"Szczera, liryczna, intymna ozdobiona ironią powieść" Daily Telegraph "Spodziewajcie się nominacji do każdej tegorocznej nagrody" The Times "Klejnot - niezwykłe kreacje postaci. Powieść zarówna intymna, jak i międzynarodowa" Washington Post "Potężna i poruszająca… Przypomina nam jaką moc może mieć beletrystyka" San Franciso Chronicle
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2017-10-12
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 478
Tytuł oryginału: The Ministry of Utmost Happiness
Język oryginału: angielski
Czytałam i czytałam, męczyłam potwornie i nie zmęczyłam. No po prostu nie i już. Opis był zachęcający, wydawałoby się, że będzie naprawdę ciekawie albo inspirująco, a tu klops. Było po prostu męcząco. Moja teoria na wytłumaczenie tego faktu jest taka: autorka, zaangażowana społecznie i politycznie, do tego potężnie sfrustrowana, przelała swoje emocje na papier. Być może autoterapeutycznie spełniło to swoją rolę, inaczej, moim zdaniem, nie. Książka napisana tak, że trzeba kurczowo trzymać się każdego zdania, bo myśli uciekają, takie to jest nijakie. Niby chwilami kwieciście, aby to samo zdanie dokończyć wulgaryzmem, bez sensu, nie podoba mi się. Naprawdę musiałam się pilnować, aby to czytać, bo wydawało mi się to miałkie, nieciekawe i przesadnie frustrujące. Literacko słabiutko. Ech... szkoda czasu, nie będę się męczyć.
Powieść Arundhati Roy jest próbą opowiedzenia skomplikowanych losów subkontynentu indyjskiego poprzez losy ludzi. Opowiada je w sposób niezwykły, bo oddając głos tym, którzy zwykle w Indiach tego głosu są pozbawieni: kobietom, dalitom ( niedotykalni) i Muzułmanom, którzy spotykają się i zamieszkują razem na cmentarzu. Losy bohaterów splatają się ze sobą w wielowymiarowy sposób, a autorka próbuje nam ten skomplikowany węzeł rozsupłać. Rozbudowane dygresje i metafory oraz nielineralność narracji, nie dają ławtcyh odpowiedzi, ale mnożą kolejne pytania. Przyznam, że była to trudna lektura, niekiedy męcząca i nadal się zastanawiam skąd tytuł ( szczęście - kwestia definicji, ale żeby było nizezrównane?). W porównaniu do Boga rzeczy małych, Ministerstwo jest bardziej zdystansowana, chłodna. Bohaterowie są opanowani, pewni podjętych decyzji, choć niekoniecznie ich wybory są rozsądne, choć niekonecznie je mają. Mam również wrażenie, że bohaterowie giną wśród dat, faktów i wdarzeń, a może tak właśnie jest: tylko nieliczni są oszczędzani przez koła historii? Na pewno warto przed lekturą choć wstępnie zapoznać się z historią i kulturą regionu, wtedy powieść będzie bardziej czytelna. Ale przygotujcie się na długą i trudną podróż.
Arundhati Roy, pisarka zaangażowana społecznie i politycznie, autorka głośnej powieści Bóg rzeczy małych, bezlitośnie rozprawia się z wyidealizowanymi...
Klasyczna historia o miłości na przekór podziałom społecznym Odznaczająca się kunsztowną narracją, głęboko poruszająca historia o...
Przeczytane:2019-03-10,
Każdy, kto mnie zna i czyta mojego bloga wie, że literatura indyjska to jedna z moich największych pasji a każde jej nowo wydane dzieło muszę choćby przekartkować. Dlatego też ogromną gratką zdała mi się być powieść Arundhati Roy „Ministerstwo niezrównanego szczęścia”. Pisarka zaliczana jest do ścisłego grona najlepszych indyjskich prozaików, toteż z wielkim zainteresowaniem zabrałam się za jej najnowsze dzieło.
Akcja powieści toczy się przez ostatnie 60 lat historii Indii, z naciskiem na współczesność. Jej bohaterami są reprezentanci najbardziej specyficznych (dla Europejczyka – dziwacznych) grup społecznych Indii. Mamy tu zatem i hidźrę Andźum (hidźra to mężczyzna czujący się kobietą, transseksualista, hidźry przebierają się w kobiece stroje, noszą mocne makijaże i dużo biżuterii, stosunek do nich jest dość niejednoznaczny – z jednej strony są zapraszane na przyjęcia, festyny itp., by rozbawić gości swą muzyką i śpiewem, z drugiej wśród Indusów wciąż żywe jest przekonanie, że spojrzenie hidźry przynosi pecha lub rzuca klątwę); żyjący na cmentarzu Saddam Husajn, którego największym idolem jest jego sławetny imiennik, a największym marzeniem dorównać mu okrucieństwem (wbrew swym postanowieniom jest on jedną z najsympatyczniejszych i najbardziej dobrodusznych postaci w książce); a także walcząca o wolność Kaszmiru Tilo i jej ukochany Musa.
Pisząc „Ministerstwo niezrównanego szczęścia” Arundhati Roy położyła największy nacisk na ukazanie kultury i historii współczesnych Indii (od roku 2000). Większość powieści osadzonych w tym kraju, które miałam przyjemność czytać, dzieje się w epoce kolonialnej i tuż po odzyskaniu niepodległości, dlatego też ukazanie zmian, jakie zaszły w tym państwie i jak funkcjonuje ono w XXI wieku czyni lekturę jeszcze bardziej interesującą. Co ciekawe, historia Indii jest w tej książce pokazana oczami grup spychanych na margines społeczeństwa, grup najbardziej represjonowanych: kobiet i Muzułmanów. W ostatnich latach w Indiach nasiliły się tendencje nacjonalistyczne, Hindusi dążą do tego, by hinduizm stał się religią państwową, a liczni wyznawcy islamu – religii odgrywającej do tej porty równie ważną rolę w kraju – są dyskryminowani. Kobiety zaś nigdy nie miały w Indiach lekko, zawsze były płcią, której coś było „nie wolno”, w skrajnych przypadkach dochodziło do tego, że nie było im wolno nic („ […] a poza tym kobietom nie wolno zbliżać się do grobu. Możemy go odwiedzić później, kiedy już wszyscy się oddalą. <<Kobietom nie wolno. Kobietom nie wolno. Kobietom nie wolno.>> Chodziło o to, by chronić grób przed kobietami, czy też kobiety przed grobem? Tilo nie zadała tego pytania.”).
W książce jest też sporo informacji na temat historii narodzin niepodległych Indii: wyzwolenia spod panowania Korony Brytyjskiej (1947), powstania Pakistanu (1947) i Bangladeszu (1971), a także przemian na arenie politycznej. Jednak najwięcej miejsca zajmują dzieje walk o niepodległość Kaszmiru, które – z przerwami – toczą się od 1947 roku. Niestety, w wątku tym pojawiło się wiele nudnych, rozwlekających akcję epizodów, z powodu których zdarzyło mi się kilka razy odłożyć „Ministerstwo...” na rzecz czegoś lżejszego. Bo powieść Arundhati Roy jest książką trudną, porównywaną bardziej do prozy Salmana Rushdiego czy pisarzy latynoamerykańskich (Llosa, Marquez, Isabel Allende) niż do popularnych historii o nieszczęśliwych hinduskich księżniczkach więzionych przez swych niegodziwych mężów.
Powieść łączy w sobie dwa gatunki charakterystyczne dla literatur krajów Trzeciego Świata: postkolonializm oraz realizm magiczny. Ten pierwszy przejawia się we wspomnianych już częstych nawiązaniach do przeszłości Indii i budowania ich nowej tożsamości na kolonialnym dziedzictwie, ten drugi zaś reprezentuje wszelkie elementy – zdawałoby się – nieprawdziwe, fantastyczne, magiczne właśnie (bohaterowie mieszkają na cmentarzu, ba, nawet prowadzą tam hotel, a jeden z mieszkańców tego przybytku głoduje już od kilkunastu lat, nie tracąc przy tym życia ani nawet zdrowia), ale jednak prawdziwe, będące częścią niezwykłej mozaiki kulturowej, z jakiej stworzone są Indie – tak realnej i tak magicznej.
Arundhati Roy zabiera czytelnika w podróż przez Indie mniej znane – nie te, które pamiętamy z popularnych filmów bollywoodzkich, lecz Indie brudne, biedne, pełne żebraków, hidźr i walczących o swe cele bojowników. Nadal są to jednak Indie w których rozlega się dźwięk brzęczących bransoletek, Indie kolorowych sari, Indie pachnące curry, kurkumą, kardamonem, Indie kobiet z czarnymi warkoczami i mężczyzn w turbanach. Indie prawdziwe.
Recenzja pochodzi z mojego bloga "Świat Powieści": http://swiat-powiesc.blogspot.com/