Co zrobić z najbardziej irytującym chłopakiem na świecie?
Marissa nigdy przenigdy:
- nie zawiodła swoich rodziców
- nie buntowała się
- nie dostała gorszej oceny od piątki
- nie wiedziała, co chce robić w życiu
- nie paliła
- nie poznała większego małpiszona od Maksa
- nie wsiadła do auta nieznajomego
- nie wtykała nosa w nie swoje sprawy
- nie była na podwójnej randce
- nie czuła motyli w brzuchu.
A co jeśli w życiu Marissy pojawi się ktoś, kto wykreśli z jej słownika zdania z „nigdy przenigdy"?
No, może poza punktem szóstym...
Nigdy przenigdy... to debiutancka powieść Emilii Jachimczyk znanej jako @mrukbooki, jednej z najpopularniejszych booktokerek i bookstagramerek.
Niemal 270 tys. obserwatorów i 7 milionów polubień profilu na Tiktoku!
Grzeczna dziewczynka, która nigdy przenigdy… i zadziorny chłopak, zdeterminowany, by wywrócić jej poukładany świat do góry nogami!
Czy Marissa pozwoli sobie na chwilę zapomnienia? A może na tym właśnie polega dorosłość?
Ciepła i autentyczna historia o dojrzewaniu, odkrywaniu siebie i pierwszej miłości, która nigdy przenigdy się nie poddaje i potrafi przełamać niejedną barierę.
Do przeczytania powieści zaprasza Wydawnictwo Jaguar. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Nigdy przenigdy...:
ROZDZIAŁ 1
…nie dotykaj moich stóp
– Mówiłam ci już, że masz mi dać spokój! – krzyknęłam.
Maks zatrzymał się i złączył ręce w błagalnym geście. Blond włosy opadły i zasłoniły mu te jego maślane oczka.
– Proszę, proszę, proszę – zaskomlał. – Bez ciebie nie dam rady!
– Czy ty masz jakieś problemy z głową? – Również się zatrzymałam i zirytowana założyłam ręce na piersiach.
– Tak – odparł całkiem poważnie. – Tak. Czy teraz wreszcie się zgodzisz?
– Nie.
Chłopak uklęknął na jedno kolano i chwycił moją dłoń.
– Bez ciebie zrobię z siebie pośmiewisko.
– Już teraz robisz. – Nie ustępowałam.
Chodziło o to, że Maks od lat podkochiwał się w mojej przyjaciółce. Ale dopiero wczoraj coś go naszło i postanowił zaprosić ją na randkę. A najśmieszniejsze było to, że Thea, ku jego kompletnemu zdumieniu, zgodziła się. Wtedy też przybiegł do mnie i zaczął mnie błagać, niemal na kolanach, bym przyszła na to ICH spotkanie, bo – cytuję – „Marissa, ja nie wiem, o czym z nią gadać. Przecież nie będę truł o chodzeniu na siłownię! A wiesz, że jak zacznę, to już nie przestanę. Ona mnie wyśmieje!”.
– Błagam! Zrobię dla ciebie wszystko! Mogę cię nawet pocałować w stopy!
Maks schylił się do moich butów, a ja odskoczyłam spanikowana.
– Fuj! – krzyknęłam. – Jesteś obrzydliwy!
Tak naprawdę Maks to jeden z najładniejszych chłopaków, jakich znam: wysoki blondyn z zielonymi oczami i mocno zarysowaną szczęką, a na dodatek dobrze wyrzeźbionym ciałem. Nosi kolczyki (również w nosie), często bransoletki, pierścionki i naszyjniki. Maks podobał się wszystkim dziewczynom i wiele z nich uważało, że „bronię im dostępu” do jednego z najlepszych ciach w szkole, a przecież traktuję go tylko jak kumpla. Ale żadna z nich tak naprawdę nie wiedziała, jakim nieogarniętym dzieciuchem jest ten kolo.
Poznaliśmy się jeszcze w przedszkolu, ale wtedy był nieznośny i szczerze go nienawidziłam. Stale ciągnął mnie za włosy i krzyczał, że mam siano na głowie. Ja zaś, gdy tylko miałam okazję, podstawiałam mu nogę, żeby się wywalił. Cóż, on też mnie nie cierpiał. Potem poszliśmy do podstawówki i niestety trafiliśmy do jednej klasy, a nasze potyczki trwały w najlepsze. Sytuacja zmieniła się w drugiej klasie, gdy dołączyła do nas nowa dziewczyna i zaczęła mi strasznie dogryzać. Wtedy Maks na stołówce wylał na nią swój kompot. Tłumaczył mi później, że tylko on ma prawo mi dokuczać. Na jakiś czas zakopaliśmy topór wojenny, a nasza przyjaźń rosła wraz z nami. Przeżyliśmy wiele fajnych i niefajnych sytuacji i znaliśmy swoje najgorsze strony. Nawet hormonalne burze i zmiany w wyglądzie związane z dojrzewaniem nie wpłynęły na nasze mocno już utrwalone relacje. Ja traktowałam go jak młodszego (choć byliśmy w tym samym wieku), wkurzającego brata, a on mnie jak siostrę, która powinna zawsze pomagać.
Teraz zaczął udawać, że płacze, i rzucił się na podłogę na samym środku sklepu spożywczego. Oczywiście wywołał tym żywe zainteresowanie i tylko czekałam, kiedy przyjdzie kierownik i nas wyrzuci.
– Maks – wycedziłam przez zaciśnięte zęby – przestań. Ludzie patrzą.
– Jaka z ciebie skrzydłowa?! – chlipał całkiem przekonująco.
– A od kiedy to niby nią jestem? – oburzyłam się.
– ONA NIE CHCE MI POMÓC! – wył coraz głośniej.
– Zamknij się już – syknęłam zażenowana i wkurzona. Przyjdę na to spotkanie, okej? Tylko przestań się wydurniać!
Maks poderwał się na równe nogi i chwycił mnie w objęcia, po czym zaczął obcałowywać.
– Przestań, ślinisz mnie! – Wyrwałam mu się i przetarłam twarz rękawem.
– Dzięki! – krzyknął, a ja natychmiast zgromiłam go wzrokiem. Teraz będę musiała wymyślić dobry powód, by wcisnąć się na randkę Thei.
***
Od dziesięciu minut siedziałam w pokoju Thei, słuchając o książce, którą ostatnio czytała. Zastanawiałam się intensywnie, jak by tu przerwać jej monolog i wtrącić, że zamierzam wybrać się na spotkanie, o którym nie powinnam mieć pojęcia.
Poznałyśmy się Theą przez przypadek, kiedy moja nauczycielka angielskiego zachorowała i wrzucili nas na wspólne lekcje z jej klasą. Usiadłam obok niej i jakoś tak wyszło, że zaczęłyśmy od razu gadać. Tak się zaprzyjaźniłyśmy, ale chociaż nadajemy na tych samych falach, to nie mówimy sobie wszystkiego. Obie jesteśmy dość skryte i nieufne, rozumiemy więc, że każda z nas ma swoje sekrety. Wynagradzamy to sobie wspólną pasją, czyli podróżowaniem palcem po mapie. Tak to nazwałyśmy i mogłybyśmy to robić bez końca. Zabawa polega na otwieraniu atlasu albo kręceniu globusem i wyszukiwaniu na chybił trafił miejsc na świecie, do których kiedyś pojedziemy. Uwielbiamy przy tym wymyślać i opowiadać sobie historie, przygody, które tam przeżyjemy. Często też oglądamy na YouTubie filmy o różnych dziwacznych wyspach, miastach i ludziach. To nas inspiruje.
Wyciągnęłam się na różowym dywanie. Plecy zaczynały mnie już boleć, bo lekkie zdenerwowanie sprawiało, że moje ciało było nienaturalnie spięte. Rozejrzałam się dookoła i wsłuchując się w monolog Thei, zaczęłam po raz kolejny studiować detale wyposażenia jej pokoju. Różowe ściany, białe meble, łóżko z różową kapą i mnóstwem maskotek, a do tego ogromna, zajmująca dwie trzecie pomieszczenia, oszklona biblioteczka, wypchana książkami. Czytanie jest dla Thei wszystkim. Mnie zaś pasuje słuchanie streszczenia kolejnych powieści, na których przeczytanie z całą pewnością nie starczyłoby mi życia.
– Ale mnie to wkurzyło, jak pojawił się ten głupek. Po co autorka go tam wrzuciła? Przecież nikt go nie lubi – prychnęła na koniec.
– Żeby mogła napisać kolejny tom.
– Spokojnie mogłaby poprzestać na tym jednym – westchnęła. – Nienawidzę ciągów dalszych pisanych na siłę.
Podniosłam wysoko brwi i znacząco spojrzałam na jej biblioteczkę.
– Dobra, lubię serie, ale bez przesady. Zaśmiałyśmy się obie.
– Okej, okej, nie tłumacz, kumam, o co chodzi.
Zapadła cisza. To był idealny moment na poruszenie właściwego tematu.
– Robisz coś w czwartek?
Thea znieruchomiała. Nie odpowiedziała mi od razu, pewnie się zastanawiała, czy warto uchylić rąbka tajemnicy.
– Idę na randkę.
– Z kim?
Thea wpatrywała się we mnie podejrzliwie.
– Ty już wiesz z kim – oświadczyła w końcu z przekonaniem. – Wygadał się?
Wlepiłam wzrok w puszysty dywan, który w tym momencie wydał mi się naprawdę interesujący.
– Noooo – bąknęłam.
– I co ci powiedział?
Powoli podniosłam wzrok. Nie mogłam jej tak po prostu powiedzieć, że Maks świruje na samą myśl o ich randce i jak diabeł święconej wody boi się kompromitacji. Nie mogłam zdradzić kumpla, chociaż Thei też nie chciałam oszukiwać. Wiedziałam, że bardzo łatwo sprawić jej przykrość. Przyciągałyśmy się chyba na zasadzie przeciwieństw, bo w niczym nie byłyśmy do siebie podobne. Thea była śliczna. Miała czarne włosy do bioder, szare oczy i delikatne rysy twarzy. Ja miałam włosy blond o nijakim odcieniu (dopiero ostatnio zaczęłam je farbować na platynowo) i zielone oczy. Thea nie musiała swojej nieskazitelnej cery poprawiać żadnym pudrem, ja zawsze miałam na twarzy grubą warstwę podkładu, malowałam długie kreski na powiekach i podkreślałam rzęsy, które były równie jasne jak włosy. Thea była wrażliwa i prawie wszystko mogło ją doprowadzić do płaczu, ja – bardziej zasadnicza, rzadko roniłam łzę, chociaż też się różnymi rzeczami denerwowałam. Ona martwiła się o wszystko, co robi, ja… No cóż, w tym akurat byłyśmy do siebie podobne.
– Nooo… w sumie to nic, tylko że się spotykacie. – Poruszyłam się niespokojnie. – Pytam o ten czwartek, bo może… może poszłybyśmy na podwójną randkę?
Thea otworzyła szerzej oczy i jeśli wcześniej zastygła w bezruchu, to teraz po prostu zamieniła się w posąg. Wcale jej się nie dziwiłam. Nigdy nie widziała mnie z żadnym innym chłopakiem niż Maks. Za każdym razem, gdy próbowała poruszyć temat chłopaków, którzy nie byli fikcyjnymi bohaterami jakiejś książki albo naszych podróżniczych historyjek, ja natychmiast ucinałam wszelkie insynuacje. Nie chodziło o to, że nikt nigdy mi się nie podobał, po prostu nie umiałam rozmawiać o sprawach damsko-męskich. A już z pewnością nie potrafiłam myśleć o żadnym chłopaku inaczej niż jak o kumplu. Każda zainicjowana przez jakiegoś kolesia próba flirtu kończyła się katastrofą. Na jednej z imprez w drugiej klasie liceum – nielicznych, na które wówczas chodziłam podszedł do mnie Brandon. Miły futbolista o rudych włosach i niebieskich oczach. Zaczęliśmy rozmawiać, aż w końcu zaprosił mnie do kina na komedię romantyczną. Palnęłam wtedy jak głupia: „O, super! Maks też chciał zobaczyć ten film”. Dopiero kolejnego dnia, kiedy wyszliśmy we trójkę z seansu, a ja spytałam Brandona, czy to kiedyś powtórzymy, powiedział, że jego babcia się przeziębiła i musi się nią opiekować, więc nie wie, jak to będzie u niego z czasem. Podpowiedź: babcia choruje już drugi rok. Maks chichocze na ten temat do dziś.
Szybko zerwałam się z podłogi. To, co zaproponowałam Thei, było głupie i nie miało szans się udać.
– Dobra, nieważne, zapomnij – powiedziałam pośpiesznie i ruszyłam w kierunku drzwi.
– Nie, czekaj! – zawołała za mną. – W sensie, tak. Chodźmy na podwójną randkę.
Thea uśmiechała się figlarnie, a jej oczy błyszczały jak nigdy dotąd.
– Okej – mruknęłam.
– Z kim pójdziesz? Serce mi stanęło.
– Z kim… pójdę?
– No tak, chyba możesz mi powiedzieć. To ma być niespodzianka czy co?
Thea się nadąsała. Tym pytaniem mi przywaliła. Zupełnie nie pomyślałam o tym, że skoro mielibyśmy iść na podwójną randkę, to muszę znaleźć sobie jakiegoś chłopaka. Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, ale nikt stosowny nie przychodził mi do głowy. W końcu uśmiechnęłam się, udając pewną siebie…
– Ma na imię Anthony – rzuciłam pierwsze lepsze imię.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Nigdy, przenigdy... Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,