Poruszająca, choć też życiowo zabawna historia mediatorki sądowej, która musi nie tylko pomagać innym w rozwiązywaniu problemów, ale przede wszystkim stawić czoło własnym…
Mediacja to często jedyna okazja, by rozwiązać problemy, które dotykają wielu rodzin. Praca, która jest prawdziwym powołaniem. Czy jednak pomoże głównej bohaterce poradzić sobie z własnymi kłopotami?
Nękanie ze strony byłego męża, jego groźby pod adresem dzieci, wymagająca praca, brak wsparcia ze strony rodziców, to tylko niektóre wyzwania bohaterki. Musi ona jednak nie tylko stawiać im czoło, ale także pomagać w rozwiązaniu zawikłanych sytuacji rodzinnych w sądzie. Wszak od mediatorów oczekujemy cudów…
Pasjonująca powieść o przedstawicielce tak mało znanego zawodu, pełna przejmujących historii z sal sądowych, oparta na zawodowych doświadczeniach autorki.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2018-04-04
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 400
Język oryginału: polski
„Mediatorka” Ewy Zdunek zainteresowała mnie z racji posiadanego tytułu. Mediacje i negocjacje to były jedne z moich ulubionych zajęć na studiach. Dlatego bardzo byłam ciekawa co mnie spotka podczas lektury tej powieści.
Poruszająca, choć też życiowo zabawna historia mediatorki sądowej, która musi nie tylko pomagać innym w rozwiązywaniu problemów, ale przede wszystkim stawić czoło własnym…
Mediacja to często jedyna okazja, by rozwiązać problemy, które dotykają wielu rodzin. Praca, która jest prawdziwym powołaniem. Czy jednak pomoże głównej bohaterce poradzić sobie z własnymi kłopotami?
Nękanie ze strony byłego męża, jego groźby pod adresem dzieci, wymagająca praca, brak wsparcia ze strony rodziców, to tylko niektóre wyzwania bohaterki. Musi ona jednak nie tylko stawiać im czoło, ale także pomagać w rozwiązaniu zawikłanych sytuacji rodzinnych w sądzie. Wszak od mediatorów oczekujemy cudów…
Pasjonująca powieść o przedstawicielce tak mało znanego zawodu, pełna przejmujących historii z sal sądowych, oparta na zawodowych doświadczeniach autorki.
Bardzo długo zastanawiałam się jak ugryźć napisanie tej recenzji. Zawsze staram się być mocno subiektywna podczas pisania o przeczytanych przeze mnie książkach.
Lubię sięgać po nowych autorów – z nadzieją, że do kolekcji moich ulubionych dołączy kolejny.
Jednakże w tym przypadku pierwsze spotkanie z piórem autorki nie należało do udanych i muszę to napisać chociaż serce mnie boli – ale zawsze w opisywaniu swoich wrażeń po lekturze jestem szczera.
A zatem, powiem prosto z mostu – spodziewałam się pasjonującej lektury, a tymczasem początek przeczytałam, zaś resztę przemęczyłam. W międzyczasie przeczytałam kilka innych książek, co nie zdarza mi się praktycznie nigdy jeśli lektura wciągnie mnie w swoje szerokie ramiona fabuły. Widzicie więc, że była to niezmiernie trudna dla mnie przeprawa.
Opisywane w „Mediatorce” przypadki mediacji jakie główna bohaterka prowadziła były opisywane sucho i bezemocjonalnie – zdaję sobie sprawę, z tego, że czasem nie da się inaczej. No ale...czy musiało być tych przypadków aż tak wiele? Fajnie jest poznać od podszewki nietypowy zawód – który cieszy się coraz większą popularnością i najpewniej jest bardzo przyszłościowy, ale gdybym była na etapie podejmowania decyzji co do wyboru kształcenia i przyszłej kariery, po takich relacyjnych opisach od razu bym zrezygnowała. Może gdyby owe przypadki niosły ze sobą jakąś głębszą puentę, jakieś wnioski...ale nie, pozostawione są one tylko i wyłącznie na etapie zakończenia mediacji, a potem równie sucho wyrażona jest wzmianka o tym, że uczestniczka/nik umarł bądź nadal pozostają skłóceni. Czyli koniec końców człowiek, który nie ma pojęcia o tej pracy, jest w stanie pomyśleć sobie jedno – na co i po co komu są te mediacje, skoro i tak niczego nie dają?
Kolejną sprawą, która mnie zmęczyła było prywatne życie Marty. No tutaj to się dzieje...nie powiem, że nie. Rozwód, porwanie dzieci, otwarte konflikty z matką, bierny ojciec, wypadek samochodowy i tym podobne, a w tym wszystkim Marta, zagubiona i nieco zbita z życiowego tropu, która w tym samym czasie podejmuje zawodowo kolejne i kolejne mediacje.
Przy czym na samym końcu okazuje się, że wszystko to, czego Marta doświadczała w życiu na prywatnej stopie jest nieprawdą czy też iluzją jej własnego umysłu, gdyż wszystko to sobie wyimaginowała, no i jak by tego było mało dowiaduje się, że została adoptowana.
Boszsz… kompletnie się w tym pogubiłam, a jednocześnie poczułam się zirytowana i zawiedziona takim obrotem sprawy.
Marta raz kreśliła się w moim odczuciu jako osoba doświadczona i inteligentna, ale jej działania zdawały się temu przeczyć.
Powiecie, że człowiek czasem doświadcza w życiu sytuacji, które go przerastają. Owszem...sama nie raz i nie dwa stawałam na krawędzi załamania nerwowego, też jestem po rozwodzie, samotnie wychowuję dziecko, w ciągu roku straciłam dwie najbliższe mi osoby, a relacje z mamą nie zawsze są w kolorach tęczy...ale staram się zachować choćby minimum racjonalności w swoim myśleniu. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mój były mąż zabiera mi syna i nie wiem gdzie on jest, i go nie szukam! Absolutnie poruszyłabym niebo i ziemię, by znaleźć swoje dziecko. Tymczasem główna bohaterka w tym czasie zajmuje się mediacjami i żyje pracą, spotyka się z przyjaciółmi, których rady są kolokwialnie mówiąc „o kant d… rozbić”, bo przecież ojciec nie zrobi krzywdy swoim dzieciom. No nie :(
Albo choćby sytuacja, o której wspominałam wcześniej (czyli załamanie nerwowe Marty i jej urojenia) – nie mogę po prostu uwierzyć, że mając wokół siebie przyjaciół, nie mówiąc o matce czy ojcu – nikt jej nie powiedział, że dziwnie się zachowuje, i że powinna uda się do specjalisty po pomoc.
I tak to się wszystko w tej książce toczyło, dość dziwnym torem. Czytałam, brnęłam z mozołem, by się dowiedzieć, że większość z tego co przeczytałam nie działo się naprawdę, a jedynie w umyśle Marty.
Jedno co mi zostało w głowie to nurtujące pytanie „Co autor miał na myśli?”.
Nie chcę byście pomyśleli, że jestem całkowicie nastawiona „anty”, zatem wspomnę, że najbardziej podobały mi się perypetie kominiarza Zbyszka. Tak. Zdecydowanie to było na plus i wywołało na mojej twarzy uśmiech w czasie lektury.
„Mediatorki” w takiej formie jaka jest, osobiście nie mogę Wam polecić z czystym sumieniem, bo musiałabym zwyczajnie skłamać. Książka jest moim zdaniem zbyt irracjonalna. Postaci są nierealistyczne i zdarzenia są mocno naciągane – zwłaszcza reakcje Marty na to, co się dzieje w jej życiu.
Sama fabuła – ma pewien potencjał – którego niestety, moim zdaniem, autorka nie wykorzystała i zwyczajnie skupiła się na nic nie wnoszących w powieść wątkach. Po co?
Czy konieczne było wtrącanie w fabułę wątku kryminalnego, który nota bene dla mnie był jakby wycięty z nisko budżetowego filmu sensacyjnego, zagmatwało to cały obraz, który i tak był wystarczająco trudny do przełknięcia.
Zbyszek i Betka – przyjaciele Marty, bez korzeni, bez przeszłości, jako postaci drugorzędne zasłużyły sobie jedynie na poszlakowe poznanie, a szkoda.
Chyba w każdej recenzji tej powieści przeczytacie, że książka rzuca światło na bardzo tajemniczy zawód mediatora i robi to świetnie. Mediacje, choć nigdy nie brałam w nich udziału, nie są dla mnie niewiadomą (moja znajoma jest mediatorką). I muszę się zgodzić z tym, że rzeczywiście autorka opisuje je bardzo dobrze. Ciekawe, typowe, choć niebanalne sytuacje, z jakimi spotyka się w swoim zawodzie i sposoby rozmowy z klientami mogą nawet nauczyć tego, jak samemu poruszać sie w konflikcie. Niestety mediacje stanowią tylko część fabuły, a z całą resztą nie jest już tak kolorowo.
Przede wszystkim książka ma taką tendencję, że im wątek poważniejszy, tym wydaje się bardziej wyssany z palca. W zasadzie gdyby autorka trzymała się tylko tych mniej poważnych, czyli na przykład wątków z życia kolegi kominiarza, czy pogawędek z panem prokuratorem na sądowych korytarzach, być może jakoś zbudowałoby to solidną całość. Ale niestety nie trzymała się twardo gruntu. A w chwili, kiedy do obyczajowej fabuły włącza się wątek kryminalny odlatujemy do kompletnie innego uniwersum pościgów, gróźb i szalonych teorii spiskowych.
W pewnym momencie oczywiście wszystko się wyjaśnia w sposób bardzo logiczny, który nawet kupiłam. Ale zawsze musi być to przeklęte ale…
Kilka stron po wielkim wyjaśnieniu okazuje się, że znowu wracamy do pracy u podstaw. Autorka tak niewyobrażalnie gmatwa psychikę Marty, że koniec końców ja jako, wydaje mi się, uważny czytelnik, zupełnie tracę orientację w tym co jest prawdą, a co ułudą. Czy to celowe zagranie? Jeśli tak to totalny chaos, jaki panuje w głowie bohaterki i na kartkach powieści nie podbił mojego serca.
Do czego prowadzi większość wątków? Większość wątków prowadzi do części drugiej. Nie mam pojęcia co ma być w niej opisywane, bo już w zakończeniu pierwszego tomu nie działo się nic ciekawego. Prawdopodobnie znowu do szalonej intrygi włączy się wątek kryminalny i na scenę wejdzie postać, co do której istnienia do tej pory nie mam pewności… Chyba nie chcę się w to już głębiej wdrążać.
Książka częściowo bardzo dobra. I gdyby ją oprzeć przede wszystkim na mediacjach, gdyby bohaterkę bardziej zaangażować w sytuacje zawodowe, bardzo dobra byłaby do końca. Sporo zabawnych wątków rozładowuje napięcie towarzyszące rozstrzyganiu sporów. Jakby się tego trzymać naprawdę byłoby dużo ciekawiej. Niestety akcja zupełnie wymyka się ograniczeniom logicznego rozumowania i absurd zaczyna gonić absurd. I nawet późniejsze wyjaśnienie wszystkiego przypieczętowuje następny absurd. Żałuję, że nie mogę wam zdradzić więcej, bo to mogłoby być nawet całkiem śmieszne.
Z przykrością nie polecam Wam tej książki.
Mediacja jest metodą rozwiązywania sporów, gdzie zwaśnione strony mają szansę na porozumienie w obecności osoby trzeciej. Mediator musi zachować dystans, nie może wyrażać swoich opinii ani uczuć jednocześnie starając się dociec do prawdy tworząc ugodę.
Ogromnie oryginalny i rzadko spotykany w literaturze temat, prawda? Ewa Zdunek podjęła się napisania historii, w której główną bohaterką jest Marta, która wraz z przyjaciółką prowadzi biuro mediatorskie. Jest rozwódką z dwiema córeczkami, w tle zaś wyłania się dość nietypowy konflikt z rodzicami oparty przede wszystkim na braku czułości ze strony matki. Dlaczego Marta jest traktowana 'po macoszemu'? Dlaczego w domu rodzinnym spotkała się głównie z chłodem i posępnym wzrokiem matki a ojciec nie zrobił nic, by zbliżyć się do córki? Jakby tego było mało,
bohaterka zostaje potrącona przez samochód...
Czy to był przypadek?
Później znikają jej córki...
Czy wróciły z wakacji z ojcem?
A może dziadkowie spełnili groźbę?
Kto wie gdzie one są?
Prywatne życie Marty staje się sprawą dość kryminalną... Wypadek, porwanie, były mąż, detektyw... Wszystko to składa się na emocje i wyczekiwanie na wyjaśnienie... Jednak sporo faktów mnie tutaj zaskoczyło - przede wszystkim tajemnicze zachowanie rodziców Marty, lęk młodej kobiety przed dyktaturą matki a już fakt, iż bohaterka skupiła się na mediacji w szkole na tyle, że jej tęsknota za córkami przygasła i zapomniała o ciszy ze strony detektywa, który poszukiwał dziewczynek...
Dla mnie to niepojęte!!!
Pomaga w sprawach innych a jej własne życie się sypie...
Bycie mediatorką zupełnie nie pomaga jej w prywatnych problemach.
Czasami jej zachowanie jest irracjonalne!
Bardzo się cieszę, że mogłam poznać pracę mediatora (w której najważniejszy jest początek i pytanie "o co chodzi stronom?/co chcą osiągnąć?") i dowiedzieć się jakimi sprawami się zajmują. Choć nie wszystkie są łatwe, często trwają dłużej niż się zakłada a ich wynik bywa zaskakujący, nie tylko z uwagi na uzgodnienia ugody, ale również tego, jak los pokieruje życiem stron. A życie jak wiecie bywa interesujące, intrygujące i pełne niespodzianek.
Momentami było jak w filmie sensacyjnym, ale mimo niewielkich rozmiarów, nie udało mi się tej książki przeczytać szybko. Zabrakło mi czegoś - magii, lekkości, a może ciążył mi sam styl autorki, ale daję jej kredyt zaufania, bowiem powieść nie została zakończona. Nie poznałam wyjaśnienia wszystkich tajemnic z głównego wątku, czyli dotyczących Marty, dlatego z chęcią sięgnę po kontynuację, jestem bowiem ogromnie ciekawa jak Ewa Zdunek poprowadzi poszukiwania odpowiedzi na kluczowe pytania dotyczące rodziny i przeszłości tytułowej "Mediatorki".
Autorka pokazała nam, że w każdym konflikcie można znaleźć kompromis, trzeba tylko chęci. Pomóc może ktoś bliski lub całkiem obcy, bowiem sami nie zawsze potrafimy dostrzec sedno problemu a przecież zdarzają się również sprawy z 'drugiem dnem'... Oczywiście, bywa i tak, że łatwiej jest doradzać innym, jednocześnie nie radząc sobie z problemami własnymi.
Podsumowując - "Mediatorka" to napisana ciekawie i z humorem powieść, inspirowana doświadczeniami autorki. Szczegółowo i z dużą wiedzą opisała konkretne przypadki mediacji, dzięki czemu można poznać obszary życia, o których często nie mamy pojęcia. W książce nie zabrakło trudnej codzienności, emocji, tajemnic z przeszłości oraz patologicznych relacji matki z córką. Opinię o tej pozycji warto wyrobić sobie osobiście, mnie pozostaje oczekiwanie na kontynuację.
recenzja pochodzi z mojego bloga: http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2018/04/ewa-zdunek-mediatorka.html
Każdego dnia próbuje pomóc swoim klientom znaleźć kompromis w narastających konfliktach. Ułatwia im życie biorąc udział w skomplikowanych negocjacjach, raz po raz udowadniając, że pracy mediatora nie można porównać do żadnej innej. Niespodziewanie przychodzi czas, kiedy to jej przydałaby się pomoc, bo życie prywatne wywraca się do góry nogami.
Zanim sięgnęłam po „Mediatorkę”, o jej autorce nie słyszałam zupełnie nic. Nieco się obawiałam, bo do polskich książek wciąż podchodzę z dystansem, choć mniejszym niż wcześniej, to jednak pewne obawy pozostały. Tymczasem bardzo szybko przekonałam się, że sporo bym straciła, gdybym przeszła obojętnie obok tego tytułu.
Ta wiosenna premiera skusiła mnie przede wszystkim za sprawą odwołań do pracy mediatora. Przyznam szczerze, że niewiele wiedziałam na ten temat, dlatego też sięgnięcie po powieść kojarzyłam z możliwością poszerzenia wiedzy oraz pewną świeżością wśród wydawanych każdego dnia książek podobnych tematycznie. Ku mojej ogromnej radości kwestie mediacji okazały się szalenie interesujące, a w książce poświęcono im wiele miejsca i jeszcze więcej uwagi.
Nie zdawałam sobie sprawy, że praca mediatora to zadanie tak niewdzięcznie. Trudne, słabo płatne, angażujące emocjonalnie i obciążające psychicznie. Co więcej, o klienta często trzeba walczyć, bo mediacja wciąż pozostaje niedoceniana i spychana na margines. Bardzo dobrze czytało mi się o funkcjonowaniu w tym świecie, gdzie w zadziwiający sposób łączą się wszelkiego rodzaju spory, a niecodzienne problemy wymagają innego spojrzenia. Temat ten okazał się dla mnie na tyle zajmujący, że kolejne strony pokonywałam w zaskakującym tempie.
Zdunek podeszła do tej powieści z niewiarygodnym zaangażowaniem. Nie jestem jednak pewna, czy ta książka mogłaby być tak dobra, gdyby nie fakt, że jej autorka sama zajmuje się prowadzeniem mediacji. Bez wątpienia praca w tym charakterze pozwoliła jej oddać wady i zalety tego zajęcia, lepiej zrozumieć emocje towarzyszące ludziom w trakcie negocjacji, poznać charakter tej pracy z każdej strony. Przedstawione przez nią przypadki skłoniły mnie do wielu refleksji i przemyśleń. Każdy kolejny okazywał się jeszcze ciekawszy od poprzedniego. Wszystkie zaś zostały wspaniale opisane, przedstawiając sytuacje intrygujące, a przy tym bardzo realistyczne.
Autorka wykreowała bohaterów, których można polubić, a z pewnością można zapamiętać. To postacie niezwykle ludzkie, przypominające nam nas samych. Wydarzenia z ich życia nie pozostawiają nas obojętnych. Momentami czujemy przejęcie, czasami na twarzy pojawia nam się uśmiech. To sympatyczni bohaterzy każdego dnia zmagający się z przeszkodami losu, niepewni co znajdą za kolejnym zakrętem.
Magiczna formuła „ciąg dalszy nastąpi” wywołała we mnie mieszankę uczuć. Z jednej strony żal mi było, że koniec pojawił się za wcześnie, z drugiej zaś ucieszyłam się na myśl o kolejnym spotkaniu z tytułową mediatorką. To świetna, kobieca, przemyślana i dopracowana powieść. Napisana swobodnym stylem, przenosząca czytelnika do intrygującego świata, emocjonalna, ale także zabawna. Polecam.
Bardzo dobra, nie zgadzam się z opiniami, że jest nielogiczna lub zbyt dużo wątków. Takie jest życie, zawiłe, czasem niejasne a opisane przypadki są jak najbardziej realne. Pracuję w sądzie i wiem, że ludzie często kłócą się o błahostki. Autorka świetnie to uchwyciła. A mediatorzy to też ludzie, mają prawo do błędów, słabości i pomyłek w życiu. Podobnie, jak terapeucie, biora na siebie bardzo trudne, ludzkie problemy i nie zawsze potrafią się z nimi uporać. Świetna pozycja. Jeśłi ktoś czuje się rozdrażniony po jej przeczytaniu, być może dlatego, że odnalazł się w gronie bohaterów.
Świetna historia, dotyczy profesji dotychczas nieopisanej. Barwna, zabawna, nietuzinkowa i bardzo prawdziwa. Polecam!
Kiepsko. Jedna z najsłabszych pozycji jakie przeczytałam w tym roku :(
Emilia ma wreszcie poukładane życie. Wymarzony partner boku, dobrze zapowiadająca się kariera w telewizji w charakterze wróżki, a także...
Kontynuacja losów bohaterów powieści Mediatorka. Drugi tom powieści przyniesie między innymi odpowiedzi na pytania, dlaczego relacja Marty...
Przeczytane:2019-03-10,
Szczerze powiedziawszy, znajdzie się wiele osób, które nie znają problemów zawodu mediatora, a co gorsza - czym się taki człowiek zajmuje. Można oglądać ten fach w amerykańskich filmach, ale czy odnosi się do polskich realiów?
Książka Ewy Zdunek z pewnością nie jest książką tylko i wyłącznie obyczajowo-rodzinną. Można wyciągnąć z niej pewne wnioski, a przecież o to w czytaniu książek chodzi. :)
Osobiście czytałam tę książkę z niesamowitą ciekawością małego dziecka. Pomimo tego, że wiem, czym taka osoba się zajmuje, to tajniki tego zawodu poznawało mi się bardzo miło i (nie)przyjemnie. To nie tylko opowieść o zawodzie, ale również i o "normalnym" życiu i jego decyzjach.
Główną bohaterkę, Martę, poznajemy jako mediatorkę sądową. Wychowuje dwie córki, jest po rozwodzie. Co mogło pójść nie tak?
Relacje z byłym mężem. A bardziej - kłopoty stwarzane przez niego. Można pięknie wyciągnąć wniosek, że Marta pomaga w rozwiązywaniu sporów, a jej życie nie jest usłane różami; pełne problemów, trosk i zawirowań. Jak ona z tym wszystkim daje radę?
Czyta się szybko, bezproblemowo. Z ciekawością. Z uśmiechem. Zaciekawieniem.
To obraz smutnej rzeczywistości. Nie wierzysz? Poczytaj. Ta książka nie będzie stratą czasu... Tylko uwierz.