Joanna Wilk ma apetyt na życie. Pracuje w galerii sztuki na krakowskim Kazimierzu, lepi z gliny małe cuda i wciąż wierzy w wielką miłość. Czeka, aż w jej życiu zdarzy się coś niezwykłego. Pewnego dnia dostaje intrygującą propozycję poprowadzenia warsztatów z ceramiki w Beskidzie Niskim.
Wyjazd okazuje się odpowiedzią na jej pragnienia. Tam, w malowniczej scenerii gór i lasów, dzieje się magia. Joanna poznaje Tomka, młodego doktoranta leśnictwa, który prowadzi badania nad wilkami. Przy nim zapomina o bolesnej przeszłości i na nowo się uczy, czym jest szczęście. Czy jednak odważy się zaufać do końca? Czy sięgnie po miłość?
Do lektury najnowszej książki Klaudii Duszyńskiej Beskidzki Anioł zaprasza Wydawnictwo Lira. Tymczasem już teraz zachęcamy Was do przeczytania premierowego fragmentu powieści:
Rozdział I
Joanna czuła, że drżą jej dłonie, dlatego postanowiła nie wyciągać ich z kieszeni szortów. Szybkim krokiem podeszła do trzech kobiet stojących po drugiej stronie ulicy przy jednej z rzeszowskich stacji benzynowych. Paliły papierosy. Joanna też chętnie by zapaliła. Zdusiła szybko tę myśl w sobie i wbiła przenikliwe spojrzenie w Basię.
— No co? — wypaliła nieco starsza od niej kobieta o włosach w odcieniu dojrzałego zboża i łagodnym spojrzeniu.
— Nie wiem już, czy to dobry pomysł, że tu jesteśmy. — Joanna przygryzła dolną wargę. Jak dla niej wszystko działo się za szybko, a ona sama czuła się jak dziecko błądzące we mgle.
— Musisz to zamknąć, Joanno. — Basia w geście otuchy pogładziła ją po ramieniu. — Kupisz znicz, kwiaty. Jesteśmy tu z tobą.
Joanna unikała powrotu do TAMTEJ chwili. Jechali samochodem. Śmiali się, jak to zwykle przy powrocie z wakacji. Toyota mknęła autostradą, a oni zaśmiewali się, zdzierając sobie gardła przy próbach odśpiewania Piece of My Heart Janis Joplin.
Kiedyś nie lubiła wakacji z tatą. Rodzice nie ułożyli sobie życia razem, a ona każdego lata była rozdarta między spędzaniem czasu z przyjaciółkami a przynudzaniem — jak kiedyś myślała — ojca historyka. A potem wszystko się zmieniło. Nawet nie zauważyła, kiedy sama zaczęła wplatać w swoje wypowiedzi łacińskie sentencje. Każdy kościół bezbłędnie klasyfikowała pod względem stylu architektury. Zakochała się w odkrywaniu starych cmentarzy. Z niecierpliwością czekała na obronę pracy magisterskiej na historii sztuki, bo to miał być dzień ich kolejnej wspólnej wyprawy. Ojciec zaplanował Gdańsk. Byli tam już co prawda kilka lat wcześniej, ale pomyślał, że miasto, gdzie on sam kończył studia, będzie idealnym zwieńczeniem pięciu lat studiów ukochanej córki. Z Krakowa to był świat drogi, ale oboje nie mieli wątpliwości, że warto.
Wtedy, w samochodzie, Joanna była pewna, że zapamięta te wakacje do końca życia. Spokojna i zrelaksowana oparła skroń o szybę i zawiesiła wzrok na monotonnej białej wstążce autostradowej linii.
I wtedy wydarzyło się coś, co przysłoniło wakacje w Gdańsku. Pierwsze, co usłyszała z całą świadomością, to sygnały karetki pogotowia. Uznała zatem, że już jakiś czas musiała być nieprzytomna.
— Proszę się nie ruszać, proszę się nie ruszać! — krzyczał jakiś męski głos. — Nie ruszaj się, do cholery! — Właściciel tegoż głosu przytrzymał ją, gdy nie reagowała na upomnienia.
Ona sama nie mogła nic powiedzieć. Delikatnie obróciła głowę w lewo, ale tylko domyśliła się, że tam powinien być jej ojciec. Czuła, że zwymiotuje.
Później znowu musiała stracić przytomność. Nie wiedziała, jak wyciągnięto ją z samochodu i jak znalazła się w łódzkim szpitalu. Była całkiem sama. Liczyła, że ktoś wziął jej torebkę, znalazł telefon i poinformował mamę. Miała też nadzieję, że ojciec jest w co najmniej równie dobrym stanie jak ona i zaraz się spotkają. Wtedy do jej pokoju weszła pielęgniarka w średnim wieku o miłej aparycji. Blond grzywka lekko opadała jej na czoło. Joannie przyszło na myśl, że gdy była młodsza, musiała być podobna do Brigitte Bardot.
— Jak się pani czuje? — spytała kobieta.
— Nic mi nie jest — odparła raźno Joanna, mimo że w tej samej chwili jej ciało przeszył ostry ból.
— Tego bym nie powiedziała… Ma pani prawą nogę złamaną w dwóch miejscach i pękniętą miednicę. Poza tym jest pani cała poobijana, podajemy środki przeciwbólowe. Poinformowaliśmy także pani mamę, jest w drodze.
— Co z moim ojcem?
Uśmiech spełzł z ust pielęgniarki, a jej twarz przybrała dobrze wystudiowaną minę.
— Jest w stanie krytycznym, w śpiączce. Lekarze robili, co mogli…
Kolejne tygodnie to był dla Joanny koszmar. Sama ze szpitala wyszła szybko, mogły więc razem z matką i Adelą, partnerką taty, postarać się o jakiś odpowiedni ośrodek dla niego. Bliżej domu. Młoda kobieta obrała sobie za cel sprowadzenie ojca do Krakowa, mimo że on i Adela od lat mieszkali w Rzeszowie. Jego partnerka nie protestowała. Wiedziała, że tylko to trzyma Joannę w całości, że tylko dzięki temu dziewczyna nie rozpada się na milion małych kawałków. I w końcu się udało. Hospicjum dla dorosłych śpiochów. Joanna przesiadywała tam godzinami. Przywoziła zblendowane zupy, którymi później ojciec miał być karmiony przez sondę.
Puszczała jazzowe standardy, które tak uwielbiał i które — co zawsze powtarzał — przypominały mu młodość. Starała się też mówić do niego, choć to przychodziło jej najtrudniej. Zawsze łamał jej się głos i choć próbowała z tym walczyć, zawsze kończyło się szlochaniem. Cichym, bo wierzyła, że ojciec wszystko słyszy. Czasem miał lepszy dzień.
Joannie wydawało się wtedy, że już, już, prawie rusza nogą, gdy go o to prosi. Albo że na chwilę ich oczy spotykają się i łapią zupełnie trzeźwe, przytomne spojrzenia.
Później przyszła jesień, a wraz z nią zapalenie płuc. I tego już Grzegorz nie przetrwał. Joanna rozsypała się i było to chyba znacznie dotkliwsze, niż ktokolwiek miałby śmiałość sobie wyobrazić. Nie pojechała do Rzeszowa na pogrzeb, nie płakała już nawet. Wyłączyła się. Nie wychodziła z pokoju. Nie jadła. Nie myła się. Wydawało jej się, że ten stan będzie trwał już zawsze. Ale powoli, dzień za dniem, codzienność wdzierała się do jej świadomości.
Aż do chwili, gdy pół roku od śmierci ojca odważyła się, w eskorcie przyjaciółek, odwiedzić cmentarz i zmierzyć się z tym, co się wydarzyło.
Na cmentarzu w niemej modlitwie Joanna obiecała ojcu, że będzie w sobie pielęgnować to, czego ją nauczył. Będzie kochać piękno i propagować miłość do historii sztuki. Obiecała ruszyć z miejsca i paradoksalnie właśnie cmentarz miał być nowym początkiem.
Książkę Beskidzki Anioł kupić można w popularnych księgarniach: