Dobry jeździec wie, że ma tylko jedną szansę, aby zaskarbić sobie szacunek konia. Wie też, że przez jeden wybuch gniewu może na zawsze stracić jego zaufanie. Konia można bowiem skrzywdzić tylko raz. Potem latami odbudowuje się zerwaną relację. Z ludźmi bywa podobnie…
Świat Natashy rozsypał się wraz z odejściem męża. Gniew i zraniona duma popchnęły ją do zrobienia rzeczy, których potem żałowała. Gdy człowiek traci kogoś bliskiego, nie zawsze zachowuje się rozsądnie. Natasha zamknęła się w swojej samotności, postawiła na niezależność i karierę. Kiedy decyduje się pomóc spotkanej w podejrzanych okolicznościach Sarze, nie przypuszcza, że ta „dziewczynka znikąd” odkryje przed nią życie na nowo.
Co się stanie, gdy Natasha zaryzykuje wszystko dla dziewczynki, której nawet nie zna i nie rozumie? Czego można się nauczyć od osoby, która kocha bardziej konie niż ludzi?
We wspólnym rytmie to opowieść o kobiecie, która nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłaby znów być kochana, i o dziewczynie, która jest gotowa kłamać i kraść dla kogoś, kogo kocha.
Miłość istnieje w tym, co się robi, w małych i dużych gestach. To, że się o niej nie mówi, nie oznacza, że jej nie ma.
Jojo Moyes to ulubiona autorka milionów czytelników, a jej powieści są światowym fenomenem wydawniczym. Udało jej się wyrównać rekord należący do Harlana Cobena i Stephena Kinga – trzy jej książki znalazły się równocześnie na listach bestsellerów „New York Timesa”. Podbiła serca czytelników wielkimi bestsellerami Zanim się pojawiłeś oraz Kiedy odszedłeś i stała się ulubioną pisarką polskich blogerów.
© Charlotte Murphy
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2017-08-02
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 512
Tytuł oryginału: The Horse Dancer
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Agnieszka Myśliwy
Ilustracje:Katarzyna Borkowska/Marta Spyrko
Po ostatniej udanej lekturze książki Moyes z radością sięgnęłam po kolejną jej powieść. Rozmyślnie użyłam słowa kolejną, gdyż w Polsce pisze się o tej pozycji jako o nowym dziele tej autorki .
Mija się to z prawdą, gdyż w Anglii „ We wspólnym rytmie „ zostało wydane w 2009 roku czyli na długo przed słynną „ Zanim się pojawiłeś „ oraz tą, która wzbudziła mój zachwyt czyli „ Razem będzie lepiej„ . Myślę, że to celowa działalność marketingowa wydawcy, na fali popularności tej autorki sięgnął po starszą powieść i wydał w 2017 roku obwołując nowością.
Niestety książka mnie nie oczarowała, czytanie jej szło mi jak po przysłowiowej grudzie, jakoś nie mogłam się skupić i odpowiednio zaangażować. Gdybym na okładce nie widziała nazwiska Jojo Moyes pomyślałabym , że mam do czynienia z zupełnie inną autorką. Brakowało mi błyskotliwości i humoru autorki, który towarzyszył mi w poprzedniej książce , powieść jest zwyczajnie smutna żeby nie rzec dziwna.
Konie zawsze były zwierzętami, które na swój sposób mnie fascynowały ale denerwował mnie fakt, że ludzie zostali zepchnięci na dalszy plan a cała historia została zdominowana przez konia i jego tresurę.
Akcja jest bardzo powolna , treść moim zdaniem mało ambitna a wspomniane opisy tresury koni zbędne. Po kilkunastu stronach miałam już dość i dużą ochotę na odłożenie książki na półkę ale jednak czytałam dalej. Lektura dłużyła mi się niemiłosiernie , musiałam przebrnąć przez ponad sto stron aby tocząca się dwutorowo opowieść o dwóch kobietach , połączyła się nieodwracalnie w jedną całość pewnej nocy w supermarkecie a akcja nabrała tempa. I tak cały czas wydawało mi się, że powieść jest zlepkiem kilku historii co bardzo utrudniało mi odbiór.
Historia opowiedziana przez Moyes może jest prawdziwa, poruszająca i emocjonalna bo jest to opowieść o ludzkich problemach i zawiłych sytuacjach życiowych ale nie dla każdego, także nie dla mnie. Ciężka i nieprawdopodobna „ obyczajówka „ z cukierkowatym zakończeniem, może i ma swój pozytywny przekaz ale po ponad pięciuset stronach pisanej drobną czcionką o koniu, skłóconym małżeństwie, kobiecie sukcesu, która całą winą za swoje nieudane życie prywatne obwinia wszystkich tylko nie siebie oraz zbuntowanej, irytującej oderwanej od rzeczywistości nastolatce, miałam już serdecznie dość. Tak dużo po tej książce się spodziewałam tym większe jest moje rozczarowanie.
Krytyczne uwagi na temat tej powieści utonęły w morzu pochwał i zachwytów. Większości czytelniczek bardzo się podobała i wywołała mnóstwo pozytywnych emocji ale ja fanką tej książki niestety nie zostanę.
Podobno każdemu autorowi w karierze pisarskiej zdarza się tzw. „ czarna owca „ i „ We wspólnym rytmie „ według mnie właśnie jest czymś takim. Późniejsze pozycje autorki są o niebo lepsze, sadzę więc, że udoskonaliła swój warsztat i rozwinęła skrzydła , dlatego z przyjemnością sięgnę po jej nowsze pozycje.
„Nie możesz wyrwać człowieka z jego świata i oczekiwać, że będzie szczęśliwy . „
O Jojo słyszałam wiele. Szczególnie za sprawą dwóch jej książek tj. "Zanim się pojawiłeś" oraz "Kiedy odszedłeś". Ich nie miałam okazji czytać, ale może kiedyś będzie mi to dane. Jeśli zaś chodzi o "We wspólnym rytmie" to to co zachęcało mnie najbardziej to... koń. Tak. Dobrze czytacie. Chodzi o konia. Zarówno tego na okładce jak i tego co występuje na kartach powieści. Czy było warto czytać właśnie z takiego punktu widzenia?
Dwie dziewczyny, których życiowe drogi się krzyżują.
Natasha Macauley jest młodą i ambitną prawniczką. I choć kobieta i jej mąż mają wydawało by się wszystko - duży i piękny dm, dobrze płatne prace, mnóstwo pieniędzy i znajomych to ich małżeństwo legło w gruzach. Czekający ją rozwód rekompensuje sobie pracą. Spotyka się również z kolegą z pracy. I boli ją tylko fakt, że on nie chce przedstawić jej synom, a jej jak do tej pory dzieci mieć nie było dane...
Czternastoletnia Sarah jest miłośniczką koni. Jej jedynym opiekunem jest dziadek, który pewnego dnia trafia do szpitala. Jego stan niestety się nie poprawia i dziewczyna jest zdana sama na siebie. Ma szkołę, opiekę nad koniem Boo, odwiedziny u dziadka i ogarnięcie domu. Nie radzi sobie.
Pewnego wieczoru Natasha wpada na Sarah w sklepie, gdzie nastolatka oskarżona zostaje o kradzież. Kobieta ratuje ją z opresji, ale to nie koniec ich wspólnych przygód. Pytanie tylko czy będą one pozytywne i jak się potoczą.
Polubiłam młodą prawniczkę za to co sobą reprezentuje. Za to kim jest. Ale po części znienawidziłam czternastolatkę. Wiadomo, że bycie nastolatkiem to nie łatwa sprawa. Problemy wydają nam się w tedy ogromne i chcieli byśmy wszystko sami. Sarah ma możliwość robienia wszystkiego sama, ale nie do końca w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Jojo świetnie przedstawiła dwa jakże różne charaktery swoich bohaterów, ale książka sama w sobie niestety bardzo mnie zawiodła. Lubię konie o czym wspomniałam i to był element dla którego sięgnęłam po tę pozycję. Było o jednym dużo, aż za dużo mogła bym powiedzieć. Osoba, która za tymi zwierzakami nie przepada albo po prostu się nie interesuje może momentami być wręcz załamana ilością treści poświęconej szkoleniu tych stworzeń. To przytłacza, a zrobienie z Boo głównego bohatera i zepchnięcie ludzi na dalszy plan było nieudanym zabiegiem. Od siebie dodam, że powieść mnie nudziła. Zbyt powolna i mało ambitna treść mnie zniechęciła. Ale chcę dać autorce szansę, bo za coś pozytywne opinie chyba dostała.
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Książka ma w sobie ciekawą historie, na tyle ciekawą aby przeczytać książkę do końca. Choć i jest ciekawa też w pewnych chwilach była męcząca jak dla mnie.
Natasza i Sara dwie dziewczyny, jedna dorosła jedna nastoletnia, dwie zagubione dusze.
Ksiązka porusza ciekawe zagadnienia jak marzenia, wytyczony cel, utracona miłość.
Choć przeczytałam książke do końca i zakończenie było najlepsze z całej książki to raczej Jojo Moues nie bedzie moją ulubioną pisarka.
Jeżeli myślisz, że jesteś w sytuacji bez wyjścia, że już niczego więcej nie możesz zrobić, usiądź, weź kilka głębszych wdechów i na spokojnie od początku wszystko przemyśl. Może jest coś jeszcze co możesz zrobić, by było lepiej. Musisz odnaleźć drogę, która poprowadzi Cię do szczęścia - ta droga naprawdę istnieje...Nie wierzysz za bardzo w te słowa? Polecam zatem sięgnąć po książkę, o której tu piszę. Nie rozwiąże ona Twojego problemu, ale myślę, że Cię zmotywuje do działania. To co się rozsypało, można jeszcze poskładać w całość, a po marzenia trzeba mocno wyciągać ręce.
Natasha jest kobietą, której życie prywatne legło w gruzach w momencie, gdy mąż się od niej wyprowadził. Zajęła się pracą, a jej przyszłość zawodowa zapowiadała się obiecująco. Pewnego wieczoru poznaje dziewczynkę, której postanawia pomóc. Sarah jest czternastolatką, którą wychowuje dziadek. Niestety los tak chciał, że staruszek ląduje w szpitalu i dziewczynka musi radzić sobie sama. Jednak w dniu, gdy spotkała Natashę wiele w jej życiu się zmienia. Sarah nie chce się otworzyć przed nikim i stara się sprostać wszystkim problemom w pojedynkę. Nie prosi o pomoc i to jej narobi wiele kłopotów. Czy sobie z nimi poradzi? Na jak wiele stać nastolatkę, która ponad wszystko kocha swojego konia? Życie Natashy zostaje wywrócone do góry nogami, musi się zmierzyć z wieloma trudnościami. Sama nie jest matką, zatem wyzwanie jest dla niej podwójnie trudne. Gdy pewnego ranka Sarah znika, kobieta musi podjąć życiową decyzję. Czy rzucić się w pogoń za nastolatką, której tak naprawdę nie zna, i której również do końca nie ufa? A wiąże się to z porzuceniem ważnej dla niej sprawy sądowej, która może zagwarantować jej owocną przyszłość. Co zrobi Natasha? Tego Wam oczywiście nie zdradzę.
Jest to moja pierwsza książka, którą zamówiłam przed premierą. Siedziałam jak na szpilkach w oczekiwaniu na nią. W dniu spodziewanej dostawy wyglądałam za listonoszem. I nareszcie się doczekałam. Cieszę się, że mam ją w swojej biblioteczce. Uwielbiam twórczość Jojo Moyes i zawsze będę wypatrywać jej nowych książek.
Książkę czytało mi się całkiem przyjemnie i szybko. Historia bohaterów jest inna, ma swoją magię i chce się ją poznać do samego końca, gdy tylko zacznie się ją poznawać. Ukazuje nam jak bardzo uparte są nastolatki, jak trudno do nich trafić, jak ciężko się otwierają przed innymi i jak łatwo tracą ufność. Oczywiście nie wszystkie są takie same, ale autorka właśnie taką młodą osobę nam pokazała.
Jojo Moyes poprzez swoich bohaterów pokazała swoim czytelnikom coś bardzo ważnego, coś co często się w życiu widzi, a mianowicie fakt, jak łatwo ścieżki dwojga ludzi mogą się rozejść i jak ciężko później jest je złączyć. Aczkolwiek jeżeli dwoje ludzi się kocha, nie ma rzeczy niemożliwych.
Pasja, pasja, pasja. Jest to niesamowite zjawisko, które zawsze podziwiam u ludzi. I tu miałam tę przyjemność ją obserwować. Pasja idzie w parze z miłością i Sarah całą swą miłość przelała na konia, z którym ją rozwijała. Fotografowanie, które wręcz uwielbiam również odnalazłam w powieści, a miłował się nią jeden z bohaterów.
Opinia pochodzi z mojego bloga biblioteczkamoni.blogspot.co.uk
Ryzyko podjęcia ważnych decyzji pojawia się na każdym etapie naszego życia. Najtrudniejszy jest ten wybór, który pojawia się na naszej drodze z zaskoczenia. Wywołuje on emocje, ale za to powoduje w nas przemiany.
Próbowałam się dowiedzieć jakie posiada cechy osobowości pozytywne lub negatywne posiada Natasha w trakcie poznawania jej podczas początkowych rozdziałów tej książki.
Polubiłam Natashę za to, że lubi zapisywać w sposób tradycyjny informacje w notatniku, nie podąża za współczesną technologią, co powoduje to, że pozytywnie ją odbieram.
W pierwszym rozdziale jest bardzo dokładnie opisana podróż Natashy i ten specjalistyczny dobór jej słownictwa stosowany w rozmowie telefonicznej potrafi spowodować uśmiech w trakcie czytania.
Natasha posiada doświadczenie w sprawach zawodowych związanych z pomaganiem młodzieży jako adwokat.Spotkanie dwóch różnych charakterów oraz umiejętność nawiązywania szybkiego zaufania jest przydatna w chwili podejrzenia Sarah o kradzież Natasha nie panikuje, lecz płaci za nią. Nie zna jej dziewczynki, lecz pomaga nie zastanawiając się, działa szybko.
Myślę, że na miejscu Natashy postąpiłabym podobnie. Jeśli zaistniała by taka sytuacja.
Czy Natasha dokonała zmiany w swoim życiu? Dlaczego podejmuje tak odważne w życiu decyzje oraz czy odnajdzie swoje szczęście o tym warto się dowiedzieć na łamach książki autorstwa Jojo Moyes w książce pt. We wspólnym rytmie.
Książka napisana zawiera elementy dialogowe, które są bardzo dobrze opracowane przez autorkę.
Jojo Moyes doskonale zna psychologię swoich bohaterów i to moim zdaniem nadaje barwności w książce.
Wydawnictwu Znak dziękuję za podarowanie egzemplarza książki.
Książka zawiera 528 stron, twarda oprawa, piękną fotografię z koniem w tle,wydana została przez Wydawnictwo Znak- Między Słowami.
Lekka, przyjemna książka na letnie długie wieczory. Polecam.
Nie mam stuprocentowej pewności, ale kobieca intuicja podpowiada mi, że każda miłośniczka literatury obyczajowej przeczytała chociaż jedną książkę autorstwa Jojo Moyes, albo w najbliższym czasie ma zamiar to uczynić. Ja mam za sobą dwie książki tej pisarki, i obie otrzymały ode mnie pozytywne opinie. Dlatego też, idąc za ciosem zdecydowałam się na lekturę "We wspólnym rytmie".
Małżeństwo Natashy i Maca wkrótce przestanie istnieć. Tak naprawdę do rozwodu przyczyniła się ona. Postępując tak, a nie inaczej nie była świadoma tego, że może kogoś ranić. W tym przypadku swojego męża.
Któregoś dnia Natasha poznaje Sarę, której decyduje się pomóc. Kobieta w tym czasie nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo ta wyjątkowa znajomość wpłynie na jej dotychczasowe życie.
Ogromną rolę odegrały w tym wszystkim...konie, a szczególnie jeden o imieniu Boo. Sara kocha te zwierzęta miłością bezgraniczną, chyba nawet większą niż ludzi.
Czytam dużo książek z działu literatury obyczajowej. Pojawiają się w nich różnego rodzaju wątki, także te dotyczące zwierząt. Mam na swoim koncie historie w których bohaterami były psy, koty. Dzięki książce "We wspólnym rytmie" po raz pierwszy spotykam się z końmi. Nigdy nie miałam bliskiej styczności z tymi zwierzętami, więc z ogromnym zainteresowaniem postanowiłam jak najszybciej wgłębić się w treść tej jakże intrygującej opowieści.
Jakiś tajemniczy głos szeptał mi do ucha, że będzie się w niej dużo działo.
Książka zaczyna się prologiem, w którym poznajemy Henriego Lachapelle. Mężczyzna należy do Le Cadre Noir, francuskiej elitarnej formacji jeździeckiej. Gdy zakochuje się w pięknej Angielce, postanawia zrezygnować z dalszej kariery.
Jeśli zdecydujecie się na lekturę "We wspólnym rytmie" szybko zauważycie jak bardzo ten kilkustronicowy wstęp jest powiązany z główną treścią.
"We wspólnym rytmie" to nic innego jak świetnie skonstruowana powieść opisująca losy Natashy i Sary. Pierwsza z bohaterek jest dorosłą kobietą. Zawodowo jako adwokat i radca prawny zajmuje się sprawami osób nieletnich. Jak wiemy w każdej pracy mogą pojawić się problemy. Natashy właśnie coś takiego się przytrafiło. Jeśli chodzi o jej życie osobiste, to tutaj sprawa wygląda na bardziej skomplikowaną. Do rozwodu z Maciem jeszcze nie doszło, a ona już jest w związku z innym mężczyzną. Nie trzeba być mistrzem w spostrzegawczości, żeby dostrzec, że Natasha raczej nie wyglądała na szczęśliwą kobietę. Jej uczucie do Maca tak naprawdę jeszcze nie wygasło. Tworzyli razem udaną i kochająca się parę. Mieli swoje plany i marzenia, które chcieli jak najszybciej urzeczywistnić. Niestety osobista tragedia zmieniła wszystko. Brak rozmowy oddalił ich od siebie. Częste służbowe wyjazdy Maca też zrobiły swoje.
Drugą nie mniej ciekawą bohaterką jest nastoletnia Sara. Mimo młodego wieku przeszła w swoim życiu bardzo dużo. Niegdy nie zaznała matczynej i ojcowskiej miłość. Pieczę nad nią sprawowali dziadkowie. Po śmierci babci jedynym prawnym opiekunem stał się jej dziadek. To właśnie on zaszczepił w swojej wnuczce miłość do koni. Pod jego czujnym okiem trenowała coraz to trudniejsze sztuczki. Gdy mężczyzna podupadł na zdrowiu, Sara została zupełnie sama.
Niespodziewanie drogi naszych bohaterek spotkały się ze sobą. Doszło do tego w niezbyt sprzyjających okolicznościach, i niewiadomo jakby to wszystko się dalej potoczyło, gdyby nie pomoc ze strony Natashy. W tamtej chwili nie zdawały sobie sprawy z tego, że to spotkanie stało się dla nich obu przełomowym momentem w ich życiu.
Natasha nie mogła dziewczyny zostawić bez pomocy. Zawodowo był to jej obowiązek, z kolei czuła, że Sara jej zwyczajnie potrzebowała.
Nastolatka z jednej rodziny zastępczej trafiała do kolejnej, aż w końcu znalazła schronienie u Natashy. Ponowna przeprowadzka Maca do ich jeszcze wspólnego domu z pewnością nie była komfortowa. Oczywiście zrobił to, tylko dla dobra sprawy. Tego, że jej prawie były mąż, aż tak bardzo zaangażuje się w całą tą sprawę Natasha raczej się nie spodziewała.
Sara jest skrytą i małomówną dziewczyną. Każda próba rozmowy na jakikolwiek temat kończyła się fiaskiem.
Gdy nagle znika razem ze swoim ukochanym Boo nikt nie wie jaki kierunek podróży wybrała. Jedynie coś na ten temat mógł wiedzieć dziadek Sary, którego stan zdrowia znacznie się pogorszył.
Zauważyłam, że powieść "We wspólnym rytmie" zbiera od recenzentów różne opinie. Ja zostałam zahipnotyzowana tą historią od pierwszej strony i oceniam ją jak najbardziej na plus. Jestem zwierzolubem, więc wszystkie książki lub filmy w których bohaterami są zwierzęta traktuję w sposób szczególny. Co do filmów, nie oglądam ich zbyt dużo z jednego bardzo ważnego powodu. Otóż należę do osób mocno wrażliwych i moje oczy szybko robią się mokre od łez. Czytając "We wspólnym rytmie" też pojawiło się kilka takich momentów. Musiałam odłożyć na chwilę książkę bo nie dawałam rady dalej jej czytać. Wzruszenie brało górę, gdy miałam do czynienia z fragmentami, w których pojawiała się Sara w towarzystwie swojego ukochanego konia. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o jej relacji z dziadkiem. Została przedstawiona przez autorkę w cudowny sposób. Mężczyźnie udało się stworzyć dla swojej wnuczki dom, w którym nie brakowało miłości, troski o drugiego człowieka. Nie byli bogaci, ale za to mieli siebie, a to jest znacznie cenniejsze.
"We wspólnym rytmie" to powieść o sile walki, o marzeniach, o miłości do ludzi i zwierząt. Warto mieć też nadzieję na lepsze jutro. Książka zawiera w sobie bardzo ważne przesłanie mówiące o tym żeby nigdy się nie poddawać i dążyć zawsze do wyznaczonego przez siebie celu. Niech za przykład posłuży postawa Sary, która jest godna do naśladowania. Bezinteresowna pomoc to też ważny temat, który został przez autorkę poruszony. "We wspólnym rytmie" to obraz przedstawiający ludzi, którzy nie potrafią ze sobą rozmawiać lub czują przed nią strach. Wewnętrznie cierpią i duszą w sobie wszystkie żale i pretensje. Lepiej się rozstać i dalej oszukiwać samego siebie oraz innych.
Z pewnością jesteście ciekawi zakończenia tej historii, która jest wypełniona po brzegi emocjami. Przyznam się wam, że pod koniec domyślałam się jaki może być jej finał.
Warto było posłuchać tajemniczego głosu, bo "We wspólnym rytmie" to książka w której naprawdę dużo się dzieje i mogę ją wam szczerze polecić.
Zderzenie dwuch swiatow. Nastolatka z miloscia do koni i kobieta po przejsciach ,ktora nie wierzy juz w milosc. Obie probuja poukladac swoj swiat na nowo ale czy uda im sie zrealizowac razem swoje pasje i marzenia i znowu zaufac.Swietna ksiazka.
Super książka brakowało mi trochę większego kontaktu głównej bohaterki z dziewczynką bo tak wyszło bezuczuciowo trochę ale fajnie, szybko się ją czytało
WE WSPÓLNYM RYTMIE – NOWOŚĆ OD JOJO MOYES!
A gdyby tak jednak zaufać…
„We wspólnym rytmie” to książka o zaufaniu, bez którego nie da się stworzyć dobrej relacji. Zaufanie do drugiego człowieka to podstawa. Wiem jednak, jak łatwo jest je stracić. Wystarczy, że skrzywdzi nas jedna osoba, a kolejne będą za nią pokutować. Nie dajemy sobie szansy na szczęście. Nie pozwalamy innym, by nam to szczęście pomogli tworzyć. Przestajemy wierzyć, że może być inaczej, lepiej. Wówczas dzieje się coraz gorzej. Podobnie jak w przypadku Natashy i Sary. A gdyby tak jednak sobie zaufać? Zaryzykować? Może powstałoby z tego coś dobrego?
,,Czasami wystarczy parę słów wiary, by na nowo rozpalić iskrę pewności, że przyszłość może być czymś wspaniałym, a nie nieustępliwą serią przeszkód i rozczarowań’’
Jojo Moyes powraca z powieścią, w której ludzkie losy splatają się w sposób godny zawadiackiego humoru lubującego się w dramaturgii życia.
Jojo Moyes, jako autorka zaskarbiła sobie serca fanów na całym świecie swoją bestsellerową powieścią Zanim się pojawiłeś. Nic więc dziwnego, że każda nowa książka tej autorki jest wielkim wydarzeniem. We wspólnym rytmie to tytuł, który szczególnie spodoba się miłośnikom koni. Relacja, jaka łączy te niezwykłe zwierzęta z człowiekiem, będzie bardzo ważnym wątkiem poruszanym w książce. Jednak oczywiście jak to zwykle bywa u Jojo, na pierwszym planie będą relacje czysto ludzkie, opisane w sposób, w jaki potrafi opowiadać o nich tylko ta niezwykła pisarka.
We wspólnym rytmie – kto jest bohaterem?
Bohaterów tej pięknej książki jest wielu, ale na pierwszy plan wysuwa się prawniczka Natasha Macauley, która jest na życiowym zakręcie. Przechodzi właśnie bardzo trudne rozstanie z mężem, w dodatku musi nadal z nim mieszkać. Życie Natashy wydaje się zupełnie pozbawione sensu i bezcelowe. Kobieta zatraca się w gniewie i smutku, które są impulsem do podejmowania złych decyzji, Wydaje się, że jej świat już zawsze będzie taki, jednak na jej drodze staje 14-letnia dziewczynka, której los nieoczekiwanie splata się z życiem Natashy.
Sara to dziewczynka, która w życiu już wiele straciła. Dawniej mieszkała ze swoim dziadkiem w Londynie i trenowała jazdę konną. Jej nieodłącznym towarzyszem był piękny koń oo imieniu Boo, którego podarował jej dziadek.
Jednak rodzinna tragedia całkowicie zmieniła życie dziewczynki, która nagle została zupełnie sama i trafiła do opieki zastępczej. Sara straciła również swojego Boo. Teraz chce zrobić wszystko, żeby koń nie zniknął z jej życia, nawet jeżeli to oznacza popełnianie przestępstw.
„Nie możesz wyrwać człowieka z jego świata i oczekiwać, że będzie szczęśliwy.”
Najpierw musisz się zgubić, żeby ktoś mógł Cię odnaleźć. Życie Natashy i Sary krzyżuje się, kiedy kobieta przyłapuje małą na kradzieży. Próbuje dowiedzieć się gdzie dziewczynka mieszka i wtedy dowiaduje się, jak trudne życie wiedzie Sara. Postanawia, że ją ocali. Jednak nie zna wszystkich tajemnic, które nosi w sercu dziewczynka.
We wspólnym rytmie – znaleźć drogę do serca
Ta książka porusza tak wiele strun w ludzkim sercu, jakie dotknąć jest w stanie chyba tylko Jojo Moyes. Poznajemy bezgraniczną miłość człowieka do zwierzęcia i więź, która jest w stanie utrzymać przy życiu. Poznajemy kobietę na rozdrożu i dziecko, które nadaje jej życiu sens. W tle pojawi się także trudna relacja Natashy i jej męża, którzy przechodzą przez burzliwy okres rozwodu. Życiowych rozterek jest tu więc całe mnóstwo.
Moyes już pokazała, że uwielbia szybkie zwroty akcji i to, kiedy dużo się w książce dzieje. Przez ponad 500 stron nie zdołacie się nudzić – ciagle coś się pojawia, ciagle coś wybiega prosto pod koła. Momentami jesteśmy źli na bohaterów, innym razem przejęci ich zachowaniem. Ale nigdy obojętni.
Każda postać jest dokładnie zarysowana, a co najważniejsze – ma ludzką twarz. To nie są cukierkowe postaci, albo do szpiku kości złe – to ludzie tacy jak my, popełniający błędy i świętujący swoje sukcesy. Mają sporo problemów, mniej lub bardziej przejmują się tym, co dzieje się wokół.
We wspólnym rytmie – wiele wątków biograficznych
Bardzo wiele elementów w tej książce zostało zainspirowanych prawdziwymi wydarzeniami. Pierwowzorem dla małej Sary była Mecca Harris, której książka została zadedykowana. Życie wśród koni i miłość do tych zwierząt Jojo zna z autopsji. Sama jako młoda dziewczynka spędzała bardzo dużo czasu w otoczeniu tych niezwykłych zwierząt. Wszyscy, którzy kiedykolwiek mieli kontakt z końmi, zauważają, że Moyes idealnie uchwyciła tę relację i jak zawsze z niezwykłą autentycznością i oddaniem nakreśliła bohaterów opowiadanej przez siebie historii, tak aby Czytelnik mógł zatracić się w ich świecie.
,,We wspólnym rytmie" Jojo Moyes zaskakuje czytelnika pod każdym względem. Mamy tu opowieść o dziewczynce, która chce zostać profesjonalnym jeźdźcem poprzedzoną historią miłości jej babki i dziadka i przeplataną informacjami o technikach doskonalenia tresury koni. Następnie poznajemy losy zgorzkniałej prawniczki Natashy zmagającej się z kryzysem wiary w dzieci z tzw. patologicznych środowisk oraz z problemami osobistymi w postaci nowego związku i ciągłego odczuwania miłości do męża, z którym stara się rozwieźć. Na domiar złego niewierny mąż wprowadza się do niej i wywraca życie do góry nogami. Również pojawienie się nastoletniej Sary dodatkowo komplikuje jej poukładane życie. Z uwagi na pasję nastoletniej Sary autorka wiele miejsca poświęciła koniom i metodom ich tresury. Największym marzeniem dziewczynki jest bowiem dostanie się do elitarnej Le Cadre Noir, do której należał jej dziadek. Od najmłodszych lat Sara ćwiczy z Boo, by móc spełnić to kosztowne marzenie. Czytelnik staje się świadkiem urzekającej historii wielkiej wieloletniej przyjaźni pomiędzy dziewczynką a koniem, która narodziła się dzięki samozaparciu i wierze w marzenia. Boo okazuje się nie tylko wyjątkowo pięknym i utalentowanym zwierzęciem, ale przede wszystkim powiernikiem sekretów i trosk swej pani. W tym kontekście nie dziwi zatem zabieg zastosowany przez autorkę powieści. Każdy rozdział otwierają cytaty ,,Hippiki, czyli jazdy konnej” Ksenofonta, które wskazują na istotę budowania relacji pomiędzy człowiekiem a koniem opartej na wzajemnym szacunku. Osoba, która chce jeździć konno powinna najpierw wzbudzić w zwierzęciu zaufanie i zapewnić go, że nie zrobi zwierzęciu krzywdy. Wielogodzinne treningi nie tylko zbliżają ku perfekcji, ale przede wszystkim budują niezwykłą więź. Dla osób niezbyt zainteresowanych tą tematyką może okazać się to raczej mało interesujące, a wręcz nużące. Mimo tego autorka ponownie zaserwowała czytelnikowi opowieść o ludzkich problemach i zawiłych sytuacjach życiowych wymagających podjęcia trudnych decyzji.
Pisarka przeprowadziła dokładny research do książki. Widać jej ogromną wiedzę na temat francuskiej szkoły jeździeckiej Le Cadre Noir (do której wielokrotnie odwołuje się w książce) oraz tanecznych i cyrkowych figur wykonywanych przez konie. Podobało mi się, gdy Papa (dziadek Sarah) używał francuskich zwrotów, tłumaczonych czytelnikowi w przypisach. Zaciekawiła mnie również opowieść dotycząca miłości dziadka i babci czternastolatki, albowiem miłość ta tylko z pozoru wydawała się pełna radości i nieskomplikowana.
Książka wywołała we mnie lawinę przeróżnych uczuć. Podczas lektury czułam naprzemiennie: ciekawość, smutek, żal, zaskoczenie, gniew, złość, radość, wzruszenie. Zdarzało się, iż uśmiechałam się, a kilka razy nawet wybuchłam śmiechem. Przez większą część powieści jednak towarzyszyły mi zaskoczenia i smutek. Pod koniec łzy płynęły po moich policzkach, a ja nie mogłam (i nie chciałam) ich powstrzymywać. I to było piękne! W tym momencie (jak również po zakończeniu lektury) czułam, że Jojo Moyes jest fenomenalną pisarką, doskonale współgrającą z moim poczuciem piękna. To najlepsza pisarka jaką znam. Każda jej książka (z tych, które przeczytałam dotychczas) różni się treścią, sposobem podejścia do tematu. Fabuła każdej z nich jest doskonale przedstawiona i poprowadzona. Nie wiem, czy jakikolwiek autor będzie w stanie ją przebić i mam nadzieję, że podczas lektury kolejnych jej książek – będę zafascynowana równie mocno, jak teraz.
Elegancja francuskiego jeździectwa klasycznego
Od pierwszego momentu zafascynował mnie przewijający się wątek klasycznej szkoły jazdy, a dokładniej klasyki francuskiej. Było to dla mnie duże zaskoczenie, ponieważ nie spodziewałam się, że powieść, która z założenia nie jest kierowana do koniarzy, może w takich detalach wgryzać się w historię oraz metody szkolenia koni. Dziadek Sarah, bohaterki książki, okazał się być w przeszłości znakomitym jeźdźcem Le Cadre Noir w Saumur. Tak się akurat złożyło, że osobiście jestem pasjonatką klasycznego jeździectwa, więc bardzo uważnie śledziłam stosowane techniki i głoszone przez Henriego (dziadka) teorie. Okazało się, że wiele z nich bardzo pokrywa się z rzeczywistymi. Z ogromnym zaskoczeniem przyjęłam fragment o budowaniu u konia równowagi w „stój” oraz ćwiczeniach z ziemi. Tego typu praca spotykana jest jedynie w klasyce francuskiej, a niewiele osób (koniarzy!) o tym wie. Co więcej koński główny bohater nosi imię jednego z najsławniejszych przedstawicieli klasyki francuskiej - Bauchera, a każdy rozdział rozpoczyna fragment z „Hippika, czyli jazda konna” Ksenofonta, ojca klasycznego jeździectwa. Duży ukłon dla autorki, która musiała poświęcić ogrom czasu na merytoryczne przygotowanie tej powieści. Z tego co później udało mi się dowiedzieć, Jojo Moyes, przed jej napisaniem, odwiedziła szkołę Le Cadre Noir i prawdopodobnie konsultowała niektóre części z jeźdźcami stamtąd. Należy jedynie przymknąć oko na tłumaczenie, które ze względu na drobne wpadki (jak np. cwał zamiast galopu na lonży) może nam lekko burzyć obraz profesjonalizmu.
Realne problemy koniarzy
Bardzo podobał mi się motyw treningów Sarah, dziadka i jej konia. Niezrozumiani, uwięzieni w niesprzyjającym otoczeniu, byli wierni swoim przekonaniom. Pragnęli kontynuować sztukę jeździecką w najczystszej formie z troską o konia, lecz bez uczłowieczania go, dokładnie tak jak współcześni klasycy. Drażniły mnie jedynie nierealnie wysokie umiejętności czternastoletniej dziewczynki, która jeżdżąc na jednym, niedoświadczonym tak samo jak ona, koniu, osiągnęła poziom haute ecole. Nie sądzę aby wyszkolenie takiej pary do tego stopnia było możliwe, aczkolwiek chyba żadna legenda Cadre Noir nie szkoliła swojej wnuczki z zapałem jak Henri, dlatego nie można tego stwierdzić na pewno.
W książce odnajdziemy wiele sytuacji, z którymi zmaga się każda osoba mająca do czynienia z końmi. Od codziennej batalii, w której człowiek robi wszystko, aby wygospodarować konieczny czas dla konia, po ludzi, których Sarah spotykała na swojej drodze. Można by powiedzieć, że trafił się tam cały przekrój „koniarzy” - od prostych, dobrych i pomocnych dusz, przez autorytatywne postacie, które szufladkują ludzi niezależnie od tego ile umieją, po zwykłych okrutników, dla których liczą się tylko pieniądze. Jestem przekonana, że czytając tą książkę każdy koniarz odnajdzie fragment lub zdarzenie, z którym będzie mógł się utożsamić. Jak się okazuje, umiejscowienie i tło powieści budowane były w oparciu o prywatne doświadczenia autorki. W „podziękowaniach” dołączonych do książki zdradza, że sama spędziła dzieciństwo w miejskich stajniach na obrzeżach Londynu, aby później zamieszkać na zielonej farmie.
„Dobry jeździec wie, że ma tylko jedną szansę, aby zaskarbić sobie szacunek konia. Wie też, że przez jeden wybuch gniewu może na zawsze stracić jego zaufanie. Konia można bowiem skrzywdzić tylko raz. Potem latami odbudowuje się zerwaną relację. Z ludźmi bywa podobnie…”
Powieść, We wspólnym rytmie to nic innego, jak opowieść o miłości – damko-męskiej, rodzicielskiej, dziecięcej, opiekuńczej, a także o towarzyszących jej marzeniach. Książka ukazuje wieloaspektowość tego uczucia. Moyes wzrusza i porusza, pokazując, że nic w życiu nie jest do końca stracone i zawsze warto dać drugiemu człowiekowi drugą szansę, bez względu na to, jak złe wrażenie na nas wywarł. Autorka zdaje się podkreślać, że złe zachowanie i atakowanie drugiego człowieka oraz agresja, niejednokrotnie są wynikiem zranień, którymi doświadczył nas los. I bez znaczenia pozostaje tutaj wiek – młodszy, wcale nie oznacza, że mniej poraniony. Bohaterowie Moyes to postaci, z którymi bardzo łatwo można się zidentyfikować: zbuntowana i sfokusowana na spełnieniu obietnicy Sara; pozornie zimna i niepotrafiąca nawiązać relacji Natasha; wiecznie flirtujący Mac; wymagający dziadek – każdy z nas znajdzie w którymś z bohaterów odbicie cząstki siebie, dzięki czemu zrozumienie ich motywacji przyjdzie nam z łatwością.
Bardzo dobra, pełna mądrości powieść o sile miłości, marzeń i pasji, zdolnych pokonać każdą przeszkodę. Polecam ją Waszej uwadze. Moyes udowadnia, że tytuł ulubienicy polskich czytelniczek, który sobie zaskarbiła, nie jest wcale przypadkiem.
„Miłość istnieje w tym, co się robi, w małych i dużych gestach. To, że się o niej nie mówi, nie oznacza, że jej nie ma.”
Jojo Moyes skradła moje serce po lekturze tej ostatniej tylko się utwierdziłam w przekonaniu, że to jedynie kwestia czasu, gdy po nie sięgnę. Tak, „We wspólnym rytmie” to kolejny tytuł, który mnie zachwycił. Choć zapowiadało się zupełnie inaczej. Niemniej nie traciłam nadziei. A że nie mam w zwyczaju „porzucania” książek, czytałam dalej, czekając aż w końcu coś między nami zaiskrzy. No i zaiskrzyło.
Historia jest bardzo emocjonująca, akcja wciąga i często zaskakuje.
Książka o więzi człowieka ze zwierzęciem i tym że marzenia się spełniają jeśli bardzo chcemy i trochę pracy temu poświęcimy. Wspaniała książka na prezent dla wszystkich miłośników koni i nie tylko. Ja w to wierzę. Ja w to wchodzę. Ta powieść jest bliska mojemu sercu tak samo , jak „Zaklinacz koni” Evansa, bo konie to moja wielka miłość. I Wam radzę to samo! Godna polecenia!!!!!!
Głównymi bohaterkami tej powieści obyczajowej są Natasha i Sarah. Ta pierwsza to prawniczka, prawie rozwódka, której małżeństwo umierało powoli z powodu zaniedbań i braku wsparcia, pod powierzchnią niemożności donoszenia dzieci tlił się gniew do męża Maca. Sarah zaś to nastolatka, wychowywana przez dziadka, którą od tego, co przygnębiające wyzwala jazda konno na ukochanym koniu Boo. Pewnego dnia los styka ze sobą Natashę i Sarah. Prawniczka czuje się w obowiązku pomóc dziewczynce w trudnej sytuacji, a jeden krok pociąga ze sobą kolejne, decyzje, niektóre nawet wbrew procedurom. W tym wszystkim zaskakuje ją były partner, Mac…
„Mogła po prostu wyjść.”
Moyes porusza w swojej książce życiowe, ale też niełatwe tematy (jak strata, dążenie do realizacji marzeń, ukrywanie prawdy, długi i ich konsekwencje). Ukazuje, że bycie prawdziwą rodziną, dbanie o drugą osobę, nie jest zawsze łatwe i proste. Na przykład Natasha stara się stworzyć Sarah namiastkę domu, ale nie umie z nią rozmawiać i jej pomóc. Złości ją prawie były mąż, bo gdy go potrzebowała, to go nie było, a teraz wrócił i wywraca jej życie do góry nogami. Wobec niego i innych jest cyniczna oraz ostrożna, opieka nad dziewczynką miała być innym punktem skupienia w tej napiętej sytuacji, ale rozmowy wychodzą im na opak. Wykluczenie, samotność. Z kolei Sarah lawiruje między opieką nad koniem, szkołą, rodziną zastępczą, martwi się o bliską osobę i zmaga z wysokimi opłatami za utrzymanie konia. Nie ufa dorosłym, kłamie i robi inne niemoralne rzeczy.
„Mówiła dalej, jakby ta błaha pogawędka mogła nadać pozór normalności ich obecnemu życiu.”
Ciekawy morał niesie też ze sobą historia pewnego chłopca i reakcji Natashy- jak łatwo uwierzyć w pewne rzeczy, wmówić je sobie, błędnie zinterpretować nie wszystkie znane fakty.
„We wspólnym rytmie” to wzruszająca historia obyczajowa o pasji, determinacji i podążaniu za marzeniami; o odpowiedzialności za drugiego człowieka i o roli zaufania w rodzinie. Podobała mi się, to historia warta uwagi.
Ellie, młoda dziennikarka, natrafia na ślad romansu sprzed lat. Po wielkiej miłości, która połączyła młodą mężatkę Jennifer i Anthony’ego...
Kolejna powieść autorki bestsellerowych ZANIM SIĘ POJAWIŁEŚ i KIEDY ODSZEDŁEŚ po raz pierwszy w Polsce Szczęście można znaleźć, nawet gdy wszystko...
Przeczytane:2019-03-09, Ocena: 3, Przeczytałam, 26 książek 2019,
Niestety nie jest to porywająca lektura. Możnaby ją skrócić o połowę. Czytając ją trochę się męczyłam i odniosłam wrażenie, że autorka za bardzo chciała na jej kartach przelać swoją miłość do koni niepotrzebnie wplatając opisy np. tresury koni. Gorzka historia ludzkich losów, z cukierkowym zakończeniem. Możecie po nią sięgnąć na własne ryzyko.