Miasto Weilburg zatrzasnęło bramy i ogłosiło kwarantannę. W obrębie pilnie strzeżonych murów zamknięto ludzi chorujących i umierających na zarazę. Ale nawet po tych, którzy wymknęli się epidemii, śmierć gotowa jest sięgnąć z innych powodów. Bo w mieście oczadziałym od wielotygodniowej suszy, spętanym strachem przed przyszłością, terroryzowanym przez zewnętrznych wrogów i rodzimych fanatyków, wystarczy iskra, by z domów pozostały zgliszcza, a ulice zaścieliły trupy. W takim miejscu i w takim czasie inkwizytor Mordimer Madderdin, stoczy walkę o ocalenie niewinnych, o ukaranie zbrodniarzy, a przede wszystkim - o utrzymanie choćby resztek sprawiedliwości.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2023-02-28
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 614
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Macie takiego autora, którego książki nawet Wam się podobają, ale pomiędzy powieściami musicie robić przerwy, bo z czasem się męczycie?
U mnie takim autorem jest zdecydowanie Jacek Piekara. Choć "Cykl Inkwizytorski" podoba mi się fabularnie, to styl autora sprawia, że muszę dozować sobie kolejne powieści. Dawno jednak czytałem już cokolwiek tego autora, dlatego po "Dziennik czasu zarazy" sięgnąłem bez zmęczenia.
"Dziennik czasu zarazy" jest oddzielną, poboczną historią w świecie Inkwizytorów, dlatego można czytać ją bez znajomości całego, rozbudowanego cyklu, tak jak to było w moim przypadku. Może co nieco umknie takiemu czytelnikowi, ale nie odniosłem wrażenia, abym coś stracił. Jednocześnie, książka nie wnosi raczej nic nowego do cyklu.
Akcja tej powieści dzieje się w mieście objętym kwarantanną z powodu epidemii, więc jak łatwo się domyślić, miejsce fabuły jest dosyć ograniczone. Przez to miałem momentami wrażenie, że akcja jest niezbyt dynamiczna. Z drugiej strony, dzięki temu dostajemy tutaj coś innego niż w całym cyklu, ponieważ Mordimer nie zmaga się z demonami czy czarownicami.
Ponadto, miałem wrażenie, że głównemu bohaterowi za wiele się udaje, przez co czasami nie było żadnego dreszczyku emocji.
"Dziennik czasu zarazy" czyta się według mnie przyjemnie, ale bez szału. Książka jest dobra, ale raczej nie zapada w pamięć na dłużej.
PS Byłem bardzo zdziwiony, że autor tak rzadko wspominał, że Mordimer Madderdin ma czule powonienie 😉
Więcej recenzji znajdziecie na moim Instagramie @chomiczkowe.recenzje, gdzie serdecznie zapraszam
Kilka dni temu skończyłam najnowszą książkę Jacka Piekary „Ja, Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy” tom16. To było moje pierwsze spotkanie z autorem i zapewniam, że nieostatnie. Dla tych, którzy tak jak ja mają jeszcze przed sobą całą serię, to spokojna głowa nie musicie znać poprzednich części, żeby zrozumieć co i jak, kto z kim i dlaczego. Jak skończyłam zadałam sobie pytanie, dlaczego dopiero teraz wzięłam się za książki tego autora?! Kupiłam I oraz II tom „Świat Inkwizytorów. Płomień i krzyż”.
Wracając do naszej książki, czyli „Ja, Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy”, jak sama nazywa wskazuje czytamy to jak dziennik prowadzony przez inkwizytora Mordimera, który nie ma łatwego zadania, jakim jest walka z zarazą i ochrona niewinnych, ale to tylko kropla tego, co dzieje się w mieście Weilburg, które opanowała m.in. pandemia kaszlicy, która przypominała mi nasz covid oraz jakie zebrała żniwa i jak to odbiło się na nas samych.
Książkę czyta się naprawdę szybko. Nie ma w niej nic, co byłoby jakoś narracyjnie lub postaciowo skomplikowane, a jeżeli nawet coś takiego wyjdzie, to końcowe „przypisy” i „posłowie” wiele wytłumaczą. Ile razy mieliście taką sytuację, że podczas czytania tak wpadliście w akcje rozgrywającą się w książce, że potrafiliście zarwać noc, z książką szliście „tam, gdzie król piechotą chodzi” lub odkładając książkę chcieliście, żeby było rano i mogli ją wziąć, żeby dokończyć? To ja tak miałam non stop, aż w pewnym momencie złapałam się na tym, że książkę kładę pod poduszka, bo chciałam mieć ją blisko. No wariactwo, ale warte każdej minuty. Jak wcześniej napisałam, a co autor sam na początku podkreślił nie musisz znać całej serii, żeby zrozumieć tę część. Kolejnym powodem, o którym warto napisać to Audioteka, bo ma dla was audiobooka jako superprodukcja. Mnóstwo fantastycznych bohaterów, efekty dźwiękowe oddające realizm bycia tam podczas trwania akcji.
Uwielbiam te produkcje, bo czujesz te emocje, czujesz zapach pomieszczeń, potraw, nawet krwi na czyichś rękach. Polecam całym sercem i bardzo proszę nie pisać, że od końca nie czytacie, bo wyżej napisałam nie trzeba znać poprzednich, żeby orientować się w fabule. Akcja momentami powodująca łzy ze śmiechu, jak i łzy spowodowane smutkiem.
Zakończenie pewnej relacji było dla mnie szokiem, ale wiem, że nikt nie lubi spojlerów, więc nic więcej nie mówię.
"Ja, Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy" to najnowsza część cyklu przygód Inkwizytora Mordimera Madderdina. Książki nie trzeba czytać w zachowaniem kolejności, ponieważ przedstawia odrębną historię. I super, bo "Sługę Bożego" czytałam dawno, dawno temu i niewiele bym pamiętała. Nie wspominając nawet o innych tomach. :)
Fabularnie Jacek Piekara wprowadza czytelnika do Weilburga - miasta, w którym zapanowała epidemia kaszlicy. Jak nazwa choroby wskazuje, ludzie mierzą się z wyjątkowo uciążliwym kaszlem, który ostatecznie zaczyna zbierać żniwa. Powoduje to zatrzaśnięcie bram na cztery spusty; nikt nie ma prawa wejść ani wyjść, czego dodatkowo pilnują strażnicy.
Mordimer jako główny przedstawiciel Inkwizytorium w Weilburgu musi stawić czoła przeróżnym problemom. Stanie w centrum konfliktu między lekarzami a aptekarzami wydaje się zabawą w porównaniu z prowadzeniem "cywilizowanych" rozmów z nowoprzybyłym synem biskupa. Do tego dochodzą sprawy prozaiczne typu dochodzenie w śledztwie czy znalezienie mordercy. Aha, czy wspomniałam, że Mordimer niespodziewanie zostaje niańką nastoletniej Kingi?
Czy Madderdinowi uda się wyjść zwycięsko z kłopotów? Co z kaszlicą opanowującą miasto? Czy sprawiedliwości stanie się zadość?
"Dziennika czasu zarazy" nie nazwałabym historią idealnie wciągającą i niezwykłą. Raczej przeciętnie nudną. W żaden sposób nie mogę przyczepić się do stylu Jacka Piekary, a także języka, jakim operował. Pasowały mi archaizmy doskonale oddające charakter dawnych lat. Widać też było, że przyłożono się do realistycznej kreacji postaci.
A jednak kompletny brak fabuły oraz bodźców pobudzających emocjonalnie zniszczyły zadowolenie z lektury. Książkę czytało się szybko, ale nic z niej, niestety, nie wyniosłam. Mordimer przez większość czasu panoszył się po mieście, zawsze nosząc w kieszeni swoje wygórowane mniemanie o sobie - nie żartuję, podczas opowieści non stop zachwalał swoją inteligencję oraz fakt, że jest przecież najdoskonalszym istnieniem na świecie. Przez resztę Dziennika czasu zarazy albo pił alkohol, albo jadł. Naprawdę. Możecie sprawdzić, jeśli nie wierzycie.
Nie ma co ukrywać, że zawiodłam się na książce. Oczekiwałam walk, kłótni albo dochodzeń w sprawie naruszeń wiary. Miałam nadzieję na większy boom w odniesieniu do epidemii. Czekałam na otrucia, knowania i jeszcze raz: walki. Nie twierdzę, że ich wcale nie było. Pod koniec fabuła ruszyła z kopyta, ale raczej do kłusu niż galopu.
Czy polecam "Dziennik czasu zarazy" Jacka Piekary? Jeżeli jesteście ogromnymi fanami uniwersum Inkwizytorskiego, to tak, ponieważ z pewnością wyłapiecie wiele smaczków, a powrót do znanych i lubianych postaci będzie nielada gratką. Jeśli jednak dopiero zamierzacie zapoznać się z cyklem, to odradzam. "Dziennik czasu zarazy" jest, niestety, słabą lekturą bez głębszej, wciągającej fabuły.
„Drodzy czytelnicy... - oczywiście nie musicie sięgać po najnowszą odsłonę powieściowego cyklu „Ja, Inkwizytor”, która nosi wielce intrygujący tytuł „Dziennik czasu zarazy”... Oczywiście nie musicie wyrażać wielkiego uznania dla osoby jej twórcy - Jacka Piekary... I oczywiście nie musicie zachwycać się jej fabularną, jakże barwną ofertą... Nie musicie robić nic z tych rzeczy... Aczkolwiek, jeśli podejmiecie swoją własną, niewymuszoną i wolną decyzję o zaniechaniu w którymś z tych powyższych punktów..., to bardzo prawdopodobnym jest to, że staniecie się obiektem zainteresowania Świętego Officjum, którego lochy i sale tortur są na tyle pojemne, by pomieścić was wszystkich...
- wasz uniżony, wierny i bezstronny sługa”
Miasto Weilburg. To właśnie w tym nie największym, cieszącym się względnym dobrobytem i spokojnym miejscu na mapie Cesarstwa, nastaje oto czas epidemii nieznanej choroby, która z każdym dniem pochłania coraz więcej ofiar. Po zamknięciu miejskich bram nastaje czas strachu, niepewności, złości i szaleństwa, z którym to będzie zmuszony poradzić sobie nie kto inny, jak Mordimer Madderdin - postawiony zrządzeniem losu na czele miejscowego, okrojonego liczbowo oddziału Świętego Officjum. Sprawę skomplikuje tym bardziej przybycie do miasta kogoś, kto ma własne plany względem jego losów...
Nieco ponad trzy lata po premierze poprzedniej odsłony niniejszego cyklu, Jacek Piekara oddał w nasze ręce kolejną opowieść o tyleż intrygującym, co i mrocznym świecie alternatywnych dziejów naszej planety, w którym Chrystus zszedł z krzyża, wyciął w pień winnych jego męki i wprowadził ludzkość na nieco inne tory biegu historii. I jest to z pewnością książka ciekawa, nawiązująca w piękny sposób do jakże wciąż nam bliskiej pandemii oraz oferująca kwintesencję tej serii - udane połączenie fantastyki, przygody i rubasznej komedii w bardzo efektowną całość.
W odniesieniu do fabuły i konstrukcji tej pozycji, wydaje się być jej najbliżej do tzw. „Ruskiej trylogii”, gdzie również mieliśmy do czynienia z całościową opowieścią, bez podziału na kilka mini relacji. Jednocześnie są i różnice, gdyż w tym przypadku znacznie bliżej jest tej opowieści do nurtu kryminału i przygodowej sensacji, aniżeli do wypełnionej stricte fantastycznymi motywami historii fantasy. Oczywiście, dla jednych będzie to plusem, dla innych pewnym minusem..., ale pewnym jest to, że relacja ta intryguje nas, zaskakuje i trzyma w napięciu do samego końca.
To nasze kolejne spotkanie z głównym bohaterem - Mordimerem Madderdinem, którego w pewnym sensie znamy lepiej, aniżeli on sam. Tradycyjnie też to on raczy nas pierwszoosobową narracją o wydarzeniach w mieście Weilburg, wykazując się przy tym wielką miłością do Boga, specyficzną hierarchią wartości i jakże dobrym poczuciem humoru. I jest to wciąż ten sam dobry, poczciwy, charakterny Mordimer, w którego to osobie wielu z nas odnalazłoby bez trudu samego siebie, co też wydaje się być jedną z najważniejszych zalet tej serii, jak i też przyczynkiem do jej wielkiej popularności.
To również kolejne spotkanie z tym wciąż nieodgadnionym światem alternatywnego średniowiecza, który tym razem przyjmuje postać zamkniętego na wskutek kwarantanny, miasta. I mamy tu piękne spojrzenie na codzienność życia mieszkańców i ich strach, wszechobecną przemoc i biedę, zrozumiałą dla tej epoki głupotę oraz pewne przebłyski nowoczesności, które jednakże bardzo szybko zostają zduszone. Ciekawym wątkiem jest odwieczny konflikt Papiestwa ze Świętym Officjum, który na stronach tej powieści znajduje bardzo mocne i wyraźne odbicie.
Nie zabrakło tu również innych ważnych i koniecznych dla tej serii elementów relacji - wspominanego już, naprawdę udanego i inteligentnego humoru, który szydzi z ludzkiej głupoty, obłudy i naiwności..., jak i również subtelnej, czasami podpartej humorem, ale innym razem dosyć sugestywnymi opisami, erotyki. Jest i oczywiście fantastka, aczkolwiek jak wspominałam powyżej, podana w nieco mniejszej dawce, aniżeli miało to miejsce w poprzednich częściach cyklu. Całości tej listy domyka zaś porcja pięknych i klimatycznych ilustracji Pawła Zaręby.
To również jedna z najobszerniejszych odsłon te serii - licząca sobie grubo ponad 600 stron. I z tego faktu możemy się tylko i wyłącznie cieszyć, gdyż jest to ponad 600 stron klimatycznej, interesującej, być może nie pędzącej z zawrotną akcją, ale za to idealnie poprowadzonej, relacji. Zaczytując się w tę historię raczymy się jej klimatem, językiem, emocjonalną wymową i wielką przyjemnością spotkania z Mordimerem i jego światem, który chyba nigdy nie przestanie nas pasjonować, porywać bez reszty, zachwycać.
Powieść „Ja, Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy”, to pozycja niezwykle interesująca, klimatyczna i dobrze napisana. To powrót do tego pięknego, literackiego świata, który kolejny raz nas tyleż sobą oczarowuje, co i zaskakuje. I oczywiście można traktować ją jako odrębną część tej serii, która nie wymaga od nas znajomości poprzednich jej odsłon, ale wówczas pozbawilibyśmy się wielu dodatkowych znaczeń i smaczków. Sięgnijcie zatem po ten tytuł i udajcie się za jego sprawą do zamkniętego miasta Weilburg, w którym to będzie wam bardzo ciekawie upływał czas…
Kraina, gdzie plenią się herezja i pogaństwo, a inkwizytorzy nazywani są "rzymskimi diabłami". Kraina biednego, otępiałego ludu i toczących wieczne wojny...
Drugi tom bestsellerowej powieści Jacka Piekary ,,Szubienicznik". Podstarości Jacek Zaremba przybył do stolnika Ligęzy, by rozwikłać tajemnicę sfałszowanych...