już mi nie mogą
Bo nic nie mam, moje logo, mówi ci, że jestem sobą…
Tymek, Poza kontrolą
– Wystarczy – rzuciłam dość opryskliwie do dziewczyny, która poprawiała mi makijaż już dziesiąty raz w ciągu ostatniej godziny.
Byłam do tego przyzwyczajona i zazwyczaj miałam już wywalone na kilogram szpachli na twarzy, ale dziś po prostu nic mi się nie spinało i czułam się podenerwowana. Chciałam wyprzeć ze świadomości fakt, że rano przyszedł kolejny anonim, ale najwyraźniej nie udawało mi się to…
Do prowizorycznej garderoby wszedł Darek, mój menadżer, i jednym machnięciem dłoni wygonił stąd makijażystkę.
– Co się dzieje? – zapytał, kiedy zostaliśmy sami.
Zjawiłam się tutaj przed momentem, wcześniej strzelając focha na fotografa, który robił mi sesję do nowego „Glamour”, a jak mój menago wiedział, robiłam krzywe akcje tylko wtedy, gdy ktoś mnie ewidentnie wnerwił. Na ogół starałam się być profesjonalna, choć nie zawsze mi to wychodziło.
Stanął tuż za mną i złapaliśmy się wzrokiem w lustrze, przed którym siedziałam.
– Nic – odparłam, ale spojrzał na mnie tak, jakby chciał powiedzieć: „Nie rób ze mnie durnia”.
No tak… skubany bardzo dobrze mnie znał.
– Przyszedł dziś kolejny list – powiedziałam.
– I dlaczego ja nic o tym nie wiem? – Widziałam, że już zaczął się wściekać, bo żyłka na jego szyi niebezpiecznie pulsowała.
– Nie chciałam robić afery – przyznałam żałośnie. Dwa tygodnie temu, gdy dostałam pierwszą wiadomość i zaczęło się to całe gówno, dałam przy nim taki pokaz rozhisteryzowania, że po wszystkim byłam sobą maksymalnie zażenowana. Wiedziałam doskonale, że ryzykowałam, będąc na świeczniku, on też to rozumiał, ale na samym początku ustaliliśmy, że bierzemy to na klatę. Jednak teraz, kiedy pojawił się problem i nie czułam się w stu procentach bezpiecznie, zaczęłam wariować.
– Masz mi o wszystkim mówić, Domi. – Jego głos ociekał słodyczą, ale miałam świadomość, że kryła się za tym całkowita bezwzględność.
Tę bezwzględność także brałam na klatę.
Nachylił się i dotknął dłonią mojego policzka, nie przerywając kontaktu wzrokowego, a potem pocałował mnie w czubek głowy.
Czasami pojawiała się ulotna myśl, że do niego należałam, ale szybko znikała.
Nie miałam zamiaru już więcej do nikogo należeć.
– Pojawił się twój ochroniarz – oznajmił po chwili, prostując się. – Chodź.
No tak… Dzisiaj miał się zjawić facet, który w razie czego powinien mnie obronić.
O tym, żeby zatrudnić ochronę, zadecydowaliśmy wspólnie z Darkiem tuż po tym, jak dostałam drugi anonim. Przez trzy dni nie wychodziłam wtedy z mieszkania, bo najzwyczajniej w świecie się bałam, a miałam od chuja zobowiązań, więc nie mogliśmy sobie pozwolić na niewywiązanie się z umów i ogólny przestój. Dlatego Daro na moją prośbę wyniuchał najlepszą agencję ochrony w stolicy, a potem zażądał najlepszego fachowca.
Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, poprawiłam loki i wyszłam z menago z garderoby. Rozejrzałam się po hali, w której odbywała się sesja, i starałam się dojrzeć nową postać.
– Który to?
W chwili gdy o to zapytałam, mój wzrok go wychwycił – może dlatego, że ochroniarz patrzył prosto na mnie.
O kurwa… Dobry był, nie powiem.
Na oko jakieś metr dziewięćdziesiąt. Góra mięśni, ale nie typ koksa z siłki, tylko pięknie wyrzeźbione ciało, które widziałam oczyma wyobraźni, bo przecież nie stał tutaj w samych bokserkach. Ciemne włosy, krótko ścięte. Surowy przystojniak z okładki, choć na pierwszy rzut oka nie wyglądał na kogoś, kto chętnie przypozowałby do jakiejkolwiek rozkładówki. Wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie gościa, który jest tutaj za karę.
Interesujące…
– Ten w kurtce wpierdolce? – rzuciłam od niechcenia, mając na myśli bomberkę, którą założył. – Właśnie ten! – zaśmiał się Darek i razem poszliśmy w kierunku faceta. Daro z mężczyzną uścisnęli sobie dłonie. – Od dzisiaj to twoja obstawa, Nessa – powiedział do mnie.
Spojrzeliśmy na siebie z ochroniarzem, który zaraz wyciągnął rękę w moją stronę.
– Azer – przedstawił się.
Moja mała dłoń wyraźnie gubiła się w jego. Byłam przekonana, że jest wyjątkowo silny, ale teraz jedynie ledwie wyczuwalnie mnie dotknął.
Miałam także pewność, że gdyby zjawił się tutaj Josh Bowman, to przy Azerze wyglądałby jak jego brzydszy kuzyn.
– To nazwisko? – zapytałam, choć doskonale wiedziałam, jak naprawdę się nazywał. Michał Klimczuk. On zapewne też dowiedział się o mnie wielu rzeczy, bo na tym polegała jego praca, ale informacje jakie mógł zdobyć na mój temat, stanowiły właściwie tylko kroplę w morzu.
Oj, Azer, to morze skrywa w sobie masę brudu.
– Ksywka – rzucił.
Najwyraźniej ochroniarz nie był specjalnie rozmowny i wyglądało na to, że będziemy się porozumiewać monosylabami. To znaczy on będzie, bo ja na ogół nie miałam tego w zwyczaju. Niekiedy uwielbiałam ciszę, a niekiedy była dla mnie stanowczo za głośna i nie mogłam jej znieść.
– W takim razie, Azer, czekaj tutaj grzecznie, bo muszę cyknąć jeszcze kilka fotek. Później zabierzesz mnie do domu i może pokażesz parę chwytów, których nauczyłeś się w Warszawskiej Szkole Boksu.
Czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony na fakt, że wiedziałam między innymi o tym, gdzie chodził na zajęcia, ale się nie doczekałam. Patrzył na mnie z niewzruszoną miną.
Okej… Lubiłam wyzwania i lubiłam się bawić.
Uśmiechnęłam się i puściłam mu oczko, a potem minęłam go bez słowa.
Spojrzałam przepraszająco na fotografa i dałam mu znać, że możemy na powrót zająć się sesją.
Przez następną godzinę czułam na sobie intensywne spojrzenie Michała, ale sama ani razu nie zerknęłam w jego stronę, nawet wtedy, kiedy wracałam do garderoby, żeby włożyć własne ubrania.
Zamknęłam za sobą drzwi i już miałam zrzucić z siebie te cekiniaste szmaty, w które mnie przebrali, ale nagle do pomieszczenia ktoś wszedł.
– Chyba zna się na swojej robocie – odezwał się Darek. – Filował na ciebie jak jastrząb. Przewróciłam oczami. – A kto niby nie filuje?
Widząc, jak szarpię się z zamkiem na plecach, podszedł bliżej i pomógł mi rozpiąć sukienkę, a chwilę później stałam już przed nim w samej bieliźnie.
– Sam go wynalazłeś, Daro, więc musi być dobry – powiedziałam, sięgając po dżinsy.
– Mam pojechać z wami do mieszkania i wszystko obgadać? – zapytał. – W trakcie sesji powiedziałem mu, czego konkretnie oczekujemy, więc w sumie zna temat, ale jeśli chcesz, to…
– Nie ma takiej potrzeby – przerwałam. – Skoro wszystko mu powiedziałeś, to sprawa jest jasna.
Włożyłam workowatą bluzę, związałam włosy w kucyk, a na głowę założyłam czapkę z daszkiem. Z torebki jeszcze wygrzebałam okulary przeciwsłoneczne, które zakryły praktycznie połowę twarzy. Nie miałam teraz ochoty na to, by ktokolwiek mnie rozpoznał na ulicy, bo jeśliby tak się stało, to murowane pół godziny cykałabym sobie z kimś fotki i rozdawała autografy, a chciałam tylko jak najszybciej znaleźć się w domu i odpocząć.
Kiedy wyszliśmy z Darkiem z garderoby, przed drzwiami czekał już Michał.
We trójkę skierowaliśmy się w stronę wyjścia z hali. Gdy byliśmy już na zewnątrz, Daro zbliżył się i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Powiedział jeszcze, że wieczorem do mnie zadzwoni, a potem wsiadł do swojego samochodu i odjechał.
– Chodź – odezwał się Azer i nonszalancko ruszył przed siebie, jakby był przekonany, że podążę za nim niczym tresowany piesek.
Nie zdążyliśmy się jeszcze dobrze poznać, a już mnie irytował.
Złapałam się pod boki i zapatrzyłam na jego plecy.
– Dokąd niby? – zapytałam, a wtedy się zatrzymał. – To przypadkiem nie ty powinieneś podążać za mną? A gdyby ktoś mnie teraz zaatakował od tyłu i przyłożył do ust szmatę nasączoną jakimś usypiaczem? Nawet byś tego nie zauważył – wytknęłam.
Michał w końcu się obrócił i przekrzywił głowę, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
Mruknął pod nosem coś, czego nie zrozumiałam, a potem westchnął głęboko. Wskazał ręką pobliski parking.
– Zapraszam panienkę do limuzyny – rzucił protekcjonalnym tonem. – Z przyjemnością będę chronił twoje cenne tyły.
Jeszcze przez moment mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu odpuściłam, bo zaraz ktoś mógłby mnie tutaj rozpoznać, i poszłam z nim we wskazane miejsce. Gdy otworzył przede mną drzwi czarnego audi RS7, poły jego kurtki się rozchyliły i kątem oka dojrzałam broń. Serce szybciej mi zabiło, ale prędko otrzeźwiałam. W końcu taką miał pracę. To normalne, że był uzbrojony. Zajęłam miejsce pasażera, a Michał wsiadł za kółko.
– To wypożyczona fura czy aż tyle ci płacą za latanie z plastikową giwerą? – Nie mogłam się powstrzymać, by tego nie powiedzieć.
Doskonale wiedziałam, że jakieś riposty cisnęły mu się na usta, ale ostatecznie nic nie odrzekł, tylko ruszył tak, że aż spod kół uniosła się mgła z piasku.
– Mieszkam na…
– Wiem, gdzie mieszkasz – uciął.
Odpalił Spotify, a zaraz potem załączył swoją playlistę. Ogłuszył mnie dudniący rap, aż drgnęłam w fotelu i prawie zasłoniłam uszy. Wyciągnęłam dłoń, by przyciszyć, ale Michał chwycił mnie za nadgarstek. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Co? – rzuciłam, patrząc, jak jedną ręką sprawnie prowadził samochód po ulicach Warszawy.
– Na razie ustalmy chociaż jedno – zaczął. Nie zerknął nawet na mnie, ale za to ciągle trzymał moją dłoń w garści. – W tym samochodzie słuchamy wyłącznie tego, co sam włączę. Nie mam zamiaru katować się jakimś lukrowanym gównem, którego, jak podejrzewam, nasłucham się przy tobie jeszcze dość sporo.
Wyszarpałam rękę i spojrzałam na niego z wściekłością, która z każdą kolejną sekundą w jego obecności rosła. Ze wszystkich ochroniarzy w stolicy musiałam akurat trafić na takiego aroganckiego dupka?
Skrzyżowałam ramiona na piersi, zapadłam się w fotelu i utkwiłam wzrok w szybie, nie mając ochoty już patrzeć na mężczyznę.
– Bądź tak łaskaw i przycisz to swoje arcydzieło, bo inaczej pękną mi bębenki i nie będę już w stanie nagrać żadnego lukrowanego gówna – warknęłam.
Myślałam, że mnie oleje, ale niespodziewanie po kilku dłużących się sekundach przyciszył muzykę tak, że dało się jej słuchać. Leciała akurat moja ulubiona piosenka Sokoła, ale za żadne skarby bym mu tego nie powiedziała.
Okej… byłam określana jako gwiazdka pop i nawet nie zliczyłabym, ile razy powiedziano mi, że to, co tworzę, to totalne gówno. Nawet po części się z tym zgadzałam. Repertuar, który serwowałam publice, nie był tym, który chciałabym nagrywać na co dzień. To nie mój styl, mimo że bardzo dobrze się w nim odnajdywałam. Przynajmniej na pokaz. Tak, na pokaz wszystko wyglądało perfekcyjnie. Mój wizerunek się sprzedawał. Płyty rozchodziły się jak świeże bułeczki. Koncerty wyprzedawaliśmy w ciągu zaledwie kilku minut. Darek był zadowolony. Wytwórnia skakała z radości. Wszyscy czuli się szczęśliwi. Wszyscy prócz mnie. Ale nie ja byłam tutaj najważniejsza. To przeszłość wystawiła rachunek, a ja musiałam się z tym pogodzić i płacić cenę.
Przez całą drogę aż do podziemnego parkingu w żoliborskim apartamentowcu, w którym mieszkałam, nie zamieniliśmy z Azerem ani słowa.
Wysiadłam z samochodu, przy okazji uprzejmie trzaskając drzwiami. Ruszyłam przodem, nawet nie patrząc, czy też idzie. Ochroniarz poruszał się bezszelestnie, ale mimo wszystko czułam, że był tuż za mną. Wjechaliśmy windą na samą górę.
Gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu, w końcu mogłam wziąć prawdziwy oddech. Chyba tylko tutaj czułam się teraz bezpiecznie.
– Rozgość się – rzuciłam obojętnie.
Na kuchenną wyspę cisnęłam czapkę i okulary. Potem skierowałam się do sypialni, żeby się przebrać, ale Michał podążył za mną niczym cień.
– Moja sypialnia jest poza twoim zasięgiem – poinformowałam go. – To prywatna strefa, więc…
– Jeśli mam cię chronić, to nie ma czegoś takiego jak „prywatna strefa” – oświadczył.
– Muszę wiedzieć wszystko, a rozkład mieszkania to dopiero początek. Oprowadź mnie albo sam wszystko przetrzepię.
– A więc pomogę ci w tym trzepaniu – wypaliłam. Czekałam na to, by kącik jego ust choć drgnął, ale nic takiego się nie wydarzyło. – Lubisz sobie porządzić, co?
– Lubię mieć wszystko pod kontrolą.
– Ja jestem poza wszelką kontrolą, Azer.
– To masz dość spory problem, bo właśnie tak działam, i jeśli się nie podporządkujesz moim metodom, to w tym momencie możemy się pożegnać i będziesz musiała szukać sobie innej obstawy.
Aż mnie korciło, żeby mu napyskować, ale wiedziałam, że to nic nie da. Musiałam mieć ochronę. Na swoje nieszczęście byłam na niego skazana i on doskonale o tym wiedział.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam oprowadzanie, a na pierwszy rzut poszła nieszczęsna sypialnia. Obserwowałam, jak badał każdy kąt i zakamarek mojego mieszkania. Potem pokazałam mu już taras, łazienkę i pokoje, w tym jeden, w którym sam miał nocować. Pozostało już tylko jedno zamknięte pomieszczenie.
– Jeszcze tu – powiedział, podchodząc do drzwi.
– Nie wiem, czy jesteś na to gotowy, Michale. Stanęłam tuż obok niego. Nasze ciała praktycznie się stykały. Górował nade mną i byłam pewna, że z łatwością mógłby mnie chwycić jedną ręką i niespecjalnie poczułby jakiś ciężar.
Spojrzał na mnie, unosząc brew.
– To mój pokój zabaw – szepnęłam i starałam się zachować przy tym maksymalną powagę.
Nie do końcu wiedziałam, po co tak się zgrywałam, ale po prostu nie umiałam się powstrzymać. Ten typ robił ze mną coś niepokojąco dziwnego.
W jego oczach błysnęło niedowierzanie, ale bardzo szybko zniknęło. Żonglował swoimi maskami bardzo dobrze. Możliwe, że tak dobrze jak ja.
Odchrząknął i wskazał głową drzwi.
– To się zabawmy, Dominiko.
Pierwszy raz wypowiedział moje imię, bo chyba do tej pory zawsze zwracał się do mnie bezosobowo.
Cwaniacko uśmiechnęłam się pod nosem, mając nadzieję, że tego nie zauważył. Dotknęłam dłonią klamki i bardzo powoli, wręcz z namaszczeniem, otworzyłam drzwi. Nie widziałam twarzy mężczyzny, kiedy dostrzegł, co znajdowało się w środku, i bardzo tego żałowałam.
– Jesteś zawiedziony? – zapytałam po chwili. – Spodziewałeś się jakichś narzędzi tortur? Pejcze, bicze albo coś w tym stylu?
Kiedy w końcu na mnie spojrzał, przez moment nic nie mówił, a potem wskazał fortepian, który był właściwie jedynym wyposażeniem tego pomieszczenia.
– Potrafisz grać?
Może jedynie sobie to wyobraziłam, ale zdawało mi się, że w tym pytaniu pobrzmiewało lekceważenie. Dlatego przybrałam swoją standardową pozę. Nie miałam przecież zamiaru mu pokazywać, do czego stworzony został ten instrument.
Michał widział we mnie głupiutką lalkę z bilbordów, więc… niech ją widzi dalej.
– Nie. – Parsknęłam śmiechem. –To po prostu taki kaprys. Chciałam mieć fortepian, więc sobie go kupiłam. – Odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam w stronę sypialni. Teraz chcę mieć spokój – rzuciłam przez ramię.
Książkę Pod ścisłą ochroną kupicie w popularnych księgarniach internetowych: