Jest prawdą powszechnie znaną, że jeśli pan Bingley zostaje oskarżony o morderstwo, Lizzie Bennet i pan Darcy nie spoczną, póki nie znajdą prawdziwego winnego tej zbrodni. Czy wyniknie z tego coś więcej niż sojusz dwójki ambitnych rywali?
Energiczna i inteligentna Lizzie Bennet, córka właściciela kancelarii Longbourn i Synowie, dowiaduje się o skandalicznym morderstwie w wyższych sferach. Postanawia nie przegapić okazji i udowodnić, że w świecie zdominowanym przez napuszonych mężczyzn, kobieta także może coś znaczyć. Decyduje więc, że rozwiąże tę sprawę i przywróci sprawiedliwość.
Tyle że oskarżony o zbrodnię - pan Bingley - ma już prawnika: Fitzwilliama Darcy'ego, wyniosłego młodego spadkobiercę prestiżowej kancelarii Pemberley i Wspólnicy. Lizzie jest zdeterminowana rozwiązać sprawę morderstwa, zanim zrobi to Darcy. (A fakt, że Darcy jest upartym snobem, nie ma z tym oczywiście NIC wspólnego). Jednak niebezpieczny morderca wciąż jest na wolności, więc gdy sprawa się komplikuje, Lizzie i Darcy będą musieli zacząć współpracować, by nie stać się kolejnymi ofiarami.
Duma i podejrzenie Tirzah Price to feministyczna wersja klasycznej powieści Jane Austen nie tylko dla młodzieży, z kryminalną zagadką w stylu Agathy Christie i mnóstwem humoru. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Słowne. Dziś na naszych łamach znajdziecie premierowy fragment książki.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
w którym nasza bohaterka kolejny raz zostaje niesprawiedliwie potraktowana i wpada na trop nowej sprawy
Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że każdy błyskotliwy pomysł, na który wpadła młoda inteligentna kobieta i który został z sukcesem wcielony w życie, niewątpliwie zostanie przywłaszczony przez mężczyznę.
Elizabeth Bennet stała pod ścianą biura kancelarii prawniczej jej ojca o jakże optymistycznej nazwie Longbourn i Synowie, mierząc najostrzejszym spojrzeniem, na jakie tylko potrafiła się zdobyć, pana Collinsa, młodszego partnera w firmie. Ten jednak nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, racząc pozostałych pracowników szczegółami jej własnego odkrycia, jakby to on go dokonał.
– Wiedziałem od samego początku, gdy tylko pani Davis powierzyła nam prowadzenie tej sprawy, że coś się nie zgadza w jej zeznaniach. Jej męża oskarżono o malwersacje, a ona, żona zwyczajnego urzędnika, ubiera się jak baronowa? – Parsknął głośnym, zgryźliwym śmiechem, od którego Lizzie momentalnie rozbolała głowa.
Tak naprawdę Pan Collins był zbyt pochłonięty upajaniem się własną wyższością, by zwracać uwagę na coś tak „trywialnego” jak kobiece stroje! Gdyby Lizzie poprosiła go, żeby zamknął oczy i powiedział, jakiego koloru jest jej spencer, raczej by mu się to nie udało. (Tak dla formalności: szmaragdowozielony, z czystego brokatu. Jane, starsza siostra Lizzie, twierdziła, że ten kolor podkreśla głębię jej oczu).
Ojciec Lizzie, pan Bennet, przysłuchiwał się relacji pana Collinsa z cierpliwością człowieka nawykłego do wysłuchiwania rozwlekłych przemów.
– I co wydarzyło się potem?
– Zadałem jej zwyczajowe pytania, ale ciągle nie mogłem się pozbyć wrażenia, że coś ukrywa. Złożyłem pani Davis wizytę trzy dni później, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. W pewnym momencie naszej rozmowy tak się zdenerwowała, że przeprosiła mnie i na chwilę wyszła. W ten sposób trafiła mi się okazja, żeby… ekhm… rzucić okiem na jej sekretarzyk. Miałem nadzieję, że wypatrzę na nim jakiś zapomniany rachunek albo list…
Pan Collins urwał w poszukiwaniu odpowiednich słów, na co Lizzie uniosła brwi.
– O? Doprawdy? – rzuciła z przekąsem.
Nikt nie zwrócił na nią uwagi, a pan Collins wrócił do swojej opowieści:
– Zamiast tego natrafiłem na liścik o dosyć intymnej treści podpisany inicjałami J.A. Wydało mi się to dosyć podejrzane, więc popytałem sąsiadów i dowiedziałem się, że pani Davis wychodzi z domu we wtorkowe i czwartkowe popołudnia, zawsze o tej samej godzinie, nieraz nawet na kilka godzin. Następnego dnia poszedłem ukradkiem za nią i w ten sposób dowiedziałem się, kto kryje się pod inicjałami J.A.: John Alston, szef jej męża!
Charlotte Lucas, serdeczna przyjaciółka Lizzie, westchnęła głośno. Jako sekretarka miała dostęp do wielu smakowitych detali spraw prowadzonych przez ich kancelarię, ale niewiele z nich tak bardzo pachniało skandalem jak ta. Lizzie zareagowała w identyczny sposób, kiedy udało się jej odkryć – jej! Nie panu Collinsowi! – że pani Davis ma romans z człowiekiem, który oskarżył o malwersacje jej męża Jamesa.
– To był przebiegle uknuty spisek! Od tego momentu przekazuję tę sprawę panu, panie adwokacie, żeby udowodnił pan niewinność naszego klienta i zażądał dla niego sprawiedliwości.
Po tych słowach pan Collins ceremonialnym gestem przekazał ojcu listy, które Lizzie osobiście zwędziła z sekretarzyka pani Davis, po czym skłonił się lekko gronu słuchaczy.
Kancelaria Longbourn i Synowie nie była duża – oprócz ojca pracowali w niej dwudziestoletni gburowaty Collins, trzech innych prawników, dwóch aplikantów i Charlotte – sekretarka. Mimo to Lizzie aż kipiała ze złości, przyglądając się, jak Collins bezczelnie, na oczach wszystkich, przypisuje sobie zdobycie dowodów, które to ona mu dostarczyła.
– Chętnie bym go udusiła – wycedziła pod nosem na tyle głośno, że Charlotte posłała jej zaniepokojone spojrzenie.
– Najważniejsze jest to, że niewinny człowiek niedługo odzyska wolność – zauważyła sekretarka.
– Pewnie tak.
– Lizzie, wiesz, jak jest…
Charlotte urwała, świadoma, że porusza kwestię, o której Lizzie pamiętała aż za dobrze: nie będzie mogła osobiście bronić pana Davisa w sądzie, mimo że marzy o zostaniu adwokatem. Nic z tego, bo nawet gdyby sądy dopuściły do tego zawodu kobiety, musiałaby jeszcze przekonać ojca, że to odpowiednia droga życiowa dla jego ukochanej córeczki.
– Wiem – odparła Lizzie – ale to nie znaczy, że on ma prawo kraść moją pracę!
Collins wymieniał uściski rąk z innymi prawnikami i aplikantami, którzy poklepywali go po plecach i składali mu gratulacje, a w tym czasie pan Bennet przeglądał przekazane mu listy. Gwar w biurze przycichł i wszyscy zastygli w oczekiwaniu na to, co zawyrokuje adwokat.
– Dobra robota, Collins, bardzo dobra. Zaraz pójdę porozmawiać z sędzią pokoju. – Pan Bennet na dłuższą chwilę zawiesił głos, a potem dodał: – Oczywiście nasz klient wcale nie jest niewinny.
– Ależ tak. Przecież właśnie to panu udowodniłem. – Collins uśmiechnął się do pana Benneta, jak zwykle protekcjonalnie, czego Lizzie serdecznie nie znosiła.
Największym atutem Lizzie był bystry umysł, a największą, wytykaną jej zawsze przez matkę słabością – cięty język.
– Naszym klientem jest pani Davis – zauważyła podniesionym głosem, nie potrafiąc dłużej zachować milczenia. – A ona z całą pewnością jest winna.
Doprawdy, codzienna obecność w tym biurze wymagała od Lizzie niekończących się pokładów cierpliwości. Collins powinien poczuć zażenowanie z powodu popełnionej gafy, ale niczego takiego nie było po nim widać. Wręcz przeciwnie, nawet nie raczył odwrócić głowy w stronę młodej kobiety, która go poprawiła.
– Pan Davis, pani Davis, co to za różnica. Uważam, że pan Davis będzie nam do tego stopnia wdzięczny za załatwienie mu zwolnienia z więzienia, że z ochotą zapłaci nam sowitą sumkę.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Duma i podejrzenie. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: