Zaczynają się wakacje, a wraz z nimi czas na pakowanie walizek i wyjazdy urlopowe. Pamiętajcie o tym, żeby zabrać z sobą interesujące lektury. Przez najbliższe dwa miesiące na naszych łamach postaramy się regularnie prezentować ciekawe propozycje książek, które warto spakować do swojej walizki lub załadować do pamięci czytnika e-booków. Rozpoczynamy akcję #książkanawakacje. Pierwszą spośród książek, jakie w jej ramach chcemy Wam zaprezentować, jest powieść Tadeusza Biedzkiego Ostatnie srebrniki (Wydawnictwo Bernardinum). To wciągająca powieść sensacyjna z historią w tle.
W tureckiej części Nikozji żona autora kupuje starą, drewnianą szkatułkę. Trzy miesiące później w kościele w Barcelonie zamordowany zostaje kapłan. Co łączy te dwa fakty? Jaki jest ich związek z wydarzeniami w Jerozolimie sprzed dwóch tysięcy lat? I dlaczego skutkują aktami terrorystycznymi we współczesnej Europie? Jaką rolę odgrywa w nich założony w 2012 roku w Hiszpanii Zakon Piłata i Judasza? Próba rozwiązania tych zagadek okaże się śmiertelnie niebezpieczna.
Autor - wzorem Dana Browna i Umberto Eco - po mistrzowsku prowadzi nas przez zaułki historii, pokazując, jak wydarzenia z przeszłości wpływają na jej bieg, wywołują tragiczne skutki w ciągu dwóch tysięcy lat i powodują śmiertelne zagrożenie dla współczesnych Europejczyków. Historia, sensacja i kryminał w jednym.
– Myślę, że nazwanie autora polskim Danem Brownem czy Umberto Eco nie jest bezpodstawne. Pamiętam, jak czytałam powieści obu tych autorów – tak samo trzymały mnie w napięciu - napisała w swojej opinii o książce korzystająca z naszego serwisu pisarka, Ewa Formella. Jeśli chcecie sprawdzić, czy i Was ta książka wciągnie, przeczytajcie pierwszy rozdział powieści Tadeusza Biedzkiego:
Rozdział I
Nikozja, Cypr, czerwiec 2016 r.
Ozen Bayramoglu skończył siedemdziesiąt trzy lata, ale wygląda znacznie młodziej. Jest cypryjskim Turkiem i właścicielem niewielkiej restauracji oraz położonego po drugiej stronie ulicy sklepiku z antykami i pamiątkami, w którym Wanda od dziesięciu minut szpera wśród staroci.
– O, mam! – woła i przynosi niewielką rzeźbioną w drewnie szkatułkę. Spogląda na mnie, uśmiecha się i pyta:
– Podoba ci się?
– Ładna! – potwierdzam.
Skrzyneczka rzeczywiście wygląda atrakcyjnie. Jest nieduża, ma szesnaście centymetrów długości, dziesięć szerokości i około sześciu wysokości. Wykonano ją z ciemnobrązowego drewna o niejednolitej barwie, gładkiego i błyszczącego, choć z kilkoma zarysowaniami i ubytkami. Ma dość grube dno, a na górnym wieku, poza środkowym prostokątnym fragmentem, wyrzeźbiono charakterystyczny dla starożytnej sztuki motyw, czyli liście akantu. Wewnętrzne ścianki są ciemne, niemal czarne i trochę brudne. Szkatułka jest zaskakująco ciężka, co chyba wynika z gęstości tropikalnego drewna, z którego została wykonana, oraz grubego dna. Pokrywa ją warstwa kurzu, którą Wanda częściowo starła. Prezentuje się jednak ładnie i nie ulega wątpliwości, że jest bardzo stara. Trzeba przyznać, że Wanda wyszukała atrakcyjny prezent.
– Gdzie ją znalazłaś? – Ozen zdumiony patrzy na skrzyneczkę. – Nie widziałem jej chyba ze dwadzieścia lat. Właściwie nie jest na sprzedaż, nawet nie wiem, skąd się wzięła w sklepie. Jest w rodzinie od ponad sześćdziesięciu lat. Widziała wiele, towarzyszyła mi w ogromie nieszczęść. Ale jeśli bardzo chcecie, sprzedam ją – mówi i pakuje skrzynkę w papier. – Może akurat wam przyniesie szczęście.
Wręcza pakunek i zaprasza na wino do swojej położonej naprzeciwko restauracji. Właśnie w niej, przed czterema laty, poznaliśmy się z Ozenem. Po kilku godzinach zwiedzania Nikozji wstąpiliśmy tam, by coś przegryźć. Zerrin, jego córka, podała wówczas smaczny kebab, a potem znakomite ciasto nasączone syropem i słodkie wino domowej roboty. Ozen przysiadł się do stolika, nalał wina do kieliszków i zaczął rozmowę. Potem poprosił córkę o następny dzban wina i tak od słowa do słowa rozgadał się na dobre. Opowiedział historię swojego życia.
Urodził się w niewielkiej mieścinie, położonej na zachód od Nikozji, którą Grecy nazywali Morfu, a Turcy – Güzeyurt. Obie społeczności żyły we względnej zgodzie, choć jedni i drudzy nie przepadali za sobą, a dzieci wychowywano w nieufności do greckich bądź tureckich sąsiadów. Miał piętnaście lat, gdy jego ojciec wrócił do domu pobity przez Greków. Sytuacja polityczna na Cyprze była wówczas napięta. Doszło do walk między Grekami i Turkami. Jego ojciec, członek VOLKAN-u[1], uczestniczył w nich aktywnie. Niedługo później greccy partyzanci zabili go. Wtedy Ozen związał się z VOLKAN-em.
– Dwa miesiące po śmierci ojca – wspominał – wracając z pracy, zobaczyłem przed domem zbiegowisko. Okazało się, że godzinę wcześniej do domu wpadła grecka bojówka. Zabili mamę i moją młodszą, trzynastoletnią siostrę.
Po tym dramacie wyprowadził się z Morfu do Nikozji. Zamieszkał w północnej części miasta, gdzie większość stanowili Turcy. Założył stragan z owocami i warzywami. Osiemnastoletnią Cezvę poznał, gdy kupowała u niego owoce. Zakochał się do nieprzytomności. Po pół roku znajomości pobrali się. Cezva urodziła syna, a potem dwie córeczki. Wiodło się im dobrze, więc kupił stary dom i założył restaurację z kebabami, a potem sklep z antykami. Był przekonany, że los wynagradza mu nieszczęścia. Pomylił się, historia znów odmieniła jego życie. W 1974 roku uśpiony konflikt grecko-turecki wybuchł na nowo. Do obrony rodaków tym razem włączyła się armia turecka, która dokonała inwazji na północny Cypr. Wkrótce spadochroniarze zajęli północną część Nikozji.
– Kiedy zobaczyłem tureckich spadochroniarzy wkraczających do naszej części miasta – wspominał – ucieszyłem się. Byłem wówczas w restauracji, a żona z dziećmi wyszła na zakupy. Po chwili usłyszałem odgłosy walk w pobliżu. Zamknąłem bar i wybiegłem po nich. Niedługo szukałem. Dostrzegłem całą czwórkę leżącą w kałużach krwi na niewielkim skrzyżowaniu, niedaleko stąd, o tam. Prawdopodobnie trafił w nich pocisk z moździerza lub granat. Wszyscy nie żyli…
Dwa lata później Ozen ożenił się ponownie. Z tego związku ma córkę, której powierzył prowadzenie restauracji, oraz wnuczkę, którą kocha nad życie. Ale szczęśliwy nie jest.
Teraz znów siedzimy w jego restauracji, popijamy wino i rozmawiamy.
– Czasami myślę – mówi – że wszystkie nieszczęścia zaczęły się od chwili, gdy tata kupił mamie w prezencie tę szkatułkę, którą właśnie wam sprzedałem. Zaraz potem siostra, która chciała zobaczyć, co jest w środku, sięgnęła po nią na półkę, spadła z krzesła i złamała nogę. Kilka dni później mama otworzyła pudełeczko i wtedy zerwał się żyrandol i skaleczył ją. A potem, o czym już mówiłem, pobili, a następnie zabili ojca. Podarowałem ją żonie i ona też zginęła. Później skrzyneczka gdzieś się zawieruszyła i zapomniałem o niej.
Wanda spogląda z niepokojem na niewielki pakunek, a następnie na Ozena. Turek uśmiecha się do niej: – Ej tam, nie ma powodu do niepokoju. To przecież zbieg okoliczności. Chyba nie wierzysz w takie bzdury? Ot, zwyczajna kasetka na kobiece drobiazgi, tyle że bardzo stara. Żadnych złych mocy ani tajemnic nie zawiera. Nie wierz w bajdurzenie starego człowieka.
Tydzień po tej rozmowie wróciliśmy z Cypru do domu. Wanda postawiła szkatułkę na szafce lustra w holu. Włożyła do niej zegarek, kluczyki do swojego samochodu i kilka drobiazgów, które zabierała, wyjeżdżając do miasta.
[1] VOLKAN – Organizacja Bojowa Turków Cypryjskich dążąca do podziału Cypru na część grecką i turecką.