Mrok otwierał właśnie swe wrota. Pokazywał, co jest za nimi. A najciekawsze było, że Virion nie mógł zobaczyć tam niczego, co by go odstręczało. Czego by już nie poznał.
Szalony świat Viriona - szermierza natchnionego, byłego skazańca, męża upiorzycy i przyjaciela upiorów - właśnie przeistoczył się w istny sen wariata. Pozostawiona w klasztorze Niki ma dla męża niespodziankę, która wprawi w osłupienie zarówno jego, jak i najstarsze upiory.
Szalenie niebezpieczny, ale jednak uporządkowany świat Zamku drży w posadach. Gwiazda z ogonem przetacza się przez nieboskłon. Taida i Virion stają do walki ramię w ramię. Świat się kończy. Nadchodzi czas wszechogarniającego zła, nieposkromionego chaosu i doszczętnego zniszczenia.
Do lektury powieści Andrzeja Ziemiańskiego Virion. Zamek zaprasza Wydawnictwo Fabryka Słów. Ostatnio na łamach naszego portalu mogliście przeczytać premierowy fragment książki, dziś prezentujemy kolejną część powieści:
– Chodźmy zatem. – Spojrzał na oddalony o jakieś dwadzieścia, trzydzieści kroków drewniany budynek. – A po drodze wyjaśnij mi, dlaczego ten rejent jest taki groźny.
– To nawet nie jest prawdziwy rejent, tylko raczej samozwaniec. Oszust. I zły człowiek. Ale omotał naszą matkę...
– Naszą?
– Jesteśmy trzy siostry. Trzy sieroty teraz. One już są dorosłe, nie tak jak ja. No, dorosłe, ale nie poradziły sobie.
Znowu jej przerwał:
– Czy mogłabyś mówić w sposób bardziej zborny?
– A tak, jasne. No bo matka złożyła u tego rejenta gotowiznę i testament, żeby później kłopotu nie było. A on oszust. Nie chce wypłacić, nie chce nawet testamentu pokazać. Najstarsza siostra poszła do niego wyjaśnić sprawę, to jej męża pomocnicy rejenta pobili do nieprzytomności, a ją samą śmiertelnie nastraszyli.
– I zgłosiła to gdzieś?
– Niby gdzie?
Zatrzymali się przed wejściem prowadzącym do sporego kantoru.
– Potem poszła średnia siostra – kontynuowała Auda. – Jej nie pobili, ale rejent porządnie postraszył. Rzekomymi długami, co to matka miała.
– A miała?
– No skąd?! Ale tak na nią nastawał, że podpisała papier, że nie chce długów, nie chce spadków, niech urzędnik wszystko załatwi, byleby ona nie miała żadnych problemów.
– Rozumiem. – Przybysz skinął poważnie głową. – A ty?
– A ja najmniejsza. Mnie nie trzeba ani bić, ani straszyć. Kopnąć wystarczy.
– Aha. I w związku z tym postanowiłaś...
– Wynająć zawodowca! – palnęło zapalczywe dziewczę. – Mam złotą monetę, co mi kiedyś mama dała na czarną chwilę. Powiedziała, że jak rozpacz przyjdzie, jak matnia, to mam jej użyć.
– No i użyłaś. – Barczysty mężczyzna otworzył drewniane drzwi.
– A nie lepiej wziąć trochę broni z twoich luzaków? – zapytała szeptem Auda.
– To nie Luan ani Troy. Załatwimy sprawę kulturalnie.
Ruszył przodem tak, jakby chciał dziewczynce utorować drogę. Tymczasem niewielkie pomieszczenie było puste, jeśli nie liczyć grubawego, dość młodego rejenta siedzącego za swoim kantorem. Jednak ich wejście sprawiło, że w jednej ze ścian otworzyły się drzwi, przepuszczając czterech osiłków. Sądząc z ich strojów, byli chyba urzędowymi pomocnikami. Sądząc zaś z ich twarzy, pomagali raczej wyłącznie przy rąbaniu drewna, no i, oczywiście, w takich sytuacjach jak dzisiejsza.
– Przyszłaś nareszcie. – Rejent również nie wyróżniał się inteligentną miną. Przypominał raczej spasłego, wiejskiego mądralę, co to wygaduje bzdury przy ławie w karczmie, a milczenie współbiesiadników bierze za aprobatę i okazanie szacunku dla jego mądrości. – Podpisz tutaj. I nic złego ci się nie stanie.
– Niczego nie podpiszę bez przeczytania! – zawołała Auda wojowniczo, jednocześnie chowając się za plecami swojego wynajętego obrońcy.
– A ty kto? – Zainteresował się rejent.
Przybysz lekko rozłożył ręce, kiwnął głową w stronę dziewczyny.
– A skąd przybyłeś?
Mężczyzna wskazał kciukiem za swoje plecy. Że niby „stamtąd”.
– A dokąd jedziesz?
Nowy ruch palcem. Tym razem miało to chyba znaczyć, że jedzie po prostu przed siebie.
Książkę Virion. Zamek kupicie w popularnych księgarniach internetowych: