Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: b.d
Kategoria: Inne
ISBN:
Liczba stron: 300
"Wydaje się, że czas nie rządzi ludźmi. Jest potrzebny tylko w przybliżeniu".
„Mój pierwszy rok w Toskanii” to zapiski „blogowe” Małgorzaty Matyjaszczyk zebrane, przeredagowane i wydrukowane w formie książki. Powiem szczerze, że to pierwsza tego typu pozycja (blog w formie książki) jaką przeczytałam. Według mojej opinii pomysł autorki na taką formę książki okazał się „strzałem w dziesiątkę”.
Pani Małgorzata w bardzo ciepły sposób opisuje dzień po dniu, miesiąc po miesiącu osobiste wrażenia i spostrzeżenia z Toskanii – swojego nowego domu, do którego przeprowadziła się w czerwcu 2007 roku.
Zamieszkała w małej miejscowości San Pantaleo u swojego przyjaciela Krzysztofa – polskiego księdza i od tej pory pełni rolę gospodyni na przykościelnej plebanii dbając o dom i otoczenie oraz pomagając księdzu w codziennych obowiązkach, które wykonuje z prawdziwym zaangażowaniem. Pani Małgorzata może przy tej okazji rozwijać także swoje twórcze pasje – maluje, szkicuje, fotografuje, odlewa świece, które zdobi w piękny, nietuzinkowy sposób.
Każdy wpis ma w sobie jakąś magię i emanuje ciepłem. W swoje przemyślenia autorka włożyła wiele serca. Z pozoru proste czynności i zwyczajne sprawy jak remonty, porządki domowe, przygotowywanie potraw (którym poświęca sporo miejsca) wcale nie nużą i nie nudzą jeśli pisze się o nich w taki interesujący sposób…
Podtytuł książki określający ją jako „zapiski spełnionych marzeń” zdaje się tylko potwierdzać, że w Toskanii pani Małgorzata odnalazła swoje miejsce na ziemi.
W książce poza zwykłą codziennością odnajdziemy opisy pięknych miejsc, w których warto się zatrzymać na dłużej lub choćby na krótką chwilę. Z relacji autorki dowiadujemy się sporo o samym regionie i jego ciekawostkach, ale także możemy delektować się tą piękną włoską krainą.
„Północna Toskania niemal w niczym nie przypomina tej z obrazków. Nie ma cyprysów, gajów oliwnych, winnic. Za to są niezliczone ilości kasztanów jadalnych, strome wzgórza, na których kwitną jesienne krokusy. Wszędzie strumienie, skały i bardziej surowa architektura. Bez tynków, sam kamień, a okiennice, mające ochronić głownie przed wiatrami, tracą na finezji poprzecznych szczebelków, za to solidna dechą i okuciami zapewniają, że zabezpiecza przed żywiołem.”
Relacje autorki uzupełnione zostały ciekawymi szkicami przedstawiającymi prawdziwe „perełki” toskańskich (i nie tylko) miasteczek. W tekście znajdziemy też barwne zdjęcia niektórych miejsc i krajobrazów.
Ten swoisty pamiętnik napisany został w prosty, zwykły sposób i w tym tkwi jego prawdziwy urok. Po zakończonej lekturze bardzo chętnie wskoczyłabym w samolot by odwiedzić ten niepowtarzalny zakątek choćby zaraz.
Polecam tę książkę wszystkim pragnącym oderwania się od monotonii codziennego życia i potrafiącym docenić uroki pięknych miejsc.
Sama zaś na pewno z ochotą sięgnę po kolejną porcję relacji zebranych w książce pt.:”Toskania dzień po dniu”.
I na koniec jeszcze mała dygresja – może warto byłoby kolejnym zapiskom nadać podtytuł „Sercem pisane…”?
Małgorzata Matyjaszczyk kilka lat temu zdecydowała się przeprowadzić na stałe do Toskanii. Z wykształcenia i zamiłowania jest plastykiem, maluje, rysuje...