Prawda jest lepsza od kłamstwa. Powiedział to ktoś, kto nigdy nie musiał łamać nią cudzego życia. Czasem boli jak siarczysty policzek, ale co zrobić, jeśli przypomina ostrze noża, wbite aż po rękojeść? Pozostaje jedno wyjście: udawać, że jej nie ma. Tak się rodzą tajemnice. Niewypowiedziane myśli i pogrzebane nadzieje. Emocje opakowane w milczenie. Złe uczynki. Nawet ból może być sekretem. Cierpienie, którego nie widać w oczach ani kącikach ust, wnika głęboko w człowieka jak nieuleczalna choroba. Lepiej o nim nie mówić, nie wyjmować ostrza z rany, ryzykując, że poleje się za dużo krwi.
Nie mówimy jednak wyłącznie o tajemnicach wielkich i dramatycznych, o traumach, które zamieniają ludzką istotę w nieporadne stworzenie. Przecież każdy z nas ma swoje małe, sekretne bolączki, wstydliwe myśli, nieczyste fantazje, kontrowersyjne poglądy. Świat nie musi o tym wiedzieć. Żona też nie, mąż również. Tym bardziej dzieci. Nawet przyjaciele. To, co głęboko ukryte, jest całkiem niewinne. Nikomu nie szkodzi.
Też tak uważasz? To poznaj historię Laury i Maksymiliana.
Dziś swoją premierę ma najnowsza książka Danuty Awolusi Nie mówiąc nikomu, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania premierowego fragmentu powieści:
Styczeń 2018
Laura biegła najszybciej, jak mogła. Czyli wolno. Jej ciało płonęło żywym ogniem, oddech zamienił się w pożar, lecz ani myślała się zatrzymywać.
Właśnie teraz zrozumiała, o co toczy się ta cała gra. Czemu tkwiła w miejscu i nie mogła podjąć decyzji. Może i jej życie w ostatnich miesiącach, czy też latach, ogarnął totalny bałagan, ale teraz wiedziała już, jak nad nim zapanować. O ile uda się zapobiec katastrofie.
Próbowała nazwać w myślach uczucia, które właśnie ją zalewały, fala za falą. Liczyła na to, że jeżeli je nazwie, przestaną być tak intensywne. Strach. Wściekłość. Szał. Zwątpienie. Popłoch. Panika. O, tak, panika wysuwała się na pierwszy plan, boleśnie spinając mięśnie.
Zatrzymała się, dysząc ciężej od parowozu. W marzeniach widziała siebie, jak odpoczywa chwilę na poboczu, lecz nie miała na to czasu. Musiała dobiec nad zalew, dostać się na wąską, sztuczną plażę. Szybciej, jak najszybciej, zanim będzie za późno. Teoretycznie nie było daleko, zaledwie kilkaset metrów od domu, piętnaście minut piechotą. Teraz dałaby się zabić, że to jednak o wiele dalej. Nie metry, ale kilometry! Dopiero doszła do lasu, gdzie tam woda… Co chwilę wątpiła w siebie.
Pozostało liczyć na to, że Maks, pijany jak armata, nie będzie mógł iść zbyt szybko. Oby, bo inaczej ona nigdy sobie nie daruje. Krok za krokiem, będzie dobrze, tylko się nie zatrzymuj, powtarzała w myślach. I ostrożnie, przypominała. Tu jest mnóstwo cholernych gałęzi, na dodatek niedawno padało. Spiesz się powoli.
Nic z tego. Strach, głęboki lęk, okazał się najlepszym motorem działania. Gnał ją do przodu, pozwalał skupić się na celu. Tak bardzo się bała, że straci Maksa. Mimo wszystko potrzebowała jego obecności, nawet nie mogła sobie wyobrazić życia bez niego.
Kiedy jej oczom ukazała się asfaltowa droga, a za nią rozległy zalew, westchnęła z rozpaczą. Była tak blisko, pytanie tylko, czy nie za późno?
– Maks!!! – wrzasnęła. Cały czas parła do przodu, przeczesując wzrokiem brzeg. Pełno tu było małych pomostów ze spróchniałego drzewa. Idealna pułapka na nietrzeźwego idiotę.
– Maks, wracaj! Nie wygłupiaj się, wracaj!
Biegła dalej, ignorując ból nóg. Na chwilę przecięła kontakt z własnym ciałem, nie przyjmowała do wiadomości, że lada moment sama padnie z wysiłku. Została za to wynagrodzona – nagle go zobaczyła. Maks stał na miniaturowym molo, chwiejąc się jak łajba na wzburzonym morzu.
– Maks!! – Zbliżyła się do niego. – Nic nie rób! Nie ruszaj się!
Z trudem pokonała niewielką plażę, aż w końcu na przeszkodzie stanęła jej woda.
– Do cholery, wracaj albo ja tam po ciebie pójdę!
– Laura! – odkrzyknął. – Zostaw mnie, odejdź!
– Nie ma opcji! Idę po ciebie!
Zdjęła buty i zamoczyła stopy. Nie zraziła jej niska temperatura wody. Uległa instynktowi, wiedziała, że nie może utracić tej miłości. Zabrnęła za daleko, ten ostatni raz musi dać z siebie wszystko.
Rozdział 1
Rok wcześniej
Laura Wieczorek – pozornie przeciętna młoda kobieta. Ładna, acz nie oszałamiająca. Na koncie dwójka dzieci i przystojny mąż biznesmen. Rodzina dwa plus dwa, czyli pełnia szczęścia. Mogłaby polemizować, ale z drugiej strony niejedna zazdrościła jej takiej formy spełnienia.
Historia Laury zaczęła się dawno temu, może nawet w dniu, gdy jeszcze w szkole podstawowej poznała Maksa. Podobał się niemal wszystkim dziewczynom, ale wybrał właśnie ją. A ona jego. Nie przez przypadek, bo od pierwszych chwil połączyła ich wyjątkowa więź.
Coś takiego nieczęsto się zdarza, a na pewno nie każdej parze. Rozumieli się bez słów. Razem próbowali wielu rzeczy po raz pierwszy, a później stanęli na ślubnym kobiercu, choć ledwo co zdali maturę i rozpoczęli studia. Nie mieli wątpliwości: bycie razem stanowiło oczywistość, a obrączki na palcach i podpisy w akcie oznaczały upragnioną wolność. Mogli wyfrunąć z rodzinnych domów legalnie i z błogosławieństwem. Minęło piętnaście lat ich wspólnej drogi. Laura nie ukrywała wielkich sekretów, ale trzymała w tajemnicy kilka brudnych myśli, o których nie mogła powiedzieć nikomu, bo były wyjątkowo niewygodne. Ostatnio znów przechodzili mały kryzys. Potykali się o różne problemy, jakby ktoś porozrzucał w całym domu niewidzialne przeszkody. Całe szczęście, że nadal mieli na siebie apetyt w łóżku; to jedno pozostało niezmienne. Nie chodzili do łóżka tak często, jak przed laty, ale i tak wybijali się nad smutną normę.
Ten poranek wyglądał jak kserokopia kilku poprzednich dni. W kuchni panował harmider, odkąd tylko zjawili się w niej domownicy. Laura nie znosiła wstawać rano z łóżka, bo wiedziała, że przez kolejne dwie godziny czeka ją trudny test na wytrzymałość.
Najpierw musiała wyprawić do szkoły bliźniaki. Natalia i Marcin, dziewięcioletnie cuda, zawsze inaugurowali dzień wielką kłótnią, ewentualnie przekomarzaniem się, które mogło wyprowadzić z równowagi nawet świętego. Laura nie uważała się za świętą, więc nie raz, nie dwa wplątywała się w utarczki, pokrzykując znad kuchenki gazowej:
– Przestańcie! Jedzcie jajecznicę! Ubierzcie się jak ludzie! – W akcie ostatecznej desperacji dodawała: – Maks, ogarnij nasze dzieci, bo nigdy nie skończę śniadania.
Zobligowany do działania mąż odrywał wzrok od telefonu, mówił kilka mądrych słów i zazwyczaj udawało mu się zaprowadzić porządek. Laura wstydziła się uczuć, jakie ją wtedy ogarniały: zazdrości, żalu i rozgoryczenia.
Tym razem było podobnie. Natalia i Marcin uspokoili się dopiero po reprymendzie ojca, skupiając się na swoich talerzach. Od szóstej rano Laura przygotowywała kanapki do szkoły, lunch dla małżonka, szukała dzieciom ubrań, sprawdzała, czy wszystko spakowały, a przy okazji słuchała, jak Maks streszcza problemy rozpoczynającego się dnia. A miał ich naprawdę mnóstwo. Codziennie podejmował ważne decyzje, pomnażał kapitał, zdobywał klientów, pilnował spraw w firmie, wdrażał rozwiązania, zarządzał sprzedażą i robił wszystko to, co dla Laury brzmiało obco, czasem niezrozumiale i wyczerpująco.
– Ogród Borkowskiej prawie gotowy. Muszę tam podjechać i sprawdzić, czy wszystko gra. Poza tym mamy sporą dostawę, więc nie wiem, o której będę. A ty jak? Jakie plany?
Laura nie skupiała się zbytnio na wywodach męża, ale jego pytanie i tak wyprowadziło ją z równowagi. Czy zadawał kretyńskie pytania, bo chciał ją zdenerwować, czy też naprawdę nie zauważał istoty sprawy?
Obstawiała to drugie. Jakie mogła mieć plany? Jak zawsze bogate. Godne kobiety sukcesu. Właśnie takimi drobnostkami potrafił wyprowadzić ją z równowagi.
– Jadę na zakupy. Muszę kupić środki czystości i zatankować.
– Starczy ci kasy? – zapytał beztrosko, zatapiając wzrok w ekranie telefonu, bo e-maile spływały non stop, od bladego świtu.
– Tak, na razie jest OK – odparła, kalkulując w myślach, ile może wydać.
Stłumiła w sobie chęć, aby wytrącić mu telefon z ręki i powiedzieć kilka ostrych słów. Od kilku miesięcy musiała gryźć się w język. Coś się działo, jakiś głos próbował wydobyć się na zewnątrz, ale na razie starała się go zagłuszać, upominając samą siebie najsurowiej, jak potrafiła.
Nie uważała się za kurę domową. Nigdy nią nie była, choć od zajścia w ciążę nie pracowała, z wielu powodów. Po pierwsze, firma ogrodnicza Maksa bardzo się rozwinęła i przynosiła wystarczające zyski, aby mogli żyć w dostatku, a nawet luksusie. Po drugie, mąż naciskał, aby Laura jednak została w domu. Bliźniaki zawsze wymagały ogromnej uwagi, a Maksymilian był zdania, że skoro on jest tak zabiegany, ktoś musi być na miejscu i wynagradzać dzieciom jego nieobecność. Padło na nią.
– I tak nie zarobiłabyś dużo w swoim zawodzie, przecież wiesz – skomentował sprawę dziewięć lat temu. – Ciesz się domem, odpocznij, nie stresuj się. Niczego nam nie braknie. Tego pragnęliśmy, prawda?
Wtedy słowa ukochanego, którego znała lepiej niż własną matkę, smakowały jak letnie owoce: lekko, słodko, beztrosko. Przecież nie kłamał i nie koloryzował. Tak, pragnęli stabilizacji, rodziny, własnych czterech kątów. Nie wyróżniali się niczym na tle innych małżeństw, poza tym, że pobrali się w bardzo młodym wieku, z własnej nieprzymuszonej woli, bez niechcianej ciąży czy jakichś naglących okoliczności. Choć brzmiało to niewiarygodnie, trzydziestopięcioletnia Laura była mężatką z wieloletnim stażem i mieszkała w dużym domu, w zacisznej okolicy, blisko jeziora z plażą.
Uważała się za kobietę elegancką, choć oszczędną w stylu i sposobie bycia. Kochała staromodne, kwieciste sukienki, długie płaszcze, rozkloszowane spódnice i proste bluzki z kołnierzykiem. Szczupła, nie za wysoka i nie za niska, bardzo skromna, miała półdługie włosy, spięte z boku spinką. Była uosobieniem szyku. Jej uśmiech potrafił przyciągnąć uwagę z daleka, choć Laura nie szafowała nim na co dzień, podobnie jak pieniędzmi.
Jak zawsze pożegnała dzieci, które pognały do samochodu męża i wgramoliły się na tylne siedzenia. Natalia trajkotała jak nakręcona, a Marcin zajął się swoją grą.
– Udanego dnia. – Maks wsunął pudełko z lunchem do teczki, cmoknął Laurę w usta, poprawił krawat i pewnym krokiem ruszył ku wyzwaniom kolejnego dnia. Poruszał się z godnością, jak na człowieka sukcesu przystało. Laura odprowadziła wzrokiem swojego wysokiego, przystojnego mężczyznę, którego zazdrościło jej wiele kobiet w Nowym Chechle.
Wreszcie dom pogrążył się w ciszy. Właśnie jej Laura pragnęła najbardziej, choć tym razem musiała wsiąść do auta, by zrobić zakupy w pobliskim Lidlu i zaplanować obiad. Nie, we własnej opinii nie była kurą domową. Na swoje „obowiązki” poświęcała niewiele czasu. Kiedy tylko uporała się z tym, co konieczne, porzucała rolę żony i matki, by stać się panią samej siebie. W jej przekonaniu jedno i drugie nie mogło współistnieć.
Wyciągała z torebki kluczyk do jedynej szafki w salonie, wyposażonej w zamek. Maksymilian nawet nie wiedział, że była zamykana, tymczasem jego żona trzymała tam kilka skarbów. Przede wszystkim laptop, kupiony za własne pieniądze, którego nikt z domowników nigdy nie widział. Oprócz tego piętrzyło się tam nieco papierów i notatników, gdzie skrzętnie zapisywała pomysły.
Siadała w salonie lub na tarasie i przez kilka godzin stukała w klawisze. Rok temu ukazała się jej pierwsza powieść, wydana pod pseudonimem Nela Mazur. Nela zajmowała się pisaniem opowieści typu prawdziwych historii. Fabularyzowane dzieje ciekawych ludzi, którzy za jej sprawą mogli pokazać światu, co im się przytrafiło, chwytały za serce. Wzruszającą historię matki, której odebrano dziecko, przedstawiła pod tytułem Nie oddam serca. Książka sprzedała się w nakładzie pięciu tysięcy egzemplarzy, co wydawnictwo uznało za spory sukces.
O pasji Laury nie mógł się dowiedzieć nikt z jej najbliższych. Nela Mazur żyła swoim życiem. Nie bywała na targach książki i nie jeździła na spotkania autorskie. Wywiadów udzielała wyłącznie online.
Obecnie czekała na decyzję, co dalej z jej pisarską karierą, a tymczasem szkoliła warsztat i zapisywała pomysły oraz wstępy do następnych powieści. Dzisiaj również miała coś do zanotowania:
Prawdziwa, wciągająca historia zawsze zawiera tajemnicę. Jeśli jesteśmy ciekawi samych siebie, potrzebny nam będzie przynajmniej jeden sekret, skrywany głęboko pod powierzchnią świadomości.
Nową książkę Danuty Awolusi kupić możecie poniżej: