XX-wieczna powieść w klimacie XIX-wiecznej powieści gotyckiej, która niezmiennie działa na wyobraźnię twórców, widzów i czytelników w XXI wieku.
Ta powieść odniosła światowy sukces!
Została sprzedana w milionie egzemplarzy.
Od trzydziestu lat jest wznawiana i stanowi inspirację dla twórców teatralnych i filmowych.
Jej adaptacja teatralna to ewenement: od dwudziestu trzech lat jest codziennie grana na londyńskim West Endzie.
To historia o stracie, o rodzinie i o strachu. Jest przesycona przeczuciem śmierci i naprawdę przerażająca.
Spowity mgłą i tajemnicą Dom na Węgorzowych Moczarach góruje nad omiatanymi przez morskie wichry bagnami,odcięty od świata i niedostępny, gdy fale przypływu pochłoną Ławicę Dziewięciu Topielców – jedyną drogę, jaka łączygo z lądem.
Arthur Kipps, młody notariusz z Londynu, przyjeżdża na pogrzeb samotnej właścicielki domu, by uporządkować pozostawione przez zmarłą papiery. Nie wie jeszcze, co wydarzyło się przed laty w domu i na otaczających go bagnach. Nie wie, kim jest kobieta w czarnej sukni, która ukazuje mu się z oddali. Lecz wkrótce odkryje przerażający sekret Domu na Węgorzowych Moczarach i pojmie, jak straszliwą zapowiedzią jest pojawienie się kobiety w czerni…
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2012-02-02
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 224
Są takie miejsca, które oglądały ludzkie tragedie. Towarzysząca dramatowi rozpacz i złość odcisnęła na nich swoje piętno na długi czas. Skrzywdzone dusze nie mogą zaznać spokoju, chcą żeby inni dzielili ich nieszczęście albo pragną zemsty na świecie, który pozbawił ich radości.
Na publikację, o której wam opowiem składają się dwa opowiadania autorstwa Susan Hill - "Kobieta w czerni" i "Rączka".
"Kobieta w czerni"
Być może część z was kojarzy tę historię, bo doczekała się ekranizacji. Arthur Kipps, Młody prawnik zostaje oddelegowany na pogrzeb jednej z klientek kancelarii. Przy okazji ma przejrzeć i uporządkować dokumenty kobiety. Mieszkańcy miejscowości, do której przybywa niechętnie mówią o zmarłej mieszkance Domu na Węgorzowych Mokradłach. Jakie tajemnice kryje ta posiadłość? Dlaczego przebywając w niej odczuwa się tak ogromy niepokój? Kim jest tajemnicza Kobieta w czerni i czego chce od młodego prawnika?
"Rączka"
Adam Snow, antykwariusz, wracając do domu zgubił się na polnych drogach. Zawędrował do zapuszczonego Białego Domu. Miał nadzieję uzyskać tam wskazówki, co do dalszej podróży, jednak doświadczył czegoś niezwykłego. Kiedy przebywał na posesji, pomimo że był tam kompletnie sam, w jego dłoń wślizgnęła się dziecięca rączka. Adam stara się zapomnieć o dziwnym przeżyciu, jednak rączka cały czas próbuje mu coś przekazać, a dom coraz bardziej go intryguje. Mężczyzna postanawia odkryć historię posiadłości i jej mieszkańców, równolegle zaczynają prześladować go napady paniki i niepokojące myśli. Początkowo kojąca obecność rączki zaczyna stawać się złowroga.
Przed wami dwa klasyczne opowiadania o duchach
Mają w sobie fajny wiktoriański klimat, chociaż ich akcja rozgrywa się w XX wieku. Szczególnie w "Rączce" wywołuje to ciekawy dysonans. Czytając, oczami wyobraźni widziałam lordów w surdutach, którzy kontaktowali się ze sobą mailowo. Dziwne, jednak ma pewien urok.
Nie uświadczymy w tych opowiadaniach krwawych opisów. Strach ma wynikać nie z brutalności, a z niepokoju. Susan Hill buduje go przy pomocy szczegółowych opisów np. zapuszczonego ogrodu, całej gamy niepokojących dźwięków np. płacz dziecka we mgle, gry cieni, a także dokładnego przedstawienia uczuć targających głównymi bohaterami i zrazem narratorami tych historii. Są one bardzo teatralne, jakby autorka chciała namalować przyszłemu reżyserowi scenografię dla powstającej sztuki.
Susan Hill snuje swoje opowieści wyjątkowo nieśpiesznie - tempo jest wręcz ślimacze. Nie chodzi w nich o brawurową akcję, a stworzenie pewnej atmosfery. W "Kobiecie w czerni" udało się osiągnąć na prawdę dobry efekt. Fabuła spokojnymi malutkimi kroczkami drepta do przodu, a my równomiernie, coraz głębiej wkraczamy do przedstawionego świata. Z "Rączką" sprawa wygląda nieco gorzej - przynajmniej w moim odczuciu. Mam wrażenie, że Adam Snow - narrator - za dużo nam o sobie opowiada. Ja bardzo cenię, kiedy akcja idzie do przodu - nawet pomalutku - a każdy epizod ma znaczenie. Tu zabrakło mi szczególnie tego drugiego elementu. Sama historia jest ciekawa, nawet nie wiem czy nie ciekawsza niż w "Kobiecie w czerni", bo w pewnym momencie następuje świetny zwrot akcji i pojawia się bardzo intrygujący wątek. Co z tego, kiedy w tym momencie byłam już lekko znudzona innymi perypetiami bohatera.
Odpowiednie otoczenie do czytania
Jestem taką osobą, która może czytać wszędzie i lubi zapełniać bezczynne chwile kilkoma akapitami z książki. Jednak jeżeli chodzi o te dwa opowiadania, sprawa nie jest taka prosta. Myślę, że zgodzimy się co do tego, że historie o duchach mają przestraszyć, a przynajmniej zaniepokoić czytelnika. Jak już wspominałam Susan Hill próbuje tego dokonać nie przy pomocy makabry, a atmosfery. Żeby się w niej zatracić potrzebujemy odpowiednich warunków do czytania. Trudno wczuć się w lekturę, kiedy za nami w autobusie, ktoś relacjonuje najnowsze osiedlowe plotki. Lepiej odłożyć książkę na wieczór, kiedy domownicy już śpią, włączyć sobie ciepłe światło - a jak ktoś ma kominek to w ogóle idealnie - i pozwolić, żeby w ciszę naszej bezpiecznej przystani wkroczyły zjawy Susan Hill.
Podsumowanie
Wspólnie wydane opowiadania Susan Hill "Kobieta w czerni" i "Rączka" to publikacja godna uwagi miłośników ghost stories. Autorka zaprasza czytelników do odkrycia tajemnic dwóch nawiedzonych posiadłości. Kto jest na tyle odważny, aby przekroczyć ich bramy?
Mroczna atmosfera, nieustanne napięcie, doskonale oddany klimat XIX-wiecznej Anglii. Do tego mistrzowsko nakreślone tło: mokradła, wielkie przestrzenie, listopadowa aura...
Dokonała opowieść grozy.
''Opuszczony na mokradłach dom Nie chodz? tam sam Schwytany w obje?cia mgieł Nie idz? tam, nie!''
Ciesze się, że zaczynam czytać więcej gatunków literackich i nie jestem zatopiona tylko i wyłącznie w kryminałach. Wyszłam ostatnio z założenia, że ja - jako czytelnik z każdej książki jestem w stanie coś wynieść, a czytanie innych gatunków sprawia mi ogromną przyjemność.
Ale..
No ale co? ''Kobieta w czerni. Rączka' to kompletnie nie moje klimaty i ja nie mogłam się wczytać w te dwie historie.
Nie uważam, że są złe. Skądże! Conajmniej Kobieta w Czerni spowodowała, że nie mogłam zasnąć w nocy i musiałam spróbować spać z zapaloną lampką. Niestety Rączka.. no cóż zamiar był wyśmienity - o ile mogę tak w ogóle powiedzieć o historii na temat duchów.. Troszkę mnie wybudziła bo domyśliłam się jednak dlaczego podone sytuacje spotykają naszego bohatera tej powieści.
Stronie od takich książek bo jednak w duchy wierze co bardziej powoduje, że czytanie i słuchanie takowych historii jest dla mnie nadwymiar nie pokojące.
Jestem w 100% pewna, że dla fanów tego gatunku te historie się spodobają i przeczytają je z wielką chęcią.
Ja sama się nie poddaje i na pewno sięgnę po inne pozycje grozy żeby porównać i zobaczyć - zaś może akurat spodoba mi się inna książka tego gatunku? ?
Niemniej nie zniechęcam Was do tej książki, a to dlatego, że to jedna z tych pozycji, którą samemu trzeba przeczytać żeby się przekonać czy przypadnie komuś do gustu czy nie.
Opuszczony na mokradłach dom
nie chodź tam sam
Schwytany w objęcia mgieł
nie idź tam, nie !
Wraz z przypływem
odcięty od świata
i żywych ludzi
Dom na mokradłach
opuszczony
Nie idź tam, bo będziesz
zgubiony
Ponury, samotny, mroczny
dom, przyprawiający o dreszcz grozy
Dom na Węgorzowych Mokradłach
I ona, kobieta w czerni
Nie idź tam, nie
ona szczęście Twe zburzy
Opuszczony na mokradłach dom
nie chodź tam sam
Ukryty za woalem mgły
tam dręczą złe sny
Wraz z odpływem
uciekaj, wracaj
do świata
i żywych ludzi
Dom na mokradłach
zagubiony
nie przekraczaj jego bram
bo będziesz zgubiony
Mroczna obecność
Klasyczne opowieści grozy to prawdziwa gratka dla fanów tego gatunku. Idealne dla miłośników powolnego budowania napięcia, mrocznego klimatu i braku hektolitrów krwi w powieści. I w takim stylu, stylu klasycznych ghost stories spisane są dwie opowieści Susan Hill, "Kobieta w czerni" i "Rączka".
Pierwsza z nich opowiada o młodym adwokacie Arthurze Kippsie, który wysłany przez szefa do niewielkiej mieściny Crythin Gifford, położonej na trzęsawiskach, będzie musiał stawić czoło złowrogiej obecności, przebywającej w tej okolicy. Arthur nieświadom zupełnie tego co skrywa posiadłość zmarłej Alice Drablow, na pogrzeb której został oddelegowany przez szefa, Bentleya, udaje się na Węgorzowe Mokradła by zająć się dokumentami starszej pani. Mieszkańcy miasteczka dziwnie reagują na samą wzmiankę o pani Drablow, a gdy Arthura zaczynają prześladować dziwne, powtarzające się dźwięki i obrazy, młody adwokat stanie na skraju szaleństwa. Co wydarzyło się w tej odciętej od świata posiadłości i co z tym wszystkim wspólnego ma tajemnicza kobieta w czerni, którą Arthur widzi kilkukrotnie?
Najważniejsze pytanie przy powieściach grozy to czy straszy? Czy "Kobieta w czerni" straszy? No cóż, zapewne stopień przerażenia będzie zależał od czytelnika. Ale ja opowiem Wam o swoich przeżyciach i przemyśleniach związanych z tą opowieścią. "Kobieta w czerni" jest na pewno intrygującą historią, wywołującą dreszcz grozy na plecach. Ale nie jest przerażającą opowieścią, raczej smutną i przygnębiającą. Dotykamy tu trudnego i dość wrażliwego tematu jakim jest strata ukochanej osoby, i żałoba, a nawet szaleństwo wywołane tą żałobą. Całe napięcie w "Kobiecie w czerni" autorka buduje bardzo powoli. Akcja toczy się niespiesznie, czytelnik czuje narastające uczucie grozy, zagrożenia, niepokoju. Ale dla mnie to budowanie napięcia było za długie, w pewnym momencie byłam już tak znudzona, że czekałam niecierpliwie na jakiś suspens, który sprawi, że aż podskoczę, a dreszcz strachu zmrozi moje ciało i który zrekompensuje mi moje znudzenie. Ale mimo że historia pod koniec nabiera rumieńców i wciąga tak, że czyta się niecierpliwie by poznać rozwiązanie całej zagadki, to dla mnie zabrakło efektu wow. Ta historia nie wgniotła mnie w fotel ani nie przeraziła mnie. Ostatnia scena można wręcz powiedzieć, że mnie zasmuciła. "Kobieta w czerni" to historia smutna i przygnębiająca jak woal mgły spowijającej posiadłość na mokradłach. Nie ma tam happy endu, a dusza nawiedzająca w tej małej mieścinie nie doznaje ukojenia, wręcz odwrotnie pogłębia się w swoim obłędzie.
Historia ta napisana jest bardzo eleganckim językiem, pięknym stylem, ale opisy otoczenia, budynków dłużyły mi się straszliwie. Gdy pojawiały się dialogi przyjmowałam to z radością gdyż wtedy tempo mojego czytania przyspieszało, by zwolnić ponownie przy opisach...
Czy ta opowieść przypadła mi do gustu? Szczerze, sama nie wiem. Bo przez połowę tej historii się nudziłam, a gdy doszło do momentu kulminacyjnego, to zaraz było po wszystkim. Wiem, że ta historia została zekranizowana, być może film przeraża bardziej, w końcu to opowieść o nawiedzonym domostwie, a ja takich historii boję się oglądać, więc po film raczej nie sięgnę. Ale w formie książki ta historia nie jest straszna, w moim mniemaniu. Być może jest tak, że literackie opowieści grozy mnie nie przerażają, bo nie oddziałują na wyobraźnię tak jak film, albo po prostu ta konkretna opowieść nastawiona jest nie na to by straszyć, a przerażać w sposób psychologicznego budowania napięcia i grozy zacieśniającej coraz bardziej swe pęta. To już zależy od danego czytelnika jak on odczuje tę historię.
Podobnie jest w przypadku drugiej opowieści w tym zbiorze, a mianowicie "Rączki". Tu mamy do czynienia z antykwariuszem, Adamem Snowem, który gubiąc się w drodze powrotnej do Londynu, trafia do zaniedbanego, opuszczonego ogrodu przylegającego do opuszczonego Białego Domu. Adam wchodzi tam w poszukiwaniu pomocy w odnalezieniu właściwej drogi do Londynu, gdy nagle ma uczucie, że w jego dłoń wsuwa się maleńka rączka, która jakby chciała przytrzymać się go bądź oprzeć o niego. Antykwariusz zaintrygowany tym zdarzeniem postanawia dowiedzieć się więcej o tym zaniedbanym domie. Jednak początkowo niesamowite i intrygujące wydarzenie zmienia się w prawdziwy koszmar dla bohatera.
Zaczynają prześladować go dziwne sny, ataki paniki a poczucie obecności niewidzialnej rączki staje się coraz częstsze, a ona sama groźna i złowroga.
Tu także autorka powoli prowadzi całą akcję, stopniowo buduje napięcie, zmierzając do punktu kulminacyjnego na ostatnich stronach historii. "Rączka" również jest historią smutną i ponurą. Chociaż przy tej opowieści postępowanie ducha można zrozumieć i racjonalnie wytłumaczyć jego negatywne emocje, a prawda jaką odkrywamy wraz z Adamem jest doprawdy szokująca. Ta opowieść także nie przeraża, bardziej budzi niepokój, buduje powoli klimat grozy, która zdaje się flegmatycznie otaczać bohatera. To opowieść o winie i karze, czy zasłużonej, to już każdy musi sam w swoim sercu rozstrzygnąć. Tu także zachwyca język i styl autorki, choć opisy nadal nużą.
Na uwagę zasługuje na pewno piękne wydanie tego zbioru. Twarda okładka o chropowatej powierzchni z obwolutą zachwyci każdego mola książkowego. Wydawnictwo Zysk i S-ka potrafi pozytywnie zaskoczyć czytelników.
Podsumowując, opowieści Susan Hill to wspaniała gratka dla miłośników grozy, klasycznych opowieści o nawiedzonych domostwach, a także właściwa lektura dla tych, którzy nie lubią za bardzo bać się przy lekturze. Choć, tak jak wspominałam wcześniej, stopień przerażenia to bardzo subiektywne odczucie. To co mnie nie przestraszyło, Was może przerazić na śmierć. Myślę jednakże, że warto sięgnąć po ten zbiór, bo to kawał dobrej literatury, porządnie napisanej i z dbałością językową, a także pięknie wydanej. Jej lektura skłania do przemyśleń i jakiś ślad po sobie w czytelniku ostatecznie pozostawia, skoro skreśliłam parę wersów o domie na mokradłach ;) (wiersz będący wstępem do recenzji), nie jest więc to zła książka, ale nie pozbawiona minusów. Mam nadzieję, że moje przemyślenia pomogą Wam w podjęciu decyzji czy jest to książka dla Was.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
W najnowszym wydaniu powieści Susan Hill zgodnie z tym co mówiłam Wam w zapowiedzi otrzymacie nie jedną, a dwie powieści autorki, bowiem do „Kobiety w czerni” dołączy „Rączka”. Przyznam, że tej drugiej nie było mi dane wcześniej poznać toteż od niej zacznę.
Antykwariusz Adam Snow w drodze powrotnej od klienta zboczywszy z głównej drogi natrafia na stare domostwo. Okazały Biały Dom z dużym, ale zaniedbanym ogrodem. Aura miejsca przyprawia antykwariusza o dreszcze tym bardziej, że stojąc u drzwi domu odczuwa czyjąś obecność w sposób wręcz namacalny. Mała, dziecięca rączka wślizguje się w jego dłoń. Zarówno sama rączka jak i jej właściciel są dla Adama niewidzialnymi. Wrażenie jakie robi na nim ten incydent popycha go do rozpoczęcia śledztwa i zbadania historii opuszczonej posesji, którą nazwał Białym Domem.
Pierwszą zasadniczą różnica pomiędzy znacznie popularniejszą „Kobieta w czerni” a „Rączką” jest czas akcji. Tu Was zaskoczę, bo po lekturze szlagierowej powieści autorki mogliście sobie wyrobić przekonanie, że dzieło to powstało gdzieś na przełomie XIX i XX wieku, bo ducha owych czasów doskonale oddaje. Nic bardziej mylnego, o ile „Kobieta w czerni” to jeszcze druga połowa XX wieku to „Rączka” powstała w 2010. Zdziwieni?
Akcja „Rączki” osadzona jest w czasach współczesnych, internet, telefony komórkowe etc. Nie znaczy to jednak, że nie będziecie mieć tu okazji zatopić się w starowiktoriańskim klimacie gotyku. Na angielskiej prowincji czas jakby się zatrzymał, sam bohater zagłębiając się w historię Białego Domu sięga coraz dalej w przeszłość, zaś obraz opisywanych zjawisk nadnaturalnych nie różni się od tych mających swoje miejsce, czy to w XIX, czy w początkach XX wieku. Duchy Susan Hill nie idą z duchem czasu;)
Nie spodziewajcie się tu nadmiernie wyeksponowanych emanacji. Jest tylko uścisk małej zimnej rączki, który sprowadza na bohatera przekonanie o własnym szaleństwie, czy też zmusza do okazania wiary w to co nadnaturalne. Mnie to przekonało, choć początkowo sceptycznie nastawiałam się do tego jak autorka sportretuje całe zjawisko osadziwszy je we współczesnych ramach. Finalny efekt jestem gotowa odebrać jako metaforę. Świat pozamaterialny nie zna pojęcia czasu.
Czy „Rączka” spodobała mi się bardziej niż „Kobieta w czarni”? Tak daleko bym nie poszła. Uważam, że poziom jest wyrównany.
„Kobietę w czerni” jak już wspomniałam przy okazji zapowiedzi, miałam już okazję czytać. Ba, widziałam też ekranizację, remake ekranizacji, albo readaptację jak kto woli, oraz jej sequel. Zainteresowanych kwestiami różnic pomiędzy wersją filmową a literackim oryginałem mogę uspokoić. Z żadnej strony nie spotka Was rozczarowanie, choć różnicie między kolejnymi wariacjami na temat „Kobiety w czerni” są duże.
Powieść wspaniale buduje klimat i to jest jej główna zaleta. Autorka nie szczędzi przestrzeni na opisanie tła wydarzeń malując przed oczami czytelnika obraz Wężowych Moczar, do których przybywa nie świadomy ich złowrogiej atmosfery młody notariusz Arthur Kipps. Całkowicie podążamy się w nastrojowości dawnej Anglii, tym razem nawet jedną stopą nie sięgając czasów współczesnych.
Groza ma tu kilka źródeł. Problemem jest już sama lokalizacja nawiedzonego domostwa. Przybywając na miejsce Arthur jest całkowicie uzależniony od przypływów i odpływów, nie ma łatwej drogi ucieczki z moczar. Rola największego postrachu przypada widmowej kobiecie, którą bohater spotka parokrotnie, ta zdaje się go obserwować, milcząco przygląda się jego poczynaniom i można sądzić się, że czegoś od Artura chce. Pojawiają się też inne zjawiska. Mocno zogniskowana grozę mamy w scenie Arturowego pomieszania, jego błądzenia w gęstej mgle gdzie na własne uszy słyszy rozgrywająca się gdzieś poza jego obszarem widzenia tragedię. Upiornym dźwiękom wypadku towarzyszy przekonanie o niemocy zapobiegnięcia temu. Oczywiście obcujemy tu z szeregiem bardziej subtelnych i nieśmiałych sygnałów z zaświatów. Wreszcie mamy obraz psychologicznego ciężaru jaki spada na Artura. Zaczyna on bowiem odczuwać emocje niejako przeprojektowane na niego przez ducha domu. Możemy tu mówić nawet o czyś w rodzaju opętania. Wszystko to tworzy całość, niemal poetycki pejzaż grozy, w którym możemy zatopić się bez trudu.
Co mogę zarzucić obydwu powieściom, bo pewne wady są wspólne zarówno dla „Rączki” i „Kobiety w czerni”, to swego rodzaju fabularne niedbałości. Pewne wątki, mam tu na myśli szczególnie te odwołujące się do biografii, nazwijmy ich antagonistami, zostały w mojej ocenie potraktowane zbyt pobieżnie, dodatkowo nie uświadczymy tu większej innowacji, czy oryginalności. Wszystko na tyle mocno trzyma się prawideł gatunku przez co staje się dość łatwe do przewidzenia.
Jakkolwiek sami ocenicie twórczość Susan Hill warto mieć na uwadze, że obcowanie z jej powieściami to rzadko spotykana okazja by we współczesnej literaturze przywołać ducha grozy klasycznej i niesłusznie zapomnianej.
WIKTORIAŃSKA GROZA W NOWEJ ODSŁONIE
W świecie horroru nazwisko Hill jest doskonale wszystkim znane, chociaż kojarzy się przede wszystkim z synem niekwestionowanego króla tego gatunku, Stephena Kinga, wydającym pod pseudonimem Joe Hill. Zanim jednak ten autor stał się gwiazdą, istniała już Susan Hill, która zdobyła niemałe uznanie. I teraz wydawnictwo Zysk przypomina nam jej najsłynniejsze dzieło, „Kobietę w czerni”, wzbogaconą o nowelę „Rączka”. I jeśli jeszcze nie znacie prozy tej autorki, a cenicie sobie opowieści z dreszczykiem, koniecznie po ten tom powinniście sięgnąć, bo to kawał świetnej lektury.
W „Kobiecie w czerni” Arthur Kipps, młody adwokat z Londynu, trafia do niewielkiej mieści na trzęsawiskach, na pogrzeb klientki i aby załatwić sprawy spadkowe. Nie wie jednak z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Dom na Węgorzowych Mokradłach kryje swoje upiorne tajemnice, a Kipps będzie musiał stawić czoła dziwnym wydarzeniom i… kobiecie w czerni!
W „Rączce” zaś antykwariusz Adam Snow przypadkiem zbacza z drogi i trafia w okolice tajemniczego białego domu. Co dziwniejsze czuje wówczas czyjąś jakby dziecięcą dłoń. Zaintrygowany, postanawia odkryć sekrety tego miejsca. Nie ma jeszcze pojęcia, jaki koszmar sprowadzi na niego widmowa rączka…
https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2021/01/kobieta-w-czerni-raczka-susan-hill.html
Susan Hill urodziła się w Scarborough w roku 1942. Jest autorką kilkunastu powieści, wysoko ocenianych przez krytykę nie tylko w Anglii, ale i w wielu...
Czy to mgliste ulice wiktoriańskiego Londynu, czy upiorna perfekcja przedmieść z lat 50., w codzienność wdziera się zło z innego świata. Susan Hill...
Przeczytane:2023-04-09,
Kochani aż nie wiem od czego mam zacząć. Ta książka tak bardzo mnie wciągnęła i tak okropnie przestraszyła, że chyba do końca życia będę się bała chodzić we mgle:-) Mistrzyni grozy, znakomity klimat, który im dalej zabrniecie, tym mocniej was przestraszy. Dzisiaj to nawet sama miałam zwidy jak chodziłam po domu:-)
Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, czego do tej pory nie spotkałam, to długie zdania. Nie wiem, czy zwracacie na nie uwagę. Jednak zastanawiam mnie fakt, czy nie były one czasem nieprzypadkowe. Wiadomo w krótkich zdaniach momenty grozy są krótkie, a tutaj kiedy zaczęła opisywać cokolwiek, to miałam wrażenie, że prócz dreszczy narastał we mnie nieprzerwany strach. Już dawno nie czytałam tak dobrej książki. Kocham opowieści o duchach i choć przeczytałam ich setki, to te dwie historie długo chodzą mi po głowie. Kobieta widmo i rączka. Gesty, odgłosy i opisy sytuacji, które automatycznie działają na naszą wyobraźnię. I do tego ta okładka, która niemal jest stopiona z tłem historii. Niezbyt długie rozdziały, które za każdym razem sieją w nas strach i obawę, czy aby nie są prawdziwe.
Czy wierzycie w tajemniczą mgłę, która potrafi ogłupić człowieka na tyle, by stracił orientację? Dla mnie było to aż nadto prawdziwe, gdyż sama nie raz słyszałam tą historię i to o wiosce w której mieszkam. Nie przypuszczam by ta historia mogła być wymyślona, gdyż sama raz miałam taki przypadek, ale nie o to chodzi. Opowieści Susan Hill są nad wyraz prawdziwe. Odczujecie je na własnej skórze, przenikną one do waszego umysłu, a strach zrobi swoje. Gdyby była nieco krótsza, idealnie nadawałaby się na opowiedzenie przy ognisku w blasku gwiazd, które stały się obecne w opowiadaniu.
A teraz pytanie do was, czy boicie się, kiedy ktoś wam opowiada, że słyszał gdzieś płacz dziecka, ale nie wiedział skąd dochodzi? Takie przeraźliwe zawodzenie, które ewidentnie sprawia mu ból, a wy nie wiecie co ze sobą zrobić? Dla mnie to bardzo drażliwy temat. Teraz owe emocje pomnóżcie razy sto i macie tytuł tej książki;-)