,,Pobudka, geniuszu" - tymi niepokojącymi słowami zaczyna się opowieść o psychopatycznym czytelniku, którego literatura popycha do zbrodni.
Geniuszem jest John Rothstein, autor porównywany z J.D. Salingerem, twórca słynnej postaci Jimmy'ego Golda, który jednak od kilku dekad nie wydał żadnej książki. Czytelnikiem - Morris Bellamy, wściekły nie tylko o to, że jego ulubiony autor przestał publikować nowe powieści, lecz także dlatego, że sprzedał nonkonformistyczną postać Jimmy'ego Golda dla zysków z reklam. Morris wymierza Rothsteinowi karę najdotkliwszą z możliwych. Zabija go i opróżnia jego sejf z gotówki. Kradnie też notesy zawierające co najmniej jedną niewydaną jeszcze powieść z Goldem. Morris ukrywa swój skarb, po czym za inne przestępstwo trafia do więzienia. Kilka dekad później chłopiec o nazwisku Pete Sauberg znajduje ukryty łup Bellamy'ego. Teraz Bill Hodges, Holly Gibney i Jerome Robinson muszą ratować chłopca i jego rodzinę przed mściwym Morrisem, który po trzydziestu pięciu latach, ogarnięty jeszcze większym obłędem, wychodzi na wolność.
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2015-06-10
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 480
Tytuł oryginału: Finders Keepers
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
Świat jest okrutny – powie wam to wiele ludzi. Nie zastanowią się nad odpowiedzią, nie zawahają się ani przez chwilę. Po prostu stwierdzą fakt, który według nich jest niepodważalny. Ale czy nie można tego zmienić? Peter urodził się w szczęśliwej rodzinie. Jego rodzice kochali się, mieli dobrą pracę, piękną przyszłość przed sobą, tylko... Te tylko zmienia wszystko w ciągu jednej chwili. Ojciec Pete'a traci pracę. Jest jednym z wielu osób, które straciły wszystkie dochody przez kryzys. Jednak człowiek nie traci tak łatwo nadziei. Po prawie roku bezowocnego poszukiwania pracy wybiera się na targi pracy. Pamiętacie je? Tysiące ludzi pełnych nadziei na zmianę swojego losu, matki z dziećmi, trzymające się niezachwianie ostatniej deski ratunku i szaleniec za kierownicą mercedesa...
I tak oto po raz pierwszy w swoim życiu przeczytałam powieść sławnego Stephena Kinga. Czekałam na tę chwilę wiele lat, a teraz rozkoszuję się pisaniem tej recenzji. Mam multum słów, którymi chcę się z wami podzielić. Tyle spostrzeżeń, tyle uwag... Dlaczego zaczynam od najnowszej powieść Kinga, jego drugiego kryminału i zarazem kolejnej części przygód Billa Hodgesa? To jest bardzo dobre pytanie, na które nie umiem odpowiedzieć. Większość z was stwierdzi, że to największa zbrodnia jaką mogłam popełnić. Zgadzam się, ale czy nadal pozostaje zbrodnią, jeśli dzięki niej na pewno zapoznam się z innymi dziełami tego wybitnego pisarza?
To nie jest tak, że nigdy wcześniej nie miałam żadnej książki Kinga w ręku. Kiedyś, jeszcze jako dziecko, zaczęłam czytać "Cujo", które poleciła mi bibliotekarka. Jest to jeden z najsławniejszych horrorów pisarza, ale niestety ciężki styl autora okazał się dla mnie (w wersji kilka lat młodszej) o wiele za ciężki. Biorąc "Znalezione nie kradzione" do ręki, miałam wiele obaw. Bałam się, że styl nadal okaże się dla mnie za ciężki i nie pozwoli na zapoznanie się z tą lekturą. W końcu nie każdy musi lubić Kinga. Na szczęście moje obawy okazały złudne. Przyznaję, że według mnie język autora nie jest językiem łatwym i na początku miałam duże trudności ze skupieniem się. Musiałam przebrnąć przez te pierwsze kilkadziesiąt stron i przyzwyczaić się do wcześniej mi nieznanego pióra. Dopiero wtedy zaczęłam doceniać kunszt twórcy. Choć nie zmienia to faktu, że nadal uważam, że potrzebuję odpowiedniego miejsca, by zrozumieć tekst. Nie może być to zatłoczony autobus, czy spotkanie rodzinne.
"Znalezione nie kradzione" zyskało moją sympatię do tego stopnia, że stało się częścią mojego życia. Nie odczuwałam gwałtownego pragnienia czytania dalej powieści, jednakże przyzwyczaiłam się do niej i przez kilka dni zapoznawanie się z jej treścią okazało się moim zwyczajem. Na pewno gdy wracacie z pracy, szkoły macie jakiś zwyczaj, czynność, która pozwala wam odpocząć, a przy tym nie nudzi się mimo codziennego powtarzania jej. Dla mnie taką czynnością jest słuchanie muzyki, ale przez te kilka dni właśnie ten kryminał stał się częścią mojego życia.
Zawsze zakładałam, że w książkach Kinga najpierw jest wprowadzenie, które pozwala nam poznać bohaterów, przywiązać się do danego miejsca, a dopiero później pojawia się ten moment zaskoczenie, który jest jeszcze straszniejszy, gdyż wiemy, kogo dotknął, a jest to najczęściej postać nam bliska. Ta książka potwierdza moją małą teorię (nie wiem, jak inne). Nie powiem, że na początku nic się nie działo, bo to byłoby kłamstwo, ale akcja była powolna i mozolnie nabierała tempa. Dla mnie jest to bardzo duża zaleta. Gdy wszystko dzieje się za szybko, nie mam czasu, by przejąć się czymkolwiek, a dzięki temu mogłam poświęcić odpowiednią ilość czasu na przeżywanie tych wszystkich zdarzeń.
Również przypadła mi do gustu fabuła, a w szczególności wątek mordercy, który stał się nim wyłącznie przez fanatyczną miłość do książki. Widziałam w nim siebie. To wszystko zaczęło się tylko od pytań, pragnienia poznania większej liczby informacji, a zakończyło desperacją, która prowadziła do zniszczenia życia wielu ludzi. Natomiast wielopoziomowość powieści dodała realności tym wydarzeniom. Nie pojawili się tylko bohaterowie, którzy mieli coś wspólnego z całą opowieścią. Byli również ci epizodyczni, którzy mają własną historię do opowiedzenia.
Jak przeczytaliście, jestem bardzo szczęśliwa, że nareszcie zapoznałam się z twórczością Stephena Kinga. Przede mną wiele jego książek. Mam nadzieję, że nie zawiodę się. "Znalezione nie kradzione" polecam fanom kryminału, choć radziłabym zacząć od "Pana Mercedesa". Druga część nie nawiązuje do niego prawie wcale, ale nie ukrywa zakończenia pierwszego tomu.
Nieco słabsza część trylogii o Billu Hodgsie (w porównaniu z pierwszą częścią). Trup ściele się gęsto od samego początku i czytelnik ma wrażenie, że King nie skupia się już tak bardzo, aby wyjaśnić motywy zbrodni. Nadrabia to później, jednakże jest to już trochę niedbałe. W tej części mamy przeskok czasowy, więc Bill, Holly i Jerome pracują już razem w firmie. Dowiadujemy się, że Bill odwiedza Brady'ego w zakładzie. A na plan pierwszy wysuwa się szalony fan książek o Jimmym Goldzie, który w afekcie morduje swojego ulubionego pisarza, ale do więzienia trafia za... gwałt na kobiecie. Wątków jest dużo, można się w nich nawet trochę gubić z początku. Po drugiej połowie jest to już bardziej usystematyzowane. Przykre jest to, że zarys głównych postaci nie jest juz tak dopieszczony, jak to było w "Panu Mercedesie". Nie mniej jest to nadal trzymająca w napięciu książka. Stephen King puszcza oczko do samego siebie pod koniec powieści, gdy Holly opowiada, że wyrusza w trasę z trzema audiobookami - w tym ze "Skazanymi na Shawshank". Bardzo sympatyczne nawiązanie. Całość oceniam na 5. Było napięcie, była akcja, choć zabrakło klimatu z Pana Mercedesa.
Powiedzenie mówi, że ,,znalezione nie kradzione" ale czasami o to znalezione upomina się ten, który to ukrył. Na tym właśnie autor oparł swoją fabułę. Nie nowatorski to pomysł ale daje możliwość stworzenia powieści. Ale niestety autor nie ujął mnie tą powieścią. King kojarzy mi się z horrorami i takiego go lubię. Kryminały w jego wydaniu jakoś mi nie leżą. Przeczytałam, ponieważ nie umiem odłożyć książki, którą już zaczęłam czytać. Zdecydowanie wolę kryminały w innej postaci.
W drugiej czesci trylogii zapoczatkowanej "Panem Mercedesem"
jest znacznie wiecej Kinga w Kingu,ale powiesc -chociaz dobra-jest zaledwie poprawna.Przynajmniej na tle wielu innych ksiazek tego autora.Czyta sie ja szybko,poniewaz stanowi niemal gotowy scenariusz filmowy..
Morris Bellamy to obsesyjny fan poczytnego pisarza John'a Rothstein'a. Morris zalamany tym ,ze jego ukochany pisarz przestal pisac a na dodatek sprzedal sie komercji zabija go i kradnie jego niewydane jeszcze rekopisy . Niestety Morris trafia do wiezienia a skradziony przez niego lup trafia w rece maloletniego Petera. Gdy Morris wychodzi z wiezienia cala jego nienawisc skupia sie teraz na Peterze. Swietne zwroty akcji, zagmatwana fabula i w sumie ksiazka nie ma zakonczenia bo poznamy je dopiero w kolejnej czesci .
Według mnie jest to jedna z najlepszych książek Mistrza. Morris Bellamy zabija swego ulubionego pisarza za ,,sprzedanie" postaci Golda. Razem ze wspólnikami kradnie również pieniądze i cenne notesy z jego niepublikowaną twórczością. Podczas ucieczki zabija także dwóch towarzyszy. Pragnie przeczytać notatki, lecz nie może, bo trafia do więzienia za coś zupełnie innego. Kilka lat później Pete odnajduje skradzione rzeczy. Pieniędzmi wspiera rodzinę w trudnej sytuacji. Kłopoty zaczynają się, gdy planuje sprzedać notesy, aby posłać siostrę do wymarzonej szkoły. Sprzedawca zaczyna szantażować siedemnastolatka. Bill, Holly i Jerome próbują pomóc chłopakowi, lecz ten odrzuca propozycję. Morris, który warunkowo wyszedł z więzienia zabija szantażystę i pragnie odzyskać notesy. Robi wszystko, by je zdobyć. Pete, Bill, Holly i Jerome ścigają się z czasem. Stawką jest życie rodziny Pete'a. Jednak czy chłopak i trójka przyjaciół zdążą na czas? Tego czytelnik dowie się po przeczytaniu tej świetnej książki.
Czterej kilkunastoletni chłopcy zrobili kiedyś coś wspaniałego, coś wielkiego i dobrego - coś, co odmieniło ich życie. Połączeni telepatyczną więzią kroczyli...
Czasami martwe jest lepsze. Zazwyczaj przeprowadzka to początek nowego życia, ale dla rodziny Creedów stała się początkiem ich końca. Mistrz...
Przeczytane:2019-10-20, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2019 roku,
„Znalezione nie kradzione” to niezbyt udana kontynuacja „Pana Mercedesa”. Główny bohater, Brady, jest w szpitalu, w którym wybudził się ze śpiączki. Powinien być warzywem, ale nim nie jest. Co nieco jeszcze znaczy, choć już niewiele, bo wzbudza w ludziach strach i sprawia, że niemożliwe staje się możliwe, choć nie powinno się zdarzyć bez udziału rąk.
Emerytowany detektyw, Hodges, i jego zgrana ekipa w postaci Jerome’a i Holly, znowu mają zagadkę do rozwiązania. Tym razem wszystko kręci się wokół starszego brata Tiny, którego rodzina zamieszkała w domu, kiedyś zajmowanym przez mordercę, Morrisa Bellamy’ego. Wychowywany w tym samym miasteczku, znał tu każdy kąt, co również będzie miało wpływ na przebieg akcji oraz całą fabułę.
Zacznijmy jednak od początku…
Przyglądamy się tej całej historii z dwóch punktów widzenia.
Z jednej strony mamy człowiek zwanego później Czerwonoustym, popełniającym właśnie okrutną zbrodnię. Zamierza zamordować pisarza, który po sukcesie cyklu z jednym ze swoich bohaterów w roli głównej, zaszywa się gdzieś na prowincji, by odtąd wieść proste życie. Nie przestaje jednak pisać i spod jego pióra wychodzi mnóstwo nowych historii, które trzyma w sejfie – razem z czekami – nie chcąc pokazywać ich światu.
Pewnego dnia w jego domu pojawia się trzech mężczyzn, którzy go zabijają, zabierając rzeczy z jego sejfu.
Od tego momentu King, jak to ma w zwyczaju, snuje wolno swą historię, opisując dalsze dzieje jednego z nich. Powód, który sprawił, że trafił do więzienia i jak po wielu latach z niego wyszedł.
Z drugiej strony poznajemy historię chłopca, Peter’a Saubersa, który jest synem jednej z ofiar Pana Mercedesa. Jego ojciec miał problemy z chodzeniem, po tym, jak Brady najechał na niego swoją furgonetką. Pete nieopodal swojego domu znajduje zakopaną skrzynię, a gdy ją otwiera, okazuje się, że w środku znajdują się nie tylko pieniądze, ale i tajemnicze notesy.
Obie te rzeczy zupełnie zmienią jego życie, odwrócą je do góry nogami.
Czytamy z początku te dwie, zupełnie odrębne od siebie historie, czując, że musi istnieć między nimi jakieś powiązanie, coś co je splata.
A z czasem powiązań jest coraz więcej.
Bellamy chce odzyskać to, co kiedyś udało mu się zakopać nieopodal własnego domu, który teraz należy do Saubersów. Pod koniec książki następuje istny wyścig z czasem; Peter, który z pomocą znalezionych pieniędzy mógł pomóc swojej rodzinie, teraz chce kontynuować pomoc, sprzedając bezcenne notesy. Niestety, Bellamy zna to miasto, jak własną kieszeń, w więzieniu sporo się nauczył i depcze chłopcu po piętach.
Tylko dzięki intensywnym działaniom Hodesa i dwójki jego pomocników, nie przybywa zbyt wielu ofiar, a cała historia, która skąd inąd wzięła się z tego, że czytelnikowi nie spodobał się sposób poprowadzenia głównego bohatera jego ulubionego cyklu, mogła się skończyć tak, a nie inaczej.
A wielu jej bohaterów, tym razem tych stworzonych przez Kinga, mogło dzięki zbiegom okoliczności, twardym negocjacjom, lub zmianie osobowości, w taki, czy inny sposób spełnić swoje marzenia, lub stawić czoło tym członkom rodziny, z którymi do tej pory bali się konfrontacji.
Nie ma tu żadnej wielkiej zagadki, ani wielkiego olśnienia nad jej rozwiązaniem. Bywały momenty, w których lektura się dłuży i staje się niemal nie do przejścia. Przyspiesza na końcu, zaledwie sto stron wcześniej, a całość ratują głównie dobrze wykreowani bohaterowie i ich zimne, gotowe do działania, bystre umysły.
Książka na kilka długich i zimnych wieczorów. I nic więcej.