Dzień próby. Fragment książki „Harem"

Data: 2019-08-07 10:27:34 | Ten artykuł przeczytasz w 15 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Wiedzieliście o tym, że w dawnej Polsce istniał... harem? Powieść Alex Vastarix to prawdziwa historia dziewcząt, które w nim pracowały. 

Harem przenosi czytelnika w czasy królowania Jana II Kazimierza Wazy, magnackich potęg, potopu szwedzkiego i najazdu Chmielnickiego, a także rozkwitu renesansowego miasta idealnego – Zamościa. W XVII-wiecznej Rzeczpospolitej splatają się losy spadkobiercy fortuny Zamoyskich i wnuka pierwszego ordynata – Jana zwanego Sobiepanem, i czternastoletniej wiejskiej dziewuszki, córki ubogich włościan z Brzezin.

Mała Józia, by ratować rodzinę przed śmiercią głodową, zostaje sprzedana do pańskiego haremu, złożonego z prostych dziewek, ubogich szlachcianek i zawodowych ladacznic. Zamienia wiejską chałupę na puchową pierzynę. Dziewczyna bez wykształcenia i jakiejkolwiek wiedzy o świecie zdobywa pod okiem Egipcjanki Sahiji, niegdyś odaliski w haremie perskiego księcia, ogładę i orientalne umiejętności w zakresie ars amandi. Ogrzewa łoże słynącego z erotycznych podbojów, hulaki i pijanicy Zamoyskiego w przytulnym dworku w Zamościu i w żołnierskim namiocie podczas wojennych wypraw.

Idyllę przerywa ślub tego najpotężniejszego wówczas magnata Rzeczpospolitej z Marią Kazimierą d`Arquien, późniejszą żoną króla Jana III Sobieskiego. Sobiepan zamyka bowiem swój harem i odprawia (na moment) dziewczęta, co poeta Jan Andrzej Morsztyn skomentował złośliwie i frywolnie w wierszu ,,Paszport kurwom z Zamościa":

Służyły wiernie, póki pański długi
Kuś potrzebował ich pilnej posługi;
Teraz, że z ślubną związki zwarte żoną,
Precz ich zapewne od dworu wyżoną.

Jak potoczyło się życie Sobiepana – wiadomo. By jednak poznać dalsze losy Józi z Brzezin, trzeba przeczytać spisaną przez pewną młodą doktorantkę jednej z najstarszych polskich uczelni – na podstawie nieznanych dotąd zapisków – historię. Wydawnictwo Harde i Alex Vastatrix zapraszają w podróż w czasie, do magnackiego haremu. Przeczytajcie również wywiad z Waldemarem Bednarukiem, współautorem i konsultantem tej książki. W minionym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowe fragmenty Haremu. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Dzień próby

I w końcu nadszedł ten dzień! Ten, którego się tak bałam, a jednocześnie, wiedząc, że nieuchronnie nadejdzie, z pewną niecierpliwością oczekiwałam. Wydawało mi się, że to jest jak jakiś chrzest bojowy, po którym dołączę do grona prawdziwych kobiet.

Z obecnej pozycji, postrzeganej wówczas jak rola czeladnika przygotowującego się do rzemieślniczego fachu, przejdę do elitarnego kręgu pełnoprawnych mistrzyń w tej dość niechlubnej profesji. Od mojego przybycia do pałacyku minęły już jakieś trzy miesiące. W tym czasie sporo się nauczyłam – przede wszystkim tego, aby przyjąć z pokorą swój los, jaki mi został wbrew mojej woli wyznaczony przez bliskich. Dalej trochę się buntowałam i w tajemnicy przed innymi dziewczynami gryzłam rolą, jaką mi narzucono.

– W końcu, która wiejska, ciemna i do tego religijna dziewucha marzy o tym, by spędzić swe życie jako dziwka w burdelu? – pytałam siebie każdej nocy, odrzucając nadpływające z ciemności podpowiedzi. Kaśka i Baśka z twojej wsi zamieniłyby się z tobą na pewno! I za jedną taką sukienkę, jaką ty dostałaś, do późnej starości nadstawiałyby wszystkim chłopom w okolicy. No i co z tego, że burdel dyskretny i luksusowy – dudniło mi w głowie – a moje życie w nim upływa do tej pory jak marzenie, kiedy zło pozostaje złem, bez względu na to, gdzie i w jakich warunkach się dokonuje!

Próbowałam nawet przez jakiś czas karcić sama siebie i potępiać za wszystkie te przyjemności, jakie wbrew swej woli niemal na każdym kroku odczuwałam. Dlatego pierwsze tygodnie tutaj były wypełnione taką huśtawką nastrojów i emocji – najpierw, reagując spontanicznie, cieszyłam się z nowej przyjemności – skakałam do góry i piszczałam na widok nowej kiecki, by potem wieczorem pod pierzyną dręczyć się wyrzutami sumienia. Na to wszystko cierpliwie patrzyła Zośka, która najwyraźniej przeżyła to już wcześniej. I to ona raz i drugi zagadała do mnie i pomogła rozprawić się z rozterkami zawsze tym samym argumentem.

– A co ty miałaś do gadania w tej sprawie?! Kiwałam głową, uznając, że potraktowano nas jak cielęta czy prosięta z za dużego miotu, które sprzedano jak niewolników do spełniania bezecnych pańskich zachcianek. Chyba chciałam zostać w tej sprawie przekonana, bo dość szybko przyznałam jej rację, choć z wrodzonego uporu, czy może raczej z poczucia przyzwoitości, jeszcze jakiś czas odpierałam jej argumenty. Ale coraz słabiej i słabiej, a kiedy jeszcze uświadomiłam sobie, że nie ja pierwsza przybyłam tu z podobnymi skrupułami i że jest rozsądne usprawiedliwienie dla naszych czynów, od razu zrobiło mi się lepiej i od tej pory z każdym dniem sprawa ta znacznie mniej zaprzątała mi głowę.

Tak więc, kiedy nadszedł ten wielki dzień, byłam, tak mi się przynajmniej wtedy wydawało, już nieźle przygotowana pod każdym względem i myślałam, że nie dam się niczym zaskoczyć. – To już jutro. Przyjdź rano po zioła! – rzuciła niby mimochodem po kolacji Sahija, a te słowa wprawiły mnie w takie drżenie, że na miękkich nogach nie mogłam dojść do swojego pokoju. Zośka, widząc, co się dzieje, ruszyła na przeszpiegi.

– Przysłano gońca z zamku. – Wpadła po chwili do naszego pokoju jak burza. – Mamy się obie przygotować na jutro!

– Boże mój, to już jutro! – Dreszcz przebiegł mi po grzbiecie.

Oczywiście o spaniu nie było mowy! Dopóki nie zgasło światło, starałam się nadrabiać miną, ale

Zośka nie dała się nabrać – cóż jednak mogła zrobić? Pogadałyśmy chwilę, by sprawdzić, czy wszystko pamiętam, a potem życzyła mi dobrej nocy i już zwinięta w kłębuszek spała jak zabita.

– Tej to dobrze – westchnęłam tylko z zazdrością, przygotowując się do czekających mnie zmagań z własnym strachem.

Rano wstałam ledwie żywa. Chyba lepiej by było nie kłaść się wcale – pomyślałam, wlokąc się na śniadanie. Potem cały dzień snułam się niemal nieprzytomna, a przy życiu utrzymywała mnie tylko jedna świadomość, że nie będę musiała przez to przechodzić sama, bo mam być razem z Zośką i ona mnie przez to przeprowadzi – naiwna myślałam wtedy chyba, że będzie mnie trzymała za rękę.

Wspominam tamten dzień jako zupełnie szalony. Najpierw do późnego popołudnia czekanie dłużyło mi się bez końca. Niby zajęć było bez liku, bo to od rana kąpiele, suszenie, czesanie, strojenie. Wszystko, co zdążyłam tak bardzo polubić przez okres swojego pobytu w pałacyku. Jednak mdląca świadomość, że to już dzisiaj odbierała mi wszelką radość z cotygodniowego rytuału. Dziewczyny próbowały mnie rozśmieszyć, rozruszać, zająć czymś innym moje myśli, ale ja choć zapewniałam, że wszystko w porządku, w środku aż drżałam z niepokoju o dzisiejszy wieczór, chodząc od rana z ciągłym uczuciem niestrawności. Jakbym coś zjadła nieświeżego. Ale to nie zatrucie. To strach!

W końcu przygotowana do kolacji wyszłam na spacer do ogrodu, by uwolnić się od tego nieustannego zabawiania, które z czasem stało się irytujące. Chodziłam wąskimi alejkami, wąchałam kwiatki, a w oddali za ogrodzeniem podziwiałam rozległe łany bielejących zbóż. Żniwa za pasem, jak oni tam na wsi sobie beze mnie poradzą? – próbowałam uciec myślami do rodzinnych wspomnień. Z oddali, gdzieś hen aż zza odległego o wiele mil lasu, doszedł hurgot nadchodzącej letniej burzy. Powietrze zgęstniało i stało nieruchome, jakby w oczekiwaniu na mającą nadejść ulewę. I nagle czas przyspieszył. Poruszenie przy bramie stanowiło niezawodny znak, iż na horyzoncie pojawił się powóz jaśnie pana. Śmignęłam do środka z okrzykiem.

Jedzie!

Wszystko było gotowe na przyjęcie gospodarza. Pałacyk wysprzątany jak na wizytę samego króla, stoły zastawione, dziewczyny wystrojone i rozświergotane, tylko ja nie czułam się gotowa. Jednak nikt mnie nie pytał, czy łaskawie zechcę być posłuszna mężczyźnie, który mnie kupił jak chłop kozę na zamojskim targu. Kolację pamiętam jak przez mgłę. Niby były żarty, rozmowy. Dziewczyny grały i śpiewały, ale to wszystko jakby działo się obok mnie. Nie brałam w tym udziału. Niewiele zjadłam, nic nie piłam. I nagle zobaczyłam, że to już. Nasz pan wstaje, kiwa na mnie ręką. Oglądam się na Zośkę, ale ona kręci głową. Panika! Ona zostaje! Ja idę! Sahija mnie wiedzie jak owcę na rzeź. Tłumaczy mi do ucha, że pan zmęczony, więc kazał iść Zośce spać i tylko mnie do siebie dziś bierze. Mam się cieszyć, bo jak zmęczony, to i mnie za mocno dziś nie doświadczy.

– A potrafi nieźle dać się we znaki nowym dziewczynom! – mruczy znacząco, co nie poprawia mi nastroju.

I jeszcze mi w uszach nie wybrzmiały ostatnie jej słowa, a już zostałam sama. Rozejrzałam się ciekawie, bo to był jedyny pokój, do którego do tej pory nie miałam wstępu. Wielkie łoże z baldachimem, stół zastawiony owocami, obok dwa kielichy i dzban. Wszędzie świece, ściany wyklejone wzorzystą materią i to wszystko. Przyjemnie tutaj – zdążyłam pomyśleć, zanim sobie uświadomiłam, że w kącie znajduje się parawan w kolorze takim samym jak ściany pokoju. Za parawanem coś się poruszyło i wtedy zobaczyłam, że nie jestem sama.

Wyszedł zza niego, uśmiechając się dobrotliwie sam pan ordynat.

– Nie bój się, dziecko. – Skinął na mnie ręką, bym podeszła bliżej. – Przysunęłam się o parę kroków, ale niewiele. Sam tedy

podszedł do mnie tak blisko, że aż chciałam się odsunąć. Opanowałam jednak ten odruch, instynktownie wiedząc, że mu się nie spodoba. Obszedł mnie dookoła, dotknął przez suknię moich pośladków – dziś zgodnie z zaleceniem Sahii nie miałam bielizny, a potem powąchał włosy. Chyba mu się podobałam, bo zamruczał ukontentowany. – Rozbierz mnie! – rozkazał władczym tonem, przysiadając na brzegu łoża z baldachimem.

Zaschło mi w gardle. Serce zaczęło trzepotać w piersi jak oszalałe. Nie mogłam zapanować nad ciałem. Ruchy miałam powolne i ociężałe, a palce zgrabiałe jak z zimna. Trochę niezdarnie zaczęłam od butów, mocując się z nimi przez chwilę. Ale potem już poszło, bo mężczyźni nie mieli w swoim stroju tylu wymyślnych zapięć, sznurków i wstążeczek co my. Bałam się, czy nie zirytuje go moja nieudolność, ale chyba nie. Mało tego, w miarę jak uwalniałam go z kolejnych części garderoby, sapał i mruczał coraz głośniej. A w pewnym momencie odniosłam wrażenie, że ta moja niezdarność i niepewność wręcz go podniecają.

Zośka mówiła, że od razu poznam, czy mój wygląd i zachowanie działają na mężczyznę, czy nie. Wystarczy obserwować jego krocze. I tu faktycznie coś się działo, co mogło świadczyć o rosnącym zainteresowaniu moją osobą. Ściągnąwszy mu buty i pludry, próbowałam coś dojrzeć w blasku migocących z boku świec, ale w pierwszej chwili niewiele tam było widać – ot wystająca z kępki ciemnych włosów blada kluseczka niewiele większa od średniego korniszona. Za moment jednak, podnosząc koszulę, by ściągnąć mu ją przez głowę, zezuję w dół i widzę, że coś tam zaczyna kiełkować. Z niewielkiego, dyndającego przy każdym ruchu ogóreczka, urósł sporych rozmiarów narząd mogący budzić w dziewczynie niepokój.

Kiedy odrobinę zdyszana od ciągłego wstrzymywania oddechu stanęłam w lekkim rozkroku nad półleżącym już nago mężczyzną, przyszło mi do głowy – co dalej? – Teraz ty! – Nie dał mi wiele czasu do namysłu, jednoznacznie wskazując ruchem głowy, iż oczekuje, abym zrzuciła ubranie. No tak – westchnęłam bezgłośnie, zabierając się do systematycznego rozpinania górnej części stroju. Kto rozbierze mnie?

Okazało się, że niepotrzebnie się martwię, bo nie musiałam się rozbierać. Przynajmniej nie od razu. Kiedy poluzowałam gorset, schyliłam się do pantofelków, mimochodem zauważając, że stopień zainteresowania moją osobą osiągnął już chyba punkt kulminacyjny. Albowiem wskazany przez Zośkę miernik tegoż zainteresowania wydawał się znajdować w stanie maksymalnego napięcia. Mając go teraz wyraźnie w zasięgu moich oczu i to na wysokości twarzy, stwierdzałam jednoznacznie, że nie przypominał już wiotkiej kluseczki! Najwyraźniej podobał mu się dotyk moich dłoni na ciele przy rozbieraniu, gdyż rósł i tężał z chwili na chwilę, tak że przez moment miałam ochotę trącić go palcem, by się przekonać, czy jest prawdziwy. Wyglądało mi to bowiem na jakąś sztuczkę zupełnie dla mnie niepojętą, ale pomimo iż w tym samym momencie naprężył się jak struna, stercząc dumnie wymierzony wprost w kierunku sufitu z lekkim odchyleniem w moją stronę, nie odważyłam się go dotknąć. Samo jednak zaskoczenie nieznanym zjawiskiem przemieszane na mojej twarzy z odrobiną przestrachu musiało wprawić jaśnie pana w odpowiedni nastrój, gdyż niespodziewanie chwycił mnie za ramiona i poderwawszy do góry, bez słowa cisnął na łóżko. Gwałtownie obrócił mnie twarzą do ściany, zmusił, abym uklękła tyłem do niego i zadarłszy mi sukienkę wprost na głowę, z niecierpliwością rozchylił pośladki. Zanim zdążyłam pomyśleć o wstydzie czy skrępowaniu faktem, iż oto pierwszy w moim życiu mężczyzna ogląda mnie w takiej pozycji i w tym miejscu, już poczułam, jak coś wielkiego i twardego jak kij od miotły wdziera mi się między nogi.

O oporze, zastanowieniu czy nawet strachu nie mogło być mowy. Tak szybko to się potoczyło! Przytrzymał mnie mocno za biodra, napierał przez moment, jakby celując w sobie jedynie znane miejsce, a potem pchnął gwałtownie, sapiąc przy tym z wyraźną satysfakcją. Zapiekło jak jasna cholera! Wiedziałam, że będzie bolało. Uprzedziła mnie Zośka, ale nie miałam czasu się rozluźnić przed tym, tak jak zalecała. Nie pisnęłam ani słówka, czując się jakby mnie na pal nabijano. Zagryzłam tylko wargi do krwi i w całkowitym milczeniu znosiłam zadawany mi ból, albowiem mój dręczyciel na jednym pchnięciu nie poprzestał. Dźgał mnie wytrwale, coraz szybciej i szybciej, a ja odwróciwszy głowę na bok, by oderwać myśli od tego, co on ze mną wyprawiał, obserwowałam nasze cienie na ścianie, które niczym się nie różniły od sylwetek wiejskich psów w podobnej sytuacji. Odczuwana w tamtej chwili mieszanina negatywnych uczuć, gdzie ból, wstyd, skrępowanie i obrzydzenie wypełniły mnie do tego stopnia, że zacisnąwszy pięści, czekałam, kiedy się to wreszcie skończy, miała się nijak do niewinnych dziewczęcych wyobrażeń takiej chwili. O ile kiedykolwiek, zanim trafiłam do tego przybytku, byłam w stanie wyobrazić siebie sam na sam z chłopakiem.

 Wpajane od dziecka nakazy i zakazy, odnoszące się do tej sfery nie dopuszczały, by zupełnie obcy mężczyzna, mając przed oczyma perspektywę najintymniejszych części mego ciała, posługiwał się mną jak bezwolnym narzędziem. A gdzie czułość, miłość i zaufanie, jakich potrzebuje dziewczyna w tak trudnym dla siebie momencie? – Zaczynałam się rozczulać nad sobą. I to tyle, jeśli chodzi o romantyzm stosunków damsko-męskich – przemknęło mi przez głowę z ulgą, gdy po dłuższej chwili jęknął, czy wręcz stęknął potężnie, jakby z cierpieniem, szarpnął się po kilkakroć na boki, rzucając głową jak narowisty koń i wbijając mi przy tym do bólu kościste palce w boki, by potem zwalić się obok mnie najwyraźniej skończywszy swoje pastwienie się nade mną.

Harem możecie kupić w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Harem
Alex Vastatrix, Waldemar Bednaruk0
Okładka książki - Harem

Książka przenosi czytelnika w czasy królowania Jana II Kazimierza Wazy, magnackich potęg, potopu szwedzkiego i najazdu Chmielnickiego, a także rozkwitu...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje