Daphne Bridgerton jest urocza i inteligentna, z jakiegoś powodu jednak mężczyźni traktują ją tylko jako przyjaciółkę i nie widać wokół niej roju zalotników. Żaden z londyńskich amantów nie poprosił jeszcze o jej rękę, o czym Daphne skrycie od dawna marzy... Za to książę Hastings nie zamierza się rychło żenić, tyle że liczne panny na wydaniu (a zwłaszcza ich natrętne mamy) nie ustają w próbach nakłonienia go do zmiany zdania. Książę Simon proponuje więc Daphne niezwykle korzystną dla obu stron tajną umowę – on będzie udawał jej adoratora, dzięki czemu uwolni się od natrętek, a ona z pewnością zyska pretendentów do swojej ręki, skoro sam książę uznał ją za pożądaną partię... Plan wydaje się niemal doskonały, pod warunkiem że oboje zachowają go w sekrecie. I faktycznie działa znakomicie - na początku... Kiedy pląsają z gracją po sali balowej, ona z rumieńcem na policzkach, on zaś wpatrzony w nią płomiennym spojrzeniem, trudno uwierzyć, że ich zaloty to tylko fikcja... Trudno, bo pośród pełnego blichtru, plotek i intryg świata elity Londynu jest tylko jedna stała rzecz: miłość, która złamie każde reguły...
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2021-01-13
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 480
Tytuł oryginału: The Duke and I
Tłumaczenie: Wiesław Lipowski
Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że sięgnę po książkę łączącą historię z romansem, kazałabym mu się puknąć w głowę i zmienić dostawcę leków. Dlaczego? Bo ja i powieści historyczne to dwa zupełnie odrębne światy. A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie wsiąknęłam w świat Bridgertonów.
Zaczęło się dość banalnie, czyli ktoś polecił mi serial na Netflixie. Chociaż słowo "polecił" nie jest tu do końca adekwatne, raczej mimochodem wspomniał coś przy rozmowie z inną osobą, a jedyne, co słyszałam, to tony zachwytów. Z początku trochę się podśmiewywałam, że to nie dla mnie, ale pewnego dnia z braku chęci do jakichkolwiek innych zajęć włączyłam serial. No, i po pierwszym odcinku przepadłam, a po dwóch dniach miałam już obejrzane dwa i pół sezonu. W oczekiwaniu na kolejne odcinki, postanowiłam sięgnąć po książki, by porównać ekranizację z oryginałem.
Zanim jednak przejdę do konkretów, tym, którzy nie są w temacie, szybko przybliżę fabułę "Mojego księcia", czyli pierwszego tomu serii o Bridgertonach autorstwa Julii Quinn.
Historia kręci się wokół Daphne Bridgerton, której jedynym aktualnym zadaniem jest znalezienie sobie dobrego męża. Chadza więc po balach, podczas jakich matka zmusza ją do rozmów z wieloma kawalerami, co dziewczynie niezbyt się podoba. Nie lubi być w centrum uwagi. Jest jednak inteligentna i urocza, ale jakoś nie potrafi zwrócić uwagi panów (a przynajmniej nie tych, których uwagi by pragnęła).
Do czasu.
Do Londynu przyjeżdża książkę Hastings, co staje się największym wydarzeniem wśród socjety. Zwłaszcza że jest kawalerem. Sęk w tym, że Simon Hastings nigdy w życiu nie zamierza się żenić, o czym niestety żadna panna na wydaniu nie zamierza pamiętać.
Wskutek zbiegu okoliczności książę i Daphne po cichu zawierają niezwykle intratną umowę. Simon ma udawać jej adoratora, dzięki czemu upieką dwie pieczenie na jednym ogniu. On będzie miał spokój od niezwykle irytujących i nachalnych panien (oraz ich matek), a Daphne zyska w oczach innych mężczyzn. W końcu wzbudziła zainteresowanie w samym księciu, a to już coś.
Jak potoczą się losy tej niezwykłej pary? Czy uda im się doprowadzić plan do końca? A co jeśli prawda wyjdzie na jaw?
"Mój książę" to lekka książka, napisana przyjemnym stylem, przez którą dosłownie się płynie. Historia jest wciągająca, bohaterowie przyjemni (nie tylko dla oka), a do tego pojawia się wiele naprawdę zabawnych momentów czy rozmów, dzięki którym uśmiech sam ciśnie się na usta. Te prawie pięćset stron pochłonęłam w trzy dni (byłoby szybciej, gdyby nie noworodek w domu) i ani razu nie miałam ochoty odłożyć książki. Ba, bywały momenty, w jakich bezwiednie zastanawiałam się, co dalej poczną bohaterowie.
Podobała mi się relacja między Simonem a Daphne, ponieważ jej pierwszym fundamentem była przyjaźń. Owszem, pojawiło się też skrywane, często racjonalnie odganiane pożądanie, a jednak tę dwójkę połączyły głównie śmiech i szczerość. Przynajmniej na początku, bo im dalej w las, tym autorka zapewniła im cały rollercoaster emocji oraz mnóstwo kłód pod nogi. W "Moim księciu" wyróżnia się również relacja między Daphne a jej starszymi braćmi, którzy zrobią wszystko, byleby chronić siostrę. Uważam to za nadzywczaj urocze.
Książka nie była jednak całkowicie idealna. W porównaniu do serialu zabrakło mi tutaj pobocznych wątków. Historia w stu procentach skupiła się na Daphne i księciu, inne sprawy pozostawiając gdzieś hen, hen w tle. A czasami miałam ochotę na pewną nutkę dynamizmu, wręcz dramatyzmu, z zupełnie innej strony. Jak to w życiu bywa, kilka fragmentów zostało przeinaczonych albo całkowicie pominiętych w serialu, ale to zaledwie drobnostki. Mogę z ręką na sercu stwierdzić, że ekranizację oddano naprawdę wiernie.
Nie mogę jeszcze nie wspomnieć o jednym aspekcie. A mianowicie największym zaskoczeniem (mowa o fabule) był dla mnie brak świadomości seksualnej u młodych kobiet. Dopóki nie zostały wydane za mąż, ich wiedza była - oględnie mówiąc - mikroskopijna. Chociaż po zamążpójściu też mogły niewiele rozumieć; wszystko zależało od tego, co im przekazały matki w przeddzień ślubu. Szczerze mówiąc, dla mnie to byłoby kompletnie nie do pojęcia i jeśli w tamtych czasach rzeczywiście tak było, to ogromnie współczuję kobietom. Zwłaszcza jeśli zawierały ślub z rozsądku, a nie z miłości. Wtedy podczas nocy poślubnej mogłyby się co najmniej... zdziwić.
Podsumowując, "Mój książę" to przyjemna, lekka i zabawna historia romantyczna, którą polecę każdemu, kto ma ochotę na ucieczkę do pięknych, przepełnionych nadzieją krain. Powieść jest raczej jednowątkowa (skupia się na relacji między dwójką głównych bohaterów), przez co w żaden sposób nie jest skomplikowana, jest idealna na rozluźnienie i odprężenie, zwłaszcza jeśli w głowie kotłuje się zbyt wiele myśli. Opowiada o silnych więzach rodzinnych, prawdziwej miłości oraz o honorze, który często bywa zgubny i może prowadzić nawet do śmierci. To jak? Czujecie się już przekonani? :)
Po burzliwych historiach w moich ostatnich lekturach, zanurzyłam się w cudnym świecie dam i książąt. Uwielbiam czytać o tamtych czasach, kiedy kobiety chodziły w sukniach po samą podłogę, panowie zawsze elegancko w surdutach. Paniom wiele zabraniała etykieta, bo wiele rzeczy po prostu nie przystoi kobiecie. Chociażby taki temat jak sex, to w tamtych czasach temat tabu. Młodziutkie dziewczęta wychodząc za mąż były zupełnie nieświadome tego czego oczekuje od nich mąż w sypialni. O tych rzeczach się po prostu nie mówiło, bo to nie wypada. Tym bardziej byłam zaskoczona kiedy autorka tak barwnie opisywała sceny łóżkowe. Oczywiście wszystko było przedstawione ze smakiem i tak żeby zachęcić a nie zniechęcić do dalszego czytania. Krótko mówiąc były to czasy, kiedy życie było znacznie prostsze niż dziś. Właśnie w tych czasach żyli bohaterowie serii o Bridgertonach.
W pierwszej części poznajemy Dafne Bridgerton, jestesmy świadkami jej rodzącej się miłości do księcia Hastingsa.
Dafne to młoda dama, która ma trzech starszych braci. Nauczyła się przy nich jak rozmawiać z mężczyznami. Jest kobietą, która nie boi się mówić bez owijania w bawełnę. Dziewczyna weszła już do towarzystwa, została przedstawiona kawalerom jako dama do wzięcia. Jednak nikt na poważnie nie brał jej osoby pod uwagę. Wszyscy zgodnie twierdzą, że Dafne to cudowna kobieta, z którą można porozmawiać, a mimo to nikt nie odważył się po prosić jej o rękę. Ciekawe dlaczego? Czyżby bracia maczali w tym swoje paluszki? Tak było dopóki na drodze Dafne nie stanął książę Hastings.
Simon Basset to młody mężczyzna, który mimo trudnego dzieciństwa, wyrósł na przystojnego dziedzica tytułu księcia Hastings. Simon za młodu jeździł po świecie i prowadził rozwiązły tryb życia, jednak pewnego dnia postanowił wrócić do Londynu, swojej ojczyzny. Wkrótce po powrocie przez przypadek poznaje Dafne, siostrę swojego przyjaciela. Od pierwszej chwili dziewczyna urzekła go i choć o tym nie zdawał sobie z tego sprawy, już wtedy skradła jego serce. Z racji tego, że Simon nie chciał się żenić, a Dafne nie miała żadnych propozycji oświadczyn, książę wpada na szalony pomysł. Otóż zaproponował Dafne, że będą udawać zainteresowanie sobą. On będzie na niby starać się o jej rękę. Dzięki temu ona wzbudzi zainteresowanie innych mężczyzn swoją osobą, a jemu dadzą spokój wszystkie panny na wydaniu i ich matki oczywiście także.
Dafne się zgodziła na propozycję Simona a na konsekwencje swojej decyzji nie musiała długo czekać.
Jakie były konsekwencje decyzji Dafne i Simona? Czy to możliwe, że zatwardziały kawaler i niewinna dziewczyna poczuli do siebie coś więcej niż sympatię?
To moje pierwsze spotkanie z autorką i Bridgertonami. Książka należy do tych niedokładalnych, gdyby nie to że musiałam dziś pójść do pracy skonczylabym ją jeszcze przed południem Quinn napisała ją bardzo prostym językiem, przez co czyta się łatwo, szybko i przyjemnie. Już przepadłam i będę musiała zdobywać kolejne tomy tej serii, bo po prostu jestem ciekawa o kim będzie historia w kolejnej części serii.
Potraktowałam tą książkę jako przewietrzenie głowy od zbrodni, krwi i morderstw. Nie przepadam za taką literaturą, ale o dziwo nie mogłam przestać czytać Myślę, że to lekka lektura, która przypadnie nie jednej z Was do gustu
Polecam
O takiej miłości marzą miliony kobiet. Przeurocza i wspaniała powieść oparta o 1813 rok, gdzie panują królowie i hrabiny. Swoiste zasady, które pozwalają swoim matkom szukać kandydatów na męża. Opisy bali i śmietanki towarzyskiej, którą wciąż ktoś obgaduje. Pojedynek na śmierć i życie, który według zwyczajów jest zabroniony, jednak nadal obecny. Wzruszenie jest tu niemal nakazane. Nie da się oprzeć łzom, gdzie podczas pierwszych stron opisane jest przyjście księcia na świat. Pokochałam ta powieść już od pierwszego wersu. Dalsze losy bohaterów tylko ten zaszczyt pogłębiły. Nie miały bowiem łatwego losu dziewczyny poszukujące swojego męża.. A rola matek była tam nieoceniona. Tuptały przed swoimi córkami niczym tykające bomby, których kawalerowie w zabawny sposób unikali. Takim kolejnym nudnym wieczorem okazałby się i ten, gdyby nie drobny incydent z udziałem Daphne. Serce księcia brnęłoby galopem do niej, gdyby nie pakt, którego nie można by obejść.
Daphne jest nad wyraz inteligentną kobietą i robi co może, by obrócić sprawy po swojej myśli. Podziwiam taką postawę, gdyż czasy w których żyła nie pozwalały kobietom o niczym decydować. Była takim typem kobiety, gdzie jeśli już coś robiła czy mówiła, to klękajcie narody. Już samo jej spojrzenie wywoływało posłuszeństwo, co z pewnością było odziedziczone po swojej matce.
Jednocześnie jej wiedza na tematy miłości była krucha i wątła niczym płatek róży.
Książę jest osobą bardzo silną, choć na swoich barkach nosi brzemię porażek ojca. Depresyjne momenty sprawiały, że z lwa głodnego zemsty przemieniał się w jednodniowe kocię zacinające przy miałczeniu. Wiele z Daphne razem wycierpieli zanim doszło do nich, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze.
Gdy kończy się książka mamy pewien niedosyt, co spostrzegło sama autorka, dlatego też zamieściła na końcu jeden epilog, a potem drugi. To jednak nie zmienia faktu, że chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej w postaci kolejnej części, która zapewne równie mocno mnie zachwyci jak pierwsza.
O Bridgertonach nie dało się nie słyszeć. Kiedy na Netfliksie pojawił się serial stworzony na podstawie powieści Julii Quinn, cały świat dosłownie oszalał. Ja skutecznie trzymałam się z daleka od tej historii, chcąc najpierw zapoznać się z książkowym pierwowzorem. W drodze na wakacje udało mi się przeczytać cały pierwszy tom serii. Czy Mój książę zaskarbił sobie moją sympatię? Czy był to dobry romans historyczny? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tej recenzji.
Daphne jest piękną i inteligentną młodą kobietą. Wydawać by się mogło, że kręci się wokół niej sporo zalotników... prawda jest jednak ciut inna. Wszyscy mężczyźni traktują ją jak przyjaciółkę i żaden nawet nie pomyśli o tym, by się do niej zbliżyć. Simon z kolei nie ma najmniejszego zamiaru się żenić, choć wszyscy go to tego usilnie namawiają (biedny chłopina, co to on się namęczy słuchaniem tego wszystkiego). Z tego powodu proponuje Daphne pewien układ: on będzie udawał jej adoratora, a ona wówczas zyska wianuszek zazdrośników, gotowych ją odbić. Co jednak, gdy ich mała intryga wyjdzie na jaw, a ludzie zaczną plotkować? No i przede wszystkim: co, jeśli do głosu dojdzie silniejsze uczucie niż zwykła przyjaźń?
No i cóż. Już w tym miejscu mogę napisać, że fanką tej książki to ja nie jestem. Podeszłam do niej ze sporym entuzjazmem, a im dłużej pozostawałam w tej historii, tym coraz mocniej się nudziłam. Tak, ta książka jest cholernie nudna i nie mam zamiaru tego ukrywać. Pierwsza połowa opowiada o... niczym? Chociaż w teorii autorka przedstawia nam głównych bohaterów i powody, dla których znaleźli się w tym miejscu, w którym są teraz (to dotyczy głównie Simona), to w praktyce wyszło to bardzo płasko i nieciekawie.
Główna bohaterka, co do której miałam pewne nadzieje, okazała się zwyczajnie nijaka. Daphne nie wykazała się żadną konkretną cechą charakterystyczną, a jedyny fakt, jaki kojarzy mi się z tą postacią po skończeniu powieści, jest ten dotyczący jej obrzydliwego zachowania względem Simona. Nie będę spoilerować, nikt tego nie lubi, ale wybierając tę pozycję, trzeba się na to nastawić (na ten konkretny fragment). W pewnym stopniu cieszę się, że autorka postanowiła pójść w tę stronę i pokazać ten wątek zamieniając role, ale nadal: było to bardzo złe i odpychające (a przynajmniej dla mnie).
Autorce trzeba oddać to, że ma całkiem lekkie pióro, więc pomimo nudnej pierwszej połowy, czytało mi się ją całkiem szybko. Strony przewracały się same, jednak co z tego, skoro nie czułam większej przyjemności z poznawania tej historii? Może i brzmię teraz bardzo krytycznie i negatywnie wręcz, ale nic na to nie poradzę. Druga połowa książki zasługuje na więcej uwagi – tutaj zaczęło się dziać całkiem dużo konkretnych (i przede wszystkim: ciekawszych) sytuacji, więc tutaj moje zainteresowanie wzrosło.
Ostatecznie jednak nie mogę ocenić Mojego księcia na ocenę bardzo dobrą, czy nawet dobrą. Wynudziłam się, zostałam zniechęcona i choć po takim wstępie raczej nie powinnam męczyć się z kolejnymi tomami, zrobiłam to i aktualnie jestem również po lekturze części drugiej. Jednak o niej opowiem następnym razem. Podsumowując, jeśli lubicie romanse historyczne i szukacie czegoś ciekawego i przyjemnego do przeczytania, to raczej szukajcie dalej – ale nie zniechęcam całkowicie, możecie śmiało sprawdzić na własnej skórze, czy pierwszy tom Bridgertonów przypadnie Wam do gustu.
"Wyszeptał jej imię, musnął palcami policzek. Jej oczy rozwarły się szeroko, a usta rozchyliły. I w końcu nastąpiło to, co było nieuniknione."
Na samym początku muszę się przyznać, że sięgnęłam po tę książkę tylko ze względu na serial. Przed jego obejrzeniem nigdy wcześniej nie słyszałam ani o autorce, ani o historii Simona i Daphne. Ekranizacja bardzo mi się podobała, więc wobec książki miałam tak samo duże oczekiwania. Czy zostały one zaspokojone? Tego dowiecie się w dalszej części recenzji, a teraz (dla tych, którzy jej jeszcze nie znają) przedstawiam, krótki opis fabuły:
Daphne Bridgerton już swego czasu została wprowadzona na salony, jednak nie może szczycić się wielkim gronem zalotników. Pewnego wieczoru nadarza jej się jednak okazja pozyskania takowych kandydatów na męża, kiedy książe Simon przedstawia jej pewną ofertę. Jako, że on sam nie chce się ożenić, proponuje Daphne udawanie jej adoratora. W ten oto sposób ona ma szansę pozyskania większej ilości zalotników, a on może się uwolnić od wielu młodych dam i ich matek. Jednak czy ten plan ma szansę się udać?
"-Wcale nie jesteś nudna. A ja... - jego głos opadł do drżącego szeptu - cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Znam tak niewielu naprawdę szczęśliwych ludzi."
Książka zdecydowanie różni się od serialu. Już sam wygląd głównych bohaterów jest nieco inny, a tak wiele wątków przedstawionych na ekranie, w książce w ogóle nie ma. Najbardziej zawiodłam się na tym, że w wersji papierowej nie znajdziemy nic o przyjaźni Penelopy i Eloise czy królowej, która na każdy sezon wybiera sobie najpiękniejszy diament bez skazy. Julia Quinn przedstawia nam za to rozwinięcie wątku o dzieciństwie księcia (relacja z ojcem i jąkanie), o którym nie było aż tak dużo na ekranie. Zatem jestem w stanie stwierdzić, że tak samo serial jak i książka mają swoje określone zalety. Jako, że ekranizację widziałam jako pierwszą, książka stanowiła dla mnie jej swego rodzaju dopełnienie.
"Lecz wówczas coś się wydarzyło... a może działo się to przez cały czas, tylko on robił wszystko, by tego nie dostrzec."
To, co w książce było dla mnie bardzo interesujące to również drugi epilog zamieszczony przez autorkę, która zdecydowała się w nim zawrzeć opowiadanie, którego akcja rozgrywa się długo po wydarzeniach opisanych w powieści. Daphne i Simon mają tam już gromadkę dzieci i ich życie toczy się nieco inaczej. Z pewnością jest to ciekawy dodatek, który stanowi niezwykłe dopełnienie tej historii.
"Jej oczy się zmieniły; teraz niemal jaśniały. I rozchyliła usta... tylko troszkę, tylko tyle, żeby zaczerpnąć powietrza, ale wystarczająco, aby nie mógł oderwać od niej wzroku."
Wielokrotnie zastanawiałam się czy lepsza jest dla mnie książka czy może serial, ale nadal trudno mi wybrać. Uważam, że jedno i drugie ma w sobie coś wyjątkowego. Relacja Daphne i Simona to często walka z demonami przeszłości, które wspólnie muszą pokonać. Zarówno w wersji papierowej jak i na ekranie zostało to świetnie ukazane.
Książka, która już od dłuższego czasu była na mojej liście do przeczytania. I jestem nią zachwycona! Wciągnęła mnie totalnie!
Bardzo podobały mi się rozterki bohaterów, pełne humoru i ważnych decyzji.
Doskonale było przenieść się w czasie. Historyczne tło świetne podkręcało akcję. Najlepsza powieść jaką czytałam w ostatnim czasie.
Z pewnością przeczytam kolejne tomy i to jak najszybciej! Mam wrażenie, że ten cykl nigdy się nie znudzi...
A Ty czytałaś? Który z tomów podobał Ci się najbardziej?
PS
I chyba zajrzę jak tę powieść zekranizowano na Netflix.
Daphne Bridgerton jest kobietą, w której mężczyźni widzą tylko przyjaciółkę. Nie widać wokół niej roju zalotników, a o wymarzonych zaręczynach może na razie tylko myśleć.
Simon jest księciem, który nie zamierza się żenić, ale liczne panny na wydanie, a przede wszystkim ich matki, nie dają mu spokoju.
Mężczyzna wymyśla więc plan doskonały - proponuje Daphne, że zacznie udawać jej adoratora, dzięki czemu będzie miał spokój od prób zeswatania go, a panna Bridgerton stanie się na pewno bardzo pożądaną partią w towarzystwie, skoro nawet książę coś w niej zauważył.
Ale czy taki plan jest w stanie działać na dłuższą metę?
Ta historia wciągnęła mnie już od pierwszych stron!
Jestem ogromną fanką powieści, których akcja dzieje się w XIX w., dlatego obok tej również nie mogłam przejść obojętnie. Wspaniale czytało mi się fragmenty mające swoją akcję na wystawnych balach, czy w dworskich posiadłościach. Uważam, że klimat tamtych czasów został zachowany i przedstawiony we wspaniały sposób.
Bardzo podoba mi się pomysł z "Kroniką Lady Whistledown" i jestem niezmiernie ciekawa, czy poznamy tożsamość autorki najchętniej czytanej, lońdyńskiej gazety.
Jeżeli chodzi o bohaterów, to jestem totalnie oczarowana. Daphne jest wspaniałą osobą, która chce być po prostu szczęśliwa na tyle, na ile pozwalają jej stereotypy w czasach, w których żyje.
Simon natomiast to niesamowicie wykreowany bohater. Z każdego wypowiedzianego przez niego zdania wylewa się udręka i żal, spowodowany nieszczęśliwym dzieciństwem. Widać, że przeszłość nadal odbija na nim piętno, z którym nie może sobie poradzić. Przez to wszystko, jego relacja z panną Bridgerton wydaje się jeszcze bardziej niesamowita. Wspaniale czytało się zarówno o ich intrydze, jak i o późniejszych wydarzeniach, które dzieją się na kartach tej historii.
Bardzo polubiłam też starszych braci głównej bohaterki - szczególnie Collina. Uważam, że ich miłość i oddanie dla młodszej siostry były nie do podrobienia i naprawdę było czuć, jak bardzo zależy im na jej szczęściu.
Jestem bardzo ciekawa kolejnych części tej historii i już nie mogę się doczekać, kiedy zabiorę się za kolejny tom!
8/10
Z twórczością Julii Quinn, poczytnej autorki romansów historycznych, spotykam się po raz pierwszy. Po lekturze wznowionej przez Wydawnictwo Zysk książki „Mój książę” wiem, że nie będzie to nasze ostatnie spotkanie.
Ależ to było urocze! Od razu napiszę, że nie oglądałam serialu. Nie mam więc porównania i oceniam tę historię wyłącznie na podstawie tego, co przeczytałam w publikacji. Książka nie jest wybitna, nie jest to literatura z wyższej półki, ale tego od niej nie oczekiwałam. Jest też nieco przewidywalna. Jednak ani odrobinę nie przeszkadza to w czerpaniu przyjemności z lektury. Książka zachwyciła mnie swoją lekkością, bardzo przyjemnym stylem autorki i świetną kreacją bohaterów. Powieść wciąga, chociaż początek jest nieco drętwy. Akcja w pierwszej części nie jest zbyt dynamiczna, dzieje się również sporo mniej niż później, co może niektórych zniechęcić do kontynuowania tej opowieści. A szkoda, bo im dalej w tej historii, tym ciekawiej. Na pochwałę zasługuje konstrukcja bohaterów. Moim zdaniem, jest to najmocniejszy punkt książki. Każdy z bohaterów jest inny, wyróżnia się na tle reszty. Wszyscy są wyraziści i pełnokrwiści. Nie potrafię sobie przypomnieć postaci, której w tej powieści nie byłabym w stanie polubić. Szczególnie zapadli mi w pamięć bracia Daphne, którzy byliby w stanie zrobić dosłownie wszystko, aby chronić swoją siostrę. Cudownie została przedstawiona relacja między rodzeństwem.
Książka jest bardzo dobrze napisana i czyta się ją błyskawicznie. Każdy rozdział rozpoczyna Kronika Towarzyska lady Whistledown, która stanowi bardzo interesujący dodatek do właściwej fabuły. Chociaż ta potrafi zainteresować również bez jakichś specjalnych wstawek. Relacja rozwijająca się między głównymi bohaterami jest intrygująca i z zaciekawieniem śledzi się to, jak z biegiem czasu się zmienia. Jednak najbardziej tajemniczym elementem fabuły i zarazem trzymającym w największym napięciu i dostarczającym najbardziej intensywnych emocji, są sekrety z przeszłości Simona. Na koniec kilka słów na temat Daphne, bo to w związku z jej osobą mam małe wątpliwości odnośnie książki. Dziewczyna jest piękna, inteligentna, dobrze wychowana. Początkowo wydaje się być naiwna i nie mieć w ogóle doświadczenia z mężczyznami. Z drugiej strony potrafi walczyć o swoje, a nawet umie sięgnąć po to, co w jej odczuciu jej się należy. I nie widać, że ma nikłe doświadczenie w sferze uczuć. Coś mi tu nie zagrało. Mimo to lubię tę bohaterkę, za jej siłę i za walkę o siebie.
„Mój książę” to całkiem dobry romans, który naprawdę przyjemnie i szybko się czyta. Jest chemia, są emocje i świetni, charakterni bohaterowie. To urokliwa, choć nieco przerysowana opowieść. Warta jednak poznania jako pierwowzór bijącego rekordy popularności serialu Netflixa. Przyjemnie spędziłam z tą książką czas i, jeśli lubicie lekkie, niewymagające romanse, z czystym sumieniem mogę ją Wam polecić.
Jeśli miałabym określić tę książkę jednym słowem byłby to: schemat.
Książka doskonale wywiązuje się ze schematu typowego romansidła. Powiedziałabym nawet, że obłędnie dobrze. Mniej więcej w połowie zaczęłam wznosić modły, żeby jednak czymkolwiek zaskoczyła, gdzieś zakręciła, zboczyła z utartej ścieżki. Nikt ich nie wysłuchał.
Tym bardziej nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu, jaki za oceanem wywołała autorka. Jej powieści sprzedają się w milionowych nakładach, a ona jest określona królową romansu historycznego. Dla jasności podkreślę, że ta książka ma ledwo mdławe pojęcia o historii. Oczywiście reklama dźwignią handlu, wiem.
Poza tym, że bohaterowie mają jakieś tam epokowe stroje Julia Quinn nawet nie pokusiła się, żeby sprawdzić jak taki strój wyglądał. Ile miał warstw i co należało zrobić, żeby go zdjąć, bo oto Simon jednym pociągnięciem tasiemki sprawia, że suknia (balowa!!!) Daphne opada aż do pasa, obnażając ją kompromitująco. I to była pierwsza scena, w której szczerze się roześmiałam.
„Bridgertonowie. Mój książę” nie zachowuje żadnych XIX wiecznych norm. Bohaterowie nie próbują nawet przemawiać w jakikolwiek „dawny” sposób, zachować pewnej wykwintności w obyciu. Nie zdziwiłabym się znajdując między wierszami współczesny żargon. Nie dbają o żadną obyczajność, choć autorka bardzo stara się sprawić wrażenie, że jest inaczej. Dla niej skandalem jest obnażenie kobiety, czyli, jakby nie patrzeć, dosyć współcześnie.
Na żadnej ze stron nie ma nawet śladu ducha czasu. Co więcej panna Daphne Bridgertone jest momentami po prostu pyskata, a mimo to uchodzi za niezwykle kulturalną panienkę. Przypuszczam, że miała być wzorowana na Lizzy Bennet, ale wyszło arogancko i zuchwale.
Powieść jest również nużąco długa, a podwójne, zupełnie niepotrzebne zakończenie, można zwyczajnie przekartkować. Nie wnosi niczego ciekawego. Można by ją skrócić przynajmniej o sto takich nic nie wnoszących stron.
Jak było do przewidzenia, kiedy pierwsze koty poszły za płoty scen seksu wyrosło jak grzybów po deszczu. I być może dałoby się na to przymknąć oko, bo to taki charakter powieści, gdyby były to sceny malownicze i pobudzające wyobraźnię. Niestety, kiedy Simon po raz trzeci poruszał biodrami w rytmie starym jak świat trochę współczułam Daphne monotonii.
Głośna stała się netflixowa scena, gdzie w serialu Bridgertonowie Daphne gwałci Simona. Owszem, według mnie zrobiła to. Zgwałciła swojego pijanego w sztok męża, po czym pękała z dumy. Moi drodzy, odwróćmy role. Kobieta wypija kilka kieliszków za dużo, a mężczyzna bierze ją w półśnie w celu prokreacyjnym. Mamy na to paragrafy, oni pewnie też już jakieś mieli.
Jedynym aspektem przyciągającym uwagę i pozwalającym z godnością przetrwać tę powieść jest poczucie humoru. Rzeczywiście w wielu miejsca tak bardzo trafia w punkt, że ciężko powstrzymać głośny śmiech. Moimi ulubionymi postaciami są matka Daphne i jej starszy brat. Właściwie tylko oni są naprawdę ciekawie napisani. Nie są tak bardzo rozchwiani jak cała reszta. Po prostu jacyś. I to właśnie sceny z nimi należały do najlepszych.
Współczesny język (forsa, idiota itp.), współczesne wynalazki (chusteczki [higieniczne] poszarpane w strzępy, które powstały niemal sto lat później niż dzieje się akcja powieści) i XIX wieczna Anglia. Uroczo. Czyta sie szybko, przyjemnie, jest wciągająco i śmiesznie zarazem, gdyż widać te wszystkie historyczne zgrzyty. Ale jeśli spojrzy się na tę historię jak na jeden wielki bal maskowy, to nie jest już tak źle. Od samego początku wiadomo, jak skończy się ta historia. Wiadomo też, że po drodze będzie pełno seksualnych uniesień i mężczyźni będą głównie dbać o kobiece ukojenie w łóżku - w niczym ta książka nie zaskakuje. Jednak czyta się wartko, historia szybko biegnie do przodu, są zwroty akcji i zabawne dialogi. Mężczyźni są tu prości jak budowa cepa, a kobiety są uduchowione i pełne rozwagi. Oczywiście nie wszystkie. Dotyczy to zwłaszcza głównych bohaterów. Mężczyźni są tu też mężni, szarmanccy i tacy bezmyślni, że łatwo nimi manipulować. Trochę to niesprawiedliwe, ale chyba taka jest właśnie ta lektura. Nie mniej była to przyjemna rozrywka i wciągnęła mnie historia Bridgertonów, dlatego pewnie jeszcze wrócę do tej serii.
Długo zwlekałam z sięgnięciem po tę książkę, choć serial uwielbiam ? Zapowiedź trzeciego sezonu była jednak punktem zapalnym mojej motywacji ?
"Mój książę" jest poprowadzony zupełnie inaczej od swojego serialowego odpowiednika. Pierwszy tom całą uwagę skupia na Daphne i księciu Hastings. Rodzeństwo oraz matka panny Bridgerton również się pojawiają, jednakże są dużo mniej obecni niż w produkcji Netflixa.
Zastanawiałam się jak duże będą różnice. Choć jest ich sporo to główny wątek pozostaje taki sam. Rozwój relacji między Simonem, a Daff, czy przerwanie pojedynku to kilka przykładów, które łączą książkę z serialem.
Jednak znacznie więcej jest różnic. Brak królowej, lady Danbury oraz podkoloryzowanie negatywnych emocji między kochankami. Daphne według mnie jest również bardziej błyskotliwa na kartach powieści niż w serialu.
Mimo różnic między książką, a serialem obie wersje tej historii mi się bardzo podobają. Teraz jeszcze bardziej ciekawią mnie kolejne tomy, choć nie wiem kiedy po nie sięgnę ?
Jeśli szukacie romansu historycznego, który oderwie Was od problemów życia codziennego to zdecydowanie warto sięgnąć po Bridgertonów.
Audiobook
Postanowiłam w końcu przeczytać, a raczej przesłuchać, bo zewsząd bombardują mnie zwiastuny, czy jakieś newsy dotyczące wersji serialowej z Netflixa i byłam ciekawa, czy mi się ta powieść spodoba, bo opinie o tym dziele są różne.
Najkrócej mówiąc to nie jest dobra książka. Przypominała mi popularne w latach dziewięćdziesiątych romanse historyczne, w których się kiedyś zaczytywałam, ale to było lata świetle temu i miałam kompletnie inny gust jeśli chodzi o literaturę. Ponadto irytowali mnie niektórzy bohaterowie, a zwłaszcza Simon (co za rozlazły, uparty i niezdecydowany typ) i jeden z braci Daphne - Anthony (chętnie dałabym mu z liścia, bo tak mnie wkurzał). Akcja dzieje się w 1813 roku, a postacie mówią językiem współczesnym i mi to przeszkadzało. Ponadto dialogi były często sztuczne i momentami słuchając czułam zażenowanie i zastanawiałam się jak to się może komuś podobać. Gdybym czytała papierową wersję nie skończyłabym tej książki, a sceny miłosne bardzo słabe i nudne.
Nie spodziewałam się, że "Mój książę" to będzie jakieś wielkie wow, ale chociaż porządne czytadło, które zapewni mi rozrywkę i mile spędzony czas, a jednak tak się nie stało. Napisana przez Urszulę Gajdowską seria "W dolinie Narwi", której akcja dzieje się wśród wyższych sfer na Podlasiu w początkach XIX wieku to arcydzieło w porównaniu z Bridgertonami i w dodatku okraszone sporą dawką humoru i tę serię polecam.
Nigdy więcej takich pozycji jak "Mój książę".
,,Powiedzenie, że mężczyzna potrafi być uparty jak osioł, byłoby zniewagą dla osła. ,,
Co powiecie na wycieczkę? Do XIX-wiecznego Londynu, gdzie bale są barwne jak jarmarki, suknie przesadnie zdobione jak dla sroczki i klimat, który tak inny, że przepiękny w swojej inności.
Dostajemy w nasze ręce romans, który swoją delikatnością i naznaczona etykietą jest subtelny i wyważony. Kobiety wiedzą, jakie panują zasady, a mężczyźni się do nich stosują. Więc skromne podchody, jakie robią w swoją stronę partnerzy, sprawiają napawanie się chwilą, przesadną kulturę i filigranowość w okazywaniu uczuć.
Zabawne dialogi, niesnacki między rodzeństwem i sama plotkara Lady Whistledown, która swoimi kąśliwymi uwagami i niewybrednymi żartami podsumowywała całą socjetę.
Podsumowując, książkę się czyta bardzo szybko i przyjemnie. Towarzyszą nam różne odczucia, które sprawiają, że lektura ta przesiąka przez nasze palce, a główna para bohaterów wydziera się w nasze serce, a my zaczynamy wraz z nimi kroczyć obraną drogą. Kłamstwo, które zamienia się w prawdę i nieścisłości, które kształtują naszego księcia, nadaje książce większej ciekawości, gdyż potrzebujemy wyjaśnienia i rozwinięcia pewnych sytuacji.
Oczywiście, ja z ogromną chęcią sięgam po kolejne tomy, bo została nam jeszcze reszta rodzeństwa do poznania.
Jestem osobą, która wyznaje zasadę, iż pierwsza zawsze powinna zostać przeczytana książka , dopiero potem przychodzi czas na ekranizację. W przypadku Bridgertonów jednak, było zupełnie na odwrót, a jednak, wyśmienity, wciągający serial upewnił mnie, że lektura pochłonie mnie bez pamięci. Nie myliłam się ani trochę, po przekroczeniu pierwszych stron przepadłam absolutnie, a czytanie przybrało formę nadzwyczaj angażującego doświadczenia. Bezsprzecznie, Quinn zafundowała swoim czytelnikom fascynującą i emocjonującą podróż w czasie i przestrzeni, z której powrót do szarej rzeczywistości będzie wyjątkowo trudny.
Autorka włada przyjemnym, błyskotliwym piórem, dlatego kartki przelatują przez palce w zawrotnym tempie. Nadzwyczaj sugestywny styl pisarki oraz rozmach, z jakim naszkicowana została powieść, angażują wszystkie zmysły, a czytający czuje się niemal jak uczestnik opisywanych wydarzeń. Widzi oczami bohaterów, słyszy ich uszami, wreszcie, w jakimś stopniu odczuwa tę lawinę skrajnych, odurzających emocji, jakie w przypadku głównych postaci, naszkicowano starannie, wręcz namacalnie. Julia Quinn, niczym prawdziwy wirtuoz gra na czytelniczych uczuciach, umiejętnie zwodzi, manipuluje, uspokaja złudną nadzieją, po to, by po chwili szyderczo z nas zakpić. Ciekawość, jak potoczą się losy tej interesującej pary staje się w końcu głównym priorytetem, w skutek czego, najmniejsza przerwa w lekturze stanowi istne katusze.
Kreacje bohaterów wypadły doskonale! Tak dosadnie i trafnie opisane zostały wszelkie rozterki postaci, że nie sposób ich nie pokochać i nie kibicować im całym sercem. I choć Simon i Daphne tak bardzo różnią się od siebie doświadczeniami, priorytetami czy życiowym celem, a ich los został już starannie zaplanowany, jak to zwykle bywa w przypadku gorącej miłości, mogą osiągnąć prawdziwe szczęście i spełnienie, tylko jeśli zaufają własnemu sercu.
Wyjątkowa w każdym calu, wciągająca bez pamięci, paraliżująca skrajnymi emocjami! "Mój Książę" to odurzający wstęp do jakże porywającej serii, który pochłania się z zapartym tchem i wypiekami na twarzy. Dla tak hipnotyzującej, misternie skonstruowanej i nadzwyczaj frapującej opowieści warto zarwać całą noc! Polecam!
Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności!Elizabeth Hotchkiss natrafi a w bibliotece na książkę pod obiecującym tytułem ,,Jak poślubić markiza". Napisaną jakby...
W jego oczach ona jest przemądrzałą kobietą. W jej oczach on zarozumiałym mężczyzną. Hugh Prenti ce nie cierpi przemądrzałych kobiet. A poza tym, nawet...
Przeczytane:2024-08-06, Ocena: 6, Przeczytałem,
Już od dawna nie mogłam się doczekać poznania książkowej serii Bridgertonów, na bazie której powstał jeden z moich ulubionych seriali na Netflixie.
Książka ma piękny i niesamowity klimat. Już od pierwszych stron nie mogłam się od książki oderwać. Książka nie jest idealnie zgodna z ekranizacją, znajdziecie tam kilka wątkowych różnic, które i tak nie mają wpływu na przebieg końcowy wydarzeń.
Autorka powieści przeniesie was do londyńskiej society, w której to w 1813 roku na małżeńskim rynku znalazła się jedna z córek Bridgertonów- Daphne. Znaleźć odpowiedniego kandydata na męża to nie lada wyczyn. Panny dwoją się i troją, kupują najpiękniejsze stroje, próbują co rusz przypodobać się. Kiedy na drodze Daphne pojawił się książę Simon, nie cofnęła się przed niczym, aby móc tylko zdobyć męża. Wspólne intrygi przyczyniły się nie tylko do
wzrostu zainteresowania ich osobą, ale również wywołały lawinę zdarzeń, które na zawsze odmieniło życie obojga.
,,Mój książę” to powieść pełna namiętności i uczuć. Napisana jest lekkim niczym piórko stylem, przez co będziecie się w niej zaczytywać aż do ostatniej strony. Książka pozwoli wam lepiej poznać przeszłość Simona oraz czasy długo wybiegające poza pierwszy sezon książkowej ekranizacji.
Jeśli jeszcze nie czytaliście tej świetnej książkowej serii, to serdecznie wam polecam. Czeka was sporo wrażeń.