Reykjavik. W mroźny styczniowy dzień policja zostaje wezwana na jedno z miejskich osiedli – w ogrodzie znaleziono ciało młodego, ciemnoskórego chłopca, zamarzniętego w kałuży własnej krwi. Ślady ciosów zadanych nożem wykluczają jakiekolwiek przypuszczenia, że mógł być to tragiczny wypadek. Ledwie Erlendur i jego drużyna rozpoczynają śledztwo, okazuje się, że zaginął przyrodni brat ofiary – Azjata. Pojawia się pytanie: czy jest zamieszany w śmierć chłopaka czy po prostu obawia się o własne życie?
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2016-08-17
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: Vetrarborgin
Język oryginału: islandzki
Tłumaczenie: Jacek Godek
Dawno nie czytałam kryminału z tak skomplikowanymi wątkami. Niedaleko swego miejsca zamieszkania zostaje znaleziony martwy mały chłopiec. Sprawa budzi wiele kontrowersji, bo jest to syn Tajki. Szybko okazuje się, że wielu Islandczyków jest raczej niechętnych imigrantom i zabójstwo ma podłoże rasistowskie. Ale czy tak jest naprawdę?
To co bardzo mi się tu spodobało, to to, że bohaterowie są tacy prawdziwi. Detektywi prowadzący sprawę zmagają się że swoimi demonami, które momentami mają wpływ na tok sprawy. W trakcie czytania nieraz zastanawiałam się jak to jest, że to czego nie znamy, lękamy się, szybko się staje tym czego nienawidzimy. Każda kultura, każda społeczność ma swoje zwyczaje, które mogą niepokoić innych. Ale czy w ogóle próbujemy je poznać? I co się stanie, gdy zostaniemy postawieni przed faktem, że ktoś z naszych bliskich zrobił coś strasznego? Będziemy dążyć do tego by poniósł karę, czy wręcz przeciwnie?
Muszę przyznać, że książka dała mi do myślenia. Nie było tu szybkiej akcji, strzelaniny czy brawurowych pościgów. A jednak autor potrafił przykuć moją uwagę. A samo rozwiązanie sprawy jest tak trywialne, że aż niewiarygodne. Ale realne. I to przeraża.