Książka ta zamyka cały cykl autobiograficzny Stanisława Grzesiuka. Jest to dramatyczna relacja zmagania się autora z gruźlicą.
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Data wydania: 2008-11-14
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 196
Żałowała myszka żółwia, że w skorupce siedział. Mam cię w dupie łajzo głupia, żółw jej odpowiedział.
"Widząc i czując intensywność życia, sam znajduję się na jego marginesie."
Bardzo lubię styl Stanisława Grzesiuka, barda ulic Warszawy, którego piosenki słyszałam często w domu odtwarzane z płyt. Pamiętne "U cioci na imieninach", "Siekiera, motyka", "Rum Helka", "Bal na Gnojnej", "Komu bije dzwon" czy wreszcie "Nie masz cwaniaka nad warszawiaka" wspominam do dzisiaj i gdy moje wnuki proszą abym puściła jakąś czarną płytę - często słuchamy właśnie Grzesiuka...
Jego piosenki są tak wdzięczne i łatwo wpadające w ucho, że moje wnuczęta znają już ten repertuar. I myślę, że to dobrze, bo warto zachować je w pamięci młodszego pokolenia.
Może się niektórym czytelnikom wydawać, że książka opisująca dramatyczne relacje człowieka zmagającego się z gruźlicą, która wtedy była nieuleczalną chorobą, to jakaś bzdura, pomyłka, że to będzie nudne i tym podobne. Lecz Grzesiuk zawsze potrafił przykuć uwagę czytelnika, myślę, że jak ktoś ma talent do pisania, to z każdego tematu potrafi coś interesującego stworzyć. Mimo ciężkiej choroby potrafił podejść do tematu swojej choroby żartobliwie jak to on, oraz umiał patrzeć na swoje życie przez pryzmat szklanki do połowy pełnej a nie pustej.
"Życie jednak nie zawsze można wcisnąć w regulamin."
Książka "Na marginesie życia" porusza temat osób chorych na gruźlicę, w czasach powojennych to była nieuleczalna i zaraźliwa choroba, więc głównie należało odseparować gruźlików od zdrowych ludzi. Wędrówki bohatera po ówczesnych szpitalach i sanatoriach przeciwgruźliczych, które przypominają mi moje obecne wędrówki po lekarzach i szpitalach oraz próby dostania się do sanatorium..., próbowałam nawet trochę je porównywać.
Grzesiuk w tej książce przypomniał kilka anegdot, które potrafią rozbawić każdego. Na przykład o bezpłodności:
"Pan Zygmunt P. Zapytuje pan, czy bezpłodność u mężczyzn jest dziedziczna. Dziedziczna. Jeśli pana dziadek był bezpłodny, to ojciec pana też był bezpłodny, znaczy się, że i pan jest bezpłodny. Ale niech pan się tym nie przejmuje. Każdy człowiek posiada przyjaciół, którzy mu w biedzie pomogą."
Autor pisze prostym językiem, bez zbędnych ozdobników, zrozumiałym dla każdego czytelnika.
"Na marginesie życia" to trzecia autobiograficzna powieść Stanisława Grzesiuka. Każda z trzech autobiografii jest inna, opisująca inny czas z życia autora. Chociaż są to dość stare wspomnienia, lecz warto je przypominać, poznać losy najsławniejszego warszawskiego barda, grającego na mandolinie a częściej na ulubionej bandżoli, warto również dlatego, że takich cwaniaków- warszawiaków trudno będzie znaleźć obecnie.
Ja wracam do tej książki po latach.
Polecam wszystkim, bo czemu by nie?
To trzecia i już ostatnia książka z trylogii Stanisława Grzesiuka. Autor opisuje tutaj swoje dramatyczne zmagania z gruźlicą, którą nabył jeszcze w obozie koncentracyjnym. Przedstawia pobyty w sanatoriach, leczenie, operacje. Jak zawsze do końca nie opuszcza go dobry humor.
Smutne bardzo jest to, że Stanisław Grzesiuk zmarł w tak młodym wieku, ostatnie lata bardzo chorował, ale starał się w miarę możliwości również normalnie żyć, pracować, spotykać z kolegami.
Ciekawie napisana książka, warto poznać dalsze jakże tragiczne losy Stanisława Grzesiuka.
Polecam przeczytać całą trylogię.
Trzecia część trylogii autobiograficznej Grzesiuka, w której tym razem opisuje swoje pobyty w sanatoriach dla gruźlików. Najsłabsza z trzech części.
"Na marginesie życia" Stanisław Grzesiuk
Autor opowiada o swojej walce z gruźlicą, której nabawił się w obozie koncentracyjnym. Pobyt w sanatorium, nowe znajomości, wykluczenie ze społeczeństwa. Język charakterystyczny dla Grzesiuka, taki typ gawędziarza.
Gorąco polecam całą trylogię Grzesiuka.
Czy tak musi być?
Nie mam wątpliwości, że Stanisław Grzesiuk był niesamowitym człowiekiem o niespotykanej pogodzie ducha, niepoprawnym wręcz optymizmie i niezwykłej niezłomności. Zarówno "Pięć lat kacetu", opowiadające o codzienności w obozie koncentracyjnym, jak i "Boso, ale w ostrogach" tchną poczuciem humoru, tupetem i autentyczną prostotą, że nie sposób oderwać się od lektury. Nie da się jednak ukryć, że to ostatni tom trylogii – "Na marginesie życia" – jest spośród nich najbardziej ponadczasowy i zmuszający do refleksji.
Trzecia część cyklu opisuje zmagania autora ze śmiertelną chorobą, ale w tym przypadku od fizycznych dolegliwości gorsze są społeczne konsekwencje bycia gruźlikiem. Problemy, z którymi musieli zmierzyć się chorzy, nie zmieniły się pomimo upływu lat, a jedyne co uległo zmianie, to grupy, których obecnie te problemy dotyczą – strach wynikający z niskiej edukacji i świadomości, wykluczenie społeczne i dyskryminacja, które zdawały się doskwierać chorym bardziej, niż kłopoty z zatrudnieniem (a co za tym idzie – problemy materialne).
Tak jak szerokim łukiem omijano trędowatych, tak w książce Grzesiuka na margines spycha się chorych na gruźlicę (a dwie dekady po Grzesiuku chorych na AIDS i inne groźne choroby, które wzbudzają powszechny lęk, najczęściej spowodowany niewiedzą np. w temacie ryzyka i sposobów zarażenia). Choć poczucie humoru i wola życia ciągle są u Grzesiuka bardzo widoczne, to równie widoczne jest coraz częściej pojawiające się przygaszenie i rozczarowanie, zwłaszcza tym, jak państwo nie umie poradzić sobie z problemem chorych na gruźlicę – bardzo często byli to ludzie młodzi, którzy nie zdążyli pracować zawodowo odpowiednio długo czy to z powodu wojny, zbyt młodego wieku, by podjąć pracę zarobkową, czy, jak w przypadku autora, przebywania w obozie koncentracyjnym. Po trzech miesiącach spędzonych w sanatoriach, pacjenci najczęściej byli zwalniani z pracy, po zakończeniu leczenia (a właściwie po zakończeniu podleczenia) nikt nie chciał ich zatrudnić. Bez zasiłku lub z minimalną rentą chorzy i ich rodziny byli skazani na wegetację.
Grzesiuk nie byłby Grzesiukiem, gdyby skupił się tylko na najgorszych stronach bycia chorym. Z humorem opisuje pobyty w sanatoriach, relacje z innymi pacjentami, metody leczenia i próby zachowania normalności. Choć wydaje się, że autor pomimo wielu traumatycznych wydarzeń pozostał zadziornym chłopakiem z Czerniakowa, to w jego narracji wyczuwalne jest rozgoryczenie, nawet jeśli nie jego własne, to innych pacjentów. Problemy, z którymi Grzesiuk zdawał sobie radzić i przechodzić nad nimi do porządku dziennego (odejście dawnych przyjaciół, kłopoty finansowe, izolacja społeczna), złamały niejednego chorego i choć autor nie poddawał się, to z pewnością utożsamiał się z innymi zepchniętymi na margines chorymi.
Nie polecę Wam lektury "Na marginesie życia". Polecam Wam przeczytanie całej trylogii. To wyjątkowy cykl, który ukazuje życie niezwykłego człowieka, począwszy od dzieciństwa i młodości na czerniakowskim podwórku, przez przeżycie obozu koncentracyjnego, po walkę z nieuleczalną chorobą. To najbardziej autentyczna, do bólu szczera i najpiękniejsza pieśń życia jaką spotkałam w literaturze. Sięgnijcie po nią. Koniecznie.
Kiedy mówię, że w obozach starano się wszystkimi możliwymi sposobami zabić w człowieku uczucia, upodlić go, zrobić z niego nieboszczyka już za życia...
Książka ta zamyka cały cykl autobiograficzny Stanisława Grzesiuka. Jest to dramatyczna relacja zmagania się autora z gruźlicą....
„Kobieta anioł" to taka, w której towarzystwie mężczyźnie odchodzi chęć do grzechu.
Więcej