Mrożąca krew w żyłach historia zbrodni i wynalazku
Rok 1910. Guglielmo Marconi - włoski fizyk, konstruktor i laureat Nagrody Nobla - jest bez reszty opanowany obsesją stworzenia sposobu łączności, który w owych czasach wydawał się nadprzyrodzonym.
W tym samym czasie Hawley Crippen, ceniony lekarz, popełnia zbrodnię niemal doskonałą. Najpierw truje swoją żonę, potem jej poćwiartowane zwłoki chowa w piwnicy, a następnie rozpowiada wśród znajomych, że małżonka wróciła do Stanów. Kiedy Scotland Yard odkrywa podczas przeszukania domu zwłoki kobiety, Crippen, by uniknąć aresztowania, zmuszony jest uciekać do Kanady.
Grom z jasnego nieba to prawdziwa historia wielkiej pogoni przez ocean, którą śledziły miliony czytelników gazet na całym świecie. To opowieść o jednym z największych w historii pościgów policyjnych, który zakończył się sukcesem tylko dzięki wynalezionej przez Guglielmo Marconiego telegrafii bezprzewodowej.
Dwie fascynujące postacie: wynalazca i morderca. Ich losy połączyła zbrodnia, a ich historię opisał mistrz tej formy.
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 2013-09-04
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 466
Rok 1933. Serce hitlerowskiego Berlina. Wielki, epicki spektakl życia i śmierci widziany oczyma amerykańskiej rodziny dyplomatów. Amerykański...
Fascynująca opowieść o zatopieniu ,,Lusitanii" pióra mistrza literatury faktu i autora bestsellerów ,,New York Times", Erika Larsona 1 maja...
Przeczytane:2021-03-20, Ocena: 5, Przeczytałam,
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
Na wstępie zdradzę Wam co, tak naprawdę zwróciło moją uwagę w tej książce, że poczułam, iż muszę ją przeczytać. Otóż było to imię i nazwisko autora! Byłam zachwycona, że odkryłam kolejnego skandynawskiego autora i kryminał rodem z zimowych i lodowatych stron! Jakież było moje zdziwienie, gdy po zgłębieniu tematu okazało się, że Erik Larson to nie Szwed, Norweg czy Duńczyk, a... amerykański pisarz! Myślicie, że zniechęciło mnie to do czytania? Nie. To było niemożliwe, bo tematyka okazała się zbyt intrygująca. Druga sprawa, że to jedna z niewielu okazji, by do łykanej przeze mnie literatury dorzucić trochę historii, bo ogólnie to nie moja bajka.
Mamy rok 1910.
Pierwszym bohaterem powieści jest włoski fizyk i konstruktor Guglielmo Marconi, który dąży do stworzenia metody łączności na odległość. Poświęca temu całe swoje życie i dąży do celu, który w końcu osiąga.
Drugim jest Hawley Crippen - lekarz i szarlatan, który w pewnym momencie truje swoją żonę, a jej poćwiartowane zwłoki ukrywa w piwnicy. W momencie, gdy Scotland Yard dociera do jego domu i go przeszukuje, mężczyzna ucieka do Kanady.
W tym momencie stajemy się świadkami historycznego pościgu policyjnego, który nie zakończyłby się pozytywnie, gdyby nie wynalazek włoskiego uczonego.
Jeśli mam być wobec Was szczera to tak, miałam obawy czy podołam tej pozycji. Dlaczego? Bo o ile wątki po części historyczne nie przerażają mnie jakoś mocno, szczególnie jeśli mają coś wspólnego z morderstwami, to jednak zapowiadająca się od samego początku spora ilość fizyki, przestraszyła mnie nie na żarty. Jednak to, co ciekawe to fakt, że tylko początek mnie wystraszył. Potem przez książkę praktycznie płynęłam. Język, styl oraz kanwa zdarzeń po prostu pochłonęła mnie jak ruchome piaski. Obstawiam, że po części dlatego, że miałam tu do czynienia z historią na faktach, która była przeplatana wątkami fikcyjnymi. A może dlatego, że autor wie jak zachęcić czytelnika do poznania całej opowieści i to do końca? Dużą, a raczej ogromną zaletą tej książki było ukazanie dwóch mężczyzn, którzy zmagali się z własnymi obsesjami. Mężczyzn, którzy w życiu się nie spotkali, ale okazuje się, że jeden miał ogromny wpływ na życie drugiego.
Choć można spotkać się ze słabymi ocenami książek Erika Larsona, to osobiście się z nimi nie zgadzam. To po prostu nie jest łatwa i szybka w czytaniu i odbiorze pozycja. Jej trzeba poświęcić nie tylko czas, ale i uwagę, a w dzisiejszych czasach ludzie pod hasłem "kryminał" szukają raczej relaksu, zabawy i dynamicznej akcji. Osobiście uważam, że to nie one są wyznacznikiem dobrej literatury. Zatem co nim jest? To, że muszę się książce oddać cała, żeby cokolwiek zrozumieć, muszę się skupić i że będę ją pamiętać nie przez 5 minut od odłożenia powieści, ale jeszcze długo, długo potem. A jeszcze lepiej jak zachęci mnie ona do szukania kolejnych, podobnych w stylu czy temacie. Jedno jest pewne. Na półce czeka jeszcze jedna książka Erika Larsona i lada dzień się za nią zabieram. Nie odpuszczę, a jeśli okaże się równie dobra, jak ta, to będę wręcz wniebowzięta!