Poznaj losy najlepszego przyjaciela bohaterów powieści „Nic do stracenia”.Nate Peters, niepoprawny podrywacz i łamacz serc, lubi swoje życie pełne przelotnych romansów. Patrząc jednak na szczęśliwe małżeństwo Anny i Ashtona, coraz częściej zastanawia się, jak by to było, gdyby miał dziewczynę na stałe. Uznaje, że jeszcze do tego nie dorósł. Aż do czasu, kiedy poznaje Rosie. To zdecydowanie kobieta na całe życie, nie na krótki romans. Absolutnie wyjątkowa i niestety całym sercem oddana komuś innemu. Rosie nie jest zainteresowana znajomością z Nate’em, co tylko mobilizuje go do działania.
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: b.d
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: Enjoying the Chase
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Krzysztof Obłucki
Ilustracje:brak
Nate jest mężczyzną, który uważa się za idealnego strzelca, na którego każda "laska leci". Przygody na jedną noc to jego specjalność, pod którą ukrywa się odskocznia od trudnej pracy i życia codziennego. Chociaż udaje niezależnego, to skrycie marzy o tej jedynej, z którą dogadywałby się bez słów, z którą każda spędzona chwila przynosiłaby radość nie do opisania.
W książkach opowiadających historię Ashtona i Anny mieliśmy okazję poznać Nate'a podrywacza. Tutaj również nim jest, ale zaszła w jego postępowaniu zmiana, chciałby kobietę na stałe, ale nie potrafi żadnej wartościowej znaleźć. Kiedy jednak na jego drodze staje Rosie, jego serce zaczyna od razu mocniej bić, puls przyspiesza. I chociaż z początku chciał ją tylko "przelecieć", to jednak jego plany szybko się zmieniły. Nate zaczął zmieniać się dla kobiety i ją zdobywał każdego dnia. To już nie był ten sam chłopiec, postanowił stać się mężczyzną.
Niesamowita jest zmiana, jaka zaszła w jego zachowaniu. Jest słodka! Z całą pewnością dojrzał, a autorka pokazała siłę miłości, która potrafi zmieniać na lepsze.
Rose jest kobietą, która sporo przeszła i skrywa wiele tajemnic. Szanuje siebie oraz swoje ciało, ponieważ życie ją tego nauczyło. Z głupiej nastolatki zmieniła się w mądrą kobietę. Jej zaletą jest nieuleganie urokowi mężczyzn, a więc Nate dostał od niej solidnego przysłowiowego kosza.
Bardzo polubiłam jej postać, ponieważ jest to bohaterka z pazurem, która wie czego od życia oczekuje. Ogromnie mnie zaskoczyło, iż przekłada swoje dobro i szansę na szczęście dla swojej rodziny. Pokazała, że jest dojrzała i z głową na karku, bo niestety w wielu książkach jest inaczej.
Nate oraz Rose są postaciami niesamowicie zabawnymi, a ich przekomarzanie i riposty rozbawiały mnie do łez. Oboje mają silne charaktery, których starcie jest dość ostre i zdecydowanie ciekawe. Dzięki temu książka ma wielki pazur, który nakręca czytelnika.
"- Przyniosłeś mi kwiaty? - wyszeptała, wydając się jednocześnie wdzięczna i zaszokowana, kiedy uniosła je, żeby powąchać. Zmarszczyłem czoło, zastanawiając się, dlaczego była mi wdzięczna za wiecheć tanich badyli."
Kirsty Moseley jest autorką, po której książki sięgam bez wahania. Zawsze funduje mi oryginalną historię, która przesiąknięta jest niebanalnym humorem, który jest w stanie poprawić mi humor. Nigdy nie brakuje zabawnej nutki w jej książkach. Bohaterowie nie są irytujący, a całość wychodzi autorce niesamowicie ciekawie. Poza tym uwielbiam jej styl, który mnie nie męczy. Z jej książkami płynie się, są przyjemne w odbiorze, dzięki lekkiemu pióru jakim charakteryzuje się autorka. Połączenie humoru i poważnych tematów oraz odrobina słodkości są rewelacyjnym deserem czytelniczym.
Fabuła powieści jest oryginalna. Gorzko-słodka historia, którą warto poznać. Każda strona to dawka humoru, romantyczności, słodkości i ognia. Zwroty akcji, które autorka wprowadziła do książki są zaskakujące. Kiedy wszystko zmierza ku lepszemu i wydaje się, że będzie już dobrze, Kirsty Moseley postanawia zmienić plany i domysły, wprowadzając nieoczekiwane zmiany.
Jeden ze zwrotów akcji, który wystąpił w powieści mocno mnie zaskoczył, spodziewałam się zupełnie innej niespodzianki, ale rozwój historii, który po nim nastąpił, był miłym zaskoczeniem i świeżością.
Zdobyć Rosie jest najciekawszą książką autorki. Ogromnie podoba mi się wprowadzenie do książki postaci Ashtona i Anny, niezapominanie o nich. Dzięki temu zabiegowi mogłam spojrzeć na nich z innej perspektywy. Poza tym historia Rosie i Nate'a jest niesamowicie ciekawa, a tajemnice, które odkrywałam, wzbudzały moje zainteresowanie. Autorka kolejny raz pokazała, że potrafi pisać i tworzyć coraz ciekawsze historie. Zakończenie, które zafundowała, było ciekawe i oryginalne. Jeszcze nie spotkałam się z takim finałem. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom, a Was zachęcam do poznania książki.
Siadając do pierwszej książki wydanej przez Kirsty czyli "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" nie spodziewałam się dwóch rzeczy. Pierwsza to to iż tak ją polubię jako autorkę lekkiej literatury na jeden może dwa jesienno-zimowe wieczory, a druga... że będę miała aż tyle powieści do dyspozycji! Jedno jest pewne żaden z tych dwóch gratisów jakoś mi nie przeszkadza.
Nate Peters jest agentem SWAT, a co za tym idzie posiada wysportowaną sylwetkę. Jest też przystojny i zdecydowanie o tym wie i to wykorzystuje. Bo seks na jedną noc, przelotne romanse i brak perspektyw na ustatkowanie to przepis na jego życie. Choć za sprawą najlepszego przyjaciela Asthona, który od kilku lat jest żonaty i właśnie został ojcem coraz częściej zdarza mu się myśleć jak by to było mieć kogoś na stałe, mieć do kogo wrócić z pracy i z kim porozmawiać. Bywają dni kiedy zwyczajnie im zazdrości tego co ich łączy i co mają dzięki byciu razem.
Rosie York to najlepsza przyjaciółka Anny. Dziewczyna choć młoda ma swoje tajemnice, którymi nie dzieli się zbyt chętnie. Jednak to co trzeba jej przyznać to zaradność. Zrobi wszystko by nie być od nikogo uzależnioną i radzić sobie samej. Choć momentami mogła by troszkę odpuścić i przyznać, że pomoc i wsparcie są jednak mile widziane.
Losy Rosie oraz Nate'a się splatają. W szpitalu gdzie odwiedzają świeżo upieczonych rodziców. I choć Asthon i Anna proszą chłopaka by nie skrzywdził Rose to on jak zwykle otwarcie zaczyna flirtować. Tyle, że ona za każdym razem daje mu kosza. A mimo to zaczynają prowadzić swoistą grę. Problem w tym, że on chce ją "zaliczyć", a ona szuka kogoś kto będzie dla niej oparciem i z kim będzie mogła podzielić się swoim bagażem...
Czy Nate będzie w stanie się zmienić? Czy z rasowego kobieciarza zmieni się w ustatkowanego faceta? Czy Rosie będzie umiała choć trochę odpuścić? Czy zdecyduje się na krok i w końcu nie da mu kosza?
Jak na razie przeczytałam wszystkie książki Moseley, które zostały wydane w Polsce. Jedne były moim zdaniem lepsze, inne mniej udane. Ale ogólnie podoba mi się styl i klimat w jakim utrzymuje swoje powieści Kirsty. Tu muszę przyznać, że skrzywdziła Nate'a tym jak go przedstawiła, a próby jego wyidealizowania i naprawienia wychodzą niestety kiepsko. Dobrze, że sama Rosie przedstawiona jest ciekawie i intrygująco, więc troszkę to łagodzi efekty. Nie zmienia to faktu, że ja na pewno zapoznam się z dalszymi losami agenta Petersa oraz nauczycielki York.
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
kochajacaksiazki.blogspot.com
„Zdobyć Rosie” to już chyba czwarta seria stworzona przez Kirsty Moseley, która została wydana w Polsce. Twórczość tej autorki nie jest mi obca, gdyż miałam do czynienia z dwoma jej poprzednio wydanymi seriami, m.in.: „Nic do stracenia”. I to właśnie z tą serią powiązana jest najnowsza historia, gdyż jej głównym bohaterem jest Nate – najlepszy przyjaciel Ashtona, którego poznaliśmy w wyżej wymienionej serii. Każdą książkę pani Moseley wspominam bardzo dobrze. Taka lekka i przyjemna pozycja na jeden wieczór. Jak zatem wypadła najnowsza pozycja tej pisarki?
Poznaj losy najlepszego przyjaciela bohaterów powieści „Nic do stracenia”.
Nate Peters, niepoprawny podrywacz i łamacz serc, lubi swoje życie pełne przelotnych romansów. Patrząc jednak na szczęśliwe małżeństwo Anny i Ashtona, coraz częściej zastanawia się, jak by to było, gdyby miał dziewczynę na stałe. Uznaje, że jeszcze do tego nie dorósł. Aż do czasu, kiedy poznaje Rosie. To zdecydowanie kobieta na całe życie, nie na krótki romans. Absolutnie wyjątkowa i niestety całym sercem oddana komuś innemu. Rosie nie jest zainteresowana znajomością z Nate’em, co tylko mobilizuje go do działania.
Sięgając po kolejną już historię od pani Moseley utwierdziłam się w przekonaniu, że jej książki są do siebie niesamowicie podobne. W każdej kolejnej historii autorka nie potrafi wnieść niczego nowego do swych powieści. Cała fabuła utworzona jest według utartych schematów, które jak dla mnie, w przypadku twórczości tej autorki – zaczynają zawodzić.
Wykreowani przez autorkę bohaterowie byli jak dla mnie dość nudni. Nate początkowo wzbudzał we mnie irytację swoimi głupimi tekstami na podryw. Odnosiłam wrażenie, że mam do czynienia z jakimś nabuzowanym hormonami nastolatkiem, a nie z dorosłym mężczyzną. Sama Rosie nie zbudzała we mnie jakiejś większej sympatii. Była takim małym dodatkiem – postacią bez zupełnego koloru.
Autorka broni się nieco swym stylem pisania, który jest tak lekki i przyjemny w czytaniu, że można przepłynąć przez jej historię w dość szybkim tempie. Dużym plusem były dla mnie dialogi, które momentami potrafiły mnie rozbawić.
Narracja prowadzona jest głównie przez Nate’a, choć znajdzie się kilka stron, w których pałeczkę przejmuje Rosie. Pomimo tego, iż uwielbiam gdy narracja prowadzona jest przez mężczyznę, to jednak w tym przypadku czegoś mi zabrakło. Wraz z kolejnymi rozdziałami można zauważyć tą przemianę Nate’a z typowego playboya na dojrzałego i czułego faceta, ale jednak na mnie nie zrobiła ona żadnego wrażenia.
Kolejnym minusem jest brak jakiejkolwiek akcji. Cała fabuła toczy się w niezwykle mozolnym i nużącym tempie. Nie doczekałam się ani jednego punktu zwrotnego, jakiegoś dreszczyka emocji czy też zwyczajnego elementu zaskoczenia. Nawet ta „tajemnica Rosie” była tak oklepana, że nie zaintrygowała mnie nawet najmniejszym stopniu.
Podsumowując, „Zdobyć Rosie. Początek gry” jest zdecydowanie najsłabszą i najnudniejszą książką Kirsty Moseley, z jaką jak dotąd miałam do czynienia. Odnoszę wrażenie, że autorka nie do końca przemyślała sobie tą historię. Sam pomysł na historię może i nie jest zły, ale w tym przypadku jest kompletnie nie przemyślany. Jeśli jak dotąd nie czytaliście żadnej pozycji tej autorki, to polecam zacząć przygodę z jej twórczością od innej serii.
Moja ocena: 6/10
Zabójczo przystojny i arogancki Nate Peters słynie z flirtowania, jednonocnych przygód i niezobowiązujących romansów i do niedawna takie życie wydawało mu się idealne i nie miał zamiaru nic w nim zmieniać. Jednak szczęśliwe małżeństwo jego przyjaciół, Ashtona i Anny, którym właśnie urodził się syn, sprawiło że zaczął wierzyć w prawdziwą miłość i sam zapragnął się ustatkować i znaleźć wymarzoną kobietę, z którą spędzi resztę życia. Jak dotąd żadna dziewczyna nie zdołała się oprzeć jego urokowi i z łatwością przychodziło mu zdobywanie kolejnych serc, dlatego gdy na jego drodze staje piękna i zadziorna Rosie York – młoda nauczycielka i koleżanka Anny ze studiów, która wydaje się być odporna na jego flirty i gierki, zauroczony i zaintrygowany Nate postanawia podjąć wyzwanie i zrobić wszystko, by zaciągnąć ją do łóżka…
„Zdobyć Rosie. Początek gry” to pierwsza część historii miłosnej Nate’a, przyjaciela Ashtona i Anny, znanych z poprzednich książek pisarki. Mimo iż nie jestem fanką Kirsty Moseley i uważam jej twórczość w najlepszym razie za przeciętną, nie mogłam się oprzeć pokusie sięgnięcia po raz kolejny po jej dzieło, ponieważ zapamiętałam Nate’a jako zabawną i dosyć barwną postać i byłam ciekawa, jak autorka poprowadzi jego wątek. Niestety spotkało mnie rozczarowanie. Narratorem „Zdobyć Rosie. Początek gry” jest w głównej mierze Nate, co okazało się pierwszym minusem, ponieważ nie przepadam za książkami z przeważającą męską perspektywą, zwłaszcza w romansach. Nate, jako poboczna postać, widziany oczami innych bohaterów i pojawiający się sporadycznie, wnosił powiew świeżości i przede wszystkim był do strawienia, jednak w takim wydaniu i w takiej dawce, jak w „Zdobyć Rosie” był naprawdę trudny do zniesienia. Styl autorki się praktycznie nie zmienił – nadal jest prosty, lekki i niewymagający, jednak sama historia jest średnio wciągająca, a bycie w głowie Nate’a po jakimś czasie stawało się męczące. Rosie w moim odczuciu wypadła o wiele lepiej, dlatego szkoda, że nie było więcej rozdziałów z jej punktu widzenia, bo wtedy ta lektura z pewnością bardziej przypadłaby mi do gustu. Zamierzam jednak sięgnąć po kontynuację, ponieważ nie lubię zostawiać niedokończonych historii i mam nadzieję, że tym razem to Rosie będzie w głównej mierze narratorką. „Zdobyć Rosie. Początek gry” to łatwa w odbiorze i niewymagająca myślenia pozycja, którą szybko się czyta i o której równie szybko się zapomina. To banalny, przewidywalny i przesłodzony romans, w którym schemat goni schemat, dlatego mogę go jedynie polecić wiernym fankom twórczości Moseley.
Okładka jest podobna do wszystkich, które wyszły spod pióra pisarki i Wydawnictwa HarperCollins. Uważam jednak, że nie są najgorsze. Mi się podobają, a co najważniejsze - razem się świetnie prezentują na półce. Czekam jeszcze na kontynuację losów Nate'a. Widzimy dwoje ludzi, mężczyznę i kobietę. Możemy przypuszczać, że to Rosie i Nate. Grzbiet powieści równie pięknie się prezentuje i pasuje do pozostałych książek Moseley. Nie posiada skrzydełek, tak jak pozostałe pięć lektur. Uważam, że to jest ze szkodą dla książki, ponieważ nie ma dodatkowej ochrony. Czcionka jest dość duża, wyraźna, jednak dojrzałam w tekście kilka literówek. Szkoda, że nie została dokładniej zredagowana. A poza tym, nie mam już jakichkolwiek zażaleń.Kolejno przechodząc do pióra Kirsty, muszę przyznać, że tym razem mnie zaskoczyła. Otóż pierwsza jej powieść była za przesłodzona. Następne zajmowały większość przykrych wydarzeń, emocji. A tutaj jest całkiem... odwrotnie. Owszem, są nieprzyjemne chwile, ale głównie ta część mnie rozśmieszała. Była bardziej zabawna, za co należy się duży plus autorce. Zmieniła coś, mimo, że historia tych dwojga bohaterów jest banalna, może i przewidywalna. Jak zwykle Moseley czaruje słowem, wyrywa nas do swojego wykreowanego świata i nas w nim zostawia. To dobrze, ponieważ szybko czujemy panujący klimat i śmiało połknąć książkę na raz. Lekkość, którą posługuje się autorka jest na tyle przyjemna, że nie czuje się mijającego czasu przy lekturze. To również jest na plus. Wiem jednak, że po Chłopaku, który zakradał się do mnie przez okno - jesteście zniesmaczeni stylem, jakim się posługuje pisarka. Jednak nie martwcie się, bo moim zdaniem jej pierwsza powieść nie była tak rewelacyjna, jak pozostałe wydane papierowe dzieci.
Nate - typowy przystojniak, a co za tym idzie - łamacz kobiecych serc. Nie każda jednak kobieta jest łasa na tanie komplementy, które... Nie zawsze można nazwać je komplementami. Jak to mówił nasz bohater, ma je na tony, to ja z miłą chęcią wybrałabym te najśmieszniejsze. Bo niektóre wręcz powalają nas na kolana swoją prostotą i zabawnością. Czy go polubiłam? Za to, jak postępował - niekoniecznie. Ale gdy zaczął spotykać się z Rosie, która odrzucała jego względy - już tak. Wtedy widać było, jak jego dusza cierpi, bo ktoś jest odporny na jego postać. Z kolei Rosie to postać, która nie jest jakaś wybitnie pokaleczona przez los, ani specjalnie uzdolniona. Mimo to, polubiłam ją za jej normalność. To, jak postępowała również nie zasługuje na pochwałę, ale suma summarum naprawdę ją polubiłam i wydaje mi się, że byłaby dobrą przyjaciółką. Reasumując - Moseley stworzyła realne postacie, z charakterem, wadami, zaletami. Nie stworzyła wyidealizowanych bohaterów, których nie moglibyśmy znaleźć w rzeczywistości. To kolejny plus. Niestety fajerwerków tutaj nie było. Nie dostałam silnych, skrajnych wręcz emocji. Z reguły były tutaj zabawne momenty i powodowały one uśmiech na ustach, jakieś parsknięcie niczym koń... Nie no, żartuje. Było śmiesznie, było miło i trochę smutno, ale nic poza tym. Pod tym względem autorka niezbytnio się postarała. Ale nie ma co wymagać, Kirsty Moseley nie pisze książek z najwyższej półki. Są one lekkie, nie zawsze przyjemne, ale szybko się je czyta, czasami wręcz połyka. Nie jest to wymagająca lektura, dlatego też staram się zbyt nie narzekać. Reasumując polecam tę powieść mimo, iż jest lekką obyczajówką. Nie jest wymagająca, postacie i pióro autorki jest dość przyjemne. Mogło być nieco lepiej, pod względem emocji, jakie moglibyśmy odczuć. Jednak zostawiła nam dawkę śmiechu - więc wybaczam. Tempo jest dość szybkie. Jedyne, co mnie zdziwiło to zwrot "spuściła mnie ze schodów". Pierwszy raz coś takiego przeczytałam i musiałam się domyślać, co to oznacza. Gdyby ktoś wyrwał mnie z kontekstu, to kompletnie nie wiedziałabym, co to może oznaczać. Nie wiem, czy to wina tłumacz czy autorki, w każdym bądź razie kilka razy to wystąpiło w powieści i troszkę mnie to irytowało. Jestem tylko ciekawa, co przygotowała dla nas pisarka w kontynuacji tej dylogii. Jak to mówią "złe nie jest, ale dupy nie urywa" tak właśnie opisałabym tę powieść. Lekka obyczajówka, do przeczytania na raz, ale bez żadnych fajerwerków.
Po nieciekawym "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" stwierdziłam, że nie sięgnę po kolejne książki tej autorki. Tak się kończą moje postanowienia (czego akurat w tym momencie nie żałuję).
Właściwie książka jest o tym co wskazuje tytuł: o zdobywaniu Rosie przez Nate'a, typowego podrywacza i łamacza serc. Wszystkie jego dotychczasowe zwyczaje zmieniają się, gdy poznaję niełatwą dziewczynę.
Nie byłam przekonana do tej książki. Między innymi z wyżej wymienionego uprzedzenia do autorki. Mimo to otrzymała ode mnie drugą szansę. Zaczynałam żałować po pierwszych kilku stronach. Nie dało się czytać żenujących tekstów Nate'a na podryw.
"-Maleńka, mam zamiar kochać się dziś z tobą, więc dobrze by było, gdybyś jednak ze mną poszła.-Usiłowałem nadać spojrzeniu wyraz ogromnej pewności siebie, który miał jej powiedzieć, że wiem, co zrobić, żeby się dobrze bawiła. Nie miałem na to wcześniej żadnych skarg."
I takich cytatów w tej książce wiele. Na każdy z nich składało się moje przewracanie oczu, więc bardzo się obawiałam o swój wzrok. Już po tych piętnastu stronach zastanawiałam się czy rzucić książkę, ale dzielnie brnęłam dalej.
Poznałam Rosie. Zabawną, starającą się być jak najbardziej samodzielną, nie dającą się nabrać na "podrywy" Nate'a (nie dziwę się). Jej prawdziwość nadawała książce charakteru. Mimo zadziorności miała swoje słabości. Zachowywała się naturalnie, nie udając innej osoby.
Za to ze strony na stronę moja nienawiść do Nate'a powoli malała. Chłopak przekonywał mnie swoim uporem i zdecydowaniem. Lecz nadal obawiałam się momentu, gdy wszystko schrzani. Bo to, przecież typowy książkowy podrywacz, tak?
Jego zuchwalstwo tylko i ze względu na wykonywaną pracę był nie do zniesienia. Ten wątek był jednym z bardziej interesujących. Mężczyzna pracuje jako snajper, uczestniczy w akcjach, jak odbijanie zakładników. To pokazywało, że nie jest tylko bezczelnym podrywaczem, a kryję się ukrywana wrażliwość. Tego faceta w pewnym momencie nie da się nie lubić.
Rozdział, za rozdziałem. Czytałam to w zaskakująco szybkim tempie. A chwilę temu, przecież ich nienawidziłam. Wszystko zmieniało się o 180 stopni i nawet nie zauważyłam kiedy czytanie tej książki sprawiało mi tak wielką przyjemność.
Przez całą lekturę nie było cukierkowato. Chociaż chwilami na stronach książki powinna pojawiać się tęcza miłości, to nie była to przedobrzona słodycz. Problemy tykały ich jak każdych ludzi. To jak oboje zareagują może być zaskakujące.
Niewiele można powiedzieć o tej książce. Ma bardzo typową dla romansów fabułę. Przede wszystkim skupiamy się na bohaterach i ich relacji, a jak, w moim przypadku, ich polubimy to automatycznie lektura staję się dla nas przyjemniejsza. Nie ma wielkich zwrotów akcji, za to bardzo sympatycznie spędzony czas i koniecznie chcę wiedzieć więcej o losach bohaterów!
"Właściwie w takich chwilach żałowałem, że nie mam dziewczyny na stałe. Kogoś, kto zapytałby mnie, co poszło źle, i pozwolił zrzucić ciężar z serca. Dziewczyny, w której objęciach mógłbym zapomnieć o oczach tracących wszelki wyraz na chwilę przed tym, kiedy ciało upadało na podłogę."
Świetna, zabawna książka. Nate jest strasznym podrywaczem i pewnym siebie mężczyzną. Żadna mu sie nie oprze i na skinienie palca idzie z nim do łóżka. Jednak ciągły stres w pracy i życie na ciągłej zabawie zaczyna mu dokuczać. Jeszcze jak widzi swojego najlepszego przyjaciela że jest szczęśliwy z żoną i dzieckiem to czuje żal, bo on też tak chce. Mieć z kim porozmawiać do kogoś się przytulić. Pewnego dnia poznaje Rosie i zaczyna ją czarować. Jednak ona jest odporna na jego uroki. Zna ten typ i wie że to nic dobrego. Jednak Nate nie poddaje się i pragnie zdobyć Rosie. Nie tylko ze względu że ona pociąga go fizycznie, ale czuje że może być tą jedyną.
Przed Nate czeka wyboista droga by dokonać swego. Rosie to twarda sztuka. Ale czytając ich historię nie znudzimy się, bo między sobą rzucają sśmieszne teksty. Również jest fajny motyw rodziny Nate. Są bardzo tolerancyjni i rozrywkowi. Szczególnie siostry. Polecam do przeczytania.
Przeczytana w jeden dzień, ale tylko ze względu na pragnienie lektury. Ale może niekoniecznie tej. Lekko już zapomniałam o tej historii więc to chyba nienajlepiej...
Kirsty Moseley powraca z nową powieścią. I niemożliwym by było, abym do niej nie zajrzała. Dlaczego? Otóż, jest to chyba jedna z moich ulubionych autorek. Całkowicie porwała moje serce ksiąską"Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno". I każda kolejna jej książka, którą później czytałam była równie dobra i coraz bardziej skłaniała mnie do autorki i jej twórczości.
Ale zacznijmy skupiać się na tej konkretnej pozycji. Przede wszystkim sam pomysł na jej fabułę jest w zasadzie dość popularny. Bo ileż to nie było książek o zbuntowanych łamaczach serc i spokojnych poukładanych dziewczynach? Wiele prawda? Ale nie kojarzę żadnej, w której to chłopak miałby pewne obiekcje by zmienić swoją naturę, znaleźć kobietę swojego życia i trochę się ustatkować. Tak, to był ciekawy element zmienny.
Tym co było tu najciekawsze, z pewnością był początek. Poznanie okoliczności oraz bohaterów było ogromnie ciekawe, a tym samym powodowało, iż chciało się czytać dłużej. Niestety im dalej w las tym więcej drzew jak to mówią. I o ile początek był ciekawy, to już rozwinięcie nie do końca. Chodzi mi to głównie o pomysłowość autorki. Wiele wątków i ich rozwiązania były dla mnie bardzo przewidywalne i tym trudniej się czytało, nie czując poczucia zaintrygowania historią. Nie chcę jednak mówić iż była całkowicie zła. Istniały bowiem momenty, które mnie zszokowały czy chcoć trochę wprowadziły w błąd w moich przeświadczeniach o zakończeniu.
Ogromnym plusem całej książki jest jej język, Łatwy, przejrzysty, a dzięki czemu bardzo przystępny. Co więcej dialogi tu tworzone, były dla mnie niejednokrotnie zabawne, a wręcz rozbrajające. Co więcej całość składa się poprawnie pod względem logistycznym i estetycznym. Dzięki temu książkę czytało się łatwo, szybko i sprawnie.
Książkę, oczywiście polecam. To jasne, ma swoje wady. I może moja ocena jest nieco zawyżona, przez uwielbienie dla autorki, ale z pewnością jest to historia, która was zainteresuje i wciągnie.
Ojciec Anny Spencer zostaje wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Od tej pory Anna przestaje być anonimową nastolatką i coraz trudniej chronić jej...
Zagorzała singielka Amy Clarke jest dumna z trzech rzeczy w swoim życiu: różowych włosów, kolekcji conversów oraz zdolności do wypicia...
Przeczytane:2022-02-14, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2022, Romans, 2022, E-booki,
"Zdobyć Rosie. Początek gry" Kirsty Moseley to romans. Po przeczytaniu "Nic do stracenia" nie mogłam się wprost doczekać historii Nate!
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, iż się nie zawiodłam. Podobnie było z pozostałymi powieściami autorki. Zaczęłam czytać jej książki już kilka lat temu i wciąż mam do nich sentyment. To były pierwsze romanse, jakie czytałam w życiu i które mnie oczarowały.
Autorka bowiem nie pisze nic na pokaz jej powieści brzmią autentycznie, przepełnione są uczuciami i co w sumie dla mnie ważne: są prawdziwe. Nie ma tu zbędnych scen, nie czuć pisania na siłę. Jej książki po prostu są i podbijają serca.
Nie miałam okazji przeczytać jeszcze wszyatkich powieści autorki, ale niewątpliwie mam taki zamiar. Już niewiele mi zostało.
Także zdecydowanie polecam zapoznać się z tą historią. Zdecydowanie jest tego warta. O. Nie wspomniałam, że jest to pierwsza część. Także nie ma co zwlekać.
Polecam!