Niezwykła autobiografia, której tytuł Wybrałem wolność nabrał naczenia symbolicznego, stając się mottem wszystkich uciekinierów Ze Związku Radzieckiego i krajów demokracji ludowej. Wiktor Krawczenko, piastujący wysokie stanowiska w radzieckim przemyśle i aparacie państwowym, w czasie II wojny światowej wyjechał do Waszyngtonu, delegowany do Radzieckiej Komisji Zakupów i tam w 1944 roku poprosił nieoczekiwanie o azyl. Wiadomość o tym znalazła się na pierwszych stronach wszystkich amerykańskich gazet. Dwa lata później opublikował swoje sensacyjne wspomnienia, nad którymi, jak pisze, pracował "miesiąc po miesiącu w ciężkiej atmosferze prześladowania i zagrożenia życia”. Książka stała się bestsellerem w Stanach Zjednoczonych, a także w Europie, gdzie przełożono ją na kilka języków. W 1966 roku Krawczenkę znaleziono martwego w jego mieszkaniu z raną po kuli w głowie. Według oficjalnej wersji popełnił samobójstwo.
Książka jest pierwszym polskim przekładem wspomnień Wiktora Krawczenki.
Wydawnictwo: Magnum
Data wydania: 2009-06-23
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 528
"Wybrałem wolność" to wspomnienia członka partii komunistycznej z czasów stalinowskich. Krawczenko był technokratą, który potrafił zachować zdrowy rozsądek mimo siły oddziaływania totalitarnej ideologii stalinowskiej. Dzięki temu ukazał w tej pozycji biurokratyzację życia sowieckiego, zagładę struktur społecznych i organizacji religijnych.
To wstrząsająca historia, opowiedziana przez człowieka, który doszedł do prawie samym szczytów partii sowieckiej, a następnie uciekł do USA w połowie lat 40-tych ubiegłego wieku. To uchwycenie tamtych lat w stalinowskiej Rosji. Autor był idealistą. Krawczenko opisał tu w jaki sposób stał się częścią partii komunistycznej i najbardziej zaufanym członkiem sowieckiej władzy. Urodził się na Ukrainie (wtedy była to część carskiej Rosji). Jego ojciec spędził wiele lat w więzieniu za rewolucyjne zapędy. Jednak Wiktor odziedziczył po nim podstawowe ideały socjalistyczne.
Miał pewne doświadczenie w rolnictwie (dorastał na wsi) i dlatego został wysłany do nadzorowania kolektywizacji rolnictwa. To tu ujrzał głód i śmierć. Udokumentował tu również wiele problemów scentralizowanej gospodarki. Pomimo rodzących się wątpliwości pozostał w partii. Jednak właśnie wtedy zaczął tracić powoli wiarę w komunistyczny system. Dalej autor wspomina lata stalinowskich czystek, obozów pracy przymusowej nawet dla dzieci, koszarach gdzie ludzie mieszkali wraz z pluskwami i wszami, a słabe zdrowie mogło zakończyć się wywózką na Syberię lub rozstrzelaniem... lista tego co widział stawała się coraz bardziej obrzydliwa, wstrząsająca i zdawała się nieskończona.
W latach inwazji Hitlera na ZSRR Krawczenko nadzorował produkcję sprzętu wojennego. I właśnie w tych fragmentach przeczytałam o luksusach jakich sam dostępował i jemu podobni. Jednak pisał także o ciągłym monitorowaniu jego poczynań przez NKWD (tajną policję). Stalin nikomu do końca nie ufał. W końcu gdy ZSRR nie było w stanie produkować wystarczająco szybko amunicji zawarło umowę o współpracy z USA. Dzięki lojalności wobec systemu to właśnie Krawczenko został wybrany do pracy w Stanach Zjednoczonych. I właśnie wtedy zauważył swoją szansę na ucieczkę. Ta decyzja uczyniła z niego "wroga reżimu". Od tej chwili nieprzerwanie na niego polowano.
Władza komunistyczna obiecywała stworzenie sprawiedliwości społecznej, solidarności i dostatku, ograniczenie i wyeliminowanie konfliktu między interesem publicznym i prywatnym i utworzenie nowej, najwyższej istoty ludzkiej. Niemożność osiągnięcia tych celów doprowadziła do przymusu, wszechobecnej propagandy. Uciekinierzy stali się uosobieniem wielu moralnych, ekonomicznych i politycznych niepowodzeń systemu sowieckiego. Obraz Rosji pod rządami Stalina wydaje się tu 10 razy okrutniejszy niż znana mi z różnych źródeł dyktatura Hitlera. Zamknięte społeczeństwo, każdy może okazać się donosicielem, niewielu miało odwagę mówić prawdę, stanąć przeciwko władzy totalitarnej. Brutalność, ludobójstwo, głód, prześladowania religijne.
Autor wyjaśnił tu, że miał świadomość, że poświęcił swoje życie dla systemu, który był zasadniczo terrorystyczny. Jednak jako jednostka nie był w stanie z nim walczyć w ZSRR. Dlatego doszedł do przekonania, że jedynym sposobem, aby uratować tam żyjących ludzi jest napisanie książki o tym za granicą. Miał nadzieję, że świat wpłynie na rządy Stalina. Krawczenko przez całe życie starał się wpływać na amerykańskich decydentów i opinię publiczną w kwestii systemu sowieckiego, choć stał się mniej krytyczny po śmierci dyktatora.
To pierwsza książka, jaką poznałam, napisana przez kogoś należącego do systemu. I jestem pod wrażeniem jego szczerości. Szeroko otwierały mi się oczy ze zdziwienia, gdy czytałam o tym jak błędne wyobrażenie mieli obcokrajowcy o życiu w ZSRR. Ta książka to ważna pozycja. Ukazuje nadużycia wobec obywateli oraz horror życia w tamtej Rosji. Mroczny okres historii świata. Zmian zachodzących w poglądach autora wraz z poznawaniem prawdy. To szokujące spojrzenie za zasłonę czasów stalinowskich.
Nie będę Was okłamywała. To pozycja dość długa i momentami trudna w odbiorze. Szczególnie ze względu na opisywane okrucieństwo władzy. To prawdziwa historia, wydana 2 lata po jego ucieczce. Dzięki Krawczence świat dowiedział się po raz pierwszy o tym, jak naprawdę wygląda życie w jego ojczyźnie pod rządami Stalina. W kraju głodujących ludzi, gdzie każdy krytykujący władzę był eliminowany. Jednym słowem - terroryzm.
Konsekwencją wydania tych wspomnień była śmierć wielu bliskich mu osób. Uznany za zdrajcę żył pod pseudonimem, obawiając się śmierci z rąk sowieckich agentów. Nigdy się nie ożenił, aby zmniejszyć ryzyko wykrycia. Miał dwóch synów z Amerykanką: Antony'ego i Andrew. Obaj pozostawali nieświadomi tożsamości ojca do 1965 roku. Krawczenko zginął w 1966 roku w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku od rany postrzałowej głowy. Oficjalnie stwierdzono samobójstwo. Jednak jego bliscy podejrzewali zabójstwo.
Gdy uciekał z ZSRR miał już syna Valentina (urodzonego 1935). Mimo zmiany nazwiska (po ojczymie) Valentin był nadal postrzegany jako syn "zdrajcy ojczyzny" i został wysłany do gułagu w 1953 roku na 5 lat. Próbował tam popełnić samobójstwo. Później wystąpił o azyl polityczny w USA po odkryciu, że mieszka tam jego przyrodni brat Andrew (drugi syn Wiktora Antony zmarł w 1969 roku). Dwaj przyrodni bracia spotkali się pierwszy raz w 1992 roku w Arizonie. Valentin zmarł w 2001 roku z powodu niewydolności serca. Otrzymał obywatelstwo amerykańskie, w dniu swojej śmierci.
Czy znając te fakty mogę stwierdzić, że postąpiłabym tak samo? Nie wiem. Jednak smuci fakt, że Wiktor Krawczenko pozostawił w ZSRR bliskich wiedząc o konsekwencjach wynikających z jego ucieczki. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić ważkości sprawy dla której ojciec i mąż decyduje się na taki krok. Czy było warto? Nie mnie to oceniać, ale gdyby tego nie uczynił nikt by się nie dowiedział o tym co ukrywał przez światem Stalin. Teraz wiemy. I nie boję się napisać, że Ci, którzy ignorują historię są skazani na jej powtarzanie. Więc uniknijmy tego...
Nic nie wiem o plagach piekła, ale wiem bardzo dużo o plagach naszego dzisiejszego życia. Są gorsze, znacznie gorsze, ponieważ spadają na ludzi za życia, nie po śmierci. Wiktor Krawczenko, urodzony w roku pierwszej rosyjskiej rewolucji (1905), dziecko bolszewizmu z krwi i kości. Raz z jego tarczą, a raz na tarczy, ale nigdy obok. Pierwsze szlify do kariery politycznej zdobywał w donieckich kopalniach, po czym wysłano go na studia inżynierskie. Jako inżynier stał się urzędnikiem państwowym - nadzorował kolektywizację niektórych wsi ("dobrowolną" - rzecz jasna w ujęciu systemowym), stał na czele przedsiębiorstw przemysłowych, fabryk, wreszcie zasiadł w Radzieckiej Komisji Zakupów, wysłany do Waszyngtonu, gdzie uciekł pilnującym go ludziom. wybrał wolność po latach, dekadach wręcz niewoli. Był modelowym radzieckim przykładem drogi od zera do bohatera i z powrotem. Raz windowno go pod niebiosa władzy i do przedsionków sowieckiej wersji Raju, innym razem zaś spychano w przepaść wielomiesięcznych całonocnych przesłuchań NKWD lub do bydlęcych wagonów Armii Czerwonej. I od nowa, zupełnie, jakby trudno było zdecydować. Na wygnaniu, pomiędzy jedną a drugą zmianą nazwiska i przeprowadzką do kolejnego podrzędnego motelu, spisał swoje wspomnienia i zatytułował je Wybrałem wolność. W roku 1966 znaleziono go martwego w mieszkaniu. I choć oficjalnie stwierdzono samobójstwo, niewiele osób dziś wierzy w tę wersję. Nie miał łatwego życia, choć dawkę szczęścia jednak zdecydowanie większą niż przeważająca (i przerażająca) większość osób z jego otoczenia - rodziny, przyjaciół, współpracowników. Był aktorem odgrywającym wyznaczone role w tragikomedii politycznej jaką było ZSRR. Nie ukrywał, że miał zazwyczaj więcej pieniędzy niż reszta społeczeństwa. Tylko na co komu pieniądze w kraju, w którym nie ma ani masła ani armat. Kiedy przekraczał swoje uprawnienia, dajmy na to pomagając komuś, ułatwiając innym trudne życie, czekały go nocne tortury psychologiczne NKWD, więzienie, praca przymusowa... Był wszędzie - na dnie i w najwyższych kajutach rządowego okrętu. Dokonywał cudów na żądanie Kremla, obmyślając ucieczkę hołdował na pokaz ówczesnym religiom - religii pośpiechu, nadprodukcji i podwójnej (pół)prawdy. Początkową młodzieńczą i ślepą wiarę w socjalizm stracił dość szybko i zamienił na brak wiary nawet we własne siły. Nauczył się wymazywać ze świadomości niepokojącą wiedzę, choć zdawał sobie sprawę, że kłamstwo pozostaje kłamstwem, bez względu na to, ilu ludzi się do niego przyznaje. Widział rzeczy, o których nie śniło się nawet Orwellowi, był bowiem świadkiem terroru przybierającego rozmiary wojny w wojnie i bodaj największej mistyfikacji w dziejach politycznych świata - radzieckiej propagandy na skalę międzynarodową. Żył przecież w kraju papierowych zwycięstw i pustych haseł, rządzonym przez ludzi specjalizujących się w rozdawaniu baniek mydlanych. Był świadkiem śmierci głodowej, niewolniczej pracy dzieci i ludzi dorosłych, wydawania wyroków na podstawie nieistniejącego prawa, wreszcie aresztowań i śmierci milionów - spektaklu idealnie zawoalowanego przed międzynarodową opinią publiczną. Kiedy zaś znalazł się w Ameryce, nie mógł uwierzyć nie tylko w dobrobyt, jakiego tam doświadczył, ale przede wszystkim w treść zbiorowej świadomości Amerykanów na temat reżimu stalinowskiego. Pisze więc tak: W amerykańskiej świadomości dokonała się rzecz na pozór niewiarygodna: radziecka dyktatura utożsamiła się w pełni z narodem rosyjskim. To, co nie udało się komunistom we własnym kraju - o czym świadczyły czystki i miliony więźniów politycznych - udało im się w Ameryce! (...) Widziałem jak ludzie, którzy nazywali prezydenta Roosevelta dyktatorem, wpadali w gniew, kiedy nazywano dyktatorem Stalina. (...) Ilekroć hollywoodzcy "historycy" stają przed wyborem pomiędzy faktem a fikcją, pomiędzy rzeczywistością a nonsensem, starannie wybierają fikcję i nonsens. (...) Dlaczego, dlaczego, zadawałem sobie pytanie, Amerykanie uparli się, żeby wymyślać raj i umieszczać go w moim umęczonym kraju? Jednocześnie z wielką miłością wspomina ojczyznę, ale nie tą absolutną, cesarską i nie radziecką, ale Rosję społeczeństwa zdolnego do ogromnych poświęceń - na przekór wszystkiemu: W sercu narodu jest twardy, wieczny i niepokonany element - i on właśnie ujawnił się w Stalingradzie, przetrwał rozlew krwi i katastrofę na niespotykaną skalę. Nie miało to nic wspólnego z Karolem Marksem i Stalinem. Przewiduje, że przy ówczesnych układach władzy do lat 60-tych uda się wychować społeczeństwo, dla którego taka rzeczywistość jest jedyną znaną, a więc normalną. Dziś więc obserwujemy, jak częściowo sprawdziły się jego przepowiednie. *** Podczas lektury Wybrałem wolność coraz szerzej otwierałam oczy ze zdumienia. Szerzej niż podczas czytania Roku 1984. Nie dlatego przecież, że odkrył przede mną Amerykę (sic!). W dzisiejszej historiografii zjawiska, o których pisał Krawczenko w '46 roku są już powszechnie znane i odarte z propagandowej mgły, ale wymiar osobisty, jednostkowy, niemal fizycznie bolesny jest tu nie do przecenienia. Nie można w dodatku odmówić słowom Krawczenki słuszności i zastanowić się nad tym, jak szybko nabierają współczesnego znaczenia w odniesieniu do areny międzynarodowej, kiedy pisze tak: Ośmielam się mieć nadzieję, że pewnego dnia [naród rosyjski] będzie się cieszył prawdziwą wolnością i prawdziwą demokracją ekonomiczną. Kiedy nadejdzie ten dzień, naprawdę będziemy blisko ideału jednego świata. Ale dopóki jedna szósta jego powierzchni (...) jęczy pod jarzmem totalnego niewolnictwa w intelektualnym zaciemnieniu, pokój może być rzeczą trudną do utrzymania.