Wydawnictwo: Afera
Data wydania: 2013-02-25
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 210
Przedzierałem się przez kolejne tomy, za każdym razem tylko rzucając okiem, tyle, ze rzucenie okiem na książkę bywa bardzo zdradliwe, bo niektóre książki są zupełnie jak mięsożerne kwiatki.
Po co ludzie ciągle pytają nas, jak się mamy, skoro tak naprawdę mają to gdzieś?
To moje pierwsze spotkanie z książką Petera Šabacha, lecz po przeczytaniu "Masłem do dołu" nie będzie z pewnością ostatnie. Tym bardziej, że mam u siebie książkę "Babcie" tego autora, ale jeszcze stoi na półce i czeka na swoją kolejkę. Sięgnięcie po tę książkę było spowodowane oczywiście wyglądem okładki, na szczęście zbytnio się nie zawiodłam. Co prawda już jakiś czas leżała na półce Legimi, ale ja czytam kilka książek jednocześnie i tak jakoś dłużej mi z tą zeszło.
"Po co ludzie ciągle pytają nas, jak się mamy, skoro tak naprawdę mają to gdzieś?"
Dwóch emerytowanych Czechów w praskiej gospodzie "Cisza" przy kuflu piwa rozprawiają o swoim i nie tylko swoim życiu. Tak zaczyna się czeski klimat tej książki, bo u nas nie ma takiego zwyczaju przesiadywania przyjaciół i znajomych przy piwku, nie ma takiej atmosfery, takiego klimatu.
Arnošt i Evžen to dwaj sześćdziesięciolatkowie, którzy są już na zasłużonej emeryturze, wiodą poukładane, może nieco nudne, ale przynajmniej spokojne życie. Ten pierwszy z zawodu jest bibliotekarzem i jego marzeniem jest otworzyć antykwariat. Ma całkiem spory zbiór książek, lecz mimo ułożenia ich na półkach, nie bardzo wie gdzie się która znajduje, gdy ktoś szuka jakiegoś konkretnego tytułu.
"Przedzierałem się przez kolejne tomy, za każdym razem tylko rzucając okiem, tyle, ze rzucenie okiem na książkę bywa bardzo zdradliwe, bo niektóre książki są zupełnie jak mięsożerne kwiatki."
Evžen jest artystą malarzem, chociaż obecnie całe dnie spędza w "Ciszy" i debatuje nad czeskim rogalikiem, czyli "rohlikiem", który z niewiadomych przyczyn zawsze spada masłem do dołu, taki jest złośliwy. Winę za to ponosi wg Evžena talerz, więc próbuje opatentować swój pomysł aby temu zapobiec.
Arnošt poza tym, że chce mieć antykwariat z prawdziwego zdarzenia bardzo często odwiedza ojca w szpitalu. Ojciec nie zawsze go poznaje, a nawet nie reaguje na jego opowieści. Bardzo lubi za to odwiedzać swoją córkę Julię, a właściwie to wnuka Mišę, z którym stara się spędzać dużo czasu.
Jest to książka o wielopokoleniowej rodzinie, bardzo lekka i dość ciekawa, z nutą ironii i humoru. Opowiada nam, że nie zawsze emerytura i starość to już koniec życia, że można się jeszcze cieszyć i bawić życiem. Gdy ma się przyjaciół i swoje pasje i marzenia to właśnie teraz jest czas na ich realizację.
Tych dwóch prześmiesznych emerytów ma całkiem inne spojrzenie na świat, niby humorystyczne, lecz im wcale nie jest do śmiechu. Każdy ma jakieś swoje kłopoty trzymane w tajemnicy i sekrety, o których mówić nie chce.
Czasem jest to komedia, czasem dramat. Jak to mówi się "czeski film", to tutaj pasuje czeski humor.
Polecam na poprawę humoru.
Moje spotkanie z książką było odrobinę przypadkowe, choć w sumie
w życiu przypadków nie ma.
Zupełnie nieświadoma tego, jakie książki wydają, podeszłam do stoiska Wydawnictwa Afera na IX Targach Ciekawej Książki w Łodzi.
Panie z wydawnictwa poleciły nam właśnie humorystyczne powieści Petra Šabacha. I stało się, kupiłyśmy z przyjaciółką, każda z nas wybrała inny tytuł.
I zaczęłam czytać, wciągnęłam się dość szybko, co trochę mnie zaskoczyło.
masłem do dołu to bardzo ciekawy tytuł, który z nie jest łatwo zrecenzować, ponieważ trzeba się odwołać i do fabuły, ale też i do wyglądu samej książki. No, ale spróbuję.
Książka to opis życia sześćdziesięcioletniego mężczyzny, jego spotkań
z przyjacielem, chwil spędzonych z wnukiem oraz sytuacji, które opisują jego wcześniejsze doświadczenia. Można czytać je jako całość, powieść fabularną, myślę, że udałoby się ją też przeczytać wybranymi fragmentami, trochę tak jak pisze się w pamiętniku. Narracja często jest pierwszoosobowa, znajdziemy też wiele fragmentów, które opisują dialogi bohaterów w czasie teraźniejszym, jakbyśmy stali obok i widzieli co robią. Rozdziałów jako takich nie znajdziemy, poszczególne części, czyli pojedyncze wydarzenia są oddzielone od siebie w bardzo dobry sposób. Wyodrębnione są przy pomocy małego punktora.
Nadaje to trochę takiego stylu jakby to były zwykłe zapiski czy notatki o życiu. W tej zwykłości skrywa się humor, patrzenie z przymrużeniem oka na świat, na ludzi "starych", na czeskie zwyczaje, na bibliotekarza, który chce być antykwariuszem, a z rozmarzeniem spogląda na swoją wielką, nieogarnioną biblioteczkę zbieraną przez lata, na to co robi z człowiekiem nuda i brak zajęcia.
I jak żyć, by potem nie żałować czasu, który otrzymaliśmy.
Tak, sądzę, że właśnie o tym jest książka.
Wcześniej nie miała okazji sięgnąć do czeskiej literatury, a przecież Czesi to nasi sąsiedzi. Także trochę wstyd przyznać, myślę, że po tej książce coś się zmieni, ponieważ zainteresowała mnie bardzo samym językiem, a także kulturą Czech. W książce pojawia się kilka aforyzmów i zastanowiło mnie czy one istnieją w tym samym znaczeniu, co nasze w Czechach, czy jednak mamy różne powiedzenia i tłumaczka przekładając tekst w miejsce czeskiego powiedzenia wstawiła nasz odpowiednik?
Intrygujące, prawda?
Oczywiście, że książkę polecam!
7/10
Masłem do dołu to już trzecia książka P. Šabacha wydana w Polsce. W Czechach ten tytuł stał się momentalnie bestsellerem, co mnie zresztą wcale nie dziwi. W moim przypadku to drugie, nad wyraz udane spotkanie z prozą czeskiego pisarza. W lutym pisałam na blogu o Podróżach konika morskiego (link), autobiograficznej powieści, której bohaterem jest mężczyzna przebywające na urlopie tacierzyńskim. Tym razem pierwsze skrzypce gra dwóch sześćdziesięciolatków Antošt, który na stare lata postanowił spełnić swoje marzenie i otworzyć antykwariat, w którym właściwe mieszka po rozwodzie i Evžen, jego najlepszy przyjaciel, miłośnik wszystkiego, co amerykańskie, na co dzień tworzący portrety samochodów. Głównym miejscem spotkań jest oczywiście czeska hospoda „Cisza”. To tam bohaterowie przy nieodłącznym piwku spotykają się niemal każdego dnia, aby rozmawiać lub wymownie milczeć. To tam czytelnik zasłyszy najciekawsze anegdoty, od których bogato w całej książce. Początkowo zaznaczałam każdą z nich żółtą karteczką, ale kiedy zorientowałam się, że musiałabym zaklejać co drugą stronę, zrezygnowałam i spokojnie delektowałam się lekturą. Właściwie trudno w tym przypadku o spokój, bo chociaż fabuła niespiesznie przewija się tonem gawędy, to śmiechu jest co niemiara. Dobry, klasyczny czarny humor jest znakiem rozpoznawczym Šabacha, choć to nie żadne śmichy chichy na barowym stołku. Czesi tacy są, pogoda ducha i prostota sprawdzają się w każdej sytuacji. Jest problem, trzeba go rozwiązać, oczywiście wcześniej omawiając wszystkie możliwe wyjścia z przyjacielem. Antošt, martwi się o córkę Julię, którą notorycznie zdradza mąż, a także odwiedza ojca w domu starców. Najbardziej lubi jednak przebywać wśród swoich książek lub spędzać czas z wnukiem. Z boku może się wydawać, że Evžen i Antošt to dwóch stetryczałych staruszków, którym przyszło pić piwo i czytać książki. W rzeczywistości jednak, bawią się nie gorzej niż zwariowana para nastolatków. Pomysłów im nie brakuje, choć nie mogę powiedzieć, żeby specjalnie się głowili nad uatrakcyjnianiem sobie życia. Ot, taka chyba już czeska natura, że zamiast siedzieć i płakać nad rozlanym mlekiem, ona przyjmuje wszystko ze spokojem i szuka wyjścia z trudnej sytuacji. A że często bywa absurdalna? Komu by to przeszkadzało. Wyobraźcie sobie, że Evžen jest przeświadczony, że tylko krok dzieli jego państwo od ataków terrorystycznych i skrupulatnie przygotowuje się na jego przyjście. Kupuje ziemię, na której chce posadzić ziemniaki. Kiedy nadejdzie zagłada, on w raz z Antoštem będą zajadać w bunkrze swojskie kartofelki. W tym celu też udają się razem na sadzenie, które mocno okraszają likierem. W drodze powrotnej okazuje się, że nie mają gotówki na dwa całe bilety kolejowe. Rozweseleni kompani wpadają na pomysł, że jeden z nich będzie robił za psa (bo bilet dla zwierząt jest tańszy). Stara jak świat gra w nożyce i kamień rozstrzyga, który zostanie tym „szczęśliwcem”. Wypada na Antoša, który bez sprzeciwu siada na czworakach, a przyjaciel okrywa go kurtką. Wszyscy zdają się być rozbawieni tą niecodzienną sytuacją, a konduktor sprawdzający bilety z uśmiechem komplementuje buty pieska i wychodzi nie domagając się żadnej opłaty. Perypetie tych podstarzałych panów są pełne absurdu, który wręcz wylewa się z życiowych sytuacji oraz przedziwnych monologów Evžena. Absurd to jednak niezwykle wymowny i dopracowany w każdym calu. Dużo się tutaj mówi, gawędzi. Rozmowa jest potrzebna jak powietrze, zdają się mówić bohaterowie. Dzięki temu tempo nie jest zbyt szybkie, co nie znaczy, żeMasłem do dołu nudzi. P. Šabach, jak pisałam już kiedyś, posiada niezwykły dar prowadzenia szybkiej akcji bez akcji. To znaczy, że w jego książkach nie dzieje się właściwie nic szczególnego, a czyta się je jednym tchem. Na końcu człowiek się zastanawia, gdzie jest i która godzina wybiła na zegarze. Świat, w który wstępuje polski czytelnik, może być dla niego nieco egzotyczny. Nie jest tajemnicą, że mamy tendencję do narzekania i szukania dziury w całym, czego tutaj absolutnie nie znajdziecie. Jak jest dobrze, to jest dobrze, a jak jest źle to też nie jest najgorzej. Nawet, kiedy Míša wnuk Antošta oblewa się wrzątkiem i czeka na przeszczep skóry, najważniejsze stają się rozmowy w poczekalni i knucie niecnego planu (o którym wam nie powiem, żeby za dużo nie zdradzić). Kiedy wszystko zdaje się powoli wracać do normy, a chwilowo podniesione emocje zaczynają opadać, Evžen wpada na pomysł, aby razem z przyjacielem wybrać się na wycieczkę motocyklową po Ameryce. No i cały porządek bierze w łeb, a szaleństwo zaczyna się od początku. Cóż tak gna staruszków do przodu? Chęć zatrzymania młodości, niezgoda na zgnuśnienie w fotelu. A może na starość zdali sobie sprawę, że w zasadzie przegrali w jakiś sposób swoje życie i próbują gonić młodzieńcze marzenia. Wszak sami o sobie mówią: I chociaż gdyby policzyć, ile mamy łącznie lat, wyszłoby z sześćset albo siedemset, nie zachowujemy się jak stare zgredy, witamy się dziarskimi razami w plecy, ciągle mówimy ’kurde’, a fotograf Šámal nosi koszulkę z wystawionym językiem. Czytając Masłem do dołu, niejednokrotnie odczuwałam podobieństwo do filmuJana Svěraka Butelki zwrotne. Tam również bohater nie chcąc pogodzić się z nadchodzącą starością, przewraca swoje życie do góry nogami, szuka sobie nowych zajęć. Zbierając puste butelki od klientów prowadzi z nimi twórcze rozmowy, niejednokrotnie rozwiązując ich życiowe problemy. Zapraszam Cię zatem czytelniku do świata P. Šabacha, gdzie nie straszne jest nawet powstrzymywanie utartych praw natury. Spadający masłem do dołu rogalik, można powstrzymać, mocując na talerzyku specjalną podpórkę. To świat, w którym nie szkoda czasu na utarczki słowne z przyjacielem i na ukochaną książkę z dzieciństwa, czytaną wnukowi do poduszki. Jest bowiem czas i miejsce w naszym życiu na wszystko, a szczególnie na pozornie drobne gesty, które zmieniają życie drugiej osoby. Polecam gorąco!
Jak bardzo różnią się chłopcy i dziewczynki, mężczyźni i kobiety?... Czy w ferworze walki płci w ogóle jest możliwy pokój? Zbiór "Gówno się pali" to pełna...
Praga, cudowne lata osiemdziesiąte. W szkołach uczą, że kultura przywędrowała zza wschodniej granicy, w radiu króluje koncert życzeń, a najłatwiej...