Kanoniczna książka, najsłynniejsza, obowiązkowa.
Literacki dokument o wyścigu ze śmiercią.
Od ponad czterdziestu lat Zdążyć przed Panem Bogiem pozostaje klasykiem polskiego reportażu i jedną z najbardziej przejmujących opowieści o powstaniu w getcie warszawskim w kwietniu 1943 roku i losach polskich Żydów, jakie stworzyła literatura XX wieku.
To książka, która powstała z rozmów z Markiem Edelmanem, lekarzem, podczas wojny jednym z przywódców powstania.
Marek Edelman opowiada o wojnie i o medycynie. O tym, czym jest godna śmierć i godne życie. Jest to także opowieść o ludziach, którzy mu towarzyszyli - o powstańcach, zakonnicach, dawnych akowcach, kobietach, które kochał, o pacjentach i o lekarzach.
,, - Pan Bóg już chce zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując Jego chwilową nieuwagę. Niech się pali choć trochę dłużej, niż On by sobie życzył. To jest ważne: On nie jest za bardzo sprawiedliwy. To jest również przyjemne, bo jeżeli się coś uda - to bądź co bądź Jego wywiodło się w pole...
- Wyścig z Panem Bogiem? Cóż to za pycha!
- Wiesz, kiedy człowiek odprowadza innych ludzi do wagonów, to może mieć z Nim później parę spraw do załatwienia. A wszyscy przechodzili koło mnie, bo stałem przy bramie od pierwszego do ostatniego dnia. Wszyscy, czterysta tysięcy ludzi przeszło koło mnie". (fragment książki)
Na okładce najnowszego wydania znajduje się unikatowe zdjęcie Marka Edelmana w klinice profesora Jana Molla, jednego z twórców polskiej kardiochirurgii. Profesor Moll, z którym doktor Edelman współpracował, jest także jednym z bohaterów książki.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2018-09-26
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 156
Z czytaniem klasyki zawsze wiąże się dla mnie pewien specyficzny rodzaj strachu. Boję się, przede wszystkim, rozczarowania. Kawałeczek legendy umiera za każdym razem, kiedy Książka, taka przez duże K, a może i duże S, książka, o której się tyle słyszało i czytało, że ważna, że świetna, że życia zmienia, że Kanon, Klasyk i Wielkie Dzieło - kiedy taka książka okazuje się być czymś, co w najlepszym razie wydaje nam się po prostu mdłe. I prawdopodobnie to z tego powodu do czytania „Zdążyć przed Panem Bogiem” Hanny Krall, dziełka kojarzącego mi się jako klasyka klasyk polskiego reportażu zabierałam się z pośpiechem, który zawstydziłby niejednego leniwca. A nie trzeba było. Jednakże brak entuzjazmu niejedno ma imię - z tym moim związany był także temat książki Hanny Krall. I nie chodzi tu nawet o to, że powstanie w getcie warszawskim nie jest tematem ani łatwym, ani przyjemnym; obawiałam się, że opowieść ta, w wyniku polskiej przypadłości gloryfikowania wydarzeń drugiej wojny światowej będzie kolejnym eposem opiewającym bohaterstwo powstańców, ładną pocztówką niewymagającą refleksji, choć może brutalną i nieszczędzącą krwawych szczegółów. A jest, na szczęście, wręcz przeciwnie, ale może zacznijmy od początku. „Zdążyć przed Panem Bogiem” to przede wszystkim wywiad z Markiem Edelmanem, jednym z przywódców powstania, które w 1943 roku wybuchło w warszawskim getcie, a po wojnie - kardiologiem. I choć wydawać by się mogło, że dla reporterki ważniejsza będzie pierwsza część jego życiorysu, nie traktuje ona lekarskiej kariery Edelamana po macoszemu. Jest więc to w równym stopniu książka o umieraniu (Porządek historyczny okazuje się być tylko porządkiem umierania.) jak i o życiu i o ratowaniu tego życia, tytułowym zdążaniu przed Panem Bogiem. Przede wszystkim wywiad - ale nie tylko. W, nazwijmy, treść właściwą reportażu wkradają się bowiem dopiski, które pozwalają niejako zajrzeć za jego kulisy; Hanna Krall pisze o listach, jakie otrzymywała w związku ze swoją książką, o rozmowach, które towarzyszyły jej powstawaniu, a tym samym trafnie podsumowuje nasze podejście do czasów wojennych, to, jak wielka jest w nas potrzeba, by tamte wydarzenia idealizować i jak wiele szczegółów jesteśmy w stanie w tym celu zmienić czy zupełnie przemilczeć. I to zarówno my, współcześni, dla których II wojna światowa jest już tylko odległym cieniem, jak i ci, dla których stanowiła być może najważniejsze wydarzenie życia. A jednak, mimo braku patosu i odarcia z wszelkiej mitologii, udaje się Hannie Krall opowiadać o powstaniu z godnością. Bez bajdurzenia o moralnym zwycięstwie, a tylko o ludziach, którzy wiedząc, że śmierć jest nieunikniona chcieli swoją śmiercią coś pokazać światu. Bardzo ważne jest też to, jak sam bohater książki opowiada o swoim udziale w powstaniu - nie stawia siebie w centrum akcji, a wręcz odsuwa je od siebie opowiadając o innych, najczęściej bezimiennych powstańcach. Ani on, ani reporterka nie zasypują nas też tonami liczb, gdy już decydują się je podać, to tylko z zastrzeżeniem, że to ponieważ ludzie lubią liczby... I to różni ten reportaż od większości rzecz, jakie możecie przeczytać o powstaniu w getcie czy o II wojnie światowej w ogóle - jest dużo mniej sucha, a bardziej bezpośrednia. Uwiera, boli, nie pozwala zapomnieć. A zostawiając już warstwę fabularną, o której pisać by można dużo, dużo więcej, choć to tylko nieco ponad sto stron (zauważyłam ostatnio śmieszną zależność - im książki krótsze, tym dłuższe moje recenzje); język. A ten jest u Hanny Krall czymś świetnym, szczerze mówiąc nie wiedziałam wcześniej, że tak w ten reportaż można. Jest krótko, niesamowicie zwięźle, ascetycznie wręcz, a jednocześnie wymownie i artystycznie. A przy tym, gdy przychodzi do wywiadu, jest jako strona pytająca niemal transparentna, dużo więcej słucha, niż pyta. W odniesieniu do strasznych wydarzeń, które opisuje nie porywa się na sądy, nie daje czytelnikowi w żaden sposób poznać swoich odczuć czy poglądów. Pisze tylko o pamiętaniu. Dużo więcej czasu, jeśli zdecydujecie się „Zdążyć przed Panem Bogiem” przeczytać, zajmie Wam myślenie o tej książce, niż samo jej czytanie. Bo tak naprawdę te sto stron to jedno dłuższe posiedzenie z książką, a posiedzieć warto. Bardzo, bardzo warto. Nie dlatego, że to książka fajna, bo określenia typu fajna-niefajna nie chcą się przy takim temacie przecisnąć przez gardło. Wielu mówi, że trzeba, ja tak nie uważam, bo jedyne, co względnie trzeba, gdy idzie o czytanie, to lektury szkolne (chociaż to akurat jest lektura, więc obawiam się, że prędzej czy później możecie nie mieć wyboru). To po prostu autentycznie dobra, poruszająca ważny temat książka, chwilami nawet nie reportaż, ale po prostu (aż) literatura.
Niesamowity reportaż Hanny Krall o Marku Edelmanie - o powstaniu w getcie warszawskim, o śmierci, o bólu, o bohaterstwie, i o wszystkich ludziach, którzy brali udział w powstaniu.
Warto przeczytać.
Świetna, tylko miejscami niezrozumiała. Nie skończy się jeden temat, a już zaczyna się drugi, a potem znów powrót do tego pierwszego. Błądzi się tam trochę jak w labiryncie, próbując połapać co pasuje do czego.
Reportaż może i w porządku, ukazuje prawdziwe oblicze powstania w getcie warszawskim, ale sposób narracji Marka Edelmana odstrasza już na wstępie. Wiem, że jest to jak najwierniej oddany dialog, ale w tym wypadku od autorki należałoby oczekiwać, że uczyni swoją pracę łatwiejszą do zrozumienia. Niestety, Hanna Krall nie robi tego, co strasznie utrudnia czytanie. W relacji plączą się wątki z różnych czasów w trakcie i po wojnie, opowiadanie o poszczególnych osobach też, co sprawia, iż de facto nie wiemy, kto jest kim i co zrobił. Poza tym relacja jest... cóż, szczera aż do bólu. Edelman opowiada wszystko prostym językiem, nie uwzniośla dokonań swoich kolegów... Po prostu mówi, jak było, za co duży plus. Całościowo książka jest dość ciężkostrawna i raczej nie pozostanie z niej nic, poza paroma sugestywnymi obrazami.
W czasie II wojny światowej a w warszawskim getcie żydowskim zginęło lub zmarło z głodu i wycieńczenia ponad 90 tysięcy osób, a około 300 tysięcy wywieziono do obozu koncentracyjnego w Treblince, gdzie zostali zamordowani. Okropne liczby, prawda? Jednak sama liczba nie daje obrazu poszczególnych osobistych tragedii każdego wliczonego w te sumy człowieka.
Hanna Krall przeprowadziła wywiad z jednym z nielicznych, którzy przeżyli piekło. Książka „Zdążyć przed Panem Bogiem” jest zapisem tej rozmowy. Marek Edelman był jednym z przywódców powstania w getcie. Jego wspomnienia to do bólu szczera relacja, która jest i ważnym świadectwem historii, i jednocześnie tłuczeniem zewnętrznej warstwy pomnika bohatera, pod którą kryje się choć odważny, to zwykły człowiek wraz z jego wadami i nie zawsze pozytywną, humanitarną postawą. Jednak nie nam oceniać zachowania w obliczu najbardziej skrajnych sytuacji, jaką jest na przykład wybór pomiędzy oczekiwaniem na rozstrzelenie a godną śmiercią lub decydowania o tym, które kilka osób spośród wielu zasługuje na to, by nie umrzeć. To są niewyobrażalnie trudne decyzje i nie można rozpatrywać ich tylko w kategoriach bieli i czerni.
Oprócz plusów, wśród których należy wymienić istotne dla ludzkości fakty dotyczące wojny oraz skrajnego dramatyzmu sytuacji ludzi, to książka niestety ma też wady. Jest nim chaos tematyczny. Brak chronologii opisywanych zdarzeń nie stanowiłby problemu, gdyby relacja nie przypominała migawek filmu. Taki sposób narracji, jak bezpośredni zapis wywiadu bez usystematyzowania rozmowy w płynną całość brzmi wiarygodnie, ale w tym przypadku mocno utrudnia na bieżąco osadzenie w czasie opowiadanych zdarzeń i wprowadza dysharmonię, przez co książki nie czyta się łatwo.
„Reporterka podąża za historiami jak internauta za wyświetlającymi się na ekranie linkami. Dotknięcie jednej opowieści sprawia, że podąża za nią...
Opowieść dokumentalna z dziejów martyrologii okupacyjnej Żydów. Marek Edelman - działacz żydowskiego podziemia, obecnie kardiochirurg o międzynarodowej...