,,Czereśnie zawsze muszą być dwie" - te piękne słowa, wypowiedziane przez pewnego ogrodnika, zainspirowały Magdalenę Witkiewicz do napisania powieści. Drzewo czereśniowe potrzebuje drugiego drzewa, by żyć i dawać owoce. Podobnie jest z ludźmi...
Czasami pozornie błahe i podjęte spontanicznie decyzje mogą wpłynąć na całe nasze życie, choć zwykle zupełnie nie zdajemy sobie z tego sprawy. Tak właśnie było w przypadku Zosi Krasnopolskiej, która idąc na wagary, nie spodziewała się, że będzie to początek cudownej przyjaźni z pewną staruszką. A to dopiero wstęp do tej urzekającej opowieści, bo Zosia otrzymuje w spadku bardzo urokliwą, aczkolwiek niezmiernie zniszczoną willę w Rudzie Pabianickiej. Otoczony czereśniowym sadem stary dom skrywa wiele tajemnic z przeszłości, których poznanie doprowadzi dziewczynę do zrozumienia, co jest w życiu najważniejsze. Kiedy na jej drodze staje Szymon, zapisana w starych murach historia ma szansę zyskać romantyczne zakończenie. Czy w sercu Zosi zapanuje wieczna wiosna, czy ogarnie je jesienna melancholia?
To powieść o tym, że jeżeli patrzymy na świat sercem, los pomaga nam dokonywać takich wyborów, by nasze szczęście rozkwitało, podobnie jak rozkwitają czereśnie, gdy rosną obok siebie.
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2024-01-24
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 496
ŻYCIE W DUECIE
Ostatnio w zapowiedziach wydawnictwa Flow pojawiła się nowa powieść Magdaleny Witkiewicz "Ulotny zapach czereśni", która luźno nawiązuje do wydanej przed kilku laty książki "Czereśnie zawsze muszą być dwie". Już od jakiegoś czasu bardzo chciałam przeczytać tę historię, tym bardziej, że zachęcają do tego wszystkie pozytywne opinie, których jest naprawdę mnóstwo. Dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja sięgnięcia po audiobook, nie zastanawiałam się ani chwili...
Czereśnia potrzebuje drugiego drzewa, by żyć i rodzić owoce. Tak jak ludzie, którzy z natury poszukują swojej drugiej połówki. I nie ma znaczenia, czy będzie to przysłowiowe jabłko, pomarańcza, czy właśnie czereśnia, która dobrze rośnie tylko w parze. Czereśniowy sad otacza pewien wiekowy dom w Rudzie Pabianickiej nieopodal Łodzi, którego właścicielką jest od niedawna Zosia Krasnopolska. Dziewczyna odziedziczyła tę osobliwą nieruchomość po swojej przyjaciółce Stefanii, starszej kobiecie, z którą zaprzyjaźniła się jeszcze w szkole i traktowała ją trochę jak babcię. Zosia opowiada nam swoją historię cofając się w czasie do lat dzieciństwa, kiedy to Stefania była najbliższą jej osobą. W szkole uchodziła za kujonkę, a rodzice zajęci pracą zawodową nie poświęcali córce tyle uwagi, ile potrzebowała. Wizyty u starszej pani były dla dziewczyny naprawdę ważne i wyjątkowe. To Stefanii Zosia zwierzała się ze swoich rozterek, to jej opowiadała o pierwszej miłości i ją prosiła o radę w trudnej sytuacji, a gdy nagle kobiety zabrakło dziewczyna musiała zaopiekować się rodzinnym domem przyjaciółki, który na życzenie Stefanii stał się jej własnością. W ten sposób Zosia trafiła na Henryka - tajemniczego starszego pana, poznała też poturbowanego przez życie Szymona i powoli, krok po kroku, zaczęła odkrywać prawdziwą historię swojej willi, która wśród mieszkańców od dawna budziła obawy i sprzeczne emocje.
"Czereśnie zawsze muszą być dwie" to jedna z tych powieści, która przypomina mi dlaczego lubię sięgać po książki Magdaleny Witkiewicz. Wszystkie te pozytywy i zalety, o których możemy przeczytać w opiniach i recenzjach są, w moim przekonaniu, jak najbardziej zasłużone.
Miłość i tęsknota, pogmatwane ludzkie losy, trudne wybory, piękna bezinteresowna przyjaźń i zaskakujące tajemnice stanowią o wartości tej powieści. Przyznaję, że autorka powiela niektóre schematy, jednak dodaje też wiele od siebie przez co historia nabiera świeżości i wyjątkowego charakteru. Przeszłość płynnie przenika do teraźniejszości, uzupełnia ją i wiele wyjaśnia. Uwielbiam takie opowieści obyczajowe, gdzie rodzinne sekrety niecierpliwie czekają na swoje przysłowiowe pięć minut i wywracają życie bohaterów do góry nogami. Zawsze z ekscytacją czekam na te momenty i za każdym razem zastanawiam się, czy również dla mnie będą one zaskoczeniem. I rzeczywiście w tej powieści tak się dzieje. Przeszłość zdumiewa i jest niezwykle intrygująca. Szkoda tylko, że wszystko odbywa się bez udziału Stefanii, ale kobieta na pewno kibicuje Zosi patrząc na nią z góry.
Powieść naprawdę mi się podobała. Były emocje, były tajemnice i mnóstwo dobrych wrażeń. Interpretacja Pauliny Holtz jak zawsze sprawiła, że dosłownie przypadłam. Zanurzyłam się w opowiadanej historii i poczułam dosłownie jak dziecko, któremu czyta się książeczkę na dobranoc, tyle tylko, że ta historia nie była o wróżkach, czy smokach, ale o skomplikowanych ludzkich losach naznaczonych przez zawiść, chciwość i głupotę.
Polubiłam Zosię, choć jej relacja z Markiem od początku wzbudzała moją irytację. Stefania jawiła mi się niczym moja babcia, do której mogłam biec z każdą troską i zmartwieniem. Szymon od początku zyskał moją sympatię, a razem z przygarniętą Luną stanowili duet idealny. Bardzo dobrze czułam się w ich towarzystwie i mam nadzieję, że będę mogła jeszcze raz wrócić do Rudy Pabianickiej i poznać dalsze koleje ich losów. A może autorka jeszcze czymś nas zaskoczy?... Jedno jest pewne - "Ulotny zapach czereśni" już stał się moim czytelniczym priorytetem.
To moje kolejne spotkanie z twórczością autorki. Książka "Czereśnie muszą być dwie" doczekała się wznowienia w cudownej szacie graficznej, a dla mnie była to okazja do poznania historii zapisanej na kartach tej powieści, ponieważ wcześniej nie miałam przyjemności jej przeczytać. Stylistyka i język jakim posługuje się autorka jest bardzo lekki i przyjemny w odbiorze co sprawia, że książkę czyta się niesamowicie szybko. Ja pochłonęłam ją w jeden dzień i nie odłożyłam nawet na moment. Fabuła została w interesujący sposób nakreślona, przemyślana, dopracowana i bardzo dobrze poprowadzona. Mamy tutaj tak naprawdę dwie przestrzenie czasowe: teraźniejszość i przyszłość - okres międzywojenny. Obie równie absorbujące. Ja z ogromnym zainteresowaniem oraz zaangażowaniem śledziłam współczesne perypetie Zosi oraz trudne i bolesne losy Anny. Bohaterowie tej powieści, zarówno ci współcześni jak i ci z przeszłości, zostali w niesamowicie prawdziwy sposób wykreowani, to postaci, które nie są idealne, mają swoje tajemnice, wady i zalety, dlatego tak łatwo się z nimi utożsamić w wielu kwestiach, podzielając podobne troski i dylematy moralne. Historia została przedstawiona z perspektywy kilkorga bohaterów, co pozwoliło mi lepiej ich poznać, dowiedzieć się co czują, myślą, z czym się zmagają, a tym samym mogłam lepiej zrozumieć ich postępowanie oraz decyzję. Myślę, że był to świetny pomysł, bo tym sposobem każda z postaci odegrała tutaj istotną rolę, dostarczając tym samym Czytelników wielu emocji i wrażeń. Większość bohaterów od pierwszych chwil zaskarbiła sobie moją sympatię, w szczególności Zosia, Stefania, Anna, Szymon i Andrzej. Jednak byli również tacy, którzy od początku wydali mi się śliscy i wywoływali we mnie same negatywne emocje. Zagłębiając się w losy obu bohaterek - Zosi i Anny - okazało się, że mimo dzielących je lat i okoliczności miały ze sobą wiele wspólnego. Autorka w taki sposób poprowadziła fabułę książki, że tak naprawdę nie wiedziałam co przyniosą kolejne czytane strony. Pod koniec kiedy powoli wszystkie elementy zaczęły wskakiwać na swoje miejsce nie mogłam wyjść z podziwu nad tym co tam się wydarzyło! Takiego obrotu sprawy to ja się nie spodziewałam! Historie obu kobiet poruszyły mnie do głębi! Autorka w swojej powieści porusza wiele ważnych, życiowych i ponadczasowych problemów, które tak naprawdę mogą spotkać każdego z nas czy naszych bliskich. Zdarzały się momenty kiedy łzy płynęły po policzku i takie kiedy po prostu miałam ochotę wejść do tej książki żeby przytulić, wesprzeć bohaterów, a czasami nawet nimi potrząsnąć. Autorka na kartach swojej powieści ukazuje wiele uniwersalnych prawd i wartości, którymi powinniśmy kierować się w życiu. Udowadnia, że wszystko dzieje się po coś, że nic nie jest dziełem przypadku, a ludzie pojawiający się "niespodziewanie" na naszej drodze znajdują się na niej nie bez przyczyny. Czytając tą książkę nabrałam ochoty na wybranie się do Rudy Pabianickiej i przejście się ścieżkami uczęszczanymi przez bohaterów powieści. "Czereśnie muszą być dwie" to emocjonująca, miejscami poruszająca i trudna opowieść o poszukiwaniu siebie i swojego miejsca w życiu, trudnych wyborach i walce z przeciwnościami losu. To pełna życiowych mądrości i doświadczeń historia, która skłania do refleksji i już na zawsze zostanie w mojej pamięci i sercu! Polecam!
"Zawsze uważałem, że gdy się dzieje coś złego w naszym życiu, to tylko po to, by za jakiś czas zdarzyło się coś dobrego. I patrząc na tę historię, tak właśnie było."
"Zrozumiałam, że nawet najbardziej niepozorna decyzja wpływa na nasze życie, a przeszłość zawsze wybrzmiewa w teraźniejszości."
Pierwszy raz tę książkę czytałam pod koniec czerwca w 2018 r. Minęło tyle lat, a ta historia na nowo zawładnęła moim sercem. Ponownie oczarowała mnie swoim klimatem, pięknymi słowami, tragiczną przeszłością, która naznaczyła przyszłość oraz ciekawymi postaciami. "Czereśnie zawsze muszą być dwie" pokazały, że nasza każda decyzja, nawet ta najdrobniejsza, niesie za sobą konsekwencje, niekiedy bardzo poważne, zmieniające czyjeś życie.
Gdy wkraczamy w przeszłość widzianą oczami Pana Andrzeja, przeżywamy prawdziwy dramat. Widzimy chorą miłość, która prowadzi do tragedii, ale też i piękną i szczerą, z pełnym oddaniem drugiej osobie.
Ta książka po prostu czaruje. Ma w sobie wiele tajemnic z przeszłości, jest niesamowicie emocjonalna i poruszająca. Wskazuje, by zawsze kierować się sercem, a strata bliskich osób, może być dla nas lepszym nowym początkiem, czego przykładem jest życie Zosi, ale nie tylko jej.
Witkiewicz doskonale operuje językiem, tworząc obrazy i sceny, które wręcz ożywają przed oczami czytelnika. Książka jest pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji i zaskakujących momentów, co utrzymuje czytelnika w napięciu do samego końca.
"Czereśnie zawsze muszą być dwie" to nie tylko opowieść o miłości i przyjaźni, ale także o odwadze w konfrontowaniu się z własnymi demonami. To lektura, która porusza, inspiruje i zostaje w pamięci na długo po jej przeczytaniu.
Ciekawi? Zapraszam do lektury. Wasze serca przyjmą ją z wielką przyjemnością ❤️ Ja kocham tę historię od wielu już lat, i gdy myślę o autorce, widzę od razu ten tytuł.
Wspaniałą wiadomością jest to, że "Czereśnie..." będą miały kontynuację! - "Ulotny zapach czereśni", której to premiera przewidziana jest na maj. Już nie mogę się doczekać 💚
🍒 „Czereśnie zawsze muszą być dwie” to książka, którą po przeczytaniu po prostu przytuliłam 🙂 bo taka właśnie jest ta historia otula jak ciepły koc, jak dotyk dłoni ukochanej osoby.
🍒Opowieść rozpoczyna się w Gdańsku gdzie poznajemy jedną z głównych bohaterek – Zosię.
Ta wzorowa uczennica postanawiam pierwszy raz w swoim życiu uciec z lekcji wraz z całą swoją klasą.
W konsekwencji w ramach prac społecznych dziewczyna zostaje przydzielona do pomocy byłej nauczycielce, która skręciła kostkę.
Pani Stefania okazała się sympatyczną samotną kobietą, z którą znajomość naszej bohaterki wybiegła o wiele dalej niż wymagała tego szkoła i przerodziła się w serdeczną przyjaźń trwającą wiele lat.
🍒Gdy Zosia stała się już dorosłą kobietą okazało się, że odziedziczyła pod Łodzią, a dokładnie w Rudzie Pabianickiej - starą Willę. Dziewczyna postanawia wyremontować dworek i przy okazji poznaje historię tego miejsca i związanych z osób.
Od tego momentu historia opowiadana jest w dwóch przestrzeniach czasowych : współcześnie i w latach 30 XX wieku.
🍒W Rudzie Zosia poznaje Szymona, który już pierwszego dnia pomaga jej uporać się z usterką w aucie oraz Pana Andrzeja, który zdaje się być dawnym przyjacielem drogiej jej sercu Pani Stefani i to właśnie on snuje opowieści o danych latach.
Jak każdy z nas Zosia staje przed trudnymi wyborami, jednym z nich jest odpowiedź gdzie znajduje się jej miejsce na ziemi? Gdzie jest jej dom? I kim jest kobieta w czerwonym płaszczu?
🍒Książka napisana jest pięknym, lekkim językiem dzięki czemu czyta się ją bardzo przyjemnie. W tej opowieści znajdziemy zarówno smutek, samotność i tajemnice , ale także będzie w niej pełno szczęścia, przyjaźni i miłości. Pewne wątki są przewidywalne, ale to nie umniejsza tej historii, wręcz przeciwnie sposób w jaki autorka dochodzi do nich jest fascynujący.
🍒Jeżeli jeszcze nie znacie tej pięknej historii to bardzo Was zachęcam, zwłaszcza, że te nowe wydanie opatrzone jest pięknymi obrazkami i fotografiami, które dopełniają tekst. Jest też wersja z barwionymi brzegami🍒♥️
Bardzo lubię twórczość Magdy Witkiewicz. Po jej książki sięgam z wielką przyjemnością i gwarancją dobrze spędzonego czasu. Nie inaczej było w przypadku „Czereśnie zawsze muszą być dwie”.
Ta pięknie skonstruowana historia sprawia, że ciepło rozlewa się na serduszku podczas czytania. Na kartach książki znajduje się niesamowita opowieść o pięknej przyjaźni, pomimo różnicy wieku. Czytelnik może śledzić i przeżywać razem z bohaterką jej pierwsze miłości i troski. Kibicuje jej z całego serca widząc, że to mądra i wartościowa osoba, której miłość stopniowo odejmowała rozum. Przysłoniła coś, co miała najpiękniejszego w życiu. Prawdziwą i najszczerszą przyjaźń. Refleksja przyszła tym razem za późno. To daje do myślenia i sprawia, że czytelnik zaczyna się w tym punkcie zastanawiać czy sam nie zaniedbuje najbliższych.
Niezwykle podobało mi się w tej książce to, że jej akcja toczy się tak blisko mojego miejsca zamieszkania. Niejednokrotnie byłam w Rudzie Pabianickiej i następnym razem na pewno będę wypatrywała willi opisanej w powieści. Dużo łatwiej jest mi się wczuć i zatopić w treść mogąc zwizualizować sobie miejsce akcji.
Ta historia zdecydowanie otwiera oczy. Jest pełna refleksji i emocji. Pięknie opisana, dająca nadzieję na lepsze jutro. Pokazująca, że z każdego błędu można wyciągnąć wnioski i sprawić, że będzie on tylko wyznacznikiem lepszych chwil.
Niezwykle urokliwa, chwytająca za serce i epatująca magią chwil. Tytułowe czereśnie pięknie podsumowują zawartą w książce historię. By być w pełni szczęśliwym i cieszyć się życiem, musimy mieć koło siebie drugiego człowieka.
Zatem jeśli chcecie poznać historię Zosi, to zdecydowanie polecam sięgnąć po „Czereśnie zawsze muszą być dwie”
Zosia nie spodziewała się, że niewinne wagary odmienią całe jej życie, a przyjaźń z panią Stefanią okaże się jedną z piękniejszych rzeczy, jakich doświadczyła. Kiedy seniorka umiera, okazuje się, że Zosia dziedziczy po niej starą willę. Dom jest nieco zaniedbany, ale dziewczyna zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia i postanawia, że stanie się on jej rajem na ziemi. Na miejscu poznaje Szymona, a przyjaźń z nim powoli zaczyna nabierać barw zauroczenia. Willa ma swoją historię, z jednej strony piękną, a z drugiej okrutną. I dopóki nie zostanie ona opowiedziana, jej dawni mieszkańcy nie zaznają spokoju.
Niespełniona miłość i chęć zemsty poniosły za sobą lawinę konsekwencji, których ofiarami stały się kolejne pokolenia. Dopiero Zosia, dzięki swojemu sąsiadowi, panu Andrzejowi zaczyna powoli odkrywać straszną historię, która wiąże się z jej nowym domem.
Magdalena Witkiewicz namalowała słowem przepiękną opowieść o przyjaźni i miłości, ale też zazdrości i chciwości. Zderzyła ze sobą wszystkie te uczucia i zamknęła w tej pięknej okładce.
Losy bohaterów są w tej książce wielowymiarowe i w fantastyczny sposób łączą się ze sobą. Mamy tu kilka wątków, które są niejako osobnymi opowieściami, a złożone razem, tworzą spójną historię, która swój początek znajduje za zamkniętymi drzwiami, wśród murów starej willi.
Książka napisana jest prostym, ale bardzo schludnym i ładnym językiem. Czyta się ją błyskawicznie, wciąga od pierwszych stron i nie pozwala na choćby chwilowe oderwanie się o niej. To przejmująca powieść o przeznaczeniu i o tym, że jeden zły wybór, może okazać się tragedią dla wielu niewinnych osób, ale też o umiejętności brania byka za rogi i kierowania swoim życiem w taki sposób, w jaki podpowiada serce i umysł, bo to one najlepiej wiedzą, jaką drogę wskazać, żeby móc być prawdziwie szczęśliwym.
Jeżeli lubicie książki obyczajowe z ciekawie zarysowanym tłem historycznym, tajemnicą z przeszłości, rodzinnymi zawirowaniami, w których uczucia kontrastują ze sobą, to koniecznie sięgnijcie po tę powieść. Autorka stworzyła niesamowity klimat, który łączy spokój narracji z burzliwością emocji.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗲𝗱𝗮𝗹 𝘇𝗮𝘄𝘀𝘇𝗲 𝗺𝗮 𝗱𝘄𝗶𝗲 𝘀𝘁𝗿𝗼𝗻𝘆.
[…] 𝐼𝑙𝑒 𝑟𝑎𝑧𝑦 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑧𝑒 𝑠𝑜𝑏ą 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑦𝑘𝑎𝑗ą, 𝑧𝑎𝑛𝑖𝑚 𝑤 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑠𝑝𝑜𝑠ó𝑏 𝑧𝑤𝑖ążą 𝑠𝑖ę 𝑖𝑐ℎ 𝑙𝑜𝑠𝑦.
Książki Magdaleny Witkiewicz biorę w ciemno i nie jest to dla nikogo tajemnicą. Powieści Magdaleny to przepiękne historie, wywołujące we mnie mnóstwo pozytywnych emocji i są jak jasne latarenki dające światło w ciemności, jak plasterki miodu zasklepiające ranę. Dające nadzieję, że na świecie jest mnóstwo dobrych ludzi, którzy pojawiają się w naszym życiu w odpowiednim momencie. Właśnie wtedy, gdy potrzebujemy tego najbardziej, bo nie jesteśmy samotną wyspą i by żyć i kochać potrzebujemy drugiego człowieka. Nie wiem, jak Magda to robi, ale za każdym razem przenoszę się do miejscowości, w której dzieje się akcja powieści i przeżywam wszystko wraz z jej bohaterami. Czuję się wśród nich, jak w gronie dobrych przyjaciół, uczestniczę w ich rozmowach, siedzę tuż obok zaangażowana całą sobą w ich historię.
"Czereśnie zawsze muszą być dwie" – te piękne słowa, wypowiedziane przez pewnego ogrodnika, zainspirowały Magdalenę Witkiewicz do napisania powieści. Drzewo czereśniowe potrzebuje drugiego drzewa, by żyć i dawać owoce. Podobnie jest z ludźmi…
Nie udało mi się przeczytać książki w jej poprzednim wydaniu, ale widocznie tak miało być. Ta powieść pojawiła się w moim życiu we właściwym momencie, żebym uwierzyła w to, że wszystko w naszym życiu jest po coś, nawet jeśli na owoce zdarzeń z przeszłości musimy czekać bardzo długo, nawet całymi latami. Czytając, 𝐶𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑚𝑢𝑠𝑧ą 𝑏𝑦ć 𝑑𝑤𝑖𝑒, miałam wrażenie, że siedzę na ganku domu Zosi, otulona ogromnym szydełkowym kocem w kolorze morza, wącham zakwitającą właśnie różę, głaszczę rudego kota i niesamowicie przyjaźnie nastawionego do świata psa. Słucham opowieści Zosi, która uwierzyła, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem i każde zdarzenie ma jakiś sens i o tym jest ta historia
Zawsze wydawało mi się, że życie zależy od bardzo ważnych decyzji, a nie od drobiazgów, ale czy na pewno tak jest? […] 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑛𝑎𝑗𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑜𝑧𝑜𝑟𝑛𝑎 𝑑𝑒𝑐𝑦𝑧𝑗𝑎 𝑤𝑝ł𝑦𝑤𝑎 𝑛𝑎 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜ść 𝑧𝑎𝑤s𝑧𝑒 𝑤𝑦𝑏𝑟𝑧𝑚𝑖𝑒𝑤𝑎 𝑤 𝑡𝑒𝑟𝑎ź𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑜ś𝑐𝑖. 𝑍𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 […] 𝑔𝑑𝑦 𝑠𝑖ę 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗𝑒 𝑐𝑜ś 𝑧ł𝑒𝑔𝑜 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢, 𝑡𝑜 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑝𝑜 𝑡𝑜, 𝑏𝑦 𝑧𝑎 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑦ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑐𝑜ś 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑒𝑔𝑜. Medal zawsze ma dwie strony.
Często zastanawiamy się, co by było, gdyby, ale zapominamy o tym, że już nie mamy wpływu na przeszłość. Rozmyślamy, że gdybyśmy podjęli inną decyzję, spotkali innych ludzi, poszli inną drogą, może byśmy byli szczęśliwsi, ale pewności nie mamy. Nie warto zatem tego rozważać i analizować. Żyjemy tu i teraz, nie możemy wrócić i zacząć wszystkiego od nowa, a konsekwencje swoich wyborów będziemy ponosić już zawsze. Czasem jedna mała decyzja sprawiała, że nasze życie potoczyło się właśnie w taki, a nie inny sposób, więc usiądźmy, uśmiechnijmy się i bądźmy wdzięczni za to, co mamy.
Zosia Krasnopolska przykładna córka i uczennica w ósmej klasie idzie na wagary, by wreszcie klasa, przestała uważać ją za kujona i zaczęła traktować, jak równą sobie. Ta jedna decyzja, jak się później okaże, będzie miała wpływ na całe dorosłe życie Zosi. Za ten postępek wyznaczono jej prace społeczne. Musiała opiekować się starszą panią, której miała robić zakupy, przynieść obiad ze stołówki i trochę ogarnąć mieszkanie. Zosia nie wiedziała wtedy, że przymusowa pomoc starszej pani zaowocuje cudowną przyjaźnią na wiele lat. Stefania Pilch stanie się dla niej nie tylko przyjaciółką i mentorką, ale także ukochaną babcią, której nigdy nie miała. To Stefania dostrzegła w Marku to, czego zakochana Zosia nie widziała. On zaś robił wszystko, by Zosię od przyjaciółki odciągnąć i narzucić jej swoje zasady.
Zosia jest tak zaślepiona wybrankiem, że ignoruje oczywiste sygnały i nie dostrzega, że z Markiem jest coś nie tak. Dla niego gotowa jest położyć na szali dosłownie wszystko, nawet wieloletnią przyjaźń, byle tylko on był zadowolony. Marek natomiast chce spędzać z nią każdą wolną chwilę, nawet ten czas, który Zosia ma zarezerwowany dla Stefanii. Wymyśla dla niej atrakcje, by uniemożliwić jej spotkanie z przyjaciółką, a tak naprawdę chce kontrolować dziewczynę. Trzeba kubła zimnej wody i to nie jednego, żeby Zosia zrozumiała, że Marek to osoba, której ufać nie warto, a wręcz nie wolno.
Miłość nie może polegać na tym, by jedno drugie wykorzystywało. Miłość to pasmo kompromisów i akceptacja drugiej osoby, pozwolenie jej na poruszanie się po swoich obszarach. Tylko że zakochana Zosia nie zdawała sobie sprawy, że jest tylko narzędziem w rękach ukochanego, bo uczucie do Marka zupełnie przysłoniło jej zdrowy rozsądek. Upłynie sporo czasu, zanim dziewczyna zrozumie, że tak naprawdę dla tego człowieka niewiele znaczyła.
Gdy Zosia otrzymuje w spadku urokliwą, chociaż bardzo zniszczoną willę po raz pierwszy poczuje, że Ruda Pabianicka jest jej miejscem na ziemi. Tu czuje się dobrze i jest szczęśliwa. Otoczony czereśniami stary dom skrywa wiele tajemnic z przeszłości, których poznanie doprowadzi dziewczynę do zrozumienia, co jest w życiu najważniejsze. Wcześniej nawet nie przypuszczała, że w tej starej willi odkryje fakty z przeszłości Stefani, a w Rudzie Pabianickiej znajdzie prawdziwą miłość. […] 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑗𝑎𝑤𝑖𝑎𝑗ą 𝑠𝑖ę 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑝𝑜 𝑐𝑜ś. 𝑃𝑟𝑧𝑦𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧ą, 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑗ą 𝑧 𝑛𝑎𝑚𝑖 𝑛𝑎 𝑑ł𝑢ż𝑒𝑗, 𝑎 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑜𝑑𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧ą. 𝑊𝑎ż𝑛𝑒, 𝑏𝑦ś𝑚𝑦 𝑧𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚𝑖𝑒𝑙𝑖, 𝑝𝑜 𝑐𝑜 𝑖𝑐ℎ 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎𝑙𝑖ś𝑚𝑦 𝑛𝑎 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒𝑗 𝑑𝑟𝑜𝑑𝑧𝑒.
𝐶𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑚𝑢𝑠𝑧ą 𝑏𝑦ć 𝑑𝑤𝑖𝑒 to niesamowita historia, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością. Urzekła mnie cudownie splecionymi losami współczesnej bohaterki z losami bohaterów z lat trzydziestych. To przepiękna historia z nutką magii, dokraszona klątwą z przeszłości. 𝐶𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑚𝑢𝑠𝑧ą 𝑏𝑦ć 𝑑𝑤𝑖𝑒 to powieść o tym, że jeżeli na świat patrzymy sercem, to los pozwala nam dokonywać właściwych wyborów. O poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, dramatycznych stratach, ale przede wszystkim o miłości, która przetrwała mnóstwo lat, bo była taką na zawsze.
Zakończyłam czytanie książki z poczuciem zadowolenia i satysfakcji, a w mojej głowie zrodziła się myśl. Gdybyśmy pozwolili sobie na chwilę wyciszenia, zapomnieli o trudach dnia codziennego, wyłączyli ten nieustanny jazgot, to może usłyszelibyśmy, co nam chce podpowiedzieć intuicja, zobaczylibyśmy kobietę w czerwonym płaszczu, znaleźli zapomniany brzozowy krzyż w lesie, a w ogrodzie co roku specjalnie dla nas zakwitłaby róża. 𝐶ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖 𝑜 𝑡𝑜, 𝑏𝑦 𝑝𝑖ę𝑘𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒ż𝑦ć 𝑘𝑎ż𝑑𝑦 𝑑𝑧𝑖𝑒ń. 𝐵𝑦 𝑧𝑎𝑠𝑦𝑝𝑖𝑎ć 𝑧 𝑚𝑦ś𝑙ą, ż𝑒 𝑧𝑟𝑜𝑏𝑖ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝐵𝑦 𝑡𝑎𝑘 ż𝑦ć, ż𝑒𝑏𝑦 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑜𝑟𝑒𝑚, 𝑔𝑑𝑦 𝑘ł𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑠𝑧 𝑠𝑖ę 𝑠𝑝𝑎ć, 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 ż𝑎ł𝑜𝑤𝑎ć.
𝘞𝘴𝘻𝘺𝘴𝘤𝘺 𝘤𝘩𝘰𝘥𝘻𝘪𝘮𝘺 𝘸 𝘭𝘢𝘣𝘪𝘳𝘺𝘯𝘤𝘪𝘦 𝘱𝘰𝘱𝘭ą𝘵𝘢𝘯𝘺𝘤𝘩 ż𝘺𝘤𝘪𝘰𝘸𝘺𝘤𝘩 𝘥𝘳ó𝘨. 𝘞 𝘻𝘢𝘭𝘦ż𝘯𝘰ś𝘤𝘪 𝘰𝘥 𝘵𝘦𝘨𝘰, 𝘸 𝘬𝘵ó𝘳ą ś𝘤𝘪𝘦ż𝘬ę 𝘴𝘬𝘳ę𝘤𝘪𝘮𝘺, 𝘯𝘢𝘴𝘻𝘢 𝘥𝘳𝘰g𝘢 𝘻𝘢𝘬𝘰ń𝘤𝘻𝘺 𝘴𝘪ę 𝘸 𝘵𝘺𝘮, 𝘤𝘻𝘺 𝘪𝘯𝘯𝘺𝘮 𝘮𝘪𝘦𝘫𝘴𝘤𝘶.
Jaka to piękna historia!
Przeczytałam ją w jedno popołudnie, całe 480 stron plus noty autorskie.
Śliczne, nowe wydanie to było moje pierwsze spotkanie z tym tytułem ale nie pierwsze z autorką, która fantastycznie kreuje swoje postaci i ich życie by wciągnąć nas do ich świata.
Wzruszająca, przejmująca i bardzo ciekawie opowiedziana historia o miłości, zazdrości, chciwości i wyrzeczeniach, stracie i nadziei.
Od pierwszych stron dałam się pochłonąć i płynąć z prądem, żyjąc życiem bohaterów.
Wraz z nimi przeżywałam wzloty i upadki.
Z nimi się śmiałam, z nimi płakałam (tak w głębi duszy) i z nimi nie chciałam się rozstać.
Genialnie opowiedziana, emocje były dawkowane budując napięcie i myślałam, że wybuchnę jak nie dowiem się o co tu chodzi.
W miarę opowieści pana Andrzeja poznajemy wydarzenia z przeszłości, która w końcu dogoniła teraźniejszość.
Przekazywana przez niego perspektywa była fascynująca, tajemnicza i dozowana po kawałeczku a jednak nie miałam ochoty odkładać książki.
Wręcz przeciwnie, wciągała mnie coraz mocniej i mocniej.
Intrygowała, kusiła i mimo, że niektórych rzeczy się można było domyślić samemu to nie czułam się zawiedziona.
Willa pełna tajemnic i nieco naiwna Zosia, która pragnęła zaznać miłości.
Oczami wyobraźni widziałam tę scenerię, gdzie siedziała w ogrodzie, gdzie odnawiany był budynek i ile tam żyć się przewinęło.
Urozmaiceniem były także zdjęcia w niektórych rozdziałach czy delikatny wątek metafizyczny.
Ciężko mi w kilku słowach opowiedzieć o moich odczuciach i jednocześnie nie zdradzać zbyt wiele fabuły ale mam nadzieję, że sięgnięcie po ten tytuł i dacie się ponieść przyjemności z czytania.
"Drzewo czereśni potrzebuje innego drzewa, aby rosnąć u dawać owoce.
Podobnie człowiek - nie powinien być sam, a gdy kocha, rozkwita."
Już od dawna Magdalena Witkiewicz należy do moich ulubionych autorek powieści obyczajowych. Uwiódł mnie jej dar do bardzo plastycznego i autentycznego przedstawiania ludzkich rozterek, tak jakby wszystko, co kiedykolwiek dotknęło jej bohaterki, autorka znała z autopsji. Powieść "Czereśnie zawsze muszą być dwie" dodatkowo miała być pierwszą książką pisarki w dużej mierze osadzoną w przeszłości. Eksperyment udał się całkiem dobrze, niestety sama książka zdecydowanie nie należy do moich ulubionych.
Drobny występek wzorowej uczennicy sprawia, że poznaje ona 60- letnią Stefanię Pilch. Tak właśnie rozpoczyna się trwająca wiele lat przyjaźń pomiędzy dojrzałą kobietą i dziewczynką, która dopiero wkroczy w dorosłość i popełni niejeden życiowy błąd. Po śmierci staruszki, Zofia otrzymuje w spadku zapuszczoną willę w Rudzie Pabianickiej. Dla młodej kobiety może to być szansa na rozpoczęcie nowego rozdziału życia. Czego jeszcze nie wie, stary dom kryje wiele tajemnic, które bardzo pragną wyjść na światło dzienne...
Pomysł na powieść jest całkiem ciekawy, a historia wynurzająca się z przeszłości naprawdę wciągająca. Magdalena Witkiewicz bez większego trudu odnalazła się w innej rzeczywistości i stworzyła intrygującą, nieco mroczną historię. Wszystko byłoby naprawdę piękne, gdyby współczesna historia okazała się równie zajmująca. Niestety o ile początek jest jeszcze całkiem niezły i łatwo jest zrozumieć dylematy wzorowej uczennicy, pragnącej nieco uznania ze strony rówieśników, o tyle dalsze jej losy pozostawiają wiele do życzenia. Kolejne wątki stają się bardzo schematyczne, nie trzeba detektywistycznych zdolności by przewidzieć, co wydarzy się za parę stron. Najgorzej wypada wątek Szymona. W chwili, gdy Zosia spogląda na książki w jego domu staje się całkowicie jasne, jaki sekret skrywa mężczyzna. Sama tragedia, którą przeżył jest w moim przekonaniu mocno naciągana i dość nieprawdopodobna. Niestety zabrakło mi tutaj również tego, co u Magdaleny Witkiewicz cenię najbardziej - wnikliwych opisów wewnętrznych przeżyć bohaterów. Przenosząca się do willi Zosia jest w bardzo specyficznej sytuacji, jednak zachowuje się tak, jakby w ogóle nie robiło to na niej wrażenia. Jakiś czas później trafia do szpitala - również ten fakt po paru chwilach jakby zostaje zapomniany. To wszystko sprawiło, że współczesną część książki czytałam lekko rozdrażniona, nie mogąc doczekać się, kiedy pisarka wreszcie znów zabierze mnie do przeszłości.
Ogólnie rzecz biorąc, przymykając oko na pewne schematy, książka wypada całkiem nieźle i na pewno może się podobać. Nie jest to jednak powieść, jakiej oczekiwałam od cenionej przeze mnie pisarki. Mam nadzieję, że to jedynie drobny "wypadek przy pracy", a nie tendencja spadkowa w jej twórczości. Książkę mimo wszystko polecam wielbicielom powieści obyczajowych, głównie ze względu na bardzo ciekawą historię osadzoną w przeszłości. Podobno takich powieści powstanie więcej, mam jednak nadzieję, że tym razem nie zabraknie również tego, co w twórczości pani Witkiewicz cenię najbardziej.
Czereśnie zawsze muszą być dwie to współczesna powieść obyczajowa, z dawkami dramatu i romansu, której fabuła oparta jest na ciekawej tajemnicy sprzed lat.
Zosia jest bardzo pilną uczennicą. Nie ma zbyt wielu przyjaciół, ponieważ większość uważa ją za „kujonkę”. Pewnego dnia dziewczyna postanawia uciec ze szkoły i razem z całą klasą udać się na wagary, konsekwencje tego czynu jej nie ominą, ale i wpłyną na całe dotychczasowe życie dziewczyny. Nauczycielka wyznacza dla niej karę, którą jest… odwiedzanie emerytowanej nauczycielki. Początkowa niechęć do tego „obowiązku” przeradza się w trwałą przyjaźń z podopieczną. Zosia nareszcie ma kogoś, z kim może porozmawiać na każdy temat, zyskuje prawdziwą przyjaciółkę. Po nagłej śmierci pani Steni, świat dziewczyny wywraca się do góry nogami. Starsza pani, nie mając nikogo bliskiego zapisuje cały swój majątek dziewczynie. Mieszkanie w gdańskim bloku i stary dom w dzielnicy Łodzi zmieniają życie dziewczyny. Zofia jest już dorosła, zachodzi w ciążę, i chociaż ona sama zakochana jest w Marku po uszy, poznaje smak zdrady. Aby uciec od koszmarnej miłości wyjeżdża do Rudy Pabianickiej, do domu po pani Stefanii. Czy uda jej się poskładać swoje życie na nowo? Czy poznany przypadkowo mężczyzna okaże się jej przyjacielem czy wrogiem? Dramatyczna czy romantyczna okaże się stara historia związana z pewną miłością i odziedziczonym domem?
Fragment z książki:
(…) Czasem życie daje nam szansę, a my za późno ją dostrzegamy. Czasem możemy dotknąć naszych marzeń, ale odwlekamy te chwile. Na potem, na za godzinę, za miesiąc. Na moment, kiedy będziemy do tego perfekcyjnie przygotowani. A czasem trzeba żyć chwila. Łapać szczęście szybko w dłonie. Nieważne, ze nie mamy na sobie fraka i sukienki balowej, drugi raz życie może nam nie dać szansy.(…)
Moim zdaniem to jedna z najlepszych książek, które ostatnio czytałam. I chyba najlepsza tej autorki. Znam książki Magdaleny Witkiewicz, jedne mnie zachwyciły inne odrobinę rozczarowały, ale o tej mogę powiedzieć, że z całą pewnością to TA NAJLEPSZA.
Pochłonęłam książkę zaledwie w trzy wieczory, co nie zdarza mi się zbyt często. Fabuła jednak tak mnie zniewoliła, że nie mogłam oderwać się od niej i teraz będę musiała jakoś odespać te nieprzespane noce.
Początkowo myślałam, że to kolejna książka z tych, w których powtarza się banalna historia. Ona – młoda, ładna niezależna, dziedziczy dom po starszej osobie, w życiu przechodzi wzloty i upadki miłosne, które i tak zakończą się wielkim HAPPY ENDEM. Historia jakich wiele.
A tu… miłe, wręcz ogromne zaskoczenie. Z banalnej fabuły zrobiła się wyjątkowo wciągająca opowieść, nie tyle o wzlotach i upadkach miłosnych, co o ciekawej oryginalnej historii.
Bohaterowie tej powieści są tak swojscy, a zarazem nietuzinkowi, że nie można ich nie polubić. Myślę, że niejedna czytelniczka od samego początku „zaprzyjaźniła się” z Zosią i panią Stefanią. A w dalszych częściach książki kibicowała nie tylko głównej bohaterce.
Piękna, wzruszająca historia, opowiedziana z dużym dramatyzmem w tle i z piękną historią miłosną. Jeżeli jednak ktoś nastawi się na typowy romans, to może się rozczarować. To nie tyle historia miłosna, co brutalna prawda o życiu, zdradach, cierpieniu ale i o wielkiej ludzkiej empatii. A także o odnajdowaniu szczęścia w ruinach życia.
W tej powieści można się zatracić. Ciekawość często wygrywała u mnie ze zmęczeniem i musiałam, dosłownie musiałam czytać, aby nie zgubić wątku.
Po przeczytaniu książki wpadłam w pewnego rodzaju zadumę. Niby liczyłam na zakończenie takie a nie inne, a jednak pozostał we mnie jakiś żal. Chyba bardzo chciałabym wiedzieć, co dalej. Przecież słowo „koniec”, nie musi dosłownie oznaczać końca historii.
Dawno się tak nie wzruszałam podczas czytania. Niby człowiek dorosły i zdaje sobie sprawę z tego, że to tylko fikcja literacka, wymysł pisarki, a jednak jakoś utożsamia się z bohaterami i przeżywa ich życie tak, jakby dotyczyło kogoś bliskiego.
Poruszone w powieści wątki (nie tylko miłosne), potrafią być zarówno piękne, romantyczne jak i bardzo dramatyczne. To tylko fragment ciekawej opowieści, którą polecam całym sercem nie tylko czytelnikom zaczytującym się w romansach. W tej książce znajdują się również interesujące wątki: kryminalny czy psychologiczny. To opowieść o odnajdywaniu siebie i własnego szczęścia. O dążeniu do prawdy bez względu na to jak bolesna może ona się okazać. To po prostu wyjątkowa powieść z duszą… w tle.
Książka czytana sercem. Nostalgiczna, fajna lekka... Lubię takie książki gdzie przeszłość miesza się z teraźniejszością. Gdzie przedmioty mają duszę i mówią o czymś.
Uwielbiam książki napisane przez tą autorkę, więc nie mogłoby być inaczej. Gdy tylko pojawiła się okazja aby kupić najnowszą powieść pani Magdy od razu to uczyniłam. I pomimo tego, że w kolejce do przeczytania czekało dużo innych książek, ta miała pierwszeństwo.
"Czereśnie..." rozpoczynają się trochu nudno. Ot młoda kobieta zraniona przez swojego partnera ucieka do domku na wsi. No ileż to już razy inne pisarki wałkowały ten temat. No po prostu nuda. Jednak książka nie okazała się nudna. A to wszystko za sprawą tajemniczych losów poprzednich mieszkańców domu.
Znajdziemy tu historię o miłości, zdradzie, zazdrości.
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
„Czereśnie zawsze muszą być dwie” to najnowsza książka Magdaleny Witkiewicz, która miała swoją premierę w maju. Już ponad miesiąc przed premierą było głośno o tej książce. Wszędzie można było zobaczyć czereśnie - kolczyki, wisiorki, etui na czytnik. Witkiewicz swoją najnowszą książką po prostu „zaczereśniowała” Polskę. Czy powieść jest warta takiego rozgłosu?
Główną bohaterką jest Zofia Krasnopolska - młoda architektka, z bagażem życiowych doświadczeń. Otrzymała ona w spadku, od swojej najlepszej przyjaciółki - Pani Stefanii, willę w Rudzie Pabianickiej, która z zewnątrz wydawała się być starą, niegodną uwagi ruderą. Szybko okazało się jednak, że w środku skrywa ona daleką, niezwykle ciekawą przeszłość. Stary dom więzi sekrety swoich byłych mieszkańców. Zosia postanawia zgłębić historię tego domu, która nie daje jej spokoju. Na jej drodze pojawia się także Szymon - lekarz, dzięki któremu dowiaduje się, czym tak naprawdę jest prawdziwa miłość oraz przyjaźń, której tak bardzo Zosia potrzebuje. To dzięki willi, Rudzie Pabianickiej i jej mieszkańcom główna bohaterka zaczyna rozumieć, że tak jak drzewa czereśni muszą rosnąć obok siebie, aby wydać owoce, tak ludzie muszą się kochać, by ich wspólna droga przez życie miała jakikolwiek sens.
Magdalena Witkiewicz po raz kolejny mnie oczarowała! Stworzyła piękną, klimatyczną, magiczną i mądrą powieść, która od pierwszej strony skradła moje serce. Bez dwóch zdań polubiłam Zosię, a w Rudzie Pabianickiej oraz w willi po prostu się zakochałam. Autorka w charakterystyczny dla siebie sposób tak opisuje miejsca, że od razu chce się je odwiedzić a ludzi - poznać. Wszystko to za sprawą lekkiego, plastycznego i niezwykle barwnego języka, którego możemy doświadczać we wszystkich książkach tej autorki. Urzekł mnie również aspekt historyczny w „Czereśniach”. Od razu widać, jaki ogrom pracy musiała włożyć autorka, aby wszystko było spójne, a przede wszystkim prawdziwe. Historia willi w Rudzie tak mnie wciągnęła, że z niecierpliwością czekałam na rozdziały, w których autorka uchyla rąbka tajemnicy.
Bardzo podoba mi się również przesłanie, jakie niesie ze sobą książka. Zastanawialiście się kiedyś, jaki wpływ na Wasze życie ma niewielki, na pozór nic nie znaczący epizod? Jak wyglądałoby Wasze życie gdybyście nie spóźnili się na autobus, albo nie pojechali inną drogą do pracy? „Czereśnie...” pokazują, że nawet najbardziej niepozorna decyzja może mieć wpływ na nasze życie. W przypadku Zosi były to wagary. Gdyby nie urwanie się z lekcji, nie poznałaby pani Stefanii, nie pojechałaby do Rudy, nie poznałaby Szymona.
„Czereśnie...” to prawdziwy wulkan emocji! Będziecie na zmianę śmiać się i płakać. Wzruszać i uśmiechać. Autorka zabiera nas w świat Zofii Krasnopolskiej, z którą przeżywamy wszelkie smutki i radości. Oprócz kobiety warto wspomnieć również o innych bohaterach, którzy są niezwykle barwni, ciekawi i intrygujący. Przede wszystkim Szymon, który nie radzi sobie z osobistą tragedią. Pani Stefania, która jest skarbnicą życiowej wiedzy. Marek, który widzi tylko czubek własnego nosa, a także pan Andrzej - uroczy, starszy pan, który rozmawia z kurami i nadaje im imiona. To właśnie jego autorka obarczyła odpowiedzialnością za przekazanie nam historii willi w Rudzie Pabianickiej.
Podsumowując, „Czereśnie zawsze muszą być dwie” to powieść piękna nie tylko za sprawą okładki. To bardzo dopracowana książka, magiczna, pełna ciepła, emocji, z niezwykle wzruszającą historią w tle. Magdalena Witkiewicz po raz kolejny udowodniła, że jest mistrzynią w tworzeniu chwytających za serce powieści. Polecam!
Po zapoznaniu się z tak wieloma negatywnymi opiniami o książce wahałam się, czy w ogóle zaczynać ją czytać? Ale jako, że trafiła pod mój dach to nie potrafiłam jej oddać bez podjęcia próby przeczytania. I bardzo dobrze. Powieść może nie jest arcydziełem ale też nie miała nim być. To ciepła książka obyczajowa z wątkiem romantycznym umiejscowiona w dwóch płaszczyznach czasowym, latach trzydziestych XX wieku i aktualnie. Porusza temat miłości, zawiści, zdrady, żałoby czy samotności, które tak wielu osobom bywają znane. A wszystko to zabarwione odrobiną humoru. Co prawda drażniła mnie trochę naiwność głównej bohaterki Zosi ale i tak dała się polubić. Miejscami opowieść przesłodzona ale czyta się miło, lekko i przyjemnie. Nie wszystkie poruszone wątki zakończyły się pozytywnie, troszkę tego mi szkoda ale życie nie zawsze jest usłane różami. Wypożyczę na pewno kolejną książkę autorki.
Czy tylko ja czytając książki Magdaleny Witkiewicz zastanawiam się czy istanieją tak cudowni starsi ludzie z którymi można nawiązać międzypokoleniową przyjaźń? Bardzo bym taką chciała. Książka jak zwykle piękna, wzruszająca, jak na ekspertkę od szczęśliwych zakończeń przystało. Szymon jako postać bardzo mi się podoba, choć nie wiem jak kochający mąż mógłby zapomnieć o śmiertelnym uczuleniu żony, ale no cóż... Zosia to kolejna cudowna bohaterka, która okazuje się być niesamowicie dzielna i nieustraszona, a na dodatek ma cudowne serce. Historia w tle, tak sprzed laty niesamowicie smutna i przygnębiająca, choć pokazująca że wszystko w życiu dzieje się po coś.
"Czereśnie zawsze muszą być dwie" to pozycja podczas czytania której towarzyszyło mi jedno słowo - PIĘKNA. Pierwszy raz to jedno określenie zakiełkowało we mnie już około 40 strony i zostało, aż do ostatniej!
Lecz jedno słowo to za mało by móc ocenić tak wspaniałą historię!
Poznajemy tutaj Zosię, dla której poznanie i zaprzyjaźnienie się z samotną, starszą Panią Stefanią było momentem zwrotnym w życiu. Razem z Zosią mamy okazję przeżywać pierwsze miłostki, troski czy wzloty i upadki. Jesteśmy z nią w momentach, w których jej życie staje na głowie, a Pani Stefania jest zawsze obecna choćby tylko w wspomnieniach.
Jest to historia, która przede wszystkim opowiada o tym, że na każdego czeka finalnie szczęście. Nawet zupełnie niespodziewanie sytuacje czy miejsca mogą się okazać tymi, które rozpoczną drogę do osiągnięcia spokoju ducha. I o tym w głównej mierze opowiada ta książka! Poza tym możemy liczyć na perypetie miłosne Zosi, podróż do przeszłości dzięki Panu Andrzejowi, a także na demony przeszłości, które nie chcą odpuścić!
Z całego serca polecam "Czereśnie zawsze muszą być dwie". Tym bardziej, że akcja w głównej mierze ma miejsce całkiem niedaleko mnie, gdyż w Rudzie Pabianickiej/Łodzi. Miło czytać o miejscach, w których miało się okazję być, choćby przejazdem!
"Nigdy nie jest tak, że coś jest czarne lub białe. Zawsze ma odcienie szarości."
Wszystko, czego w życiu doświadczamy ma swoją przyczynę, sens i wartość. Często pozornie błaha, niepozorna decyzja, podjęta pod wpływem impulsu może mieć zasadniczy wpływ na nasze dalsze losy. Spoglądając w życzliwe oczy staruszki, Zosia nie przypuszcza, że wkrótce stanie się najbliższą jej sercu osobą. Przyjaciółką, której może powierzyć swe sekrety. Bratnią duszą, która zawsze rozumie, wspiera i dzieli wszystkie troski. Osobą, której strata zaboli najbardziej, a równocześnie nada niespodziewany kierunek jej życiowej ścieżce i zaprowadzi w progi starej willi w Rudzie Pabianickiej.
Szymon również stracił to, co najcenniejsze. Niespodziewanie, rozdzierająco, niemal bezgłośnie. Trwa w zawieszeniu, zatracając się w bólu i poczuciu odpowiedzialności.
Oboje znają cierpki smak straty. Jednak łączy ich o wiele więcej: ogromna potrzeba miłości i znalezienia swojego miejsca na ziemi. Czy odważą się znów otworzyć serca na miłość?
Za każdym razem, gdy sięgam po powieści Magdaleny Witkiewicz, wiem, że mogę spodziewać się całej gamy emocji. Zarówno tych dobrych, otulających ciepłem, gdzie uśmiech przeplata się ze łzami, a szczęście umyka. Ale także tych bolesnych, poruszających do głębi, tak bardzo ludzkich. Historii, która wzruszy, chwyci za serce i zawładnie każdą myślą, sercem i wyobraźnią.
Autorka daje nam nadzieję, że istnieje wyjście nawet z najgorszych sytuacji. Uczy, że nigdy nie jest za późno za zmiany, bo każdy dzień jest cenną lekcją, i tylko i wyłącznie od nas zależy, czy z niej skorzystamy.
"Czasem słowa wypowiedziane w niewłaściwą godzinę obracają się przeciwko nam."
Przypomina również, że w życiu ważne są wzloty, a także upadki, dlatego tak ważne jest, by nigdy się nie poddawać.
Odczułam te emocje i spędziłam z nią poruszające, piękne chwile. Polecam całego serca.
Maryla Jędrzejewska ma już siedemdziesiąt lat, ale dopiero teraz czerpie z życia pełnymi garściami. Można by się zastanowić, jak można czerpać z życia...
Przygoda kryje się na każdym kroku, a wakacyjny czas sprzyja rozwiązywaniu zagadek!Matewka kończy drugą klasę. Z niecierpliwością i ekscytacją czeka na...
Przeczytane:2024-10-20,
W momencie pisania recenzji, mam przed sobą stare wydanie, gdyż pojawiło się wznowienie z nową szatą graficzną. Ja mam przed sobą śliczną, pełną kwitnących drzew czereśni, z ławeczką na samym środku, która ma znaczenie w historii. W dotyku jest satynowa, z wytłuszczeniami. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie fragment książki, a na drugim kilka zdań o samej autorce.
Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla naszego oka, odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Literówek brak. Podzielona została na rozdziały i części.
Fajnie było po czasie powrócić do pióra autorki, bo dosyć dawno nie czytałam czegoś od p.Magdy. Lubię zaczytywać się w jej pozycjach, gdyż zawsze jestem zadowolona i to w różnym stopniu. Od zwykłego zadowolenia, po zauroczenie czy wzruszenie. Tym razem czytało się dosyć szybko, lekko i przyjemnie, aczkolwiek nie wszystko, co miało tutaj miejsce było przyjemne, niestety... Niemal od razu wpadłam do wykreowanego świata i nie chciałam z niego wychodzić. Obserwowałam koleje losy bohaterów, momentami z wypiekami na twarzy i mocno bijącym sercem przewracałam stronę za stroną, chcąc dowiedzieć się, co się dalej wydarzy...
Jest to historia, która zapada w pamięć i nie jest to tylko zasługa świetnego pióra, jakim posługuje się autorka, ale i kilkoma innymi czynnikami. Pomysł na fabułę to strzał w dziesiątkę, aczkolwiek uważam, że Witkiewicz wykonała kawał dobrej roboty. Książka ma praktycznie pięćset stron, które czyta się z zapartym tchem... Niczego jej nie brakuje, wszystko zostało dopracowane i doprowadzone do samego końca.
Bohaterów mamy tutaj sporo, aczkolwiek Zosia jest tu główną postacią. Książka chwilami odnosimy wrażenie, że toczy się dwutorowo, to, co jest teraz i co było kiedyś... Niemniej jednak to dziewczyna z początku naiwna... Potrzebująca obecnych rodziców, a nie tylko słuchać ich wymagań... Już na wstępie poczułam do niej sympatię, aczkolwiek momentami zapalała mi się lampka ostrzegawcza, a jej nie i to ją zgubiło. Niemniej jednak bohaterowie nie mogą być idealni, byśmy mogli nieco ponarzekać czy bardziej się z nimi utożsamić. Później jednak trzymałam kciuki za nią mocno, by dowiedziała się wszystkiego o tym domu... Powiem Wam, że jak chodziła do sąsiada na rozmowy, to i ja byłam nimi podekscytowana i to one również pochłonęły mnie niesamowicie. Taki dar do pisania barwnym piórem, gdzie pozycja robi się nieodkładana, ma niewiele pisarzy...
Poznajemy Marka, który od samego początku nie przypadł mi do gustu, po prostu tak jakoś poczułam i nie polubiłam go ani trochę. Jest i Szymon, który zyskał moją sympatię, ale byłam ciekawa, co on takiego przeżył... Co go zmieniło?
I bohaterowie można powiedzieć z przeszłości, którzy żyją, ale poznajemy ich losy między innymi też z opowieści i tutaj oni również wzbudzali wiele emocji. Jednych polubiłam, drugich znienawidziłam.
Trzeba przyznać, że są dopracowani, różnią się od siebie, zyskują bądź nie naszą sympatię. Są z krwi i kości, nie różnią się niczym od nas i to kolejny punkt dla książki, który sprawia, że polubiłam ją tak bardzo i że utkwiła w mojej głowie...
Kolejnym ważnym aspektem są emocje. Może nie są one zwalające z nóg, ale jednak są. Z pomocą bohaterów czy wydarzeń, doświadczamy smutku, szczęścia, trwogi, radości... Chwil miłości, przyjaźni, zawodu, żałoby czy żalu. To, co czują bohaterowie czułam i ja, dlatego też tak bardzo przeżyłam tę powieść. Ciężko było się od niej oderwać chociażby na chwilę...
Ważne jest również to, że nie jest to taka zwykła lektura. Przeplata się z historią, ma wiele wątków, gdzie każdy z nich doprowadzony jest do końca. Ma wartości, które dostajemy nie raz prosto z mostu, a raz musimy sami się domyśleć, przeczytać i zrozumieć je między wersami.
Za to też lubię pióro Witkiewicz - bo są prawdziwe, nie przerysowane. Nie znajdziemy tutaj koloryzowanej rzeczywistości, a świat taki, jaki jest.
Akcja ma odpowiednie tempo, które raz jest szybsze, a raz wolniejsze. Autorka dobrze wie, kiedy przewrócić świat bohaterów do góry nogami tym samym sprawiając, że i my tracimy grunt pod nogami. Niejednokrotnie zdarzyły się rzeczy, których w ogóle byśmy się nie spodziewali... A jednak.
Reasumując uważam, że książka jest naprawdę ŚWIETNA! Ma wartości, przesłanie, które możemy na spokojnie przemyśleć. Mamy emocje, możemy poczuć je razem z bohaterami. Jest ciężko się oderwać, jak już zaczniemy czytać, niezwykle wciąga od pierwszych stron. Ja się czułam jak zaczarowana i bardzo chciałam, żeby to wszystko miała swój dobry koniec, nawet niekoniecznie szczęśliwy, ale po prostu dobry. Jest to jedna z powieści obyczajowych, które zdecydowanie warto przeczytać. Polecam Wam z całego serca, nie zawiedziecie się! Tym bardziej, jeśli lubicie powieści Magdaleny Witkiewicz, a jeszcze nie znacie tego tytułu, koniecznie sięgnijcie!