Miasto i rzeka
Być może jesteś jednym z nich: ludzi, których dotknęła utrata. Jednym z tych, którzy na własnej skórze poznali, że życie to koszmar, który wypala na tobie czarne znamię. Uważaj, może ktoś kiedyś powie ci o tym mieście. Uczyni to szeptem, poprzez aluzję, jakby wyjawiał jakąś wstydliwą tajemnicę. Być może tam pojedziesz. Zobaczysz stare, rozpadające się kamienice i lodowatą rzekę, którą płyną zmarli. Płyną po to, byś mógł odzyskać to, co straciłeś. Płyną po to, abyś kiedyś mógł do nich dołączyć. Żebyś mógł zrozumieć, że nie ma takiej zbrodni, której nie popełnisz w imię tego, co naprawdę kochasz.
Droga zjednoczenia
Wstrząśnięty niespodziewaną śmiercią brata, młody mężczyzna podejmuje prywatne śledztwo. Kolejne tropy prowadzą w przeszłość, do dnia, kiedy ojciec rodu zniknął w tajemniczych okolicznościach. Co takiego odkrył jeden z braci, że zdecydował odebrać sobie życie? I co takiego odkrył ich ojciec? I gdzie przepadł? Kiedy mówią ,,nie oglądaj się za siebie", mówią też o tym, abyś nie spoglądał w to, co minione. Bowiem przeszłość to otchłań - podejdź zbyt blisko, a pochłonie cię jej ciemność.
Wydawnictwo: Dom Horroru
Data wydania: 2018 (data przybliżona)
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 200
Język oryginału: polski
Lubię styl Guni i jego narrację - bo te opowieści nigdzie nie pędzą, każą się zatrzymać i zamyślić, choćby to zamyślenie nie było budujące. Tym bardziej, nawet mimo ostrzeżeń, zdziwiła mnie konstrukcja fabuły tej minipowieści, a właściwie pierwszej - tytułowej, z dwóch zamkniętych między czarnymi okładkami ozdobionymi grafiką Andrzeja Masianisa.
"Miasto i rzeka" opowiada o... płatnym zabójcy! Nietypowo, ale Autor nie byłby sobą, gdyby nie obudował tej historii dziwnością i tematyka dotyczącą tego, kim jesteśmy i co czujemy. Rzeczony killer przybywa do tajemniczego miasta u stóp gór, by dotrzeć do pewnego człowieka. Skoro morderca, to i trup się ściele (sceny walk wyszły zaskakująco dorze, Wojtek - jak coś możesz pisać powieści sensacyjne, choćby pod pseudonimem), nie tak gęsto jednak, jak gęsto osacza nas klimat tego miejsca. Próbując dotrzeć do doktora bohater musi zmierzyć się z zaburzoną urbanistyką i tajemnicą rzeki, którą codziennie spływają ciała. Wszystko to w akompaniamencie deszczu i dziwnych zachowań może nie mieszkańców, co raczej przebywających tam ludzi. Doktor może pomóc wskrzesić umarłych, ale za jaką cenę? Ile razy będziemy musieli ją zapłacić? Czy możemy i naprawdę chcemy?
Bardzo to niepokojąca i smutna opowieść o miłości, utracie i tęsknocie, ale też i o tym, że trzeba odpuścić, bo cena może być zbyt wysoka. Dla wszystkich. Sporo tu fajnych weirdowych ech, choćby to miasto, które przypomniało mi Sanatorium pod Klepsydrą (choć nie o czas tu chodzi) czy nawet Miasto ze Sklepów Cynamonowych - w bardziej ligottiańskim odcieniu. "Moc" doktora, owo przeklęte błogosławieństwo, strąca nas w otchłań przerażenia swoją postacią. Droga w górę rzeki - owo zstępowanie w zatracenie - jest potworna, zimna i okrutna.
"Droga zatracenia" to historia człowieka, który usiłuje dotrzeć do sekretów, jakie skrywał jego ojciec ( i znów Schulz i odwieczny weirdowy Ojciec). W przeciwieństwie do brata nigdy się tym nie interesował, ale po jego śmierci wpada we wciągający niczym bagno wir śladów, którymi chyba nie powinien kroczyć. Z okruchów dziennika ojca, zapisków, zdjęć i upartego wypytywania pozostałych przy życiu świadków buduje się obraz tajnego instytutu, w którym przez rytuały (eksperymenty) osiągano jakieś mroczne oświecenie. Nowy wspaniały świat i okultyzm, gnoza, zakazana wiedza, czarne słońce - to mnie tematycznie nieco zraziło. Autor wspomina o Jungu, nie jestem biegły w filozofii więc tu niewiele mogę wyciągnąć, ale chyba pewną rolę odgrywa tu nieświadomość jako owo oświecenie.
Sporo tu różnic w stosunku do wcześniejszej twórczości, ale też słychać wiele powracających nut. Zmiana formy wniosła powiew świeżości (no dobra, nadal ciężkiej i gęstej) do wcześniej kreślonych ponurych gmachów, tym bardziej więc jestem ciekaw nowych odsłon twórczości Autora.
„Złe wszechświaty” to zarówno sztuka wizualna i sztuka słowa – połączenie albumu fotograficznego i zbioru prozy poetyckiej Wojciecha...
Przeczytane:2022-06-20, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2022, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2022, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu - edycja 2022, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2022 roku, 12 książek 2022, 26 książek 2022,
Jesteście gotowi na trochę weirdu? Jeżeli tak, to zapnijcie pasy i sięgnijcie po poniższy minizbiorek. "Miasto i rzeka" to dwie historyjki: tytułowe opowiadanie oraz "Droga zjednoczenia".
Z pozoru całkowicie różne, w trakcie okazuje się, że mają kilka punktów wspólnych. Łączy je w głównej mierze to to, że bohaterowie muszą się zmierzyć z demonami przeszłości. Dotrzeć do sedna ich bólu. Pierwszy z narratorów boryka się z utratą dziecka, a drugi z samobójczą śmiercią brata i tajemnicami ojca z przeszłości.
Bohaterowie zostają zmuszeni do zanurzenia się w otchłani mroku, w samą ciemność. Jedynie mrok jest gwarantem uzyskania odpowiedzi na toczącego ich duszę raka cierpienia, lecz należy pamiętać, że każde takie spojrzenie będzie wiązało się z jeszcze większym bólem. Pragnienie przywrócenia życia zmarłym jest jednak tak silne, że narratorzy nie cofną się przed niczym by odzyskać to, co dawno utracili lub po prostu uzyskać nurtujące ich odpowiedzi.
Wojciech Gunia serwuje nam ciemność i bezustanny bezsens istnienia. Tym, co wyróżnia ten zbiorek na tle innych weirdów to oczywiście niesamowicie mroczny klimat i gęsta, lepka atmosfera.
To tu poczujecie jak ciemność ogarnia Wasze dusze i przepełnia żyły wywołując chęć wyplucia tej czerni. Wejdziecie tu, wraz z bohaterami w tajemnicze, opustoszałe miejsca, które przecina niekończący się deszcz. Nie będzie to lekka podróż, ale zaprowadzi Was tam, gdzie znajdziecie to, czego tak bardzo szukaliście.
To też opowieści o niekończącej się żałobie za bliskimi zmarłymi. Chęć nieistnienia, zakończenia zgniłego życia jest tu tak namacalna, że atmosfera tego bezsensu już na zawsze doklei się do waszych dusz.
Ludzkie lęki grają tu pierwsze skrzypce. Smutna i egzystencjalna to rzecz. Gunia jak mało kto potrafi poruszyć struny wrażliwości i to w miejscach, o których nie miałam pojęcia, że istnieją.
Weird fiction w pełnej krasie. Mocno polecam!