Komisarz Reiko czuła, że to szczególna sprawa. Tym bardziej że do śledztwa dołączył Katsumata. Jakże on jej nienawidził. Nie dość, że kobieta, to jeszcze młoda i piękna. I te jej przeczucia. Bardziej widział ją w roli gejszy niż komisarza w tokijskiej policji.
Teraz muszą pracować razem. A Reiko coraz częściej ma przeczucie, że tym razem stawką jest nie tylko odnalezienie mordercy, ale i jej przyszłość.
Przeczucie to pierwsza część cyklu o młodej komisarz Reiko Himekawie. W samej tylko Japonii sprzedało się ponad 4 miliony egzemplarzy serii. Stała się ona podstawą dwóch seriali, filmu telewizyjnego i kinowego hitu.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2017-08-16
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: The Silent Death
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: Rafał Śmietana
O książce może świadczyć moja ilość zakładek – łącznie 34. Nie ograniczały się one do dobrych cytatów, których można użyć w recenzji. Dotyczyły często aspektów medycyny sądowej lub kultury japońskiej, o której nie miałam do tej pory większego pojęcia. To fascynujące, gdy nagle czyta się o kulturze, gdzie każdy kłania się drugiej osobie. O tym jak nisko, decydują już różne czynniki. Przyzwyczajenie do tego motywu zajęło mi chwilę, a potem wydawało się bardzo naturalne.
Tetsuya Honda sprawnie zamieszcza wiele wtrętów, które pozwalają czytelnikowi poznać sposób pracy policji oraz samą hierarchię w niej istniejącą. Razem z bohaterami uczestniczymy w odprawach, które rzadko są pokazywane w książkach. Zazwyczaj jest to jeden detektyw, tudzież para detektywów pracująca nad rozwiązaniem danej sprawy. W przypadku morderstwa z „Przeczucia” zaangażowany zostaje zespół Reiko nazywany Dziesiątką. Po kolejnych odkryciach w ramach śledztwa do Dziesiątki dołącza Piątka i jest jeszcze ciekawiej niż w pracy z jednym zespołem. Kooperacja, rywalizacja i równolegle chęć złapania mordercy powodują, że emocje buzują i ledwo trzymają się w ryzach, które są budowane w japońskiej kulturze.
Bardzo sympatycznym dodatkiem jest spis postaci na początku książki. Dzięki niemu przebrnięcie przez wstępną fazę śledztwa jest prostsze – japońskie imiona i nazwiska na początku sprawiały mi mały problem. Podobnie miałam ze skandynawskimi thrillerami, wiedziałam więc, że to przejściowa sytuacja. Jeśli wracamy do lektury po jakimś czasie będzie to także dużym ułatwieniem w przypomnieniu sobie hierarchii postaci uczestniczących w rozwiązaniu tej tajemniczej sprawy.
Całość recenzji na zukoteka.blox.pl
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
PREMIERA: 16.08.2017
„Reiko widziała cyfrowe zdjęcie ciała skrępowanego plastikowym sznurkiem, więzy wyglądały bardzo profesjonalnie. Nie potrafiła pogodzić tej staranności z niedbalstwem w kwestii wyboru miejsca pozbycia się ciała. Na razie dręczyło ją nieokreślone przeczucie, którego nie potrafiła wyrazić słowami.” – fragment powieści.
Przeczytałam już w życiu kilka książek przedstawiających japońską kulturę, ale z japońskim kryminałem miałam do czynienia pierwszy raz, dzięki uprzejmości Wydawnictwa „Znak”, które postanowiło zapoznać polskich czytelników z twórczością Tetsuyi Hondy. Seria z komisarz Reiko Himekawą w roli głównej jest w Kraju Kwitnącej Wiśni bardzo popularna, o czym świadczy nie tylko kilkumilionowa sprzedaż powieści „Przeznaczenie”, otwierającej cykl, ale i przełożenie jej na scenariusz serialu telewizyjnego czy obrazu kinowego.
Powściągliwość i orientacja na detal to iście japońskie cechy, które i w „Przeznaczeniu” są bardzo wyraźnie, sprawiając, że jego lektura jest dość specyficzna. Akcja rozwija się niezmiernie wolno, niekiedy wręcz nuży, ale nieco rekompensuje ten fakt rozwiązanie sprawy kryminalnej, do którego dochodzimy wraz z Reiko oraz sama jej osoba.
Według mnie to właśnie postać Reiko sprawia, że kryminał Hondy warty jest uwagi, jeśli akurat mamy ochotę na niespieszny rozwój wypadków, okraszony wieloma szczegółami pracy japońskich służb dochodzeniowo-śledczych. Reiko to bowiem kobieta z bolesną przeszłością, którą ukształtowały traumatyczne przeżycia. Kobieta o olbrzymiej intuicji, którą wykorzystuje w pracy śledczej, i niechęci do biurokratycznych procedur, utrudniających swobodny przepływ myśli i bieżącej weryfikacji wszystkich wątków sprawy. Ale przede wszystkim to policjantka, która w męskim środowisku, a przynajmniej w obrębie dowodzonej przez nią grupie operacyjnej, wypracowała sobie szacunek i poważanie. Bardzo cenię w literaturze popularnej mocne żeńskie postacie, które samą swoją postawą oraz samodzielnie wypracowanymi osiągnięciami, dają otoczeniu jasny sygnał, że ich nie można ignorować i traktować stereotypowo. Honda stworzył właśnie taką bohaterkę.
Przyznać jednak muszę, że kryminał ten nie rzucił mnie na kolana, nie wywołał ekscytacji, która zwykle towarzyszy mi przy lekturze powieści kryminalnych. Takiego stanu rzeczy można z jednej strony dopatrywać się w różnicach kulturowych i innemu od zachodniego podejściu azjatyckich autorów do snucia historii, ale z drugiej strony – lekturę „Przeczucia” poprzedziła w moim przypadku lektura bardzo dynamicznego polskiego kryminału. Skoro z takiego jakby nie było rozpędu wpadłam w tokijskie klimaty, jakże odmienne od wcześniejszej książki, to być może podświadomie oczekiwałam utrzymania tempa. A że tak się nie stało, to już raczej wina mojej percepcji, niż warsztatu autora.
Przekonajcie się zatem sami, jakie wrażenie wywrze na was Honda, okrzyknięty cesarzem japońskiego kryminału. Bo może dla was okaże się on odkryciem roku.
Serdecznie dziękuję Wydawnictwu „Znak” za egzemplarz recenzencki książki.
Moje czytelnicze życie było ostatnimi laty bardzo trudne. Pasjami uwielbiam kryminały, ale, poza nielicznymi wyjątkami, nie lubię kryminałów szwedzkich, a te, jak nietrudno zauważyć, niepodzielnie zdominowały rynek księgarski. Co gorsza, pisarze innych nacji, w tym także Polacy, poddali się temu trendowi i zaczęli masowo naśladować Skandynawów. Pozostała mi tylko klasyka, ale tu zasoby zaczęły się niepokojąco szybko wyczerpywać. Gdy więc weszłam w posiadanie japońskiego kryminału rzuciłam się nań z optymizmem, śliniąc się przy tym z podniecenia niczym pies Pawłowa. Miałam ogromna nadzieję, że w końcu znalazłam coś dla siebie. I nie zawiodłam się.
Kryminał jako gatunek rozrósł się nam niepomiernie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Dojrzał, „wydoroślał”. Z króciutkich, płytkich historyjek z pointą, przeznaczonych dla pospólstwa wyewoluował do pełnoprawnego gatunku literackiego. Dorobił się nawet własnej, wewnętrznej klasyfikacji. Mamy więc, między innymi: powieść detektywistyczną, dramat policyjny, kryminał retro, kryminał milicyjny. Pewnie jeszcze kilka podgatunków by się znalazło.
„Przeczuciu” najbliżej do dramatu policyjnego. W powieści Tetsuya Hondy jest wszystko, czego można oczekiwać od dobrego, współczesnego kryminału. Mamy zagadkę, mamy wartką akcję, mamy ciekawe postacie, a jako bonus arcyinteresujące tło obyczajowe. To powieść ze wszech miar współczesna, czerpiąca jednak to, co najlepsze z klasyki gatunku.
Dla kogo jest ta książka? Myślę, że krąg potencjalnych, zadowolonych czytelników jest naprawdę szeroki.
Dla miłośników kryminałów. Rzecz wcale nie taka oczywista, bo to grupa bardzo wymagająca i „rozpuszczona” bogatą ofertą. Nie mam jednak wątpliwości, że „Przeczucie” znajdzie swoich fanów. Nie chcę za dużo powiedzieć, żeby nie zepsuć przyjemności z lektury, zaznaczę więc jedynieoryginalne podejście do sposobu rozwiązania zagadki. Zazwyczaj, w kryminale (przynajmniej klasycznym) do ostatniej strony nie wiadomo, kto jest mordercą. Wszelkie pojawiające się wcześnie domysły detektywa, okazują się mylnymi tropami. Na dłuższą metę bywa to nudne, bo czytelnik wie, że rozwiązanie musi być błędne jeśli do końca książki pozostało jeszcze kilkadziesiąt stron. U Hondy jest inaczej – tajemnica rozwikływana jest nie tyle w jednorazowym przebłysku geniuszu, co po kolei, stopniowo. Znajdujemy odpowiedź na jedno pytanie po to tylko, by pojawiło się kilka kolejnych. Chociaż, oczywiście, nie brak błędnych ścieżek i nieoczekiwanych przebłysków natchnienia u detektywów – bez tego nie może się obejść żaden porządny kryminał.
Dla miłośników powieści obyczajowej (nie mylić z romansem). Autor buduje ciekawe, niebanalne postacie oraz skomplikowane, niejednoznaczne relacje między nimi. Na pierwszy plan wysuwa się, oczywiście, główna bohaterka. Nie tylko śledzimy jej poczynania jako policjantki, lecz także – a może przede wszystkim – poznajemy jako człowieka. Im więcej wiemy o jej przeszłości, o dręczących ją demonach i o bieżących problemach, tym lepiej rozumiemy jej motywacje i postępki. I tym bardziej ją lubimy. Równie fascynujące jak rozwiązywanie zagadki jest obserwowanie zmagań Reiko o zdobycie pozycji i szacunku w świecie zdominowanym przez mężczyzn, w świecie, który nie rozumiem, że bycie żoną i matką – choć ważne – to nie wszystko i że na pewne ustępstwa względem samej siebie nie należy się godzić.
To, że Reiko jest postacią pierwszoplanową nie znaczy, to bohaterowie drugiego planu wypadają blado. Wręcz przeciwnie. To galeria bardzo ciekawych i niebanalnych osób. Są wśród nich takie, które od razu lubimy, są i niesympatyczne, a wręcz irytujące. Jak w życiu.
Dla miłośników Japonii i osób ciekawych świata. „Przeczucie” to powieść napisana przez Japończyka dla Japończyków. Nie znajdziemy więc tu długich wywodów na temat kultury Kraju Kwitnącej Wiśni, wedle zasady, że „koń jaki jest, każdy widzi”. Dostajemy za to co innego, w moim odczuciu znacznie cenniejszego. Drobne uwagi i scenki rodzajowe, niczym perełki rozsiane po całym tekście. A to policjanci kłaniają się po zakończeniu narady, a to wspomniane zostaje mimochodem japońskie święto. Pojedyncze zdania, z których niejako przy okazji czerpiemy ogromną wiedzę. Oto losowo wybrany przykład ilustrujący, co mam na myśli. Podczas przepytywania osób mieszkających w pobliżu miejsca zbrodni okazuje się, że starszy pan nic nie widział, bo codziennie jeździ autobusem do ośrodka opieki dziennej. Niby nic, a ile to nam mówi o opiece nad seniorami i o stosunku do starszych osób. Takiej ukrytej wiedzy jest w „Przeczuciu” mnóstwo.
Bardzo japońskie jest też samo rozwiązanie zagadki. Krwawe i balansujące na granicy wiarygodności. Powiem wprost – gdyby miejsce akcji było inne, nazwałbym finał przekombinowanym. W każdym innym kraju taka historia byłaby niewiarygodna, ale w Japonii… Przecież Japończycy są „inni”, tam się to mogło przydarzyć naprawdę. Wiem, że w tym momencie ulegam stereotypom, ale nie umniejsza to satysfakcji jaką dała mi lektura.
Na okładce polskiego wydania „Przeczucia” widnieje napis „CESARZ JAPOŃSKIEGO KRYMINAŁU”. Jeśli to prawda, to ja, zagorzała demokratka, właśnie zostałam rojalistką. Niech żyje cesarz!
Ciekawa, wciągająca fabuła. Wprawdzie zabójcę poznajemy już na początku książki, ale kto rzeczywiście nim jest? Cały czas brakuje kilku elementów aby połączyć osoby i fakty w jedno. Nic nie jest tylko czarne lub białe. Mimo że świat przestępczy na całym świecie jest podobny, to w tym śledztwie i całej tej historii występuje też Japonia - nienachalna, jednak zdecydowanie wyczuwalna. Odmienna od europejskiej kultura prowadzenia dochodzeń oraz relacji międzyludzkich. Polecam
„PRZECZUCIE” – miałam przeczucie, że to będzie dobra książka!
Nigdy wcześniej nie przepadałam za kryminałami, najpierw przeczytałam „Infekcję” Tess Gerritsen, później „Kasację” Remigiusza Mroza i dotarła do mnie książka „Przeczucie” Hondy…pomyślałam wtedy, że ma strasznie trudne zadanie, by po takich lekturach utrzymać mnie w przekonaniu, że ten rodzaj literatury czyta się w pełnym skupieniu i napięciu. Gdzieś jednak w głębi wierzyłam i miałam „przeczucie”, że się nie zawiodę. Nie zawiodłam się !!!
Nigdy wcześniej nie słyszałam ani nie wpadła mi w ręce powieść żadnego japońskiego pisarza. Nigdy też nie przepadałam za japońskimi filmami ani nawet w ogóle za Japonią. Aż tu nagle pojawił się Tetsuya Honda nazywany „cesarzem japońskiego kryminału” i co … i przyznam, że mnie urzekł, czekam na jego kolejną część w Polsce.
Tytuł powieści jest za sprawą pięknej i młodej pani komisarz Reiko Himekawa, która to właśnie posiada doskonałą intuicję. Wszystko zaczęło się od śledztwa, które prowadzi komisarz Reiko, w sprawie śmierci mężczyzny, którego zwłoki podrzucono pod żywopłotem w spokojnej, mieszkalnej części Tokio. Niewinny pakunek śmieci skrywał zmasakrowane ciało, noszące wyraźne ślady tortur z tajemniczą raną zadaną ewidentnie już po śmierci. Intuicja pani komisarz nie zawodzi i policjancie odnajdują w stawie kolejną makabryczną paczkę, a to dopiero początek. Priorytetem Reiko jest powstrzymać kolejne morderstwa, tylko że to nie jest takie proste, morderca to artysta, który dokonuje egzekucji w bardzo wyszukany i idealny sposób. Na domiar złego do śledztwa dołącza Kensaku Katsumata, z który w arogancki sposób obchodzi się z Himekawą. Ta z kolei coraz częściej miewa napady strachu związane z przeszłością, wydarzeniami, które stały się powodem jej pracy w policji.
Gorąco polecam japoński kryminał każdemu, a szczególnie miłośnikom kryminałów – tylko pamiętajcie, że tu nie jest tak lekko jak w kryminałach europejskich ;-) Szykujcie się na dużą dawkę emocji !!!