Nikolai Lantsov has always had a gift for the impossible. No one knows what he endured in his country’s bloody civil war—and he intends to keep it that way. Now, as enemies gather at his weakened borders, the young king must find a way to refill Ravka’s coffers, forge new alliances, and stop a rising threat to the once-great Grisha Army.
Yet with every day a dark magic within him grows stronger, threatening to destroy all he has built. With the help of a young monk and a legendary Grisha Squaller, Nikolai will journey to the places in Ravka where the deepest magic survives to vanquish the terrible legacy inside him. He will risk everything to save his country and himself. But some secrets aren’t meant to stay buried—and some wounds aren’t meant to heal.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2019-01-29
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 514
Język oryginału: angielski
Książka z uniwersum Griszów Miłość przemawia kwiatami. Prawda wymaga cierni. Wsłuchajcie się w opowieści ze świata stworzonego przez Leigh Bardugo...
Drugi tom dylogii Szóstka Wron Kaz Brekker i jego ekipa dopiero co przeprowadzili skok przekraczający najśmielsze wyobrażenia. Zamiast jednak...
Przeczytane:2019-02-27, Ocena: 5, Przeczytałam, 26 książek 2019, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2019, Mam,
SPOILERY BĘDĄ OZNACZONE NIŻEJ
I znowu przyszło siedzieć mi po nocy (tym razem jest to 1:45) i próbować zebrać myśli po książce.
Zabrałam się za nią w złym momencie, bo miałam dla niej po prostu za mało czasu. A im dłużej przychodzi mi coś czytać, tym bardziej się przy tym męczę i zniechęcam.
King of Scars zaczęłam czytać 8go lutego, a mamy już 27. Zwykle taka książka powinna zająć mi max 3/4 dni, a tu proszę - spędziłam 19 dni z charyzmatycznym królem Ravki. No ale czy faktycznie z nim?
Zarzut nr 1) Stanowczo za mało było tu Nikolaia, a za dużo krążenia wokół polityki i innych pozornie pobocznych wątków (jasne, wszystko to było ważne, ale nie zmienia to faktu, że przez taki natłok, książka mnie po prostu nudziła).
Zarzut nr 2) Parowanie na siłę... Od razu widać kto do kogo wzdycha i w jakim kierunku to wszystko zmierza. No i przede wszystkim sama ta konfiguracja już mi nie odpowiada, bo łudziłam się, że to Nina przyciągnie królewską uwagę... (jasne, Leigh może jeszcze coś nawywijać w drugim tomie, ale raczej się tego nie spodziewam).
Zarzut nr 3) Zbagatelizowanie niektórych wątków (np Matthiasa - najpierw mamy tyle szumu wokół tego co Nina musi zrobić, a później - pyk cyk i po temacie...).
Zarzut nr 4) Tempo opowieści (za bardzo się to wszystko wlekło. Przyzwyczaiłam się do szybkiej akcji jak w trylogii Grisza, albo iście zawrotnej prędkości jak z Wron i Kanciarzy).
Zarzut nr 5) Wykorzystanie nawiązań do Darklinga (granie na uczuciach wiernych fanów, którzy z łezką w oku czytali każdą wzmiankę o nim i łaknęli kolejnych fragmentów niczym uzależnieni kolejnej dawki jurdy parem).
No, ale drodzy Państwo... TO ZAKOŃCZENIE!!!
Poważnie - do ostatniej strony sądziłam, że ta książka będzie dla mnie rozczarowaniem roku. Ale tych ostatnich kilka zdań zmieniło moją opinię diametralnie! Nie sądziłam, że Leigh użyje takiej zagrywki. Nie przypuszczałam, że się na to odważy... Bo zdecydowanie czytelnicy podzielą się na dwa obozy: ekstatycznych zwolenników i zniesmaczonych przeciwników tego zwrotu akcji.
Zgadnijcie, w której grupie jestem ja?
TERAZ BĘDĄ SPOILERY!!! OSTRZEGAM - NIE CZYTAJCIE JEŻELI NIE CHCECIE OD RAZU POZNAĆ ZAKOŃCZENIA!!!
Od dawna było wiadomo, że Leigh przywróci tu kogoś do życia, kto był uważany za zmarłego w poprzednich seriach. Zakłady szły o Matthiasa, Baghrę no i Darklinga. Ale serio... Ja w życiu nie obstawiałabym Darklinga. Wydawało mi się to zbyt naciągane - takie szokowanie na siłę. No i nie widziałam absolutnie jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego nagle miałby zmartwychwstać?! Bo o ile śmierć Baghry była niedopowiedziana, o ile Nina mogłaby w sumie przywrócić Matthiasa do życia, to Darkling?! ON SPŁONĄŁ NA STOSIE POGRZEBOWYM!
Jasne, część jego mocy przetrwała w Nikolaiu i można było zakładać, że coś z tego będzie. Ale nie sądziłam, że faktycznie będziemy mieć tu do czynienia z FIZYCZNYM powrotem Aleksandra... A tu proszę! Ostatnia strona i ostatnie zdania spowodowały, że dosłownie opadła mi szczęka!
Nie zrozumcie mnie źle - ja się bardzo cieszę, ale zdaję sobie sprawę, że ta zagrywka rozpęta gównoburzę w stylu "on powinien zostać martwy"/"hurra Darkling żyje!".
Widzę niesamowity potencjał w kolejnym tomie, kiedy to Darkling będzie w sumie kontrolowany przez Nikolaia. Już widzę te wszystkie potyczki słowne - no i pewnie epickie bitwy... Już mnie dreszcze przechodzą na samą myśl o tym!!!
Ale.......... Jeżeli Bardugo w tym ostatnim tomie ZNOWU uśmierci mi Darklinga, to nie ma opcji, żeby wyszła z tego z szacunkiem fanów. Wiecie - w imię zasady "kto daje i odbiera" :D :D :D