Aneta co roku przygotowuje noworoczny obiad dla kilkunastu osób. Jednak tym razem czuje, że obowiązki zawodowe i rodzinne ją przerastają. Zostawia dzieci z mężem i jedzie do siostry.
Milena wyjeżdża na sylwestra do rodziców, gdzie kilka dni wcześniej zawiozła syna. W końcu ma odwagę odejść od impulsywnego partnera, który ją tłamsi i jej nie szanuje. Ma dość toksycznego związku.
Justyna sama utrzymuje rodzinę - młodszą siostrę i rodziców alkoholików. Gdy brakuje pieniędzy nawet na najpotrzebniejsze rzeczy, zdesperowana dziewczyna posuwa się do kradzieży.
Losy Anety, Mileny i Justyny splatają się ze sobą, kiedy wszystkie trzy wsiadają do tego samego przedziału. Nieplanowany postój pociągu jest szansą, żeby bliżej się poznać. Co wyniknie z tego spotkania?
Niepokorne Sylwii Markiewicz to opowieść o kobietach, które chcą podążać za swoimi marzeniami wbrew oczekiwaniom innych. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Pascal. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Niepokorne:
Rozdział I
31 grudnia
Aneta i Edyta
– Dzwoniłaś, siostra, trzy razy, i to o tak nieprzyzwoitej porze! Coś się stało? – Edyta ziewnęła, próbując szybko zebrać myśli. Gdyby na wyświetlaczu zobaczyła tylko jedno połączenie od Anety, nawet by nie pomyślała, żeby oddzwonić, ale trzy to już prawdziwy alarm. Tym bardziej że to ona przeważnie była tą, która znajduje czas, by wybrać numer i zapytać, co słychać u zapracowanej, zabieganej matki trójki dzieci. Nie, sorry, czwórki, bo jeszcze mąż, który według Edyty niczym się nie różnił od tych uroczych maluchów, nieporadny jak one.
– Mogę do ciebie przyjechać? – Taka bezpośredniość była trochę nie w stylu Anety, ale to, co właśnie robiła, też nie było w jej stylu. Musiała swoje zakłopotanie schować, jak to mówią, głęboko... ale w jej słowniku to słowo, „głęboko”, miało zupełnie inne znaczenie. Było jak czeluść bez dna: wrzucasz kamień, a on leci i leci, mija kolejna godzina, a on wciąż nie dociera do jej końca. Kto jest w stanie sobie to wyobrazić, zrozumie tego typu dyskomfort. Wpraszanie się – nawet do siostry – nigdy nie było według niej czymś normalnym, zawsze przecież radziła sobie ze wszystkim sama.
– A ty wiesz, że wylatuję dziś do Tajlandii z Arturem? – Edyta musiała uruchomić wszystkie szare komórki, aby po chwili ciszy odpowiedzieć na to niespodziewane pytanie.
– Tak. Mogę ci popilnować mieszkania. Co ty na to?
– Serio? – Po takiej deklaracji obudziła się już na dobre.
– Tak, serio.
– Sama?
– Tak, sama.
– W sylwestra?
– Tak, właśnie tak. To mogę czy nie? – Aneta nie umiała już dłużej ukrywać irytacji w głosie.
– Pewnie, byłoby super, przynajmniej rybki nie pozdychają z głodu. Jak przyjedziesz dziś po południu, to jeszcze zdążymy wypić kawę, a to zerwanie się ze smyczy i ucieczkę od nudnej rodzinki przypieczętujemy lampką wina. – Edyta próbowała rozładować napięcie, które zawisło między zdaniami.
– Jakie „po południu”?! Ja już jestem na peronie i zaraz wsiadam do pociągu. – Aneta właśnie zjeżdżała ruchomymi schodami, kurczowo trzymając się poręczy i nieustannie poprawiając torbę na ramieniu.
Nie jest to najlepszy moment na rozmowę, ale żadna chwila chyba nie będzie odpowiednia, przeszło kobiecie przez myśl. Gdy w końcu opuściła ruchomą taśmę, odprężyła się: stabilny grunt pod nogami bardziej jej pasował.
– O cholera, to musi być coś poważnego – rzuciła zdębiała Edyta.
– Będę za trzy godziny. To na razie, pa.
Aneta schowała telefon do sporej wielkości czarnej torby, prawie walizki, ale bez kółek, jak stwierdziła jej przyjaciółka Marlena. Supermatka, która wszystko miała pod kontrolą i na dodatek działała czynnie w trójce klasowej jej Hani.
To jedyna torba, która mieści wszystkie sprzęty potrzebne dzieciom. Począwszy od chusteczek nawilżanych, a skończywszy na ulubionej maskotce, gumach rozpuszczalnych, plastrach na rany z Kubusiem Puchatkiem oraz zapasowych długopisach wymazywalnych, które są potrzebne zawsze na wczoraj i jak się okazuje, bez których nie można iść do szkoły, bo nie ma czym pisać. Tak jakby normalne długopisy od razu robiły błędy i nie umiały stawiać literek w tych fikuśnych, kolorowych zeszytach. Takie przeświadczenia miała Aneta, słuchając biadolenia dziewięcioletniej córki.
Niczym młoda sarenka wbiegła po dwóch schodkach, kierując się do wyznaczonego na bilecie wagonu klasy drugiej. Niestety, z przedziałami. Dawno już nie jechała pociągiem, a tu zamiast nowoczesnego, klimatyzowanego, z wygodnymi fotelami trafił się starszy model. Pusty przedział wyglądał nieźle, usadowiła się więc pod oknem, przyciskając torbę z boku. Trzymała ją kurczowo za ucho. Miała wyluzować i rzucić wszystko w diabły, a tu chroni dobytek przed złodziejami niczym kwoka swoje jajka. Puściła uchwyt, rozluźniając palce, i oparła się wygodnie. Raz można być nieostrożnym. Wyciągnęła telefon, wyłączyła go zupełnie. Nic jej nie powstrzyma: musi uciec choćby na chwilę.
***
Milena
To chyba ten niebieski, peron trzeci. Tak, Warszawa–Szczecin przez Włocławek. Nigdy nie jechała do rodziców tak wcześnie. Wybierała raczej późniejszy pociąg, by mały trochę pospał, ale dziś wyszła z domu bladym świtem. Nie dzwoniła do nich, nie musiała. Zawsze się cieszyli na jej widok, zjawi się ledwie dzień wcześniej, niż się umawiali, ale to tylko lepiej.
Nie zamierzała się tłumaczyć, zostawiła Konradowi kartkę. Wstanie koło dziesiątej, to odczyta, a wtedy ona będzie już w połowie drogi do rodziców. Uciekała? Nie, po prostu podjęła w końcu jedyną słuszną decyzję. Wyciągnęła telefon z niepokojem. Żadnych połączeń, wyłączyła go. Czego się bała? Przecież miała prawo decydować o sobie, miała prawo wyjść i się nie tłumaczyć. Miała prawo, ale czy on je uszanuje… Wrzuciła komórkę do torebki, ściągnęła śliski kaptur i weszła do wagonu z napisem „druga klasa”. Z kamienną twarzą zaglądała do przedziałów; jeden był zamaskowany przez zasłonkę – ktoś potrzebował prywatności. Mężczyzna, starsza pani, w kolejnym pusto, nie, sama też nie chciała siedzieć. Jakaś kobieta, może być.
– Dzień dobry, wolne? – zagadnęła. Kupując bilet na ostatni moment, nie mogła się spodziewać zapewnionego miejsca i liczyła się z tym, że może będzie musiała spędzić część podróży na korytarzu. W tej chwili istotne było tylko to, by jak najszybciej opuścić Warszawę. Dopóki nikt się nie zjawi, ona chętnie będzie podróżować wygodnie w pozycji siedzącej.
– Tak, wolne – odpowiedziała kobieta, odgarniając palcami pasmo włosów, które pod wpływem ruchu głowy zafalowały, a pasemka układały się na nich jak cieniutkie wstążki w kolorach złocistym i brązowym. Lekko napuszone, opadały na ramiona.
Usiadła naprzeciwko kobiety, jak tylko ściągnęła kurtkę. Dziwnie tak, mało przestrzeni między nimi. Będą patrzyły albo w okno, albo na siebie. Współpasażerka wyglądała miło i miała świetną dużą torbę, pewnie jechała gdzieś na kilka dni. Ona do rodziców nie brała nic. Miała tam wszystko, co jej potrzeba, piżamę i własne kosmetyki. Bywała u nich często, a pokój dla niej i jej syna był zawsze gotowy na ich przyjazd.
Chciała przemyśleć parę spraw. Jej stosunki z Konradem stawały się coraz trudniejsze. Co wieczór chciały nią zawładnąć smutek i łzy, jednak nie dała się im, walczyła z emocjami. One nic nie pomogą, a gdy okaże słabość, Konrad to wykorzysta i będzie jeszcze gorzej. Ten mężczyzna nie znosił sprzeciwu, a jej zdanie się dla niego nie liczyło. Musiało jednak minąć trochę czasu, nim to do niej dotarło. Nie chciała dla syna takiego autorytetu, nie chciała, by miał taki przykład.
Gdy ochłonie, przemyśli, włączy telefon i z nim porozmawia, a na razie kartka, którą zostawiła na stole, musiała mu wystarczyć. Uspokajała myśli, obserwując podróżnych. Niektórzy kroczyli żwawo, ciągnąc za sobą walizkę, inni, znudzeni, chodzili to w jedną, to w drugą stronę. Ona już nigdzie się nie spieszyła, już podjęła decyzję, czas pokaże, czy nie spóźnioną.
***
Justyna
„Musiałam coś załatwić, wrócę po południu, ugotuj sobie na obiad kluski. Nie siedź w domu, idź do Emilki lub do galerii. Unikaj rodziców, bo ciągle będą czegoś od Ciebie chcieli”. Wcisnęła „wyślij”.
Justyna stała w przedziale, już przeszła trzeci, szukała odpowiedniego. Siostra musiała sobie jakoś poradzić, jak wróci, jeszcze zdąży coś naszykować na jutrzejszy noworoczny obiad. Najważniejsze to zdobyć pieniądze na ten cholerny plecak. Za kilka dni Natalia jedzie na wycieczkę szkolną. W co się spakuje? W ten, który wygląda jak popruty, szmaciany worek jakiegoś włóczęgi? Zasługiwała, by mieć nowy, firmowy, tak jak inni rówieśnicy. I to ona musiała się o to postarać.
Mały plecak zarzuciła na ramię, zaszeleściła grafitowa kurtka; musiała w końcu wybrać dobre miejsce. Przystanęła. Dwie kobiety, fantastycznie! Weszła.
– Dzień dobry, czy to miejsce jest wolne? – Wskazała ręką na pustą kanapę.
– Tak – odpowiedziała miło, postawna, wyprostowana kobieta z blond pasemkami.
Druga, filigranowa, z ciemnymi, długimi kosmykami, ciepło się uśmiechała.
Justyna usiadła po prawej stronie, przodem w kierunku jazdy. Plecak umieściła przy lewym boku, wciskając go w kąt. Z trudem ściągnęła kurtkę; na stojąco byłoby łatwiej, a tak jej ruchy były nieporadne. Zarzuciła ją na plecy, wtuliła się w jej ciepło. Zlustrowała swoje towarzyszki podróży, oceniając je wnikliwie. Było idealnie, da radę.
Powieść Niepokorne kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,