,,Czterdzieści siedem metrów kwadratowych mieszkania i nasza rodzina. Plus duchy zmarłych dzieci...
...w sumie czternaście osób. Czasami miałam wrażenie, że ci, którzy odeszli, zajmują najwięcej miejsca, poupychani w kątach pomiędzy tymi, którym udało się przeżyć. Potrząsnęłam głową, odpychając widma przeszłości. Miałam nigdy do tego nie wracać, ale Piotr uruchomił wspomnienia".
Ślimoki to rodzina, w której najważniejszy jest ojciec. To on stanowi centrum Wszechświata zarówno żony, jak i dzieci. Zygmunt to niespełniony malarz, który swoje rozczarowania topi w alkoholu. Wódka sprawia, że mężczyzna niszczy życie wszystkich wokół, co dzieci odczuwają nawet w dorosłym życiu. Ich doświadczenia z domu rodzinnego ciągną się za nimi jak cień.
Czy któremukolwiek uda się uwolnić?
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2022-07-15
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 238
Język oryginału: polski
Zawsze przy tego typu publikacjach powtarzam... Gdy słyszycie za ścianą krzyk i widzicie na co dzień, że drugiemu człowiekowi dzieje się źle, nie bójcie się reagować, być może uratujecie mu życie!
Czasami wystarczy tylko jeden telefon. Tylko i aż...
Biorąc do ręki powieść pani Patrycji, nie spodziewałam się, że ta historia tak mnie psychicznie zmiażdży. Ogrom bólu i cierpienia wypływający z każdej strony jest niewyobrażalny, a co najsmutniejsze w tym wszystkich takich rodzin, jak rodzina Ślimoków są setki, a nawet tysiące.
Akcja dzieje się na Śląsku, niewielkim mieście Mysłowice. W malutkim mieszkaniu mieszka wieloosobowa rodzina, której głową jest Zygmunt- wychowanek domu dziecka, niespełniony malarz wyczulony na piękno przyrody, miłośnik zwierząt, bogobojny człowiek, który pracuje w kopalni, by zapewnić byt powiększającej się co chwilę rodzinie.
Rodzinne tragedie, niezrozumienie swego położenia, rozczarowanie codziennością, niekontrolowane sprowadzanie dzieci na ten świat- coraz częściej wpychają go w ramiona alkoholu, po którym staje się bezwzględnym sadystą niemającym żadnych skrupułów, by sterroryzować i dosłownie sprzedać swych najbliższych...
Jego żoną jest Teresa, niespełniona krawcowa, która nie ma prawa głosu, zdominowana i codziennie upokarzana przez męża sadystę, nie potrafi już obronić siebie a tym bardziej dzieci- wydaje się, że przestała zwracać na nie uwagę, tęskniąc i wspominając dzieci, które zmarły z różnych przyczyn.
Narratorką całej historii jest chorująca na depresję Ula- średnia córka Zygmunta i Teresy. Dziewczyna ma za sobą kilka prób samobójczych i nieudanych psychoterapii.
W ramach kolejnej terapii opowiada swą historię Piotrowi, mężczyźnie, którego poznała nad morzem, gdzie zamieszkała po wyprowadzce z domu.
Poznamy również spojrzenie na całą sprawę z perspektywy Piotra (podobno psychologa, ale czasami bredził jak potłuczony!), rodzeństwa Uli i samego Zygmunta- ale czy jego motywy i tłumaczenia sprawią, że spojrzymy na niego w innym świetle? Może zaczniemy przez moment rozumieć i współczuć?
Czy Ula da radę pokonać demony przeszłości? Czy pogodzi się i przestanie obarczać się winą za śmierć brata? Czy Piotr jest naprawdę taki jaki się wydaje na pierwszy rzut oka? Czy Zygmunt zmierzy się z przeszłością i przeprosi swoje dzieci za zmarnowane życie?
Tego już nie zdradzę, ale odpowiedź na wszystkie te pytania i wiele innych znajdziecie na stronach tej historii.
Przeszłość przeplatająca się z teraźniejszością daje nam obraz tego jak bardzo dzieciństwo i to, w jakiej atmosferze zostaliśmy wychowani, rzutuje na naszą przyszłość, dorosłe życie i to jak podchodzimy w dorosłym życiu do innych.
Mamy doskonały obraz tego, jak bardzo system pomocy rodzinie jest niewydolny. Szkoła przymykająca oczy na siniaki, wrzucająca takie dzieci do worka z napisem "niezdolny, głupi itp." niewyciągająca pomocnej dłoni. Opieka społeczna zapowiadająca swe przybycie- dając tym samym czas na przybranie maski biednej, ale kochającej i szanującej się rodziny, bez alkoholu i przemocy.
Obserwujemy degradację całego pokolenia, które nie potrafiąc wyrwać się ze znajomych schematów, samo stacza się na to przysłowiowe dno.
To boli, cała ta książka boli... Dopiero siedząc sobie w bezpiecznym domu, w którym panuje miłość i szacunek, człowiek zdaje sobie sprawę, jakie ma szczęście...
W moim odczuciu pomysł na fabułę trafiony w dziesiątkę. Autorka dzięki swym bohaterom porusza naprawdę wiele bardzo trudnych tematów, na które nie zwracamy uwagi w codziennym biegu.
Akcja nie goni może na złamanie karku, ale doskonale oddaje emocje, które towarzyszą fabule. Trafiło się sporo momentów, w których musiałam odłożyć książkę, bo brutalność, której jest w niej mnóstwo, odbierała mi zdolność czytania, a łzy nie potrafiły wyschnąć, gdy patrzyłam na swojego syna spokojnie śpiącego obok i zadawałam sobie tylko jedno pytanie. Dlaczego?
Postaci jest sporo, są one doskonale wykreowane i poprowadzone. Poranione psychicznie niejednokrotnie fizycznie wzbudzają całą gamę emocji- od współczucia po niezrozumienie a momentami nawet obrzydzenie. Czytając książkę, zrozumiecie, co mam na myśli.
Pomimo tego, że książka jest naprawdę trudna, czyta się ją zaskakująco dobrze. Sporo w niej gwary, dla mnie jako Ślązaczki, jest to olbrzymi plus, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy ją zrozumie. Na szczęście na końcu znajdziecie słownik najczęściej używanych słów.
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pan Patrycji, ale po tak olbrzymiej dawce emocji, jakie zaserwowała mi przy tej książce, jestem przekona, że nie ostatnie. Z przyjemnością sięgnę po przednie jej książki.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. Bez wątpienia. Ale ponownie uprzedzam ogrom tragedii i cierpienia, które z niej płynie na bardzo długo zostanie w pamięci.
POLECAM...
Ślimoki to rodzina w której najważniejszy jest On. Zygmunt. Pan i władca. Mąż i ojciec. Niespełniony malarz, który swoje rozczarowanie życiem topi w alkoholu.
Przyjaciółka- wódka sprawia, że mężczyzna niszczy życie wszystkim wokół, a jego dzieci, nawet w dorosłym życiu nie potrafią poradzić sobie z traumą po zrujnowanym dzieciństwie.
Czy któremukolwiek z nich uda się uwolnić od demonów przeszłości?
Ta książka jest jak zapalnik.
Porządnie Wami wstrząśnie, by w pewnym momencie wybuchnąć i zniszczyć spokój na wiele dni. Za każdym razem jak o niej myślę, mam ochotę zabić.
Nie tylko Zygmunta, ale i jego żonę, matkę dzieci, która biernie patrzyła na to, co czyni jej mąż.
Jej rodziców, którzy w ,,imię boże" i ślub w kościele kazali córce tkwić w nieszczęśliwym małżeństwie.
Mam ochotę potrząsnąć sąsiedzką znieczulicą, która tylko wyśmiewa, szydzi i wytyka biedę palcem, ale sama nie robi nic, by pomóc.
Wszędzie słychać ,,niemy krzyk" krzywdzonych dzieci.
To jest naprawdę ciężka lektura.
Mocno ryje głowę, czasami aż do obrzydzenia.
Autorka z niczym się nie hamuje i z każdą stroną mocniej dociska pedał gazu patrząc z szyderczym uśmiechem ile jeszcze jesteśmy w stanie udźwignąć.
Ja po historii Franka powiedziałam dość.
Jak dla mnie to już było za dużo.
Za dużo tych nieszczęść w jednej rodzinie.
Nie potrafię zrozumieć jak można tak traktować własne dzieci!
To już była kropla przepełniająca dzban.
Musiałam ochłonąć.
Miała rację Ula, że złościła się na Piotrka, kiedy głosił te swoje moralizatorskie tezy.
On chciał dobrze, ale ktoś, kto nie przeżył tego, co ona, nigdy jej nie zrozumie.
Choćby nie wiadomo jak się starał i jak kochał, nigdy nie wygra z raczyskiem, które zjada od środka.
Dlatego rozumiem decyzję Uli.
Dla niej, w jej mniemaniu, to było najlepsze wyjście.
Choćby nie wiadomo jak mocno płakał cały świat.
Jeśli więc nie boicie się spotkać twarzą w twarz z prawdziwym potworem, to zapraszam do czytania.
Tylko uczulam..lekko nie będzie.
Bardzo emocjonująca, wielowątkowa opowieść o mieszkańcach pewnego bloku w Mysłowicach. O ich życiu, kłopotach, codzienności. Z pozoru nic ich nie łączy...
Melania to spełniona żona, matka i fotografka. Jednak pod pozorami kryje się mrok, który coraz mocniej ją pochłania. Usiłuje się z niego wyrwać, ale relacje...
Przeczytane:2022-12-18,
Koniec.
Zamykam książkę i czuje wewnętrzny niepokój, ból i poczucie dziwnej bezradności.
To o czym napisała Patrycja jest tak trudne, tak bolesne, tak bardzo niesprawiedliwe.
Niewiem co mam Wam napisać.
Ta historia jest tak prawdziwa, że niemal namacalnie czuć i słychać krzyk dzieci i tą ogromną niemoc.
Całe życie mieszkałam rzut beretem od Śląska. Jako młoda dziewczyna pracowałam jeżdżąc po śląskich rejonanach. Miastach, dzielnicach, których część wyglądała jak z zamierzchłej epoki, jakby czas tam się zatrzymał.
Stare kamienice, smród moczu w bramach, pijący przed sklepami, szarość i brud, a w tym wszystkim dzieci bawiące się w kałuży, wiszące na trzepaku.
Było jedno miejsce w, którym pracowała bardzo miła kobieta, a na ławeczce często siedziała jej mama, taka babulka starowinka. To ona opowiedziała mi dużo o Śląsku, o ludziach, o kopalniach, o rodzinach, o tym kto w nich rządzi, też o wierze. O tym, że każde życie przychodzące na ten świat jest ważne.
Powiem Wam, że wtedy nie wszystko rozumiałam...
Właśnie o tym jest książka Patrycji, o tej całej prawdzie minionych lat, o innym myśleniu, o przemocy, o wielkiej niesprawiedliwości i piętnie na całe życie.
"Ślimoki" to książka, która na pierwszej stronie ma taką notkę "... Książka zawiera brutalne opisy przemocy w rodzinie i wobec dzieci"...
"Ślimoki " to historia śląskiej rodziny, gdzie ojciec jest najważniejszy. Niespełniony malarz pracujący na kopalni, który swoje porażki topi w alkoholu.
Wódka sprawia, że niszczy życie wszystkich wokół, a skutki tego ciągną się za dziećmi nawet w dorosłym życiu.
@patrycjazurek w historii tej jednej rodziny ukazałaś tak dużo prawdy o której się milczało, a przed innymi stwarzało pozory idealności.
"Ślimoki" to mocna książka i myślę, że nie jest ona lekturą dla wszystkich.