"Pan Wołodyjowski" jest ostatnią powieścią Trylogii (pozostałe to Ogniem i mieczem i Potop). Akcja toczy się na Kresach podczas wojny polsko-tureckiej, za panowania Michała Wiśniowieckiego. Michał Wołodyjowski pojawiał się we wcześniejszych częściach cyklu, zyskując coraz bardziej na znaczeniu. Pisarz, tworząc swego bohatera, wzorował się na autentycznej osobie - podolskim rycerzu Jerzym Wołodyjowskim który zginął podczas obrony Kamieńca. Powieść Sienkiewicza wypełniają dzieje potyczek, pościgów, pojedynków i licznych romansów składających się na porywającą lekturę.
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Data wydania: 2010-02-03
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 598
Ostatnia część Trylogii i... stuprocentowy kac książkowy.
Ciężko było pożegnać się z bohaterami, z którymi naprawdę zdążyłam się zżyć. Doszły również nowe osoby, które pokochałam równie mocno. Pojawiła się tam między innymi moja ukochana Baśka, która od pierwszego obejrzenia fimu (jak miałam zaledwie kilka lat) była moim wzorem oraz idolką (za co jestem strasznie wdzięczna Pani Magdalenie Zawadzkiej).
Ta część jest najkrótszą z całej Trylogii, więc zapewne dlatego poszła mi najszybciej. Zdecydowanie jednak byłam rozerwana pomiędzy tym, że chcę ją skończyć jak najszybciej, ale z drugiej strony nie chciałam, bo to oznaczało pożegnanie. Bardzo smutne pożegnanie - nie tylko z bohaterami, ale przede wszystkim z dzielnym Małym Rycerzem, który oddał życie nie chcąc poddać twierdzy.
Przyznaję, że na sam koniec wylałam morze łez. Pożegnanie było ciężkie, dlatego wiem, że za jakiś czas znów się spotkam ze wszystkimi moimi ukochanymi postaciami.
Zaskakująca jest reporterska wręcz pasja wyzierająca z tych nowel. Popularność Sienkiewiczowskiej Trylogii każe nam myśleć o pisarzu jako o mistrzu wielkiej...
Z okazji 600 rocznicy wiekopomnego zwycięstwa pod Grunwaldem, Polacy w kraju i na świecie otrzymują książkę niezwykłą, znaczącą i wyjątkową. To edycja...
Przeczytane:2020-07-12, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2020,
„Pan Wołodyjowski” to książka, którą zna chyba każdy, ale też chyba każdy znacznie lepiej zna jej ekranizację niż samą powieść. Chociaż nie jestem wielką fanką Henryka Sienkiewicza, sięgnęłam po nią w ramach powrotu do klasyki.
Co mogę powiedzieć? Podobało mi się średnio, mimo to uważam, że styl naszego pisarza wciąż może przemawiać do czytelnika – choć oczywiście dużo u niego staropolszczyzny, i dużo opinii, których dziś na szczęście większość zna po prostu by się wstydziła. Ale pomijając – często zresztą zarzucaną Sienkiewiczowi – ksenofobię i rasizm, jest to wciągająca powieść przygodowa i jestem w stanie w pełni pojąć wielkie szaleństwo, jakie wybuchło wokół tej książki w czasach, gdy żył pisarz. Dzieje się tutaj bardzo dużo: jest wielka miłość (i to niejedna), jest porwanie, jest intryga, jest wojna, poświęcenie.
Oczywiście nie da się już czytać tej powieści, pozwalając do woli prowadzić się wyobraźni, bo Basia zawsze będzie dla mnie miała twarz Magdaleny Zawadzkiej, a Krzysia – Barbary Brylskiej, ale już w przypadku Ketlinga pozwoliłam sobie na zmianę w obsadzie 😊 Tym, co mnie zaskoczyło, była pewna postać kobieca: – Zosia, narzeczona Adama Nowowiejskiego, którą w filmie zupełnie pominięto, podczas gdy w książce wydała mi się ważna. Jej los – podobnie jak los Ewki Nowowiejskiej – porusza czytelnika, a zarazem uwiarygodnia jeszcze bardziej to potworne załamanie Nowowiejskiego, który stracił w jednej chwili dwie ukochane kobiety oraz ojca. Zastanawia mnie, dlaczego pan Hoffmann ją pominął – ale cóż – film i tak jest nieprawdopodobnie długi, dziś chyba żaden widz nie wysiedziałby tyle w kinie.
Tak jak wspomniałam, trudno czytać tę książkę, nie mając przed oczami filmu, ale też można się pokusić o lekturę właśnie wyłapującą to, czego w scenariuszu nie ujęto. A jest tego więcej.
Oczywiście podczas lektury, trzeba też pamiętać o tym, że powieść ta była pisana w bardzo konkretnym celu – miała wzbudzać nadzieję, poczucie dumy z bycia Polakiem, przywoływać potęgę polskiego oręża. I te cele są zrealizowane w stu procentach – nie sposób nie czuć podziwu dla poświęcenia Wołodyjowskiego i Ketlinga, nie sposób się nie wzruszyć podczas sceny w kościele.
Tym, co mi się bardzo podobało, było to, co podczas lektury w szkole opuszczałam z grymasem niechęci – czyli liczne opisy. Stroje, wnętrza, obyczaje, przyroda, uzbrojenie, bitwy – ciekawe, w bardzo plastycznym stylu, pełne szczegółów, przybliżające atmosferę epoki. Za to wielkie brawa dla naszego sławnego pisarza.
Fakt, że doskonale wiedziałam, co się za chwilę stanie i jak wszystko się kończy, nie psuł zanadto lektury, choć z pewnością zyskałaby wiele, gdyby nie znało się szczegółów. Nie było dreszczyku emocji, zaintrygowania, zaniepokojenia – ale nie była to też obojętna lektura. Henryk Sienkiewicz naprawdę potrafił snuć opowieści – i przyznaję to, choć nie należę do jego wielbicielek.
Komu ta książka może się spodobać, tego nie potrafię powiedzieć, bo jest to powieść kultowa dla literatury polskiej i czego by się o niej nie powiedziało – kultowa pozostanie. Pojawiający się w niej bohaterowie są wciąż żywi w wyobraźni Polaków, choć być może młodsze pokolenia już tak nie mają? Z drugiej strony jest to też chyba najbardziej zdominowana przez film powieść w dziejach naszej literatury, której chyba nie da się omawiać oddzielnie (nawet pisząc tę recenzję, ciągle odwołuję się do filmu, choć wcale nie było to moim zamiarem, a nawet starałam się tego nie robić).
Podsumowując: dość udane spotkanie z klasyką polskiej literatury. Mimo że wydawało mi się, że znam tę książkę bardzo dobrze, odkryłam kilka nowych rzeczy.