Rozwiedziona para dzieląca się opieką nad córką. I dwójka ich nowych partnerów.
Wspólny, niezapomniany wyjazd na święta.
Claire i Matt chcą spędzić święta z córką. Tyle że są po rozwodzie i w dodatku każde z nich znalazło nowego partnera. Jadą więc w pełnym składzie. Claire zabiera Patricka – zapalonego sportowca szykującego się do startu w Iron Manie. Matt przyjeżdża ze swoją nową miłością, Alex – inteligentną, zabawną i anielsko cierpliwą. Najważniejsza jest jednak Scarlett – siedmiolatka i jej wymyślony przyjaciel Posey – wielki fioletowy pluszowy królik.
Ośrodek, do którego jadą, nosi nazwę Szczęśliwy Las i oferuje multum atrakcji, na które żadne z nich nie ma ochoty. Próbując przetrwać kilka wspólnych dni, piją trochę za dużo, zdradzają swoje sekrety z przeszłości i starają się nie kłócić. Ale i tak wszystko kończy się pełnym przerażenia i łez telefonem na policję…
Co poszło nie tak? Przecież się umawiali, że będą się zachowywać jak dorośli…
Gorączka świątecznej nocy to szalona powieść z komediowym twistem, którą pokochają fani To właśnie miłość i The Holiday.
Caroline Hulse – na co dzień pisze, spełniając swoje marzenie o tym, żeby móc pracować w pidżamie. Czasami zajmuje się też zarządzaniem zasobami ludzkimi. Żyje z mężem i psem w Manchesterze. Gorączka świątecznej nocy to jej debiut, który został wydany w 15 krajach.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2019-11-27
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 416
Tytuł oryginału: The Adults
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Małgorzata Kafel
„Szczęśliwy Las to idealne miejsce na relaks z dala od stresów i presji codziennego życia. Otwórz drzwi prowadzące na patio Twojego w pełni wyposażonego domku letniskowego i odetchnij świeżym powietrzem” * .
Dwie pary wraz z dzieckiem decydują się wspólnie spędzić Święta Bożego Narodzenia w wynajętym domku w kompleksie wypoczynkowym. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że są to byli małżonkowie wraz z obecnymi partnerami i zamierzają w ten sposób spędzić czas ze wspólnym dzieckiem.
„Gorączka świątecznej nocy” to dość niefortunny wybór polskiego tytułu, o wiele lepiej sprawdziłoby się tłumaczenie oryginalnego „The Adults” (Dorośli). W debiucie Caroline Hulse Boże Narodzenie jest jedynie tłem zdarzeń, nie ma bezpośredniego przełożenia na fabułę czy zachowania postaci. Claire i Matt są rodzicami siedmioletniej Scarlett, którzy pomimo rozwodu starają się zachować poprawne relacje i jak najlepiej wychowywać córkę. Rodzinny wyjazd do ośrodka wypoczynkowego ma w tym pomóc. Coś jednak poszło nie tak, ktoś zostaje postrzelony – kto i w jakich okolicznościach?
Claire to idealna matka, znakomita prawniczka i piękna kobieta. Matt nie potrafi dorosnąć, zdaje się być wiecznym chłopcem. Alex jest spokojną, rozsądną partnerką Matta, która pracuje jako naukowiec. Patrick zaś poza byciem prawnikiem jest zapalonym sportowcem. Towarzyszy im Posey – niewidzialny przyjaciel Scarlett, który przybiera postać pluszowego królika. Pozornie przyjazne i poukładane stosunki pomiędzy czworgiem dorosłych ludzi komplikują się, gdy ci zaczynają spędzać ze sobą nieprzerwanie czas. Scarlett nie pała sympatią do Alex, Patrick jest zazdrosny o Matta, Claire dusi się w związku, a Alex zaczyna na nowo definiować swoją wieź z partnerem. Mała powierzchnia domku, wspólna aktywność fizyczna i wyzwalająca się przy tym rywalizacja doprowadzają do napięć i zagęszczenia się atmosfery.
Hulse stworzyła powieść obyczajową ze świetnie zarysowanymi bohaterami, pogłębionymi psychologicznie i uwikłanymi w skomplikowane relacje. Wspólny spędzony czas będzie dla nich nie tylko egzaminem z rodzicielstwa, ale także okazją do zweryfikowania trwałości aktualnych związków i postaw partnerów. Akcja przeplata się z raportami policyjnymi dotyczącymi feralnego zdarzenia, w którym jedna z postaci zostaje postrzelona i zmierza ku kulminacyjnemu wydarzeniu. Autorka wnika w psychikę postaci, śledzi motywację jaka im przyświeca w dokonywaniu życiowych decyzji i pokazuje od środka funkcjonowanie rodziny po rozstaniu rodziców.
Caroline Hulse posługuje się prostym, łatwym i przystępnym językiem. I chociaż „Gorączka świątecznej nocy” nie jest pozbawiona humoru, to wbrew zapewnieniom z okładki nie ma na szczęście nic wspólnego z komedią świąteczną czy „Listami do M.”. To ciekawa i wielowymiarowa powieść, którą czyta się z rosnącym zainteresowaniem, przykład świetnej „literatury środka”.
[Recenzja opublikowana także na innych portalach czytelniczych]
*Caroline Hulse, „Gorączka świątecznej nocy”, przeł. Małgorzata Kafel, Wydawnictwo Znak, 2019, str. 7.
Claire i Matt są po rozwodzie, pozostają jednak w przyjacielskich stosunkach. Dla obojga najważniejsza na świecie jest ich córka, siedmioletnia Scarlett, dla której są w stanie zrobić wszystko - na przykład spędzić razem pierwsze od kilku lat święta. Pojawia się pomysł wyjazdu do luksusowego ośrodka, a wraz z nim pierwsze schody. Zarówno Matt, jak i Claire, mają nowych partnerów, którym ich zażyłość może wydać się podejrzana. Sytuacji nie poprawia również Posey, wymyślony przyjaciel Scarlett, który nie zawsze zachowuje się tak, jak powinien. Gdy dodamy do tego wszystkiego jeszcze nieco alkoholu i kilka niedochowanych tajemnic, będziemy już na prostej drodze do spektakularnej katastrofy...
Chyba każdy z nas to zna - niby święta, powinniśmy się cieszyć towarzystwem najbliższych, dobrze się bawić, być mili i weseli i... tyle teoria. Bo gdy przychodzi co do czego, to okazuje się, że mamy serdecznie dość naszej rodzinki już po godzinie. Wzajemne pretensje, że ja stoję przy garach a ty płaszczysz dupę na kanapie, że miałeś talerze porozkładać na stole, że na litość boską wytrzyj je najpierw, rok się kurzyły w szafce przecież, czy ja ci muszę wszystko tłumaczyć jak dziecku? Brzmi znajomo? Kocham moją rodzinkę, ale regularnie, co wigilię, w pewnym momencie dajemy z siostrą dyla do innego pokoju i ratujemy się przed postradaniem zmysłów szklaneczką whisky. No dobra, czasem dwiema. Nooo dooobra, raz mama była tak nieznośna, że poszło pół butelki i skończyło się na głośnym wyśpiewywaniu "Morskich Opowieści" do wtóru czyjegoś coveru w stylu death metal na YouTubie...
Zmierzam do tego, że spodziewałam się takiej właśnie historii. Nie podejrzewałam, że motorem napędowym nieporozumień w tej powieści będą relacje damsko-męskie. Z początku byłam sceptyczna, ale szybko okazało się, że temat zazdrości i rywalizacji o tytuł samca - i samicy - alfa to niewyczerpane źródło dobrej zabawy. Ale samo źródło gagów sytuacyjnych to nie wszystko. Najwięcej pracy wykonują tutaj bohaterowie. Autorka poświęciła im naprawdę sporo uwagi i dopracowała w każdym szczególe czyniąc z nich postacie idealne. Nie mam przez to na myśli "doskonale rzeczywiste", ale raczej "bardzo charakterystyczne i lekko przerysowane", bo takie najlepiej sprawdzają się w komediowej konwencji.
Mamy zatem Claire, która jest chodzącym ideałem i wcieloną uprzejmością, dla wszystkich miła, przyjacielska, do rany przyłóż. Mamy jej nowego partnera Patricka, który obsesyjnie trenuje planując start w Ironmanie, dla niego życie to zawody, rywalizuje z wszystkimi i we wszystkim i zawsze daje z siebie wszystko. Mamy oczywiście Matta, pociesznego dużego chłopca, który jeździ na deskorolce, pali marihuanę, nie radzi sobie z korespondencją i boi się pająków (rozumiem cię, stary). Mamy jego partnerkę Alex, osobę o anielskiej cierpliwości, która w ich związku jest tą rozsądną, zorganizowaną i dojrzałą, jak na naukowca przystało lubi analizować każdą sytuację - do tego stopnia, że stworzyła arkusz w Excelu by oceniać i klasyfikować kolejne randki. Mamy wreszcie Scarlett, typową siedmiolatkę, i Poseya, wyobrażonego fioletowego królika z metką "Made in China" na kuperku, który pała nienawiścią do naukowców z powodu eksperymentów na zwierzętach, chociaż nie do końca rozumie o co chodzi. Ta barwna grupa bohaterów, dziwaczna na pierwszy rzut oka, jest moim zdaniem najlepszym elementem tej książki. Uwielbiam ich wszystkich!
Element humorystyczny pojawia się również w rozmaitych wstawkach w tekście, jak na przykład wyjątkach z ulotki ośrodka, do którego wyjechali nasi bohaterowie, czy definicjach słów zaczerpniętych ze słownika języka polskiego. Ale niech Wam się nie wydaje, że tutaj tylko śmiechy, chichoty i uśmieszki. Książka przedstawia również kilka nieprzyjemnych sytuacji, o których nie będę pisać, bo nikt nie lubi spojlerów, ale parę razy złapałam się na tym, że naprawdę współczułam bohaterom i miałam okazję się zastanowić się nad postrzeganiem świata przez dorosłych i ich niezwykłym talentem do komplikowania prostych sytuacji. Wszystko jednak napisane było lekko i z dużą dozą humoru, więc nawet te mniej zabawne momenty czytało się łatwo i przyjemnie.
Nie mogę nic złego powiedzieć o stylu autorki, jej warsztat jest na wysokim poziomie. Jedyne, co nie do końca mi się podobało, to stopień niezależności Poseya. Ja rozumiem, że lekka przesada jest tutaj celowa i jak najbardziej pożądana, ale nie musi mi się podobać każdy jej przejaw. Akurat w przypadku Poseya nie do końca mi się podobała i tyle.
Przeczytałam tę książkę w ekspresowym tempie, bo zwyczajnie nie mogłam się od niej oderwać. Autorka już na samym początku puszcza do czytelnika oko zdradzając coś na temat wydarzenia, będącego punktem kulminacyjnym tej książki, ale robi to tak zręcznie, że tylko zaostrza apetyt na czytanie. I ja czytałam, do późnej nocy, bo ta opowieść wciągnęła mnie na amen. Dostarczyła mi doskonałej rozrywki, poprawiła humor w dniu, w którym był bardzo kiepski i zostawiła z kilkoma przemyśleniami na temat dorosłości i relacji damsko-męskich. Doskonała pozycja na relaks po pełnym nerwów dniu. Gorąco polecam.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Znak.
Rozczarowała mnie ta książka. Miało być zabawnie, a było ponuro, smutno i przygnębiająco. Do tego kłamstwa, wzajemne oskarżenia i pretensje.
Według pisarki wspólny wyjazd byłej pary i ich aktualnych partnerów miał być pełen śmiechu i zabawnych wpadnek. Nie wiem, może mam inne poczucie humoru, ale ja czułam głównie zażenowania, a każda kolejna akcja utwierdzała mnie w przekonaniu, że zmarnowałam czas i pieniądze.
Magii świąt zero, humoru zero.
Genialna powieść obyczajowa o tym, jak ludzie w niezręcznych sytuacjach dowiadują się o sobie więcej niż gdyby się w nich nigdy nie znaleźli. Z przyjemnością krok po kroku odkrywałam kolejne szczegóły z przeszłości bohaterów oraz ich ciekawe, złożone charaktery, a wszystko w świątecznej aurze bożonarodzeniowej przerwy. Do tego bardzo dobrze przemyślana, rozsądna i zaskakująca fabuła i ciągła akcja, dzięki czemu nie odrywałam się od książki ani na chwilę zanim nie skończyłam czytać. Caroline Hulse stworzyła filmowy klimat jak z Listów do M, które uwielbiam! Zdecydowanie na tak!
Śmieszna książka o Świętach, które pod jednym dachem spędza para rozwodników, ich nowi partnerzy i córeczka - Scarlett. Ich relacje nie są proste, ale wszyscy do ostatnich chwil udają, że wszystko jest w porządku, próbują się poznać i polubić. Kłopoty pojawiają się kiedy na wierzch wychodzą rodzinne brudy, a mała Scarlett próbuje robić ,,nowym rodzicom” na przekór. Dawno się tak nie uśmiałam i zrelaksowałam podczas lektury. Hulse serwuje nam prawdziwą bombę emocji. Siedzimy w głowie każdego z bohaterów dzięki czemu mamy pełen obraz rozgrywającej się w małym domku akcji. Do ostatniej strony autorka trzymała mnie w napięciu i nie chciało mi się tej książki kończyć. Idealna przedświąteczna odskocznia od codzienności.
Caroline Hulse stworzyła klimatyczną, momentami bolesną opowieść o miłości, ale nie takiej miłości jak to zwykle w komediach romantycznych i obyczajowych. Raczej o miłości, która się skończyła, na której miejsce przyszła nowa miłość i nowi ludzie. Bohaterami powieści są 7-letnia dziewczynka, jej wymślony przyjaciel królik Posey, z którym wciąż ucina sobie pogawędki, Matt i Claire - jej rozwiedzeni rodzice oraz ich nowi partnerzy Alex i Patrick. Jest to opowieść niebanalna, przenikliwa, ale też pełna humoru i dystansu do świata, bo w sumie życie nie jest tak całkiem serio. Cała ta poklejona rodzinka wybiera się wspólnie na Święta do pewnego resortu, gdzie przed laty świętowali już wcześniej Matt i Claire, ale o tym ich nowi partnerzy dowiedzą się dopiero później tak jak o większości innych zależności i emocji drzemiących w ich sercach. Ze sceny na scene lepiej poznajemy i rozumiemy świetnie skonstruowanych bohaterów, a ich świat jest często naszym światem. To opowieść o ludzkich marzeniach, problemach, tęsknotach, strachu, a nawet samotności. A wszystko to w zimowej, ale nie przesadnie świątecznej scenerii. Bardzo spodobała mi się lekkość pióra autorki i jej bystre poczucie humoru. Świetna książka!
Przyznam, że nie spodziewałam się po tej książce zbyt wiele. Nie czytam wszystkich świątecznych historii, jakie pojawią się na rynku, ale kilka mam i czekają w kolejce. „Gorączka świątecznej nocy” to opowieść wciągająca, momentami zabawna, smutna i prawdziwa. Zupełnie inna od słodkich i cukierkowych historii świątecznych.
Poznajcie Matta, Alex, Clarie, Patrica, Scarlett i Josleya. Co ich łączy. Matt i Clarie byli kiedyś małżeństwem. Teraz są po rozwodzie, ale chcą spędzić święta wspólnie ze swoją córką. Wybierają się do ośrodka Szczęśliwy Las razem ze swoimi nowymi partnerami, Patrickiem i Alex, a małej Scarlett towarzyszy zmyślony przyjaciel, królik Posey. Brzmi nieprawdopodobnie? Ta mieszanka charakterów, obaw, niedopowiedzeń to istna tykająca bomba. Dorośli próbują przetrwać dla dobra dziecka, towarzyszy im alkohol, starają się być dla siebie mili, ale nie bardzo im to wychodzi. Jednak dlaczego jeden e bohaterów, dzwoni przerażony na policję…?
Jest to najlepsza historia świąteczna, jaką do tej pory przeczytałam, chociaż tego charakterystycznego klimatu jest w niej mało. „Gorączka świątecznej nocy” idealnie nadaje się do przeniesienia na duże ekrany, bo jest to opowieść, która zachwyci każdego. Książka Caroline Husle wywołała u mnie śmiech, smutek, żal, współczucie. Gdy rozpoczynałam lekturę, wiedziałam, że z umieszczenia tych wszystkich osób pod jednym dachem, nie wyjdzie nic dobrego. Bohaterowie mają własny bagaż doświadczeń, inne spojrzenie na życie. Matt jest luzakiem, a Patrick pragnie kontroli. Pojawia się zazdrość, ktoś za dużo powie, ktoś za dużo wypije. Ze strony na stronę napięcie rośnie, wywołując u czytelnika dreszcze – bo wiadomo, że gdy wszystko wybuchnie, będzie ciekawie. Tempo akcji rośnie, każda strona przynosi coś nowego i zaskakującego!
Z pozoru każdy element tej historii to puzzel z zupełnie innego pudełka, a jednak autorka z gracją dopasowała je do siebie. Caroline Hulse skupiła się na dwójce bohaterów – Patricu i Alex, czyli dwóch piątych kołach u wozu. Przy zastosowaniu narracji trzecioosobowej, czytelnik dokładnie może poznać psychikę tej dwójki, a także wszystkie lęki i marzenia. Portrety psychologiczne, jakie serwuje nam autorka, są fascynujące i ciekawe. Nie potrafiłabym wybrać bohatera najbardziej ujmującego i intrygującego, bo obok postaci realnych, pojawia się zmyślony przyjaciel Scarlett, Posey. Ten królik jest dziwny, tajemniczy i dopełnia całą historię.
Co się wydarzyło w momencie kulminacyjnym? To tajemnica, którą poznacie, jeżeli skusicie się na lekturę tej powieści. „Gorączka świątecznej nocy” jest inna od tych, które zalały rynek wydawniczy, ale o wiele bardziej intrygująca i ciekawsza. Święta są w niej tylko tłem, czasem i pretekstem dla wydarzeń, które opisała autorka. Książka Caroline Hulse ma bardzo ciekawą konstrukcję – już od początku wiadomo, że coś się wydarzyło, ale żeby dowiedzieć się co i jak do tego doszło, trzeba poznać całą treść. W książce znajdują się również protokoły przesłuchań, rozmowy telefoniczne z policją i fragmenty broszury ośrodka.
„Gorączka świątecznej nocy” to historia ciekawa i intrygująca. Ta powieść was rozbawi i zasmuci; wzbudzi u was wiele emocji, ale jedno jest pewne – nie będziecie się mogli od niej oderwać.