"Dorwę każdego z was", zapowiada Danny Padgitt sądzony za gwałt i morderstwo. Jego groźby nie powstrzymują jednak sędziów przysięgłych przed wydaniem wyroku. Trudno przecież bać się kogoś skazanego na dożywocie. Ale w Missisipi dożywocie może równie dobrze oznaczać dziewięć lat. Bo właśnie dziewięć lat później Danny Padgitt wychodzi na wolność...
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2004-07-25
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 285
Tytuł oryginału: The Last Juror
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Jan Kraśko
Pomysł ciekawy, ale wykonanie nieco nudnawe. Autor buduje ładne historie, świetnie opowiada, ale jak dla mnie tworzy za dużo wątkow pobocznych obok tego głownego i całość bardzo się wydłuża i ciągnie.
"Ostatni sędzia " to intrygująca i dobrze się czytająca klasyka powieści kryminalnych, której akcja tocząca się w realiach małego amerykańskiego miasteczka odsłania ułomności systemu sądowniczego.
Jest tu brutalny gwałt i morderstwo oraz kara nieadekwatna do czynu co w efekcie przyczynia się po kilku latach do kolejnych zbrodni.
A wszystko to poznajemy dzięki narratorowi, który jest właścicielem miejscowego, lokalnego tygodnika.
Sebastian Rudd is not your typical street lawyer. He works out of a customized bulletproof van, complete with Wi-Fi, a bar, a small fridge, fine leather...
Do małej kancelarii adwokackiej Finleya i Figga, specjalizującej się w rozwodach i odszkodowaniach trafia absolwent Harvardu David Zinc, który rzucił...
Przeczytane:2014-01-12, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam,
Południe Stanów Zjednoczonych Ameryki, lata 70 ubiegłego wieku. Okres segregacji rasowej, wzmożonej korupcji, potęgi pieniądza. Okres, kiedy otrzymując wyrok podwójnego dożywocia, wychodzi się z więzienia po dziewięciu latach. Może nie wszędzie, ale na pewno w niedużym miasteczku Clanton, w stanie Missisipi.
Dyskryminacja rasowa została prawnie usankcjonowana w tzw. Jim Crow laws jeszcze w czasach wojny domowej, głównie w południowych stanach. Trwała aż do lat 60 XX wieku. Ludność o czarnym kolorze skóry była zmuszona do korzystania z innych szkół, publicznych toalet, ławek w parkach, pociągów czy też miejsc w restauracjach. Niedopuszczalne były również „mieszane” małżeństwa.
Segregacja rasowa została zakończona formalnie dzięki pracy takich działaczy na rzecz praw człowieka, jak Rosa Parks i Martin Luther King. Wiele z tych działań polegało na tzw. obywatelskim nieposłuszeństwie, skierowanym na łamanie praw segregacyjnych, jak siadanie na miejscach dla białych – czy to w autobusie (Rosa Parks) czy w pociągu, czy w restauracjach. Mimo przyjęciu w 1964 roku ustaw o prawie do głosowania i o prawach obywatelskich segregacja rasowa była w latach 70 jeszcze powszechnie stosowana.
Nic dziwnego, że temat dyskryminacji rasowej pojawia się na łamach powieści Johna Grishama. Ten amerykański prawnik i pisarz urodził się przecież 8 lutego 1955 w Jonesboro w stanie Arkansas, w którym segregacja rasowa jak w większości stanów południowych była bardzo popularna, a w wieku 12 lat wraz z całą rodziną przeniósł się do Southeven, w stanie Missisipi. W roku 1981 ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Stanowym Missisipi. W 1983 roku został wybrany do Parlamentu stanu Missisipi z ramienia Partii Demokratycznej. W tym czasie prowadził również praktykę prawniczą w Southaven.
W 1988 roku opublikował swój pierwszy thriller sądowy „Czas zabijania” w nakładzie (!) 5000 egzemplarzy. Nad tą powieścią pracował trzy lata. Jednak kolejna jego powieść „Firma” znalazła się już w 1991 roku na siódmym miejscu na liście bestsellerów. W tym roku Grisham zrezygnował z urzędu i praktyki prawniczej i zajął się już tylko pisarstwem. Nic w tym dziwnego, bo do tej pory sprzedał ponad 60 milionów egzemplarzy swoich utworów. Tylko w Stanach Zjednoczonych w 1991 roku jego „Raport Pelikana” rozszedł się w ilości ponad 11 milionów egzemplarzy (!!!)
John Grisham jest pisarzem bardzo płodnym. Niemal co roku ukazuje się jego kolejna powieść. Prawie wszystkie jego powieści można zaliczyć do kategorii thrillerów sądowych. Choć nie wszystkie… czego przykładem jest właśnie „Ostatni sędzia”.
Bohaterem „Ostatniego sędziego” jest 23-letni Willie Traynor, który po pięcioletnich, nieukończonych studiach, ląduje w miasteczku Clanton w stanie Missisipi i rozpoczyna tam pracę w miejscowej, podupadającej gazecie. Wkrótce potem gazeta staje na skraju bankructwa, co umożliwia Willie’mu zakup tytułu za pożyczone od babki pieniądze. Oczywiście za bezcen.
Willie miał szczęście. Co prawda z wielkim zapałem zabrał się za uzdrawianie gazety i doprowadził do niewielkiego wzrostu nakładu, ale gdyby nie pewne wydarzenie, nie osiągnąłby sukcesu tak szybko. Tym wydarzeniem był brutalny gwałt i mord młodej kobiety Rhody Kassellaw, dokonany na oczach małych dzieci przez Danny’ego Padgitta.
Gazeta Willie’go otrzymała szansę od losu. Doskonały temat i to na dłuższy okres czasu. Proces o gwałt i morderstwo, relacjonowany przez „Ford County Times” pozwolił na podwojenie nakładu.
I oto pierwszy (jeśli nie podstawowy) wątek powieści – historia rozwoju i przekształcenia mało poczytnego, wypełnionego głównie nekrologami tygodnika, w dobrze prosperujące, poczytne, świetnie prowadzone i pisane czasopismo. Dzięki „Times’owi”, a przede wszystkim jego właścicielowi poznajmy proces przemian społecznych na amerykańskim Południu w latach 70-tych ubiegłego wieku.
Mimo tego, że
Mieszkańcy hrabstwa Ford akceptują nowego dopiero w czwartym pokoleniu [1]
Willie zdołał zaprzyjaźnić się z mieszkańcami miasteczka. Szczególnie ważną postacią wśród miasteczkowej społeczności jest czarnoskóra Callie Ruffin, kobieta niezwykle szlachetna, prawdomówna i wierząca. Willie, który na łamach gazety zamierzał zaprotestować przeciwko segregacji rasowej, postanowił napisać obszerny artykuł na temat życia tej niezwykłej Murzynki i jej rodziny. Callie od najwcześniejszej młodości, podobnie jak jej mąż i synowie, czynnie uczestniczyła w egzekwowaniu praw kolorowej ludności. Wkrótce Willie zaczyna traktować rodzinę Ruffinów jak swoją własną. Dzięki temu poznajemy mentalność żyjącej niejako poza nawiasem ludności murzyńskiej, ich zwyczaje, problemy, poglądy religijne, a także codzienne życie. Jest to kolejny wątek powieści, nie mający nic wspólnego z thrillerem, decydujący o zaliczeniu „Ostatniego sędziego” do kręgu powieści obyczajowych.
Callie jest elementem łączącym wątek typowo obyczajowy z elementami thrillera sądowego. Otóż zostaje ona wybrana do grona przysięgłych w procesie Danny’ego Padgitta i wraz z pozostałymi sędziami skazuje go na podwójne dożywotnie więzienie. Jakże mało adekwatny wyrok w stosunku do popełnionego przestępstwa – wszyscy spodziewali się kary śmierci. Tym bardziej wyrok jest niski, że w Missisipi skazany na dożywocie, może opuścić więzienie warunkowo już po dziewięciu latach. I tym bardziej jest przerażająca perspektywa wcześniejszego zakończenia wyroku, że Danny pożegnał się z przysięgłymi tymi słowy:
Skażecie mnie, a dorwę każdego z was![2]
I rzeczywiście po dziewięciu latach pobytu w więzieniu Danny zostaje zwolniony warunkowo i wraca na wyspę, gdzie wcześniej mieszkał razem ze swoją wszechmocną, wpływową i potężną rodziną. Wkrótce ginie dwóch przysięgłych i …. na tym zakończę, bo nie chcę zdradzać dość zaskakującego finału powieści. Czy rzeczywiście zabija Danny? Jakie będą losy pozostałych sędziów przysięgłych, w tym Callie, którą na pewno każdy z czytelników „Ostatniego sędziego” bardzo polubił? Jak potoczą się dalsze losy gazety i jej właściciela? O tym już przeczytajcie sami...
Jak już wspomniałam wcześniej „Ostatni sędzia” jest inny niż większość utworów Grishama. Wg mnie ma niewiele wspólnego z thrillerem sądowym, jest natomiast świetną powieścią obyczajowo-psychologiczną z elementami powieści kryminalnej. Autor zwraca uwagę na luki w systemie prawnym amerykańskiego Południa; luki, które są doskonale wykorzystywane przez ludzi o wysokim statusie majątkowym – szczególnie tych, którzy wzbogacili się w nielegalny sposób i już od dawna mają z prawem na bakier. Bardzo ważnym elementem, na który Grisham zwraca również uwagę, jest korupcja obejmującą urzędników na różnym szczeblu władzy. „Ostatniemu sędziemu” brakuje tak typowej dla innych powieści Grishama szybkości akcji, wszystko toczy się bardzo powoli, majestatycznie – podobnie jak życie w tym małomiasteczkowym środowisku. Jest w niej wiele momentów, które mnie znużyły, czego nigdy nie zaznałam przy lekturze poprzednich, „prawdziwych” bestsellerów autora. Nie jest to na pewno lektura dla zwolenników thrillera – raczej dla czytelników gustujących w powieściach obyczajowych.
Jej dużym atutem jest na pewno język – bardzo plastyczny, a jednocześnie na tyle prosty, że każdy czytając powieść zrozumie, co autor chciał nam w danym rozdziale przekazać. Duże brawa dla tłumacza powieści p. Jana Kraśko, dzięki któremu możemy stwierdzić, ze Grisham jest mistrzem pióra.