Pewnego dnia komisarz Jakub Dalberg budzi się w koszmarze – ktoś porwał mu córkę. Czy jej uprowadzenie ma coś wspólnego z pracą zrozpaczonego ojca? Kiedy porywacze wysuwają żądania, zaczyna się wyścig z czasem.
Bez litości to drugi tom kryminalnej serii Dalberg, której autorem jest Michał Larek. Do lektury zaprasza Oficynka. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Bez litości:
1
Dalberg poczuł, że świat osuwa mu się spod nóg.
Ścisnął rozpaczliwie telefon i jak zahipnotyzowany wpatrywał się w wyświetlacz. Rozszerzone oczy zdradzały nadchodzącą panikę. Przetarł ręką czoło, czując, że zalewa go fala gorąca.
Nie, to nie może być prawda, przekonywał sam siebie w myślach. To żart, durny kawał. Julka upiła się ze znajomymi i postanowiła się zabawić jego kosztem. Ci gówniarze nie mają za grosz empatii!
Wstał od stołu i łamiącym się głosem odczytał raz jeszcze złowrogą treść SMS-a: „Boisz się o życie swojej córeczki, komisarzu?”.
Zaczął krążyć po kuchni, próbując zebrać myśli. Oszalałe serce obijało się boleśnie o żebra. Miał wrażenie, że biegnie przed siebie z na wpół przymkniętymi oczami prosto ku przepaści. Zaraz spadnie, złamie kark!
Chciał zadzwonić, ale coś go powstrzymywało. Bał się, że gdy wybierze połączenie, zniszczy iluzję, którą resztkami sił próbował się karmić.
W końcu zatrzymał się, odkręcił w kranie zimną wodę i pochlapał nią płonącą twarz.
Zaczął powoli i głęboko oddychać.
To trochę pomogło.
Zapalił papierosa, zaciągnął się parę razy i pokonując strach, wybrał połączenie.
Gdzieś na dnie jego przerażonego mózgu tliła się nadzieja, że za chwilą usłyszy głos córki, która powie mu, że robiła sobie jaja i tak naprawdę jest bezpieczna i zaraz wróci do domu. Kiedyś, w pierwszej klasie liceum, zafascynowana osobą Tomasza Beksińskiego, lubiła przecież robić różne żarty, czasami makabryczne.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci. Czwarty.
Nikt nie odebrał. Włączyła się poczta głosowa: „Tu Julka, nie chce mi się teraz z tobą gadać, zadzwoń później. No chyba że ja oddzwonię. Strzała!”.
Wybrał numer ponownie.
Z tym samym skutkiem.
Powtarzał tę czynność jeszcze kilkanaście razy, ale nikt w dalszym ciągu nie odbierał. Zraniona wyobraźnia podsuwała mu obraz jakiejś sadystycznej twarzy, która karmi się jego bólem.
Czuł, że się rozpada na tysiące kawałków.
Nagle jakiś wewnętrzny głos skarcił go szorstko: uspokój się, nie panikuj, jesteś gliniarzem, do cholery!
Tak, jestem gliniarzem. Muszę się opanować. To prawda.
Położył telefon na stole, otworzył lodówkę i nalał sobie pięćdziesiątkę finlandii. Wypił, wyprostował się na krześle. Napiął mięśnie.
Miał wrażenie, że stacza pojedynek z mroczną siłą, która próbowała doprowadzić go na skraj histerii. Wypuścił powietrze i powoli, z niewyobrażalnym trudem zaczął przechodzić w tryb pracy.
Postanowił zadzwonić do szefowej i poinformować ją o tym, co się stało.
Nagle zamarł.
Odgłos przychodzącego SMS-a.
Sięgnął po telefon, odczytał wiadomość: „Twoja córka jest bezpieczna. Nie szalej za bardzo. Niebawem napiszę i przedstawię swoje oczekiwania. Wszystko może dobrze się skończyć. Serio, Dalberg. Żelaznych snów”.
Uporczywie wpatrując się w wyświetlacz, pozwolił swojemu umysłowi intuicyjnie analizować treść SMS-a.
„Żelaznych snów”? Co to znaczy?
Przez chwilę zastanawiał się nad tym niecodziennym sformułowaniem, a potem wybrał numer swojej szefowej, inspektor Katii Domagały, naczelniczki Wydziału Śledczo-Dochodzeniowego.
Odebrała, gdy stracił już nadzieję, że to zrobi. Warknęła:
– Dalberg, wiesz która jest godzina?
– Wiem, przepraszam – wymamrotał, chodząc nerwowo po mieszkaniu.
– Co masz na swoją obronę?
– Porwali mi córkę!
– Że co?
– Ktoś porwał Julkę!
– Najebałeś się?
– A brzmię jak najebany? Cisza.
– No faktycznie, nie.
Dalberg w kilku żołnierskich słowach nakreślił sytuację. Julka długo nie wracała do domu, zaczął się niepokoić, odchodzić od zmysłów. Zaczął dzwonić do jej koleżanek i ustalił, że Julka do końca zajęć była w szkole, którą opuściła w pojedynkę. Potem ślad się urwał. Co więcej, nie publikowała niczego w mediach społecznościowych, a lubiła to robić. W końcu dostał wiadomość, w której prawdziwość nie chciał uwierzyć.
– Jesteś pewny, że Julka nie robi sobie z ciebie wała? Dla gówniar w tym wieku to rodzaj sportu. Wiem coś o tym i to bardzo dobrze.
Dalberg pokiwał przecząco głową.
– Jestem pewny – szepnął, czując nieprzyjemną suchość w gardle. Nie wyobrażał sobie, żeby Julka w tak okrutny sposób z nim pogrywała. Mieli tylko siebie, szanowali się, kochali. Po śmierci Magdy tworzyli „najmniejsze państwo świata”, mimo że czasami pomiędzy nimi ostro iskrzyło.
– No dobra – westchnęła Domagała. – Jutro z samego rana zabieramy się do…
Jakieś odgłosy urwały jej wypowiedź. Po drugiej stronie linii ktoś się chyba kłócił.
– Przepraszam cię, ale mamy tu mały kryzys rodzinny. Szefowa uciszyła kogoś stanowczym: „Zamknijcie się!”. – Co ja mówiłam? Aha, jutro, a właściwie dzisiaj, zaczynamy działać. Wypuścimy jakąś bystrą operacyjną, żeby zrobiła rozpytanie w szkole. Mówiłeś, że ślad urywa się po tym, jak Julka wyszła samotnie ze szkoły?
– Tak.
– OK. Podaj trochę danych, żeby można było od czegoś konkretnego zacząć.
Dalberg przekazał szefowej adres szkoły i personalia znanych mu koleżanek Julki. Jednocześnie uprzytomnił sobie, że jego córka od ładnych paru miesięcy z nikim się nie przyjaźniła, przynajmniej on nic o tym nie wiedział. Ukłuła go świadomość, że tak mało o niej wiedział. Kończąc rozmowę, obiecał sobie, że gdy tylko całe to szaleństwo się skończy, rozpoczną nowy rozdział wspólnego życia. Prawdziwie wspólnego.
Sięgnął po kolejnego papierosa i poszedł do pokoju Julki. Zaciągając się dymem, uważnie lustrował pomieszczenie zaaranżowane przez córkę. Punk połączony z emo. Mrok i sentymentalizm. Czerń i róż. Zawsze zastanawiała go ta paradoksalna mieszanka. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w usadowioną na fotelu różową małpkę, która liczyła sobie z piętnaście lat.
W końcu zasiadł przed laptopem. Bez problemu złamał hasło: mamajulci.
Na środku pulpitu widniał jasnowłosy szkielet w czerwonych szpilkach i w koszulce z napisem: „True crime addict”. W końcu kliknął dwa razy w folder „Darkness”. Otworzył jeden z zamieszczonych tam tekstów.
Czytając go, czuł, że coś ściska go w gardle.
Książkę Bez litości kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,