Wydawnictwo: Lampa i Iskra Boża
Data wydania: 2008-03-01
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 456
"Radio Armageddon" to moje trzecie spotkanie z Autorem. Żulczyk kreuje ciekawe, pozornie mroczne postaci, o ponadprzeciętnym ilorazie inteligencji. Pokazuje obserwatorów świata, którzy mają w sobie nie tylko mrok, ale też jakąś głębie. Nie żyją dniem codziennym, ale dostrzegają więcej - postępującą degradację świata, jego upadek, zmierzanie donikąd. Z drugiej strony jednak w każdym z nich tli się chęć bycia, istnienia, poczucia spełnienia i szczęścia. To postaci może nie tyle barwne, bo to słowo raczej do nich nie pasuje, co po prostu skomplikowane. Postaci na przełomie swojego życia, wybierający własną drogę. Tylko od nich zależy, czy wybiorą drogę destrukcji, czy zmienią zdanie w ostatniej chwili.
Taka trochę dla młodzieży pozycja. Dla licealistów znudzonych codziennością, dobrobytem i potrzebujących jakiegoś celu, czegoś przeciwko czemu można się zbuntować. Przeczytałem dla specyficznego pióra Żulczyka. Nie zawiodłem się. Jest niepowtarzalne, cięty i pełne trafnych obserwacji życia, tylko ten temat tak średnio mi podchodzi, pewnie dlatego, że nie należę do grupy docelowych odbiorców. Chyba nigdy nie należałem, bo gdy miałem 18 lat pilną potrzebą było zdobycie jakiejkoliwek sensownej odzieży i czegoś na czym możnaby odtwarzać zdobywane z trudem zachodnie kasety, a nie znalezienie celu do buntu. Pod koniec książki okazuje się to co zwykle. Za buntem kryje się zło związane z narkotykowymi długami, a rewolucja zostaje wykorzystana przez korporacje odzieżowe, które pierwotnie miały być jej celem.
"Czy myślałem, że jestem winien innym ludziom to, że zacząłem podejrzewać fasadowość, celofan, substytut, wyrób rzeczywistościopodobny i że w konsekwencji muszę się podzielić tym z ludźmi? Tak, i do tego wyobraziłem sobie, że gdy skompiluje się dużo ludzi, ich energię, ta fasadowość może upaść. Tymczasem jest nieprzebijalna. Nie ma już fabuły, konstrukcji ani historii, bo nie ma żadnego wyższego pułapu, zawieszonego na niebie punktu, do którego ona mogłaby się wznosić".
Jak zbuntować się w świecie, w którym bunt natychmiast zostaje wchłonięty przez popkultur i jest wykorzystany do reklamowania ciuchów, batonów i energetyków?
Jakub Żulczyk mnoży soczyste inwektywy pod adresem życia i współczesnego świata. Egzaltacja i patos mieszają się tu z trafnymi, dojrzałymi obserwacjami współczesnego człowieka. I choć losy bohaterów wydają się kalką, a wszystko podlane jest popfilozofią to książka ważna i na swój sposób wyjątkowa. Bo opowiadając historię o poszukiwaniu własnego głosu, o tęsknocie za pięknem i wiarygodnością zadaje wiele pytań. Niezdrowo fascynuje - wrzuca czytelnika w nihilistyczny niebyt, chaos i rebelię.
Dawid to 25-letni student prawa, w którego życiu nie może już wydarzyć się nic więcej. Wszystko jest ustalone. Poślubi jakąś koleżankę Swojej Byłej...
Nieopodal Zmorojewa rozpoczęła się wojna. Nie była głośna; nie rozbrzmiewały wystrzały, krzyk żołnierzy, huk spadających bomb. Nikt nie zakłócał...
Przeczytane:2020-02-23, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2020 roku,
Książka Jakuba Żulczyka pt. „Radio Armageddon”, to pozycja, która wymyka się wszelkim schematom. Co nie znaczy, że zamierzam tę książkę ze wszech miar chwalić. Książka opowiada o grupie licealistów, znudzonych zwyczajnym życiem w przysłowiowej „bańce”, która pod wpływem nowego kolegi – i z jego inicjatywy – postanawia założyć kultowy (jak się okazuje) zespół. Każdy z członków zespołu jest na marginesie społeczeństwa, w jakiś sposób czuje się inny od reszty otaczających go ludzi. Wraz z jego powstaniem, które poprzedziły niezliczone i w większości mało udane próby w różnych salach nagrań, pojawia się niespotykana dotąd sława i używki, które na równi z życiem wykańczają niektórych bohaterów. Pozostają jedynie najsilniejsi. Cyprian, główny bohater i zarazem inicjator powstania radia, jest typowym buntownikiem. To z jego powodu reszta ekipy przestała uczęszczać do szkoły i zawracać sobie głowy takimi mało ważnymi rzeczami, jak podejście i zdanie matury. W końcu okazuje się, że udało się to tylko jednej członkini zespołu, w szkole dla dorosłych, ale w końcu i ona postanowiła porzucić przyszłe, być może wspaniałe życie, wypełnione studiami, a później pierwszą pracą, by rzucić się w wir przygody. Radio Armageddon zmienia wszystkich. I nie mówię w tym momencie jedynie o członkach zespołu, którzy całe dnie spędzali na piciu, braniu narkotyków i uprawianiu dzikiego seksu z kim popadnie. Radio zmieniło również całe miasto; zespół poprzez swoją muzykę okazał się mieć ogromną siłę przekonywania ludzi, do podążania za głoszonymi przez siebie hasłami. Mogli ogłosić cokolwiek podczas koncertów – i w dużej mierze to właśnie robili – ciągnąc ludzi za sobą, zmuszając ich do robienia rzeczy, co do których nie podejrzewali, że są zdolni je zrobić. Książka pokazuje, jak młodzi bohaterowi, na progu życia, powoli, lecz nieuchronnie staczają się na samo dno i nie ma nikogo, kto by mógł ich stamtąd wyciągnąć. Nie pomogą ani zajęci pracą rodzice, ani Cyprian, dla którego są oni tylko środkiem do osiągnięcia wcześniej założonego celu, a nie przyjaciółmi. Zależy mu tak naprawdę tylko na dwóch osobach; starszym bracie, Jakubie i koleżance z zespołu, Nadziei. Wprowadzenie tego nowego bohatera wyjaśnia nam, jaki naprawdę Cyprian ma cel w swoim działaniu. Spłata długu za starszego brata, który narobił sobie długów i wrogów, kiedy jeszcze mieszkał w mieście. Czy zespół i pieniądze z koncertów, do których tak naprawdę nie doszło, miały pójść na spłatę długu? Do końca nie wiadomo. Wiadomo, że Cyprian zniknął w momencie, kiedy jego wizja nabierała realnych kształtów. Jego przyjaciele, nakręceni tym, co im opowiadał, postanowili kontynuować jego „dzieło”. Choć nigdy, ani na próbach, ani na koncertach, nie grali czysto i nie trafiali w dźwięki, głos Cypriana hipnotyzował publiczność, wpływał na nią tak bardzo, że był w stanie zmusić ich do wszystkiego. Po jego zaginięciu, przekaz kontynuowali jego koledzy z radia, i tak było do momentu, gdy Cyprian wrócił. Wtedy zdemolowane zostało już pół miasta; a natchnionej muzyką młodzieży nic i nikt nie był w stanie zatrzymać. Oprócz Cypriana, który w końcu wrócił, by spłacić długi, swoje i brata, i zrobić w mieście porządek. W międzyczasie, pomiędzy powrotem i zaginięciem Cypriana, wydarzyło się kilka ważnych rzeczy; namalowana na drzewie czaszka, a pod nią worek, w którym schowana była nagrana płyta zespołu, firmowe koszulki radia, nakręcone przez speców od reklamy czyste szaleństwo na obecność Radia Armageddon niemal w każdym czasie i miejscu.
Koniec końców okazuje się, że natchniony Cypis dostaje to, czego chce; spłaca długi i ucieka w świat z dziewczyną, którą, jak mu się wydaje, kocha.
Całość przedstawiona jest czytelnikowi przy pomocy bardzo młodzieżowego, wulgarnego języka. Wydaje się, że świat wykreowany przez autora, jest wyraźnie przerysowany. Owszem, można zauważyć degenerację współczesnej młodzieży, jej coraz wcześniejsze uzależnienie od social mediów, komputerów, papierosów, czy alkoholu, ale zdaje się, że oni również mają w sobie i dobrą naturę. Tę, która każe im występować w różnych konkursach, działać na rzecz szkoły, przychodzić po godzinach i pomagać innym na przykład przygotowywać salę do egzaminów. Być może autor chciał pokazać ich zdegenerowaną część, która pod wpływem impulsu, którym w tym przypadku był założony zespół, toczy się na dno, ku samozagładzie i nie ma nikogo, kto by ich z tego wyciągnął. Wyraźnie widać tu niemoc nauczycieli i rodziców, którzy zajęci pracą i przygnieceni własnymi problemami, nie potrafią pomóc dzieciom, albo jak w przypadku nauczycielki Anny, która sypiała z Cyprianem, jednocześnie widząc, że pije i zażywa narkotyki i nie potrafiła go powstrzymać, bo miał tak inteligentne spojrzenie na życie i tak mądre rzeczy do powiedzenia, że aż chciało się ich słuchać.
Widać tu również wpływ reklam, kanałów skierowanych do młodych ludzi, takich jak MTV, które kierują się jedynie zyskiem i popularnością produktów, a nie dobrem młodych ludzi. Sprzedadzą przysłowiowe „gówno”, jeśli wiedzą, że świetnie nam tym zarobią.
Trudno przebrnąć przez początek książki; odrzuca zarówno forma pisania – na przemian pierwszo – i trzecio osobowa, jak i język, wulgarny i opisujący najbardziej intymne relacje w sposób dosyć krótki i brutalny.
Książka jedynie dla wielbicieli autora, którzy znają i lubią jego styl.
Mimo, że liczy 540 stron, to czytałam ją ponad miesiąc, bo język autora zniechęcał do dłuższego czasu spędzanego nad lekturą. Być może jestem za głupia, by zrozumieć genialną wizję przedstawioną przez autora w tej książce. Być może…