Namiętność, która prowadzi do szaleństwa
Do niedawna na pytanie, jakie jest jej życie, Adela odpowiedziałaby bez wahania: spokojne, ale szczęśliwe. Jednak odkąd w Miasteczku niespodziewanie pojawiła się Halina, nic nie jest już takie jak wcześniej. Niepokojona natrętną obecnością siostry i przytłoczona piętrzącymi się problemami kobieta tęskni za poczuciem bezpieczeństwa. Kiedyś dawał je ukochany dworek - tętniący życiem, wypełniony zapachem ciasta i gwarem rozmów. Adela wie, że jest tylko jeden sposób, aby pozbyć się koszmarów oraz odzyskać dawną chęć życia. Musi dotrzymać obietnicy złożonej dziadkowi Konstantemu i opowiedzieć najbliższym o klątwie ciążącej nad ich rodziną. Historia Oleńki - służącej, która z miłości do szlachcica odeszła od zmysłów - odcisnęła piętno na losach pokoleń. Jednak czy Adela będzie w stanie przekonać najbliższych, że ta poruszająca opowieść jest czymś więcej niż rodzinną legendą?
Dom sekretów to trzymająca w napięciu historia o dawnych tajemnicach, nieposkromionych uczuciach i krzywdach, za które trzeba zapłacić. Do lektury najnowszej powieści Magdaleny Kordel zapraszamy wraz z Wydawnictwem Znak, tymczasem już teraz zachęcamy do lektury premierowego fragmentu powieści:
Gdyby ktoś zapytał Rutę o to, jakim cudem w ten letni, słoneczny poranek znalazła się w okolicach rynku, nie umiałaby na to sensownie odpowiedzieć. Zwyczajnie po bezsennej nocy nogi bez udziału jej woli musiały ją same tam ponieść. Zorientowała się, gdzie jest, dopiero gdy została obtrąbiona przez podirytowanego kierowcę dostawczaka, któremu nieomal weszła pod koła.
– Dziewczyno, do cholery, życie ci niemiłe czy jak? – Siedzący za kierownicą brodacz odsunął szybę i wychylił się z kabiny. – Hej, słyszysz, co do ciebie mówię? Stoisz na środku ulicy – dorzucił, taksując tkwiącą przed maską samochodu dziewczynę uważnym spojrzeniem. – Stało się coś?
Mówiąc to, nerwowo zerknął w lusterko, rejestrując, że tuż za nim zatrzymało się kilka aut. Ze stojącego najbliżej już wychylił się kierowca, usiłując dociec, co jest przyczyną tej nagłej blokady ruchu, a z kilku następnych rozległo się ponaglające trąbienie. A to znaczyło, że jeżeli natychmiast nie pojedzie, to za chwilę wybuchnie awantura. Tymczasem dziewczyna nie ruszyła się ani na krok, tylko patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Na jej twarzy widniało oszołomienie i niezrozumienie sytuacji. A cała jej postać aż promieniowała dogłębnym smutkiem.
– A niech to szlag jasny trafi! – mruknął. Że też akurat jemu zawsze musiały przytrafiać się takie historie! Ktoś podrzucił do osiedlowego śmietnika kociaki? On jako pierwszy natykał się na miauczące rozpaczliwie pudełko. I oczywiście nie mógł przejść koło takiego nieszczęścia obojętnie. Kompletnie nieznajoma staruszka skręciła nogę? To właśnie do niego, pomimo że wokół stało mnóstwo innych osób, zwracała się o pomoc i w rezultacie kończyło się na tym, że biegał z babiną od rejestracji do gabinetu lekarskiego, bo przecież nie mógł zostawić człowieka w potrzebie. Takich przykładów miał na pęczki. Nawet gołębie wyczuły w nim ostatniego naiwniaka o miękkim sercu i usiłowały uwić gniazdo na wycieraczce leżącej pod drzwiami do jego mieszkania.
Ale tutaj mógł być z siebie dumny, nie dał się i bezceremonialnie, bez zbędnych sentymentów wyrzucił gromadzone pieczołowicie pod drzwiami patyczki, a potem szczelnie zamknął okno, żeby uniknąć powtórki z rozrywki. Choć od tamtego momentu, gdy tylko znalazł się na klatce schodowej, odwracał głowę, żeby przypadkiem nie zahaczyć wzrokiem o zewnętrzny parapet, na którym siedziała eksmitowana gołębia para i patrzyła na niego z wyrzutem i potępieniem, wzbudzając w nim absurdalne poczucie winy.
Ale teraz sprawa była o wiele bardziej skomplikowana niż ta z kociakami, gołębiami czy staruszką. Był w pracy, musiał dotrzeć do kolejnego punktu wyładunku jak najszybciej, bo już był spóźniony. Ulica była na tyle wąska, że nawet gdyby chciał, nie miał jak wyminąć stojącej przed nim dziewczyny. A szczerze mówiąc, nie chciał. Bo jak, do diabła ciężkiego, mógłby ją zostawić ze świadomością, że ktoś jej nie zauważy i potrąci albo że z jakiegoś powodu ona specjalnie wlezie komuś pod koła… Ta mała miała coś takiego w oczach, co jego córka, wielbicielka Ani z Zielonego Wzgórza, nazywała otchłanią rozpaczy. A to, o ile znał się na podrastających pannach, a los obdarzył go trzema córkami, więc co nieco wiedział, nigdy nie wróżyło niczego dobrego.
A więc nie miał wyjścia. Tak czy siak będzie musiał zjechać na bok i sprowadzić pannę na dobrą drogę i to dosłownie – uśmiechnął się rozbawiony, ale uśmiech znikł natychmiast, gdy przypomniał sobie, z czym to się wiązało.
Nie miał się co łudzić, skończy się to problemami w pracy. Ale cóż, skoro los zdecydował, że musi dokonać wyboru – sapnął, zagryzając dolną wargę.
„Jeżeli można to jakoś odkręcić, to proszę, niech ona sobie pójdzie” – wzniósł oczy do nieba i spróbował jeszcze zakląć rzeczywistość, choć zwykle nie przynosiło to pożądanych rezultatów.
Tymczasem, ku jego ogromnemu zdumieniu, ledwo to pomyślał, dziewczyna potrząsnęła głową, jakby budząc się z jakiegoś letargu, spojrzała na niego przytomniej i umknęła z ulicy. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować, zniknęła za załomem wiekowej kamienicy i w tym samym momencie roztrąbiły się za nim już chyba wszystkie samochody. Nie zastanawiając się dłużej, ruszył przed siebie, ale wcale nie był zadowolony z takiego obrotu rzeczy. Wprawdzie zdawał sobie sprawę, że nawet gdyby teraz zjechał na bok i jakimś cudem od razu znalazł miejsce do zaparkowania, to i tak już by jej nie dogonił i nie odnalazł wśród plątaniny uliczek okalających rynek. Więc w sumie mógł darować sobie jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Ale na swoje nieszczęście przed oczami cały czas miał przepastne, przepełnione smutkiem oczy dziewczyny. I doskonale zdawał sobie sprawę, że szybko o niej nie zapomni i że jej wspomnienie będzie go gnębić jeszcze przez długi czas.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny drugi i trzeci fragment książki Dom sekretów. Powieść Magdaleny Kordel można kupić w popularnych księgarniach internetowych: