Tancerze burzy


Tom 1 cyklu Wojna Lotosowa
Ocena: 4.93 (14 głosów)
Inne wydania:

Wzruszająca i tragiczna opowieść o przyjaźni, miłości, wierności i zdradzie.

Pierwsza część trylogii Wojna lotosowa wprowadza czytelników w świat wysp Shima, które, rządzone przez okrutnego szoguna, są na granicy przetrwania: toksyczny przemysł wyniszcza państwo, a władca dba wyłącznie o własne interesy. Tajemnicza, wszechmocna Gildia surowo karze każdego, kogo podejrzewa o Nieczystość. W tym świecie zaawansowana technologia przeplata się z japońską mitologią. W tych niespokojnych czasach szogun wydaje polecenie: wysyła Yukiko i jej ojca po gryfa - gatunek istniejący już tylko w legendach - co od początku jawi się jako zadanie niemożliwe do wykonania. Życie ojca i córki wisi na włosku, bo jak wszyscy doskonale wiedzą, szogunowi się nie odmawia. Jednak misja okazuje się dalece bardziej niebezpieczna niż niemożliwa.

Informacje dodatkowe o Tancerze burzy:

Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2018-04-04
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN: 9788328051386
Liczba stron: 480

więcej

Kup książkę Tancerze burzy

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Tancerze burzy - opinie o książce

Avatar użytkownika - Roksana
Roksana
Przeczytane:2020-07-28, Ocena: 5, Przeczytałam, E-booki, 2020, Fantasy, 52 książki 2020,

"Tancerze burzy" to pierwszy tom "Wojny lotosowej". Jest to wzruszająca opowieść o przyjaźni, miłości, wierności, lojalności i zdradzie. Pierwsza część trylogii wprowadza w świat wysp Shima, który mi rządzi okrutny szogun, który dba tylko o swoje interesy. Natomiast Gildia surowo karze każdego kogo podejrzewa o Nieczystość. Akcja powieści oparta jest na japońskiej mitologii. Szogun wysyła Yukiko i jej ojca po tajemniczą istotę jawiącą się już tylko w legendach, co od samego początku wydaje się misją niemożliwą. Życie ojca i córki jawi się pod znakiem zapytania, ponieważ szogunowi się nie odmawia.
Książka należy do fantastyki. Z początku wydawała mi się trochę nudna, ale w końcu trzeba jakoś zacząć, prawda? W każdym razie później mnie mocno wciągnęła i już nie mogę się doczekać dalszych losów bohaterki.
Jay Kristoff stworzył niesamowity świat w którym akcja przeplata się właśnie z mitologią japońską.
Cóż w każdym razie uważam, że jest to książka zarówno godna polecenia jak i przeczytania. Jeśli zaś chodzi o samą okładkę to cóż można powiedzieć, że w pewnym sensie oddaje treść książki i zdecydowanie przyciąga wzrok.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Estrella23
Estrella23
Przeczytane:2018-05-13, Ocena: 4, Przeczytałam,

Słyszeliście o serii "Wojna Lotosowa" autorstwa Jay'a Kristoff'a? Pierwsze wydanie "Tancerzy burzy" pojawiło się w 2013 roku. O książce usłyszałam dopiero w tym roku i zaciekawił mnie jej "japoński klimat". Była to także moja pierwsza książka tego autora. Opinie na temat "Tancerzy" są podzielone. A jaka jest moja?

Niewykonalne zadanie

Shima tonie w toksycznych oparach lotosu, wszechmocna Gildia dba o rozwój lotosu i skazuje na śmierć Nieczystych, a despotyczny władca pragnie mitycznej istoty, która istnieje jedynie w opowieściach. Pragnienie władcy jest rozkazem a na śmiałka, który mu się sprzeciwi czeka śmierć . Szogun wysyła najlepszego łowcę Masaru i jego córkę na łowy. Mają złapać dla niego legendarnego tygrysa gromu. Jednak czy to zadanie jest w ogóle wykonalne?

Technologia i mitologia

Autor pisząc książkę czerpał z japońskiej mitologii i kultury. Mamy mityczne demony, bóstwa oraz bestię – tygrysa gromu – istotę o głowie oraz skrzydłach orła i tułowiu tygrysa. Społeczeństwo dzieli się na kasty oraz klany: tygrysa, smoka, lisa, feniksa i lotosu. Niezrównoważony szogun z Dynastii Kazumitsu strachem, kłamstwami i rozlaną krwią rządzi krajem i wywiera posłuszeństwo na poddanych, a fanatyczny klan zwany Gildią Lotosu zajmuje się produkcją toksycznego chi, nawozu niezbędnego do uprawy krwawego lotosu oraz strzeże czystości, posyłają na śmierć często niewinnych ludzi. Czerpanie z japońskiej kultury uważam za ciekawy i oryginalny pomysł, gdyż do tej pory nie spotkałam się w literaturze z takim zabiegiem. Początkowo zapamiętanie wszystkich japońskich nazw części strojów i broni sprawiało mi problemy a zaglądanie na koniec książki stawało się uciążliwe, jednak z czasem problem minął.

Katastroficzna wizja świata

Shima to miejsce skażone i zatrute przez przemysł krwawego lotosu- toksyczną roślinę, która zatruwa glebę i powietrze. Toksyczne opary zabijają ludzi, roślinność i zwierzęta. Niebo spowija czerwień, odór płonącego chi uniemożliwia oddychanie a woda przypomina lepką smołę. Życie w Kigen to katorga a tylko nieliczni mogą pozwolić sobie na kombinezony ochronne i maski umożliwiające swobodne oddychanie. Antyutopijna wizja miasta zarazem fascynuje i przeraża. Lotos musi kwitnąć, nawet za cenę ludzkiego życia.

Trochę nudy, trochę akcji

Książkę mogę podzielić na dwie części. Tę nużącą i przytłaczającą oraz niesamowitą i wciągającą. W przeciągu pierwszych 60 stron działo się niewiele, autor serwował długie i barwne opisy, które miały na celu wprowadzić nas w świat przedstawiony bądź w jakieś wydarzenie. Jednak kolejne strony opisów po prostu nużyły i cały czas trzeba było zaglądać do słowniczka, aby zaznajomić się ze znaczeniem japońskich terminów a na jakikolwiek ruch w fabule trzeba było jeszcze czekać. Kiedy przebrniemy przez przeciętny początek, wtedy czeka nas dobra zabawa i akcja, która całkowicie uzależnia.


Niezwykła więź

Rzadko w literaturze miałam okazję spotkać bohatera zwierzęcego, który odgrywa pierwszoplanową rolę. Yukiko i Buruu to dwa przeciwstawne charaktery. Ludzka kobieta i mityczna bestia. Ona jest spokojna i unika walki. Choć nie godzi się z działaniami Gildii to biernie przygląda się jej działaniom, gdyż sprzeciw oznacza śmierć. On jest agresywny i żądny ludzkiej krwi. Połączyła ich niezwykła więź sprawiając, że ich myśli i uczucia przenikają się a ruchy koordynują. W walce stają się jednym ciałem i umysłem. Przyświeca im wspólny cel i jednoczą siły, aby go osiągnąć. Śledzenie losów Yukiko i Buruu było dla mnie istną rozkoszą, na którą warto było przetrwać nużący początek.

Niełatwe relacje

Wątkiem przewodnim jest polowanie na tygrysa gromu, ale pojawiają się także ważne wątki poboczne. Jednym z nich jest relacja Yukiko z jej ojcem, która nie należy do najlepszych. Masaru jest słynnym łowcą, lecz beznadziejnym ojcem. Mimo to Yukiko nigdy się go nie wyrzekła. Łączyła ich toksyczna więź, powstała na fundamentach kłamstw. Ich przeszłość i metamorfoza Masaru stanowiły świetny element historii. Nie zabrakło także romansu, który przewija się w tle, lecz nie męczy, a ostatecznie odgrywa ważną rolę w całej historii

Podsumowanie

"Tancerze burzy" to dobra książka, która mimo słabego początku broni się trzymającym w napięciu zakończeniem, które nie pozwoliło mi odłożyć książki na bok. Przyjaźń i miłość przeplatają się ze zdradą i kłamstwami. Zaawansowana technologia, mitologiczne demony i bestie oraz japońska kultura to dla mnie interesujące połączenie, które sprawiło, że spędziłam z książką naprawdę parę fajnych godzin. Na pewno sięgnę po kontynuację serii, aby poznać losy Yukiko i Buruu.

https://www.mowmikate.pl/2018/05/jay-kristoff-tancerze-burzy-recenzja.html

Link do opinii
Avatar użytkownika - Bookendorfina
Bookendorfina
Przeczytane:2018-05-07, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam,

"Łatwo jest zgubić się w wyobrażeniach jakiejś osoby, nie dostrzegając rzeczywistości. To bardzo proste, kochać nieznajomego."

Jeśli wyspiarska kraina, wypełniona przygodami, otulona ciekawym klimatem, w tym przypadku japońskimi nutami, to chętnie sięgam po książkę. Skusił mnie również ekologiczny aspekt, ukazanie do czego może doprowadzić wzmożona eksploatacja zasobów Ziemi, rolnictwo oparte na uprawie tylko jednej rośliny, ślepe podporządkowanie rozwoju technologii, ekspansja przemysłu, stopniowe zatruwanie środowiska naturalnego, dopuszczenie do wyginięcia zwierząt.

I właśnie dystopijny opis Kigenu, miasta pretendującego do podbicia świata, przeobrażonego w ekstremalnie toksyczny stwór, otumanionego lotosem, najbardziej przemawia. Spaliny lotostatków pozostawiające wyraźne ślady, oleiste chmury, zatruty wiatr ciągnący się od rafinerii chi, rzeki brudne jak smoła, gęsta maź oblepiająca wszystko, rdzawe smugi na zniszczonych budynkach, chorobotwórcze opary unoszące się w powietrzu, skażony pył dostający się w każdą szczelinę. Do tego potworny upał, brak cyrkulacji powietrza i panujący wszędzie smród. Życie w takim mieście to katorga, tylko nieliczni mogą pozwolić sobie na ochronne kombinezony i maski.

Elementy mitologii japońskiej frapująco wzbogacają fabułę. Podział społeczeństwa uwarunkowany pięcioma klanami, tygrysa, lisa, smoka, feniksa i lotosu. Szogun dysponujący potężną armią i gildia z mrocznymi tajemnicami, to dwie liczące się i uprzywilejowane warstwy, pozostałe walczą o byt każdego dnia, odżegnując cierpienie, głód i brak nadziei. Dla kontrastu ukazano ukryty i zapomniany fragment cesarstwa, w którym życie toczy się według dawnych reguł, przyroda zachwyca pięknem, żyznymi glebami, czystymi wodami, błękitnym niebem, zaś jej mieszkańcy współistnieją z owianymi legendami barwnymi istotami.

Oczywiście, w takiej fantasy nie mogło zabraknąć demonów, bestii, potworów, z którymi przychodzi zmierzyć się bohaterom. Kluczowa postać, zbuntowana szesnastoletnia Yukiko, dopiero dojrzewa do powierzonej jej przez los misji, uczy się pokonywać własne słabości, poznaje powinności związane ze szczególnym darem, którym obdarzyli ją bogowie, dociera do prawdy o swojej rodzinie. Powieść czyta się szybko, lekko, wciągająco, choć nie wszystkie jej części w równym stopniu angażują zmysły czytelnika. Kierowana do młodzieży, ale i tak dała impuls mojej wyobraźni do podróży, wprowadziła w klimat Kraju Kwitnącej Wiśni, sprawiła przyjemność.

Nie ma w powieści odkrywczych pomysłów na fabułę, nietuzinkowych postaci, czy intensywnego budowania napięcia, sporo ze scenariusza zdarzeń jesteśmy w stanie przewidzieć, za to jest wiele przesłań odnośnie najważniejszych wartości w życiu człowieka, kolorytu dobrych i złych emocji, umiejętności radzenia sobie z przegraną i z zobowiązaniami wygranej. Szczególnie polubiłam arashitora, tygrysa gromu, który z każdym rozdziałem stawał się mi coraz bliższy, zabawnie było wkręcać się w jego zabarwione humorem wypowiedzi, śledzić atrakcyjne przygody. Z zainteresowaniem sięgnę po kolejne tomy serii, czy zmieni się żelazne serce szogunatu, jak potoczą się losy łowczyni, jakie ziemie Shimy zostaną jeszcze przed nami odkryte?

bookendorfina.pl

Link do opinii
Yukiko należy do klany Kitsune specjalizującego się w łowach, dlatego też wraz z ojcem dostaje zadanie od samego shoguna Yorimoto-no-miya. Musi znaleźć legendarną arashitorę - tygrysa burzy, gatunek wymarły wiele lat temu, teraz istniejący już tylko w legendach. Ten niepokonany gryf może stać się ostatnią kroplą przeważającą szalę zwycięstwa w toczącej sie od wieków wojnie. Wyprawa od początku wydaje się skazana na niepowodzenia, a jak wiadomo zawieść szoguna, oznacza tyle co podpisać na siebie wyrok śmierci. Są takie książki, o których wiemy, że nam się spodobają i świetnie spędzimy z nimi czas. Własnie takie przeczucie miałam wobec "Tancerzy burzy", bo wydawała się dla mnie wprost stworzona, odpowiadając moim gustom. Z pewnością odnajdą się tu osoby zainteresowane Japonią, ponieważ znajdzie się tutaj trochę nawiązań do jej kultury, miejsc czy tradycji, jak i wiele typowych słówek (np. rodzaje ubrań czy broni), których znaczenia często trzeba szukać na końcu w słowniczku. Jest to naprawdę pomocne, ale jednocześnie ciągłe odrywanie się od tekstu przeszkadza nieco w czytaniu. Nierównomierne prowadzenie akcji również nie pomagało sytuacji. "Tancerze burzy" to istna mieszanka wprowadzająca w świat wysp Shima, które są na granicy przetrwania: miliony ludzi umiera pod okrutną władzą władcy, a państwo zmierza ku nieuchronnej ekologicznej katastrofie przez lotosowe opary. Tajemnicza, wszechmocna Gildia surowo każe każdego, kogo podejrzewa o Nieczystość, a demony i bóstwa nie są jedynie wieczorną bajeczką. Na początku ten miszmasz jest ciężki do przetrawienia, szczególnie gdy autor chce przedstawić mechanizmy rządzące światem. Zupełnie jakbyśmy zostali rzuceni na głęboką wodę, ale na szczęście później te zabiegi mocno procentują, tworząc wspaniała i realistyczną rzeczywistość popartą historią i ciekawą religią. Jay Kristoff potrafił również stworzyć całkiem niezłych bohaterów, tyle że jakoś nie mogłam się z nimi bardziej zżyć. Znajdziemy tu ładnie zarysowane, indywidualne postacie, ale wydaje mi się, że nie pokazano ich całego potencjału. Nie obyło się również bez wątku romantycznego, gdzie dominuje trójkącik, jednak jest to tak wprawnie i subtelnie zarysowane, że w ogóle się tego nie zauważa. Podsumowując, "Tancerze burzy" zapewnili mi niezapomnianą przygodę i z niecierpliwością czekam na więcej. Nie zaprzeczę, były gorsze momenty, ale można przymknąć na nie oko i nie zrażać się tym.
Link do opinii
Avatar użytkownika - asagao
asagao
Przeczytane:2014-06-07,
Dla nikogo, kto zagląda na mojego bloga nie jest tajemnicą moja fascynacja kulturą japońską, a fantastyka to jeden z moich ulubionych gatunków literackich. Dlatego nie dziwi fakt, że sięgnęłam po książkę Jay`a Kristoffa, z okładki której wabią słowa: "Japoński steampunk. Demony. Miłość. Zdrada. Pojedynki. Spiski. Samurajowie. Buntownicy. Czegóż chcieć więcej?" No, właśnie czegóż? Chyba tylko spełnienia tych obietnic. Imperium Shimy... Kraina, gdzie demony i bóstwa współistnieją z wysoko rozwiniętą technicznie Gildią. Świat na krawędzi upadku, ekologicznego jak i społecznego, jak się później okazuje; duszący się w oparach spalin lotosowych. Wyspami rządzi szogun Yoritomo, z rodu Kazumitsu, owładnięty obsesją pokonania bliżej niesprecyzowanych gaijnów (obcokrajowców), zakończenia wojny, która ciągnie się już od dwudziestu lat, ogarnięty przez obłęd, postrzegający samego siebie jako największego i najznamienitszego z szogunów. Teraz zażądał, by jego myśliwi, sprowadzili mu Arashitorę, Tygrysa Grzmotu (po "naszemu" gryfa), mityczne stworzenie szybujące wśród burz. Jest jeden szkopuł - zwierzęta te wyginęły przed wieloma laty. Każdy głupiec to wie. Słowo szoguna to rozkaz, którego niewykonanie gwarantuje śmierć. Masaru wraz z córką Yukiko oraz kilkoma przyjaciółmi wyruszają na lotostatku z misją nie do wykonania. O dziwo, Raijin, bóg błyskawic, wraz z tajfunem zsyła im Arashitorę, którą udaje się im złapać i uwięzić. Niezbyt długo mogą cieszyć się swoją zdobyczą. Statek rozbija się, Masaru i Yukiko zostają rozdzieleni. Poraniona dziewczyna trafia do ostatniej dziczy Shimy wraz z okaleczonym, rozwścieczonym gryfem. Zdani są tylko na siebie, mogą liczyć tylko na siebie i muszą sobie zaufać.

"Naszym prapoczątkiem była Otchłań. Nieskończoność możliwości, nim życie wydało z siebie pierwsze tchnienie. W nicości zjawiło się tych dwoje: świetlisty pan Izanagi, Stwórca i Ojciec, i jego umiłowana małżonka, wielka Pani Izanagi, Matka Wszechrzeczy. A z ich małżeńskiego szczęścia narodziło się ośmioro cudownych dzieci: Wyspy Shima." "Tancerze Burzy" to pierwsza część cyklu Wojen lotosowych z lekkim "posmakiem" Japonii, która u mnie, niestety, pozostawiła niedosyt i rozczarowała mnie. Czemu? W "Tancerzach Burzy" natknęłam się na rażące, przynajmniej mnie, błędy, uproszczenia, przeinaczenia językowe i kulturowe, związane z owym "posmakiem" Japonii. Nie jestem wybitną japonistką, nie władam biegle językiem japońskim, a mimo to, tylko albo być może aż, dzięki zwykłej ciekawości literackiej, sięgając po różnorodne książki dotyczące kultury, historii, czy tradycji Japonii, od samego początku dostrzegłam irytujące nieścisłości w powieści Kristoffa. Jakie? Błędne użycie słów "hai" i "sama" (jak się okazało lepiej zaznajomieni z tematem ponoć wytykają pisarzowi więcej językowych błędów i przekłamań w tłumaczeniach). Pewnie w końcu przestałoby mi to przeszkadzać, gdyby nie fakt, że autor ewidentnie sugeruje użycie w/w słów na sposób japoński, ich znaczenie jest identyczne z tym w języku japońskim, tyle, że są błędnie używane przez postaci. W uproszczeniu: "hai" znaczy tyle, co "tak", ale nie można japońskiego słowa używać w przypadku każdego potwierdzenia, co pisarz czyni w "Tancerzach Burzy" non stop. "Sama" to przyrostek dodawany do imienia, czy tytułu jakiejś osoby; bardzo uroczysty przyrostek, stosowany najczęściej w odniesieniu do kogoś o wysokim statusie społecznym albo do kogoś, kogo się podziwia. Kristoff nie dość, że nie używa "sama" jako przyrostka, to jeszcze bohaterowie obdarzają nim inne postaci na lewo i prawo. Świat Shimy to świat rządzący się prawami i tradycjami feudalnej Japonii, autor podkreśla lenne zależności w swojej książce, mimo to postępowanie bohaterów, ich zachowania, relacje z innymi postaciami, pozostają zazwyczaj w sprzeczności z prawami tego świata i porządku w nim panującego. Odniosłam wrażenie jakby pisarz nie mógł się zdecydować, jakim światem jest Shima. Z jednej strony egzotyczna Japonia kusi, z drugiej Kristoff nie potrafi wpasować we właściwy sposób w tą egzotykę swoich bohaterów, którzy mają być wrośnięci w tradycję, ale jednak mają się wyróżniać na tle zwykłych mieszkańców. Było coś niejapońskiego w relacjach między bohaterami. Powieściopisarz jest niekonsekwentny w używaniu japońskiego słownictwa, a nawiązując do japońskiej kultury, bardzo swobodnie ją traktuje. Używa słów i elementów chińskich, hinduskich, wprowadzając w błąd czytelnika, sugerując jakby wszystkie kultury azjatyckie były takie same, a do tego czyni to nieudolnie; np. ja odniosłam wrażenie, że coś mi w fabule nie pasuje, nie rozumiałam, czemu te niejapońskie wtręty miały służyć. Denerwujące było podejście pisarza do strojów, gdzie, np. kimono traktowane jest z założenia jako rodzaj szaty, co z kolei sugeruje, że pisarz nie ma pojęcia, że istnieją przeróżne rodzaje kimon i nie koniecznie muszą to być stroje wykwintne. Podobnie rzecz miała się z bronią, czy bushido. Same ogólniki. Przeszkadzało mi także częste tłumaczenie sobie przez bohaterów, którzy posługują się językiem japońskim, japońskich nazw na język polski (w oryginale na angielski). To tak jak my byśmy sobie tłumaczyli z polskiego na japoński: Truskawka, co znaczy (po japońsku) ichigo. Miało to zapewne na celu wytłumaczenie danego słowa czytelnikowi, ale w takim razie po co na końcu książki umieszczony został mały słowniczek i czemu autor nie tłumaczy w ten sposób wszystkich słów? Jak już wspominałam wyżej autor podszedł do kultury japońskiej w sposób bardzo luźny, co nie przeszkadzałoby mi tak mocno, gdyby nie fakt, że tak mocno do tej kultury nawiązuje, wręcz ją kalkuje. No, cóż. Robi to nieudolnie i jest niekonsekwentny. Widać brak głębszych badań kulturowych, które są konieczne przy tak silnych nawiązaniach do obcej pisarzowi kultury. Brak wiedzy skutkuje tym, że powieść jest nieprzekonująca, pozbawiona jakiejkolwiek głębi, odarta z kolorytu i niezwykłości, przebija z niej sztuczność.

Pewnie część z Was pomyśli sobie, że się czepiam szczegółów. Dla mnie te szczegóły są bardzo ważne. Dlaczego?  Ano dlatego, że to one nadają całej powieści klimat i charakter, stanowią bazę dla fabuły. Także dlatego, że Kristoff zawzięcie twierdzi, że Shima to nie Japonia, a jej mieszkańcy to nie Japończycy, że kultura japońska posłużyła mu jedynie za inspirację przy pisaniu "Tancerzy Burzy", lecz jego słowom zaprzeczają następujące fakty:
- mitologia Shimy, wraz z często przytaczanymi mitami kosmologicznymi, jest identyczna z mitologią japońską, włączając w to imiona bóstw (kami, Iznagai, Izanami, Amaterasu, Kitsune itp.),
- ogromna ilość nazw japońskich, np. broni, przedmiotów, ubiorów, zawodów etc. (mamy więc w powieści tanto i katanę, mamy szoguna, gejsze, sarrimanów, oni - to rodzaj japońskich demonów; wierzcie mi, że "Tancerze Burzy" są wypełnieni w nadmiarze japońskimi słowami),
- mieszkańcy Shimy, a więc i bohaterowie książki, posługują się japońskim językiem,
- opisy ludzi, budynków, przyrody także ewidentnie sugerują Kraj Kwitnącej Wiśni,
- okładka oraz blurb mówią o Japonii i jej kulturze.
Cała książka aż krzyczy, że Shima to Japonia. Tyle, że Jay Kristoff bazuje na powszechnych, niejednokrotnie mylnych wyobrażeniach o niej, wykorzystuje stereotypy, przez co mimo tego natłoku odniesień do kultury japońskiej, brak w książce prawdziwie japońskiego klimatu. Wiecie, samo ubranie kogoś w kimono, uzbrojenie w tanto, czy katanę, i nadanie mu japońskiego imienia to za mało, by można określić książkę przymiotnikiem "japońska". "Lecz wszystkie kwiaty więdną. Z Pani Izanami życie wyssał połóg. Pan Izanagi zapuścił się głęboko do czarnych podziemi, pragnąc odzyskać ukochaną,  ale nie miał dość mocy, by pokonać chłód śmierci i wyrwać ją z mrocznych objęć Yomi. I ona mieszka tam dotąd; rodzicielka wszelkiego zła, a imię jej: Kres Głosząca."

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób wspomniane przeze mnie wyżej mankamenty "Tancerzy Burzy" nie będą wcale wadami. Rozumiem to. Zamierzam zatem wytknąć pisarzowi i jego książce inne błędy. Zacznę raz jeszcze od japońskiego słownictwa, które wypełnia książkę. I to w nadmiarze. Natłok tych obcojęzycznych nazw, osobę nieprzyzwyczajoną i nieobeznaną z nimi, może przyprawić o zawroty głowy, znużenie, zmęczenie, a nawet irytację. Pisarz zarzuca czytelnika japońskimi słowami, wychodząc chyba z założenia, że każdy je zna. (Sądzę, że nawet mały słowniczek umieszczony na końcu książki nie pomoże w tym wypadku, bo nie wierze, żeby osoba, która nigdy wcześniej nie spotkała się z japońskim słownictwem, a nie mam tu tylko na myśli znanych szerokiemu gronu odbiorców nazw typu szogun, katana, geta czy tabi, zapamiętała od razu wszystkie użyte obcojęzyczne słowa i nie musiała w celu pełnego zrozumienia treści sięgać co chwila na koniec książki.) Na wielu stronach powieści, w tym na pierwszych kilkudziesięciu, pisarz zasypuje czytelnika mnóstwem informacji, często zupełnie zbędnych, pełnych zbytecznych detali, które nic nie wnoszą do fabuły. Wystarczyłby ułamek tych opisów i informacji, by wprowadzić odbiorcę w świat Shimy i jej bohaterów. Język powieści jest bardzo bogaty, malowniczy, zdobny. Styl pisarski Kristoffa jest pełen rozmachu, poraża swoim bogactwem porównań i metafor oraz obrazowością. Niestety jest też momentami, i to wcale nie takimi rzadkimi, przyciężkawy. Opisy jakimi okrasza swoją powieść Kristoff potrafią porwać; zdarzało mi się zachłysnąć nimi i z przyjemnością zanurzyć, ale... podobnie jak w przypadku opisów, informacji, słownictwa japońskiego także i tu pisarz często przesadza. Niepotrzebnie rozbudowuje opisy, mnoży zawiłe metafory i niestety sprawia, że można poczuć przesyt. Byłoby wspaniale gdyby zamiast skupiać się na przesadnych opisach i mnóstwie japońskojęzycznych słów przyłożył się do rozbudowania fabuły, pogłębienia postaci, uwiarygodnienia relacji między bohaterami, dopracowaniu kluczowych dla książki momentów. Czyli już znacie kolejne zarzuty, jakie stawiam powieści. Dla mnie "Tancerze Burzy" to zmarnowane okazje. Na ciekawe i nietuzinkowe postaci, na wyjątkowy świat, na porywającą fabułę. Rozwój bohaterów jest minimalny. Relacje między nimi są nieprzekonujące, niewiarygodne, sztuczne, drętwe. Szczególnie nieprawdopodobnie brzmi ta, która nawiązuje się między gryfem a Yukiko. Uważam, że temu wątkowi powinien Kristoff poświęcić dużo więcej uwagi, bo jest on kluczowy dla całej powieści. Żadnego z bohaterów nie polubiłam jakoś szczególnie, tak jak żaden nie wywołał u mnie przeciwnych uczuć, a to dlatego, że są oni bez wyrazu, są nijacy w tej swojej wyjątkowości. Czytelnik pozostaje zupełnie obojętny wobec ich losu. Wątek romantyczny w powieści również pozostawia wiele do życzenia. Jego sztampowość nie przeszkadzałaby mi tak mocno, gdyby nie to, że jest on też nijaki. Nie porywa, nie wzbudza emocji, i to zarówno u mnie jako odbiorcy, jak i u postaci uwikłanych w historię miłosną. Uczucia nie przekonują, wydają się być wymyślone na siłę. Raz jeszcze muszę ponowić zarzuty o niewiarygodności oraz sztuczności także w tym wątku, który jest napisany wyjątkowo źle, wszystko jest takie powierzchowne. Zazwyczaj nie narzekam na wartką akcję, jednak w wypadku "Tancerzy Burzy", historia toczy się zbyt szybko i jest powierzchowna. Istotne dla fabuły wątki nie są odpowiednio wyjaśnione, ciąg wydarzeń nie znajduje często odpowiedniego wytłumaczenia. No i zakończenie książki... Naburmuszone, sztuczne, ciężkawe. Brak w nim dramatyzmu. Zamiast mnie poruszyć, wywołało uśmieszek politowania i zniesmaczenie. Mimo, że to nie ja je napisałam, zawstydziłam się. "My, którzy pozostaliśmy; klany zrodzone z wody, ognia, góry i błękitnego nieba, my o bijących sercach, przeklęci przez straszliwą Izanami, nienawidzącą wszelkiego życia, wznosząc swe głosy do Boga Stwórcy, do Jasnego Księżyca i Pani Słońca, do Boga Burz, do wszystkich, którzy nas usłyszą, tak się modlimy: O wielkie niebiosa, ocalcie nas."

Czytając wszystko to, co napisałam powyżej można by pomyśleć, że "Tancerze Burzy" to fatalna książka, po którą lepiej nie sięgać. Nie uważam, by było aż tak źle. Pomysł na książkę, na fabułę w niej zawartą jest naprawdę ciekawy. Bardzo podobały mi się elementy steampunkowe, technologie istniejące w świecie Shimy. Intrygowała mnie Gildia i jej członkowie. Ten wątek także powinien zostać rozwinięty. Podobała mi się tematyka ekologiczna, która o dziwo w porównaniu w innymi wątkami, została dobrze zaprezentowana, przedstawiona jest nienachalnie i całkiem spójnie, choć jak w przypadku wszystkich wątków, bez wdawania się w szczegóły. Wiele postaci, gdyby autor właściwie je rozwinął, to bardzo interesujące osobowości. Cała książka ma potencjał, który mam nadzieję, zostanie właściwie wykorzystany i rozwinięty w kolejnych częściach. (Tak, jestem z tych masochistów, którzy muszą przeczytać cały cykl, nawet, gdy pierwsza część nie przypadnie im do gustu.)

"Tancerze Burzy" to bardzo nierówno napisana książka. Czytając ją miałam wrażenie, że autor sam siebie złapał w potrzask świetnego pomysłu i tak się nim zachwycił, że zapomniał go zrealizować. Często, jak gdyby zapomina o fabule i zarzuca czytelnika kwiecistymi opisami i japońskimi nazwami, co nie służy książce. Odniosłam wrażenie, że to zarzucanie czytelnika szczegółami ma na celu ukrycie niedociągnięć. Czasami jednak pisarz się opamiętuje i powieść wciąga, przez wiele stron nie można się od niej oderwać. Opisy zachwycają (gdy Kristoff nie przesadza), porywają odbiorcę do mistycznej krainy. Bohaterowie mają zadatki na ciekawe osobowości, niestety pisarz nie poradził sobie z ich rozwojem. Co ciekawe, sceny akcji są dobrze napisane. Są dobrze wyważone, są dynamiczne, trzymają w lekkim napięciu. Gdybym miała kilkoma słowami opisać tą książkę, określiłabym ją słowami "całkiem dobra" albo "może być".

Link do opinii
Lotos. Dym. Czerwone niebo. Krwawiąca ziemia. Strup. Akcja toczy się w alternatywnej wersji Japonii, gdzie natura została zniszczona przez dwunożną zarazę, która chce podporządkować sobie resztę świata za wszelką cenę. Wyspami Shima rządzi despotyczny szogun, za nic mający potrzeby czy uczucia poddanych. Pewnego razu szogunowi przyśniło się, że dosiada mitologicznego stwora, tygrysa gromu. Któż mu powie, że wysyłać statek z garstką ludzi na poszukiwanie czegoś, co teoretycznie dawno wymarło, to szaleństwo? A kto potrafi przewidzieć, do czego to szaleństwo doprowadzi? Yukiko wyrusza w podróż, która odmieni jej życie. Nigdy nie spodziewałaby się, że spotka mityczne postaci, a nawet zdoła okiełznać jedną z nich. Że przyjdzie jej wybierać pomiędzy miłością i rodziną a wyższym celem. Trudne decyzje, błędy, wysoka cena za nie. Wydaje się, że temat poświęcenia w ramach słusznych idei, autokratyczne rządy i próby ich obalenia czy dziewczyna rozdarta między dwoma chłopcami to utarte schematy, jednak nie spotkałam się jeszcze z umiejscowieniem ich w Japonii. Całość spleciona ze sobą tworzy ciekawy klimat, opisy z jednej strony nie są nudne, a z drugiej nie zalatują kiczem czy górnolotnością - idealne wyważenie proporcji. Historia z początku może nie wciągać, jednak w miarę rozwoju akcji coraz ciężej się oderwać. Zakończenie zawiera dużo niedopowiedzeń, które, mam nadzieję, zostaną rozwiane w następnych częściach.
Link do opinii
Zdaję sobie sprawę że osoby które z kulturą japońską mają mniej wspólnego na początku mogą czuć się zagubieni (tutaj ratuje genialny słowniczek dodany na końcu), jednak nie jest to bariera nie do przeskoczenia. Autor opisuje wszystko w taki sposób, że absolutnie nikt nie będzie miał problemu z wyobrażeniem sobie pomieszczeń, ubioru czy gestów. Zagłębiamy się w ten świat krok po kroku by ostatecznie w nim utonąć. Chociaż lubię się czepiać tutaj nie mam absolutnie do czego. Piękna okładka dorównuje pięknej zawartości. Zresztą bądźmy szczerzy, okładki są ważne a ta przyciąga wzrok. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, mamy wątek miłosny, zdrady, spiski, sceny walk, mityczne postacie, samurajów, sektę, japoński steampunk. Dawno nie czytałam czegoś takiego... Dawno tak bardzo nie pochłonęła mnie żadna książka, dawno tak nie skradła mojego serca. Nie mogę się już doczekać kolejnego tomu.
Link do opinii
Avatar użytkownika - ewaki
ewaki
Przeczytane:2023-11-21, Ocena: 6, Przeczytałem,

Początek był ciężki, ze wzglęgu na dużą ilość obcych nazw i opisów. Gdy zaczęła się akcja, nie mogłam się oderwać. Wzruszająca przyjaźń między Yukiko i Kinem, a przede wszystkim między Yukiko i Buruu. Świetne fantasy.

Link do opinii

To moje pierwsze zetknięcie z tym autorem, ale muszę powiedzieć, że jest ono bardzo udane. Pomysł na fabułę jest świetny, tak samo wykonanie. Buruu skradł moje serce. Na pewno sięgnę po kolejne części tej serii, tym razem w wersji papierowej, bo chcę ją mieć na półce.

Link do opinii

Chyba najlepsza seria fantasy, jaką przeczytałam w tym roku. Przepiękna, wielowątkowa powieść z cudnie oddanym klimatem Japonii. I z tygrysami gromu! Początkowo trudno mi się było rozeznać w całym tym bogactwie, ale po kilkudziesięciu stronach przepadłam. W sumie najmniej przypadła mi do gustu główna bohaterka, autor ją chyba troszeczkę wyidealizował. Poza tym - dla mnie bomba.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Nessi98
Nessi98
Przeczytane:2023-09-05, Ocena: 6, Przeczytałam, Książki 2023,
Inne książki autora
Nibynoc
Jay Kristoff0
Okładka ksiązki - Nibynoc

W świecie, gdzie trzy słońca prawie nigdy nie zachodzą, początkująca morderczyni wstępuje do szkoły dla zabójców, planując zemstę na osobistościach...

Bratobójca
Jay Kristoff0
Okładka ksiązki - Bratobójca

Rozbite imperium Groźba wojny domowej unosi się nad imperium Shimy. Gildia Lotosu konspiruje w celu odnowienia dynastii i zdławienia rosnącego buntu przez...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy