BRYTYJSKI „COSMOPOLITAN” OBWOŁAŁ BETH O’LEARY ODKRYCIEM ROKU I NOWĄ JOJO MOYES!
JEDEN Z NAJBARDZIEJ WYCZEKIWANYCH DEBIUTÓW 2019 ROKU – WSPÓŁCZESNA HISTORIA MIŁOSNA DLA POKOLENIA MILLENIALSÓW.
Tiffy i Leon dzielą jedno łóżko.
Tiffy i Leon nigdy się nie poznali.
Przewrotna historia miłosna bezbłędnie oddająca ducha naszych czasów.
Tiffy Moore pilnie potrzebuje taniego lokum. Leon Twomey bierze nocne zmiany, bo rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Choć ich przyjaciele sądzą, że to szaleństwo, oni znajdują idealne rozwiązanie: w ciągu dnia Leon
będzie odsypiał noce w ciasnej kawalerce, dzięki czemu Tiffy będzie miała to samo mieszkanie wyłącznie dla siebie przez resztę doby. Ona właśnie zerwała ze swoim zazdrosnym chłopakiem i ledwo wiąże koniec z końcem, pracując w niszowym wydawnictwie, on bardziej dba o innych niż o siebie – nocami zajmuje się pensjonariuszami domu opieki, a każdy grosz odkłada na prawników, którzy wyciągną jego niesłusznie skazanego brata z więzienia.
Na przekór wszystkim i wszystkiemu, dwoje niezwykłych współlokatorów odkrywa, że jeśli wyrzuci się wszystkie zasady przez okno, można stworzyć całkiem przyjemne i ciepłe domowe ognisko.
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2019-05-15
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 432
Tytuł oryginału: The Flatshare
Tłumaczenie: Robert Waliś
... nie da się nikogo uratować na siłę – ludzie muszą to zrobić sami. My możemy najwyżej im pomóc, gdy będą gotowi.
Recenzja „Współlokatorzy”
„(…)Upokorzenie jest jak pleśń: jeśli je zignorujesz, wkrótce wszystko stanie się zielone i cuchnące.”
„Współlokatorzy” to powieść wydana w 2019r. a jej autorką jest Beth O’Leary. Brytyjka mieszka w Londynie i skończyła filologie angielską. Teraz jest pełno etatową pisarką, ale swoją karierę zaczęła w wydawnictwie publikującym książki dla dzieci. Pierwszą powieść „Współlokatorzy” napisała w pociągu w drodze do i z pracy.
Tiffy to kobieta która pilnie potrzebuje taniego lokum. Właśnie zerwała ze swoim zazdrosnym chłopakiem, a praca w niszowym wydawnictwie nie daje jej za wiele pieniędzy. Tak więc Tiffy postanawia wynająć mieszkanie, gdy jednak zjawia się na miejscu okazuje się że w mieszkaniu już ktoś jest. Leon jest pomocnym mężczyzną, który bardziej myśli o innych niż o sobie, czas spędza z pensjonariuszami domu opieki, a każdy wolny grosz odkłada by wynająć prawnika, który pomoże wyciągnąć jego brata z więzienia. Szybko okazuje się że Tiffy i Leon wynajęli to samo mieszkanie, teraz żadne z nich nie może pozwolić sobie żeby z niego zrezygnować. Postanawiają zawrzeć układ, ponieważ Leon pracuje na nocki, a Tiffy zajęta jest w ciągu dnia, oboje będą mieszkali w tym mieszkaniu. W ciągu dnia będzie w nim Leon, a nocami Tiffy. Co z tego wyjdzie i czy uda im się utrzymać taki układ?
„Współlokatorzy” to niezwykle zabawna, pełna ciepła historia. Idealna pozycja dla osób potrzebujących odprężenia i uśmiechu. Humor w tej powieści jest idealnie wyważony, czytelnik nie raz się uśmiechnie, poznając konsekwencje wspólnego mieszkania, dwójki obcych sobie ludzi.
"Współlokatorzy" to bardzo zaskakująca, trochę przewrotna i jednocześnie radosna opowiastka. Jest to historia Tiffy i Leona, którzy mimo tego, że się nie poznali to zamieszkali w jednym mieszkaniu i śpią w jednym łóżku. Ciekawie brzmi, prawda?
Tiffy Moore, asystentka redaktora, właśnie zerwała ze swoim zazdrosnym chłopakiem, który ją zdradził, wyprowadza się od niego i pilnie potrzebuje taniego lokum, gdyż ma ograniczone możliwości finansowe, wręcz ledwo wiąże koniec z końcem. Leon Twomey, pielęgniarz w hospicjum, potrzebuje pieniędzy na finansowanie adwokata dla swojego brata, który niesłusznie przebywa w więzieniu oskarżony o napad. Wpada na pomysł aby sobie dobrać współlokatora i pieniądze z podnajmu przeznaczyć na ten cel.
Proponuje w ogłoszeniu, że ona będzie przebywał w mieszkaniu w dzień, gdyż zamierza pracować tylko na nocne zmiany, więc od 18 do 9 rano, oraz wszystkie weekendy lokal użytkować może najemca. Tiffy trafia na jego ogłoszenie, nie wiedząc, że jest nim mężczyzna, gdyż Leon nie umieścił w nim całego imienia tylko literę L.
Mimo tego, że przyjaciele Tiffy próbują ją zniechęcić do zawarcia tak bzdurnej umowy, ona decyduje się na półroczną próbę. Wszystkie formalności załatwia dziewczyna Leona, która zrobiła się zazdrosna o to, że będzie on mieszkał z inną kobietą.
Na przekór wszystkim i wszystkiemu udaje się tej niecodziennej dwójce zamieszkać pod jednym dachem. Wszystko zaczęło się układać, Tiffy starcza pieniędzy na lokum i życie, zabrała wszystkie swoje rzeczy z mieszkania byłego chłopaka i rozgościła się w nowym miejscu. Leonowi początkowo bardzo przeszkadza zbyt duża ilość (jego zdaniem) posiadanych rzeczy Tiffy, lecz zaczyna do tego się przyzwyczajać. Oboje zaczynają się porozumiewać za pomocą drobnych informacji na karteczkach samoprzylepnych zostawianych początkowo na lodówce a potem gdzie popadnie...
Niestety nie wszystko się dobrze układa, bo Justin - były chłopak Tiffy knuje niecną intrygę...
Lecz nie jest to tylko taka lekka, banalna historyjka jakby się mogło wydawać. Przy czytaniu lub słuchaniu tej książki można się naprawdę nieźle bawić. Narracja prowadzona jest z perspektywy Leona i Tiffy, co daje nam możliwość poznania bohaterów i ich myśli i problemy z obu perspektyw. Moim zdaniem jest to dużym plusem tej książki.
Jak dalej potoczyły się ich losy? Czy się w końcu spotkali? Jak rozwiązała się sprawa z byłym chłopakiem Tiffy? Co dale w sprawie brata Leona?
Na te i inne jeszcze pytania, których z pewnością jest więcej, odpowiedzcie sami, gdy przeczytacie tę książkę, a wierzcie mi warto!
Uważam, że to super debiut Pani Beth O'Leary, a ja umieszczam już na półce następną książkę jej autorstwa "Zamiana". Pewnie się nie zawiodę.
Polecam raz jeszcze.
"Nie da się nikogo uratować na siłę. Ludzie muszą to zrobić sami. My możemy najwyżej im pomóc, gdy będą gotowi."
Właśnie o tym jest ta opowieść. Jak być przyJacielem.
Świetny pomysł na historię.
Wydawnictwo Albatros ruszyło z nową serią – Mała Czarna. Mała Czarna to świetne komedie romantyczne dla każdej z nas – niezależnie od wieku! Pasują i do plecaka, i do eleganckiej torebki.
Postanowiłam sprawdzić…
„Współlokatorzy” to powieść, przy której bawiłam się świetnie, choć nie zabrakło i poważniejszej refleksji. Ale po kolei…
Tiffy i Leon. Tak bardzo od siebie różni. Ona ekstrawertyk. On introwertyk. Ona wulkan energii. On spokojny i wycofany. Ona otaczająca się mnóstwem rzeczy. On raczej praktykujący minimalizm. Ona porzucona (i to perfidnie). On pozostający w związku. Ona irytująca go. On intrygujący ją. Ona potrzebująca pilnie lokum za niewielkie pieniądze. On potrzebujący pilnie gotówki. I stało się… On zamieścił nietypowe ogłoszenie. Ona na to ogłoszenie odpowiedziała. I teraz…
Dzielą mieszkanie. Dzielą łóżko. Nigdy się nie widzieli. Umowa jest jasna i klarowna. Ona dysponuje mieszkaniem od późnego popołudnia do dziewiątej rano oraz w weekendy. On tylko w ciągu dnia od poniedziałku do piątku. Plan prawie idealny. Nie przewidzieli tylko kilku szczegółów. Na przykład nie przewidzieli tego, że mimo wszystko zaczną się komunikować. A dzięki tym komunikatom zostawianym na małych karteczkach zacznie nawiązywać się między nimi relacja. Urocze, prawda? Nie przewidzieli tego, że wyjdą poza ramy swojej umowy i że sytuacja u każdego z nich tak diametralnie się zmieni. Nie przewidzieli tego, że nie wszystko jednak można zaplanować. A raczej, że życie i tak pisze swoje scenariusze. Zawsze… A jednak spotkali się twarzą w twarz. A jednak czuć było między nimi napięcie. Rosnące i rosnące. A jednak, choć pozornie różni, doskonale się uzupełniali. A jednak znaleźli w sobie to, czego tak naprawdę pragnęli. I nie chodzi tylko o pożądanie czy euforyczne zauroczenie … Bo oni najpierw zostali przyjaciółmi i wspierali się nawzajem. On dał jej poczucie bezpieczeństwa. Ona zaskoczyła go swoją wyrozumiałością. Nie obyło się oczywiście przez przeszkód, bez złych charakterów czyhających na ich nieszczęście. Inaczej byłoby nudno…
Ale Beth O'leary napisała nie tylko romantyczną komedię. Poruszyła mnóstwo ważnych tematów. Manipulacja. Iluzja. Przytłaczająca przeszłość, która cały czas wpływa na teraźniejszość i determinuje przyszłość. Strach. Agresja. Bezsilność. Niemoc. Niesprawiedliwość. Marnotrawstwo czasu. Nieumiejętność rozmowy… Przeczytacie, zrozumiecie :)
Jest też kwestia przyjaciół. To bardzo ważne, aby mieć wokół siebie życzliwe osoby, które po prostu są wtedy, kiedy jest taka potrzeba. Ale przyjaciele powinni też na czas otwierać oczy i powiedzieć prawdę, nawet bolesną.
I takimi przyjaciółmi otoczona jest Tiffy. I tu znowu szereg barwnych postaci. Zimna i zachowawcza Gerty, która mówi to co myśli. Często dość bezceremonialnie. Gerty to ta osoba, która zawsze myśli trzeźwo. Zero romantyzmu. Aż dziwię się, że przyjaźnią się z Tiffy. Co innego Rachel. To wulkan numer dwa (numerem jeden jest oczywiście Tiffy). To też Mo, przyjaciel Gerty i Tiffy. Psychoterapeuta. I błogosławieństwo, i przekleństwo. Każdy z bohaterów jest wyrazisty i z charakterem. Polubiłam ich. Każdego za coś innego.
Jeśli szukacie dobrej rozrywki – dobrze trafiliście. Jeśli szukacie czegoś więcej – też dobrze trafiliście :)
„Współlokatorzy” to idealna historia na chłodne, pochmurne jesienno-zimowe wieczory. Jest to pozytywna, ciepła i lekka powieść, która wywoła uśmiech na twarzy niejednego czytelnika. Bohaterowie to Tiffy i Leon. Dwójka specyficznych młodych ludzi, zupełnie sobie obcych. Tiffy akurat szuka mieszkania i trafia na ofertę Leona, który szuka współlokatora. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że Leon chce udostępnić swój pokój i swoje łóżko jedynie na noc, bo wtedy on pracuje, a za dnia odsypia nocki. Tiffy taki układ wydaje się być idealny, bo sama pracuje w ciągu dnia. Zawierają więc umowę i tym samym stają się współlokatorami, którzy nigdy siebie nie widują.
Według mnie najmocniejszym elementem powieści są jej bohaterowie. Zarówno Tiffy, jak i Leon, są bardzo pozytywni, dobrzy i sympatyczni. Czasami takie postaci są denerwujące, jednak w tym przypadku nie ma o tym mowy, bo ich po prostu nie da się nie lubić. Ich wspólne mieszkanie jest dość zabawne. Komunikują się najczęściej poprzez zostawiania sobie nawzajem karteczek z wiadomościami. Te ich karteczkowe rozmowy są urocze i słodkie, bawią. Cała historia może wydawać się trochę przesłodzona, jednak dla mnie taka nie była. Czytałam ją z dużą przyjemnością i sprawiła mi wiele frajdy. Swoją drogą chciałabym zobaczyć nietypowe stroje Tiffy, bo ciężko mi było je sobie wyobrazić.
Po czym poznać że książka była naprawdę dobra? Czy są do tego w ogóle jakieś wskaźniki?
Oczywiście możemy zaklasyfikować ją do „bardzo dobrej”, „dobrej” czy „złej”, ocenić w skali od 1 do 10. Są też inne narzędzia, służące wyrażenia naszej subiektywej oceny. Otóż w moim przypadku najlepszą skalą jest to czy książka wciągnęła mnie tak ze zapomniałam o bożym świecie czy może męczyłam się z nią, a każda strona dłużyła się w nieskończoność.
W przypadku „Współlokatorów” Beth O’Leary miałam wątpliwości jak to też będzie. Nie jestem fanką komedii romantycznych, ale ta ksiazka dziwnie mnie przyciągała. Spodziewałam się lekkiej, przyjemnej książki na wieczór ale to co dostałam prezszło moje oczekiwania. Ale od początku.
Mamy Tiffy i Leona, którzy dzielą mieszkanie, ba dzielą nawet jedno łóżko, problem w tym ze ta para nigdy się nie spotkała. Tiffy zakończyła właśnie burzliwy związek i desperacko szuka mieszkania w korzystnej cenie. Znajduje ogłoszenie Leona, mezcZyzna szuka współlokatora, który będzie z nim dzielił łożko i co wygodne nigdy nie będą wchodzić w sobie w drogę. Układ idealny. Współlokatorzy wkrótce zaczynają w błahych sprawach komunikować się za pomocą samoprzylepnych karteczek. Co jednak jeśli karteczki staną się zarzewiem przyjaźni, a może nawet czegoś więcej ? Co się stanie kiedy bohaterowie wreszcie się spotkają?
Ksiazka „Współlokatorzy to debiut brytyjskiej autorki eth O’Leary. Ale wcale nie ma się wrażenia jakby autorka dopiero rozpoczynała swoją karierę pisarską. Jej styl jest niezwykle barwny, klimat który stworzyła w tym pokręconym, dowcipnym ale i inteligentnym romansie jest niezwykły. Sam pomysł na książkę jest genialny, niby prosty, ale to tylko pozory. Dodatkowo przystępny, dostosowany do czytelnika język, który pozwala płynąc przez tą historię, bez zbędnego ociągania. Współlokatorzy to komedia romantyczna. Autorka zastosowała podział książki na narrację pierwszoosobowa naprzemienną pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Pozwoliło to poznać ich dwa zupełnie odmienne temperamenty, odczucia i myśli w różnych sytuacjach. Tym samym zyskiwaliśmy pełny obraz.
Książka jak już wspomniałam jest niesamowicie wciągająca. Przyznam że dawno nie mogłam aż tak oderwać się od czytanej pozycji. Straciłam pół nocy ponieważ nie mogłam tak zwyczajnie zostawić tej historii, bo przy niej nie można się nudzić
Ogromną zaletą jest to że nie jest to przesłodzona, naiwna komedia, oczywiście jest to ksiązka o miłości, ale nie można powiedzieć by była banalna czy przewidywalna . Z pozoru zdaje się nam że jest to lekka historia, owszem perypetie pary współlokatorów są niezwykle zabawne, jednak pod warstwą żartów i problemów dnia codziennego w książce poruszone zostają zdecydowanie bardziej poważne tematy takie jak manipulacja, kontrola i uzależnienie mocjonalne.
Niczego bym nie zmieniła wszystkiego jest idealne. Dużo humoru, mnóstwo uczuć, trochę problemów, odrobina strachu, szczypta komplikacji i cała masa pozytywnych emocji.
Dużym plusem są bohaterowie. Są świetnie dopracowani, charyzmatyczni i każdy czymś się wyróżnia. Głównych bohaterów nie można nie lubić, zwłaszcza Tiffy, który natychmiast zaskarbiła sobie moją sympatie . Ich humor i świetne dialogi wywołały uśmiech na mojej twarzy. Mają problemy jak wszyscy, borykają się z trudną sytuacją materialną, przeszkadza im podniesiona deska w łazience, zajadą smutki, mają skomlikowane relacje rodzinne, ale i wikłają się w trudne związki, maja swoje plany i marzenia, lęki i wady, ale przez to zyskują tylko na autentyczności. Ta para to ludzie z krwi i kości. Oprócz tego że autorka świetnie nakreslila nam ich nietuzinkową relację, możemy wniknąć w ich światy, znajdziemy się w hospicjum, wśród ludzi, którzy u schyłku życia pragna spotkać miłość, popracujemy w wydawnictwie, gdzie dla niektórych utrudnianie pracy innym staje się metodą na sukces, a także odwiedzimy więzienie i sprawdzimy czy łatwo jest się pogodzić z niesprawiedliwością. Bohaterowie drugoplanowi swietnie dopełniają całą historię. Zakończenie jest niezbyt zaskakujące, ale głęboko ukryta dusza romantyczki na takie właśnie liczyła.
Współlokatorzy oprócz świetnego humoru i zachwycającej historii to książka o tym jak ciężko pozbyć się zakorzenionego strachu, o tym jak miłość potrafi być wyniszczająca ale przede wszystkim o tym ze powinniśmy mieć oczy szeroko otwarte bo nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy zapuka do nas szczęscie. O sile przyjaźni i potędze miłości.
Nie przesadzę jeśli powiem ze ta książka naprawdę zasługuje by znaleźć się na liście bestselerów, bo w tym roku jeszcze czegoś tak dobrego nie czytałam. Jestem pewna ze zdobędzie przede serca mnóstwa czytelników na całym swiecie. Moje już ma. A wiec jeśli szukacie czegoś naprawdę dobrego, to bierzcie się za „Współlokatorów”, ja bawiłam się świetnie przy tej ksiazce.
„Współlokatorzy” to książka, która na pierwszy rzut oka kojarzy mi się przede wszystkim z mega akcją promocyjną jaka miała miejsce tuż przy jej wydaniu. Pamiętacie? I te łóżka na targach? 😊 ————————————————
————————————————
Tiffy i Leon mają dziwny układ. Są współlokatorami, śpią w jednym łóżku... O zgrozo! A do tego... Nigdy się nie widzieli. Powiedziałabym, że mają wynajmowany pokój na godziny 😄 Ich codzienność to zostawianie sobie wzajemnie liścików, które powoli stają się przyczyną ich rodzącego się uczucia...
—————————————————
Książkę czyta się lekko i przyjemnie. Chłopak Tiffy (i nie jest to Leon 🙃) tak mi działał na nerwy, że to jest nie do wyobrażenia! Czekałam tylko na to, aż go w tej książce zabraknie. A on wracał jak boomerang. Debiut autorki jak dla mnie w porządku. Pomysł dobry, styl pisania idealny do takiej tematyki. Jak w każdym romansie historia dość przewidywalna, ale na „odmóżdżenie” idealna. Historia na pewno zapadnie w pamięć ze względu na pomysł 🤗
Sięgając po Współlokatorów zaopatrz się w paczkę chusteczek. Perypetie Tiffy i Leona na przemian doprowadzały mnie do niekontrolowanych wybuchów śmiechu, by za chwile wywołać łzy wzruszenia.
Często oceniamy daną książkę jakąś ilością gwiazdek. W przypadku książek obyczajowych czy komedii romantycznych moja skala wygląda inaczej - oceniam je ilością wylanych przy nich łez... I czy są to łzy radości czy wzruszenia, jeśli pojawiają się w trakcie lektury, wtedy w mojej ocenie książka jest po prostu rewelacyjna. Ciężko mnie rozkleić. Przyznam, że już dawno nie doznałam takiego zwiotczenia serducha jak podczas czytania Współlokatorów autorstwa Beth O'Leary. Do tego to debiut, w co naprawdę ciężko było mi uwierzyć.
Tiffy Moore potrzebuje w jak najszybszym czasie znaleźć nowe mieszkanie. Jako, że kobieta nie dysponuje zbyt wielką fortuną, szuka czegoś taniego, ale wygodnego. Natrafia na nietypową ofertę, zamieszczoną przez niejakiego Leona Twomeya. Mieszkanie Leona to kawalerka z jednym pokojem i jednym łóżkiem. Ich współlokatorstwo polegałoby na zasadzie wymiany - ty zajmujesz go w ciągu dnia, ja w nocy. I nigdy się nie spotykamy...
Niewątpliwym atutem książki są bohaterowie. Tiffy, której początkowo nie rozumiałam i uważałam za naiwniaczkę, przechodziła na moich oczach niesamowitą przemianę. Im więcej poznawałam faktów z jej przeszłości tym bardziej rozumiałam jej wcześniejsze zachowania, a moja początkowa niechęć odchodziła w niepamięć. Jeśli chodzi o Leona - gdybym musiała scharakteryzować go jedynie w trzech słowach, byłyby nimi przymiotniki: dobry, nieśmiały, uroczy. Momentami taka z niego ciepła klucha, jednak ma w sobie "to coś", co sprawia, że ciężko go nie polubić. Całą akcje czytelnik może oczywiście śledzić z perspektywy głównych bohaterów. Czytając książkę Beth czułam się jak trzeci współlokator, który śledzi poczynania swoich domowników.
Współlokatorzy to z słodko - gorzka opowieść o dwojgu ludzi, którzy mimo ciężkich przeżyć doświadczonych w przeszłości, starają się na nowo znaleźć drogę, prowadzącą ich w stronę szczęścia. Nie jestem zwolenniczką tego gatunku i bardzo rzadko sięgam po takie książki. Jednak losy Tiffy i Leona rozczuliły mnie i sprawiły, że czas spędzony z nimi z pewnością nie był stracony. Ba! Dzięki ich przygodom z pewnością zacznę częściej sięgać po książki obyczajowe i komedie romantyczne.
Decydując się na lekturę "Współlokatorów" liczyłam na książkę, przy której będę mogła odpocząć. Lekką, przyjemną i odprężającą. Taką, jak jedna z tych wszystkim znanych amerykańskich komedii romantycznych, które można oglądać bez końca i śmiać się ze znanych już żartów po raz enty. Beth O'Leary nie szczędziła mi niczego z powyżej wymienionych. Ba! W pakiecie dała mi dodatkowo wychodzącą poza znane schematy książek o podobnej tematyce fabułę. Bo jak to tak - dwójka nieznanych sobie osób ma mieszkać w jednym mieszkaniu? I do tego spać w jednym łóżku? A co więcej, nigdy się nie spotkać? Nie mogłam przejść obok tego tytułu obojętnie.
Tiffy pracuje w niszowym wydawnictwie. Nie zarabia wystarczająco dużo, by swobodnie wynająć mieszkanie, a zmusza ją do tego sytuacja w jakiej się znalazła - właśnie rozstała się ze swoim chłopakiem i pilnie potrzebuje czterech kątów, w których mogłaby przechowywać swoje nietuzinkowe ubrania i dodatki. Zalezienie lokum, które mieściłoby się w jej budżecie graniczy z cudem. Gdy trafia na ogłoszenie zamieszone przez nieznanego mężczyznę nie zastanawia się zbyt długo i chowa wszelkie zasady do kieszeni.
Leon zajmuje się mieszkańcami domu opieki. Poświęca im dużo troski i dba o nich, jak o własnych najbliższych. Nocne zmiany powodują, że nie ma wystarczająco dużo czasu dla swojej dziewczyny, która jest z tego powodu niezadowolona. Sytuacji nie ułatwia fakt, że brat mężczyzny znajduje się w więzieniu, a Leon wierzy w jego niewinność. Każdy grosz przeznacza na prawników. Szukając sposobu na dodatkowe pieniądze, Leon postanawia wynająć swoje mieszkanie i współdzielić je z z nieznajomym.
Dawno tak dobrze nie bawiłam się podczas lektury książki. Z uśmiechem na twarzy strona za stroną śledziłam rozgrywające się wydarzenia. Początkowo trochę wzbraniałam się przed przyjęciem rozwiązania zaproponowanego przez autorkę i myślałam, że jest ono zbyt wydumane i przesadzone. Bo po co tytułowi współlokatorzy mieliby spać w jednym łóżku? Inne elementy ich codziennego życia i zasad współdzielenia mieszkania, aż tak bardzo mi nie przeszkadzały. Po przeczytaniu kilkunastu stron i wytłumaczeniu niektórych kwestii wszystko ułożyło mi się w głowie i nie miałam już żadnego "ale". Pozwoliłam porwać się opowieści.
Nie będę ukrywać, że książka przypadła mi do gustu. Szczególnie spodobał mi się sposób komunikacji, jaki przyjęli główni bohaterowie. Nie rozmowa twarzą w twarz, nie Facebook albo sms, a małe, żółte karteczki ponaklejane w różnych miejscach w mieszkaniu. To właśnie one są bardzo dobrym ukazaniem rozwoju ich znajomości - z krótkich początkowo wiadomości, zaczęły przeradzać się coraz bardziej swobodną i dłuższą wymianę zdań. Zarówno Tiffy, jak i Leona poznajemy w trudnym momencie ich życia. Ona po rozstaniu z chłopakiem musi przewartościować swój świat i spróbować łączyć koniec z końcem. On sam przed sobą musi przyznać, co jest obecnie dla niego najważniejsze. Myślę, że w którymś momencie tych dwoje stało się dla siebie ogromnym wsparciem i przyjaznym duszkiem, którego nie widać ale zostawia namacalne ślady swojej obecności i rozkłada po mieszkaniu małe niespodzianki i karteczki z dobrym słowem. Oprócz Tiffy i Leona poznajemy ich rodzinę i znajomych. Wątki zgrabnie przeplatają się ze sobą, wszystko dzieje się płynnie i z zachowaniem logicznego porządku. Niczego nie jest za dużo, ani za mało. Śmiech równoważą ważne tematy, a kolorowe stroje Tiffy uzupełniają czarno-białe myśli Leona.
"Współlokatorzy" to książka idealna na lato, urlop i każdy moment, w którym chcemy podczas lektury odpocząć. Książkę czyta się szybko, pomysł autorki jest zaskakujący i nieoczywisty, a zdarzają się i momenty, w których można zaśmiać się na głos, a nie tylko "po cichu, pod nosem" :) Polecam!
Współlokatorzy jest pełną ciepłą i humoru historią. Autorka stworzyła bardzo przemyślanych bohaterów, których nie sposób nie lubić. Dialogi czyta się z przyjemnością, a każda z postaci w książce jest barwna i ma swoje określone miejsce.
Tiffy jest ekscentryczką, nosi kolorowe, z założenia niepasujące do siebie ubrania, jest głośna i nie sposób jej nie zauważyć dzięki wysokiej posturze. Ogniste włosy współgrają z jej temperamentem.
Pracuje jako redaktora w wydawnictwie, a w stresujących momentach dużo piecze. Jej jedynym mankamentem jest jej były, zazdrosny chłopak Justin.
Leon to całkowite przeciwieństwo dziewczyny, to introwertyk. Nie lubi hałasu, zwracania nadmiernej uwagi i niewiele mówi. Większość ma go za samotnika i mruka. Jednak tak naprawdę jest bardzo uczuciowy i troskliwy, zwłaszcza w stosunku do pacjentów w hospicjum, w którym pracuje.
Postacie w trakcie całej akcji przechodzą przemianę, Tiffy staje się mocno pewna siebie, pomimo wcześniejszych złych wspomnień, uświadamia sobie, że to nie ona była problemem w poprzednim związku. Leon rozlicza się ze swoją przeszłością, rozkwita i staje się bardziej otwarty.
Na uwagę zasługują poboczni bohaterowie, tacy jak Mo i Gerty, którzy pomimo ról drugoplanowych mocno odciskają swoje piętno na głównym wątku.
Autorka zwraca uwagę na poważny problem przemocy psychicznej w związku, jaką stosował Justin. Na podstawie przeżyć Tiffy i wspomnień, tworzymy całą układankę. Symptomy, charakterystyka i opis jak sobie radzić z agresorem, jest ważną lekcją i przestrogą. Często ofiary nie wiedzą, że nimi są dopóki się nie uwolnią od przeszłości. W prosty sposób pokazane są różnice pomiędzy miłością, a przyzwyczajeniem, miłością, a obsesją. W opozycji do tego stoi obraz wręcz romantycznej miłości, gdzie partnerzy dbają o siebie, a pożądanie jest elementem związku, nie obowiązkiem.
Napięcie, które powstaje pomiędzy postaciami jest naturalne, nie jest wydumane, czy sztuczne. Nie pojawiają się typowe sceny seksu, ale bliskość pomiędzy bohaterami opisywana jest w bardzo dobrym stylu, nie jest wulgarna i nie wprawia w zażenowanie.
Mogę polecić z czystym sumieniem.
Książka idealna na letnie wieczory, lekka , przyjemna z miłością w tle, koniec do przewidzenia , niczym nie zaskoczyła, jednak uważam, że to był mile spędzony czas:)
"Współlokatorzy" to hit ostatnich miesięcy na Instagramie. Ta książka niemalże wyskakuje z lodówki! Dlaczego? Bo jest świetna!
Po wielu zawirowaniach Tiffy rozstaje się ze swoim wieloletnim chłopakiem. Potrzebuje nowego mieszkania, najlepiej jak najtańszego i jak najszybciej. Za namową przyjaciół odpisuje na pewne ogłoszenie, gdzie takie lokum spełnia jej warunki.
Leon to pielęgniarz pracujący na nocne zmiany w hospicjum, który potrzebuje pieniędzy. Decyduje się więc podnająć swoje mieszkanie. Jest tylko jeden problem. Będzie musiał dzielić łóżko ze swoją współlokatorką.
Kiedy dziewczyna będzie w pracy, Leon będzie odsypiał nocne zmiany. Natomiast kiedy on będzie w pracy, mieszkanie będzie do dyspozycji Tiffy. Układ jest prosty. Ci dwoje nigdy nie mają się spotkać.
Kiedy zaczynają sobie zostawiać w różnych miejscach liściki, gotować dla siebie nawzajem, doradzać w sprawach sercowych, stają się dla siebie bliscy. Niestety jest mały problem. Tych dwoje nigdy się nie widziało!
"Współlokatorzy" to komedia romantyczna opowiadająca o dwójce nieznajomych. Tiffy musi zapomnieć o swoim byłym, a Leon potrzebuje zarobić jak najszybciej pieniądze. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby Ci nieznajomi sobie ludzie nie dzielili ze sobą jednego łóżka. Historia jest świetna i niespotykana. Moim zdaniem to idealny pomysł na scenariusz do amerykańskiego serialu. W tle romantycznych wydarzeń mamy tu również ukazane aż trzy wątki niezwykle ważne. Pierwszy to powód dlaczego Leon potrzebuje pieniędzy. Jego brat przez pomyłkę zostaje niesłusznie oskarżony i trafia do więzienia, a nasz główny bohater robi wszystko, żeby go z niego wyciągnąć. Drugi to znęcanie psychiczne wobec dziewczyny przez jej byłego- Justina. Tiffy dopiero po rozstaniu z nim otwiera oczy i zauważa jak była przez niego maltretowana. Trzeci to niespełniona miłość pewnego starszego pacjenta Leona. Pielęgniarz na własną rękę próbuje odnaleźć tajemniczego Johnny'ego White'a. Lista potencjalnych kochanków jest dość długa a Leon ma coraz mniej czasu na poszukiwania.
Jeżeli jesteście fanami komedii romantycznych to ta książka jest zdecydowanie dla Was! Czyta się ją w ekspresowym tempie, jest niezwykle przyjemna, urocza, momentami zabawna. Już dawno nie miała okazji czytać tak fajnej powieści. Brawa dla autorki za tak udany debiut!
Tiffy Moore rozstała się właśnie ze swoim chłopakiem i chce jak najszybciej wyprowadzić się z jego mieszkania. Nie ma zbyt wiele pieniędzy, więc jest na tyle zdesperowana, że przyjmie każdą ofertę. Udaje jej się natrafić na ogłoszenie Leona, który oferuje dzielnie się łóżkiem. Jako że w mieszkaniu przebywa tylko przez dzień, a całą noc pracuje na oddziale paliatywnym, Tiffy przez resztę czasu miałaby mieszkanie tylko dla siebie. Tak udaje się jej zdobyć nowe lokum. Niestety, jedyna forma komunikacji, którą ma ze swoim nowym współlokatorem odbywa się za pomocą liścików pozostawionych w mieszkaniu. Co się stanie, gdy dojdzie do ich pierwszego spotkania?
Tiffy jest jedną z tych postaci, którą czasami chce się mocno potrząsnąć, ale jednocześnie się ją uwielbia, bo ma w sobie tyle radości i jest pełna nadziei. Jest szalona i trochę dziwaczna, co dawało niepowtarzalnego uroku tej postaci. Posiada też ogromne serce i mimo swoich własnych problemów stara się jak tylko może pomagać innym. Leon jest typowym romantykiem. Jak to sam wspomniał - może być uznawany za ciepłą kluchę. Nie jestem Hulkiem, który nagle stwierdza 'ja chcieć, ja brać'. Całkiem przyjemnie było się oderwać od groźnych samców alfa i w zamian spędzić czas w towarzystwie mężczyzny, który był nieco wstydliwy i skromny, ale przy tym niesamowicie uroczy. Tiffy i Leon poprzez korespondowanie mogli dużo się od siebie dowiedzieć i tak małymi kroczkami zostali przyjaciółmi i nigdy nie przypuszczali, że ich pierwsze spotkanie w cztery oczy będzie takie spektakularne i niezapomniane.
Beth jak na debiutującą autorkę wykonała fenomenalną robotę. Stworzyła świetną komedię z wciągającą fabułą oraz z rewelacyjnymi, różnorodnymi i pełnymi życia bohaterami, z którymi bardzo łatwo można by się było utożsamić. A żeby nie zanudzić czytelników autorka wprowadziła kilka ciężkich tematów, które idealnie uzupełniały tę historię. Podeszła do tego z wyczuciem i znakomicie rozwinęła każdy problem. Ja osobiście jestem zachwycona wątkiem liścików. W obecnych czasach taka forma komunikacji zdarza się bardzo rzadko, a wielka szkoda. Wystarczyło przeczytać jaką radość sprawiała naszym bohaterom przyklejona notatka do lustra czy drzwi. Z tak małej rzeczy stworzyli swoją tradycję. Jeśli aktualnie macie ochotę na lekki romans, który może was rozbawiać a także doprowadzić do łez to trafiliście na idealną pozycję.
Nie czekając na miłość - „Współlokatorzy”, Beth O'Leary, tłumaczenie Robert Waliś
Nie jestem fanką historii miłosnych, jednakże ta mnie naprawdę urzekła. Przede wszystkim dlatego, że bohaterowie to postaci z krwi i kości. A miłość pojawia się znienacka. Nie potrzebowała tej całej różowej romantycznej otoczki. Budziła się pomału. Od umowy powiedzmy biznesowej (wynajęcie mieszkania), poprzez sympatię, dbałość o siebie, przyjaźń.
Czasem poprzez kawałek świeżo upieczonego chleba. I pamięć o tym, że ktoś nie używa mleka lub cukru do herbaty. Taka delikatność w budowaniu związku. Żeby nie wystraszyć.
Leon, zamknięty w sobie introwertyk, ma trudności z wyrażaniem uczuć, co nie znaczy, że ich nie ma. Pracuje w nocy, nie bywa w domu w weekendy. Szuka współlokatora, który przebywałby w mieszkaniu tylko podczas jego nieobecności. Tiffy szalona, kolorowa, ale też delikatna i wrażliwa. Właśnie została porzucona i szuka dla siebie miejsca na ziemi, dysponując niewielkim budżetem. Warunki Leona oraz przystępna cena wynajmu sprawiają, że decyduje się na to wspólne, dziwne dzielenie powierzchni. Osobno walczą ze swoimi demonami. Żyją w jednym mieszkaniu, chociaż fizycznie się nie spotykają. Ale korespondują ze sobą na małych żółtych karteczkach, coraz bardziej się przed sobą otwierając. Dbając o siebie, sprawiając sobie wzajemnie małe przyjemności. Przepiękna historia o miłości, która nie powinna się zdarzyć. Ale także o przyjaźni, poczuciu odpowiedzialności i wsparciu. Bez oceniania. Znakomicie został uchwycony toksyczny związek, z którego próbuje się wyswobodzić Tiffy. Na tyle mocno, by został w pamięci trochę jak szczepionka, na tyle delikatnie, że nie powstała traumatyczna historia. Polecam lekturę :)
Lekka komedia romantyczna, którą czyta się bardzo szybko. Poruszono w niej również wątek toksycznej relacji. Ciekawa lektura z mądrym przekazem, warto sięgnąć po tę powieść obyczajową, aby się zrelaksowac.
Rewelacyjna książka, o której dowiedziałam sie od znajomych oraz z TikToka oraz ani przech chwilę nie pożałowałam sięgnięcia po nią, gdyż tak mnie wciągneła że przeczytałam ją w kilka godzin. Książka opowiada o dwójce młodych ludzi Tiffy - dziewczynie, która rozstała się z chłopakiem i musi jak najszybciej znaleźć mieszkanie, żeby się od niego wyprowadzić, a co najważneijsze musi być również bardzo tanie ponieważ musi go spłacić. Drugi bohater to Leon który pracuje w szpitalu w nocy, a ponieważ potrzebuje pieniedzy na prawnika dla swojego brata który siedzi jego znaniem niewinnie w więzieniu wpada na troche szalony pomysł aby wynajmować swoje mieszkanie w którym mieszka i w którym zaznaczmy że jest tylko jedno łóżko. Warunek jest tylko taki że są określone zasady. Gdy on jest w pracy mieszkanie jest od tej drugiej osoby oraz w weekendy (które on ma zamiar spedzać u dziewczyny), reszte czasu on jest w mieszkaniu tego drugiego nie ma. Z pozoru idealny plan dzięki któremu nigdy się nie spotkają. Tiffy pomimo ostrzeżeń swoich przyjaciół którym nie podoba się pomysł dzielenia z kimś łóżka postanawia przyjąć tą ofertę. Z czasem bohaterowie mimo tego że sie nie znają zaczynaja do siebie pisać. Są to króciutkie liściki napisane na karteczkach samoprzyplenych i przyklejone w róznych częściach domu. Z czasem tak sie rozkręcają że co jakis czas jedno z nich musi sprzątać wszystkie karteczki, gdyż jest nimi oklejone całe mieszkanie. I choć z pozoru są obcymi ludźmi to to ich do siebie nisamowicie zbliża. Sytuacja Tiffy zaostrza się gdy były o którym próbuje zapomnieć zaczyna pojawiać się w tych miejscach co ona. Jednak los lubi płatać nam figle. Tak też staje się i tu gdy pewnego dnia Leon wraca trochę szybciej z pracy i idzie pod prysznic. Gdy już nagi bierze prysznic do łazienki w samej bieliźnie wbiega Tiffy, która nie dość że ma kaca po imprezie dzień wcześniej to jeszcze jest mocno spóźniona do pracy. Czy to spotkanie wpłynie na ich relacje? Czy między naszymi bohaterami coś zaistkrzy? I jak rozwiąże się sytuacja z jej byłym?
Aby poznać odpowiedź na te pytania oraz odkryć całą resztę niesamowitej i wciągajacej fabuły zachecam do sięgniecia po tą lekturę.
Nie jest to typowa powieść romantyczna. Tiffy i Leon są współlokatorami, którzy dzielą łóżko, ale w ogóle się nie widują. On jest w związku, ona leczy rany po toksycznym byłym, od którego jeszcze się psychicznie nie uwolniła. Piękna historia.
Hej, to było naprawdę fajne! Będę pamiętać o tej autorce, jeśli będę potrzebowała złapać oddech.
"Współlokatorzy" to nietypowy romans, bardzo dobrze napisana książka, wspaniały debiut. Dwoje lokatorów, którzy nie znając się zamieszkali w jednym mieszkaniu, dzieląc wspólna łóżko. Jedno z nich Leon, pracuje na nocnej zmianie w hospicjum i wraca do domu ok. 9 rano a wtedy Tiffy już jest w pracy, gdy ona wraca Leona już nie ma, idzie do pracy... ciekawy pomysł na mieszkanie i bardzo romantyczna historia, chociaż nie jest cukierkowa jakby się wydawało.
Polecam, można się przy tej książce dobrze bawić.
Leena jest za młoda, żeby utknąć w miejscu.Eileen jest za stara, żeby zaczynać od nowa.Na szczęście czeka je… ZAMIANA! Czasami żeby zmienić życie...
Inteligentna, genialnie zabawna, chwytająca za serce – nowa powieść Beth O’Leary! "Współlokatorzy”, błyskotliwy debiut autorki, zyskał...
Upokorzenie jest jak pleśń: jeśli je zignorujesz, wkrótce wszystko stanie się zielone i cuchnące.
Więcej