Najpierw kwiaty, potem wiersze, wreszcie… śmierć. Gdy Emilia Brzeska robiła zdjęcia na setnym weselu w swojej karierze nie sądziła, że jej przyjaciółka, uczestnicząca w imprezie, tej samej nocy zaginie bez śladu. Poszukiwania Natalii nie przynoszą rezultatu, a wkrótce zostaje znalezione ciało innej dziewczyny. Wiele wskazuje na to, że za zbrodnią stoi tajemniczy adorator Natalii – i że tym razem na jego celowniku znalazła się sama Emilia…
Do lektury najnowszej książki Magdaleny Kubasiewicz 100 wesel i zaginięcie zaprasza Wydawnictwo Czarna Dama. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy fragment powieści, tymczasem już teraz zachęcamy Was do lektury drugiej jego części:
Dla większości ludzi udział w weselu był (w zależności od pełnionej na nim roli oraz stosunku do dużych przyjęć) jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu, okazją do dobrej zabawy albo przykrym obowiązkiem. Dla Emilii Brzeskiej stanowił rutynę. Spędzała na weselach niemal każdą sobotę, często także niedziele, a i zdarzało się, że trafiała na pojedyncze imprezy urządzane na tygodniu. Zwłaszcza od ostatnich dni kwietnia. Jak wynikało z jej doświadczenia, to wtedy następowało preludium do sezonu weselnego, który rozkręcał się na dobre wraz z majem, trwał w najlepsze w czerwcu, lipcu i sierpniu, by zacząć powoli chylić się ku końcowi we wrześniu. Po kilku latach działania w zawodzie, budowania kontaktów, podnoszenia własnych kwalifikacji i walki o co bardziej intratne zlecenia interes się rozkręcił, więc tegoroczny sezon weselny upływał jej pod hasłem szaleńczej pracy. Niewiele miała chwil dla siebie, a znajomi w ciągu tych miesięcy mieli ogromne szanse zapomnieć, jak Emilia wygląda. Ba, niektórzy na skutek tego wycięcia spotkań towarzyskich z kalendarza Emilki w okresie letnim w poprzednich latach całkiem zapomnieli o jej istnieniu (by oddać im sprawiedliwość: trudno było kogokolwiek za to winić).
Iza Czaja i jej kuzynka Natalia, od grudnia ubiegłego roku mieszkająca w Krakowie, były pod tym względem chlubnymi wyjątkami. Cierpliwie znosiły to, że kalendarz Emilii w pewnym momencie zapełnił się po brzegi i szanse na spotkanie z nią w weekend były mniej więcej takie jak na randkę ze znanym amerykańskim aktorem. Nie miały jej za złe, że umyka ze spotkania wcześniej, bo o zmierzchu zaplanowano sesję ślubną i absolutnie musi być na miejscu na czas, by złapać „złotą godzinę”. Albo bo musi się wyspać – skoro inna sesja ma się odbyć o świcie poza miastem, co oznacza pobudkę o trzeciej w nocy.
Jednak nawet one, mimo całej swej wyrozumiałości, spoglądały na Emilię morderczym wzrokiem, kiedy wpadła do kawiarni o godzinę spóźniona na spotkanie. Spotkanie, którego dzień i porę sama ustaliła, wciskając je w napięty czerwcowy terminarz.
– Przepraszam, przepraszam, przepraszam – wydyszała Brzeska, opadając na krzesło. – Naprawdę przepraszam.
– Mam taki pomysł. Następnym razem, gdy postanowisz spóźnić się tyle czasu, skorzystaj z genialnego wynalazku, jakim jest te-le-fon ko-mór-ko-wy – wysylabizowała Iza, wskazując Emilię widelczykiem. Z taką miną, jakby miała ochotę wybić jej oko.
– Zwłaszcza że napisałam ci jakiś milion SMS-ów – dorzuciła Natalia.
Iza i Natalia mimo pokrewieństwa nie były do siebie podobne. Ta pierwsza niedawno skończyła trzydzieści pięć lat, a ciemne oczy i karnacja, odziedziczone po matce, sugerowały, że w jej drzewie genealogicznym zaplątali się jacyś Romowie. Włosy farbowała co roku na inny kolor i nieustannie usiłowała zrzucić parę kilogramów. Twarz miała raczej charakterystyczną niż piękną, ale uczyniła z tego atut – odpowiednio dobierając makijaż, fryzurę i ubrania, łatwo sprawiała, że zwracano na nią uwagę. Natalia, ponad dziesięć lat od kuzynki młodsza, reprezentowała typ „dziewczyny z sąsiedztwa”. Miała miłą, ładną, choć nieprzyciągającą wzroku twarz, oczy niebieskie, a włosy jasne i proste. Gdy szły gdzieś we trójkę, ludzie zazwyczaj brali ją za krewną nie Izy, a Emilki – podobnie jak Natalia jasnookiej, bladej, szczupłej blondynki średniego wzrostu.
Emilia przybrała skruszony wyraz twarzy i uniosła dłonie w geście poddania.
– Naprawdę przepraszam. W ramach zadośćuczynienia ja płacę.
– No – mruknęła Natalia. – Świetnie, bo jedną porcję ciasta i kawy zdążyłyśmy już skończyć. Zanim przyszłaś.
– Te dodatkowe kalorie też weźmiesz na siebie? – dopytywała Iza.
– Proszę, nie dobijajcie mnie – westchnęła Emilia, głębiej zapadając się w fotel. – Wiem, że nawaliłam, ale wracam prosto z sesji narzeczeńskiej...
– ...jak zwykle...
– ...podczas której zerwano zaręczyny – dokończyła. – A ślub miał być za dwa tygodnie. Za dwa tygodnie!
Książkę 100 wesel i zaginięcie kupić można w księgarniach internetowych: