Tęsknota za prawdziwą miłością jest zawsze taka sama, niezależnie od czasów.
Poruszająca saga rodzinna, w której niezwykłe historie miłosne rozgrywają się na tle prawdziwych wydarzeń z przełomu wieków.
Historia rodu, którego seniorką jest Róża von Goch. Razem z synem Henrykiem i wnuczkami - Leną i Norą - mierzy się z trudnymi wyborami i uczuciami, które powiązane są ze zdarzeniami piszącej się historii. W trudnych czasach wojny rodzina nieustannie szuka swojego miejsca. Dokąd poprowadzą ich drogi z ukochanego rodzinnego Nieczujowa?
Poczuj cudowny zapach przepysznych cytrynowych ciasteczek, stań twarzą w twarz z Marią Skłodowską-Curie, daj się porwać niezwykłym historiom miłosnym, które nie pozwolą ci odłożyć książki ani na chwilę. Ten wzruszający romans pełen zaskakujących zwrotów akcji to cudowna podróż w czasie: od ostatnich lat dziewiętnastego wieku i pierwszych dekad dwudziestego aż do wybuchu II wojny światowej.
Wydawnictwo: Illuminatio
Data wydania: 2019-11-20
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 304
Świetna książka.
Czy miłość 2 ludzi przetrwa ciężkie czasy wojny.....
Czas wojny, czas miłości to historia wykreowana przez Victorię Gische.
Róża von Goch oraz jej wnuczki-Lena i Nora żyją w czasach, w których dzieje się wiele dobrego i złego. Kobiety tak jak wielu innych ludzi muszą zmierzyć się z wiatrem historii a także ze swoimi uczuciami. Jakimi ścieżkami będą podążały kobiety? Gdzie rzuci ich los?
Początek zapowiadał się całkiem interesująco. Niestety były to tylko miłe, niekoniecznie ciekawego początki, bo im dłużej towarzyszyłam bohaterom tym mniej mi się ta książka podobała. I wcale nie chodzi mi o przeskoki czasowe, którymi byliśmy sowicie uraczeni. Nie. To mi raczej nie przeszkadzało. Raczej irytowała mnie fabuła, która z każdą kolejną stroną zaczynała przypominać telenowelę. Co chwilę przytrafiały się jakieś dramaty i łzy, szczególnie Leny. Denerwowało mnie też kiedy autorka pozwala ,,poznać'' głównym bohaterom wiele znanych postaci i brać udział w wielu znanych wydarzeniach. I tak na przykład Lena miała okazję być pielęgniarką w trakcie pierwszej wojnie światowej i przy okazji poznać Marię Curie- Skłodowską, płynąć Titanikiem i przeżyć jego zatonięcie, brać udział w odkryciu grobu Tutenchamona a następnie być więźniem obozu koncentracyjnego Auschwitz. Za dużo jak na jedne życie, prawda?
Czas wojny, czas miłości miała szansę stać się ciekawą lekturą, przy której miło spędzę czas. Niestety okazała się wielkim niewypałem i jak na razie jest to najgorsza książka jaką udało mi się w tym roku przeczytać.
Historyczne powieści obyczajowe to jeden z moich ulubionych gatunków. Takich książek przeczytałam sporo, wiele mi się podobało, ale na równie wielu się zawiodłam. Czas wojny, czas miłości Victorii Gishe wpasował się w tę pierwsza kategorię.
Powieść opowiada losy kobiet z rodu von Goch. Rodzina ta została doświadczona licznymi tragediami, a zmiany polityczne sprawiają, że tuła się po świecie, nieustannie szukając swojego miejsca.
Historia opisana w powieści w głównej mierze dotyczy losów Leny i Nory. Przedwcześnie osierocone dziewczyny, zdane są na łaskę babci, która niestety odczuwa skutki wieku. Linia fabularna jest dość mocno pocięta, a przeskoki pomiędzy kolejnymi rozdziałami i bohaterami dzieli czasami nawet kilka lat. W rozdziały biegnące wzdłuż głównej osi czasu wplecione zostały także retrospekcje, chociażby z życia seniorki rodu Róży von Goch.
Przyznaję, że nieco irytował mnie fakt tak szybkiego przemykania opisywanej opowieści. Nie przeczę, że dzięki temu ukazano najważniejsze wydarzenia historyczne i mam wrażenie, że to właśnie na nich się skupiono. Uważam jednak, że przez to cierpiała budowa postaci. Jako czytelnik nie potrafiłam zżyć się z żadnym z nich, bo kiedy już zaczynałam pałać do kogoś sympatią, jego wątek został ucinany, a historia w szaleńczym tempie mknęła na przód, ukazując kolejne losy naszych bohaterek.
Autorce nie można odmówić talentu do ukazania i opisu wydarzeń historycznych. Właśnie to wyróżnia tę książkę wśród wielu innych. Zwyczaje w dworkach, dawne dzieje Polonii, wojny, czy chociażby wypadek Titanica opisane zostały tak żywo, że ma się wrażenie, iż samemu w nich się uczestniczy. Autorka sporo miejsca poświęca także smakom i zapachom. Przyznam, że do dzisiaj ślinka mi cieknie na myślę o ciasteczkach z pomarańczowym cukrem.
Mimo że irytowały mnie pewne aspekty Czasu wojny, czasu miłości to muszę przyznać, że doceniam pracę, jaką autorka włożyła w budowanie świata przedstawionego, na którego kanwie ukazała losy bohaterek. Wydarzenia te opisane zostały bardzo realnie, oddając ducha czasu. Nie poskąpiono też szczypty romansu, bo w głównej mierze o miłości powieść traktuje.
"Nadzieja umarła ostatnia".
Wojna i miłość niezależnie od czasów, w jakich trwają, wywołują zawsze te same uczucia. Strach i zagubienie, szczęście i zadowolenie z życia. I tak, jak w dziejach świata pojawiają się czasy miłości i czasy wojny, tak w naszym życiu również kochamy i walczymy - czasami cały świat i z całym światem, a czasami siebie i z samym z sobą.
Ukrywająca się pod pseudonimem, pisarka Victoria Gische to rodowita Ślązaczka, z wykształcenia ekonomista i historyk. Od wielu lat pasjonuje się dziejami Starożytnego Egiptu. Współpracowała z gazetą polonijną "The Poland Times" z Chicago, pisząc dla niej artykuły historyczne. Mieszka w pięknym i cichym miejscu. Zadebiutowała dobrze przyjętą przez czytelników powieścią pt. "Lucyfer. Moja historia".
Koniec XIX i początek XX wieku. Róża von Goch z Sekułów herbu Nieczuja nie aprobuje małżeństwa swojego syna Henryka z Aleksandrą, która być może nigdy nie urodzi mu potomka. Jak się jednak okazuje, jakiś czas później, na świat przychodzą dwie wnuczki seniorki rodu – Lena i Nora. Tymczasem przełom wieków to dla całej rodziny von Goch czas wielkich zmian, prawdziwych dramatów i namiętności.
Najnowsza książka Victorii Gische to pełnokrwista saga rodzinna opisująca losy rodziny von Goch od roku 1891 do 1941. Można więc domyśleć się, jak szeroki przekrój prawdziwych wydarzeń zarówno społecznych, historycznych, jak i politycznych buduje całą fabułę tej książki. Przy lekturze powieści bardzo mocno odczuwa się osadzenie akcji w ówczesnych realiach, co niewątpliwie dodaje całej ukazanej historii, potrzebnego autentyzmu. Tym bardziej, że autorka zastosowała świetny zabieg literacki pod postacią połączenia życia fikcyjnych bohaterów z życiem historycznych postaci, jak chociażby z Marią Skłodowską-Curie. W kontekście tym niezwykle przydatnym jest wyszczególnienie tychże postaci na początku powieści.
Pomimo odczuwalnej podczas lektury, bogatej warstwy historycznej, nie nazwałabym tej książki powieścią historyczną bowiem dziejowe wydarzenia, których świadkiem są bohaterowie, stanowią niejako tło do najważniejszej płaszczyzny fabularnej, czyli rozterek miłosnych i związanych z nimi, uniesień oraz tragedii. Wątki romantyczne są w tej powieści punktem centralnym i to właśnie przez miłość, bohaterowie są tak bardzo mocno doświadczani przez okrutny los. Nie brakuje bowiem w życiu Leny, Nory, Svena czy też Tristana, wielu życiowych zwrotów i wielkich nieszczęść, a także trudnych wyborów, które niosą ze sobą określone konsekwencje. Autorka bardzo realistycznie oddała ich życiowe perypetie, nie oszczędzając nikogo, a nawet fundując zaskakujące zakończenia ich losów. W szczególności scena kończąca powieść wywołała we mnie wiele emocji, o których trudno zapomnieć.
Myślę, że "Czas wojny, czas miłości" to taka książka historyczno-obyczajowa, w której odnajdą się zarówno zwolennicy wyeksponowanej warstwy historycznej, jak i miłośnicy wątków miłosnych, oczekujących wielu uniesień i niejednoznacznych decyzji. Ten swoisty uniwersalizm jest bowiem podczas lektury dość głęboko odczuwalny. Do tego wszystkiego na łamach książki odnaleźć także można szczyptę wiedzy kucharskiej z przełomu wieków, pod postacią chociażby opisu potraw serwowanych na wesele Henryka i Aleksandry.
Epicka podróż w czasie, jaką zafundowała czytelnikom Victoria Gische to kropla zazdrości, szczypta tęsknoty i garść miłości. Trudno bowiem powściągnąć emocje przy zgłębianiu losów bohaterów, którzy tak bardzo przypominają nas samych. Od tej wzruszającej powieści nie sposób się oderwać, także zapraszam was do Nieczujowa.
https://www.subiektywnieoksiazkach.pl
Do napisania książki "Lucyfer. Moja historia" skłoniła mnie zasłyszana legenda o Lucyferze, która mówi, że na początku istnienia świata zakochał się on...
Książka koncentruje się na związku młodego rzeźbiarza o imieniu Dżehutimes z królową Nefretete. Zgodnie z badaniami, które przeprowadzili...
Przeczytane:2020-08-10, Ocena: 3, Przeczytałam, Mam, 26 książek 2020, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2020,
Życie to jedna wielka opowieść, która w większości przypadków okazuje się o wiele bardziej emocjonalna, rozbudowana i pasjonująca niż książki. Jednak zazwyczaj nie dostrzegamy tego. Ludzie, z którymi mamy styczność, odbieramy jako schematy, nie wdrażając się w ich emocje, przeszłość i motywacje. Po prostu są, a nam się wydaje, że są zbyt mało istotni, by o nich myśleć w kontekście narracji. Tymczasem za nimi stoi opowieść, która determinuje ich życie i sprawia, że są w tym akurat miejscu. Wiem, jak trudno jest w ten sposób spojrzeć na kogoś innego. Łatwiej jest spojrzeć na siebie i przypomnieć sobie najszczęśliwsze i najtragiczniejsze chwile swojego życia. Podejrzewam, że większość z nas mogłaby w tej chwili usiąść i napisać urzekającą powieść.
Róża nie może się pogodzić z wyborem swojego syna. Widzi, że Henrykiem dyktuje miłość, a nie rozsądek i ponoramiczne spojrzenie w przyszłość. W tej chwili nie liczy się, że prawdopodobnie nie będzie miał dzieci, że ród nie przetrwa, a on sam nie będzie miał pocieszenie na starość. Róża jednoznacznie sprzeciwia się małżeństwu Henryka i Aleksandry. Ale jak to w powieściach bywa... miłość wygrywa i ku zaskoczeniu wszystkich obdarowuje małżeństwo dwoma zdrowymi dziewczynkami. Od tej chwili zaczyna się opowieść o małej Lenie i jeszcze mniejszej Norze. Co spotka dziewczynki? Jak potoczy się ich życie? Jak widmo dwóch światowych wojen na nie wpłynie?
Nawet nie chcę się zastanawiać, ile to pozytywnych opinii słyszałam na temat tej powieści. Musiałam ulec, ponieważ ufam innym czytelnikom, zaintrygowała mnie fabuła i urzekła okładka. Spodziewałam się niesamowitej historii, która poruszy moje serce, sprawi, że zakocham się w bohaterach i będę gotowa sama gnać im na pomoc. Czy tak właśnie było? Po części tak i po części nie. Książki dla kobiet mają to do siebie, że potrafią mnie na raz i urzec, i rozczarować. Ta jest właśnie kolejnym przykładem tego.
Zacznę od aspektu najmilszego dla mnie, czyli języka, jakiego użyła autorka. Zrobił na mnie olbrzymie wrażenie, ponieważ okazał się idealnie wyważony. Dzięki niemu historia wolno płynęła, dawała się poznać od podszewki, ale też popychała czytelnika do nieznanej przyszłości, gdzie stać mogło się wszystko. Ten styl nadał całej książce atmosfery urzekającej i pozwalającej przenieść się do przełomu XIX i XX wieku. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, gdzie się znajduję.
Fabuła okazała się bardzo nierównomierna. Moje emocje przeszły trzy fazy: znużenie, ekscytację i oburzenie. Było to wręcza zabójcze połączenie, które pozostawiło we mnie niesmak jeszcze wiele czasu po przeczytaniu powieści. Jednak lubię zapamiętywać dobre rzeczy, więc zapewniam Was, że środkowe części książki dają wiele emocji, pozwalają poznać lepiej bohaterów i po prostu nie da się od nich oderwać. To one dominują. Z zapałem obserwowałam te wszystkie wydarzenia i z całego serca kibicowałam bohaterom. Jak to się stało, że przeszłam do oburzenia? Są to dwa aspekty. Pierwszy z nich to przesyt. Na początku byłam bardzo podekscytowana, że mogę oczami Leny spojrzeć na wojenną rzeczywistość, poznać Marię Skłodowską-Curie czy usłyszeć o znalezieniu grobu Tutenchamona. Lecz czasami przychodzi taki moment, kiedy trzeba sobie zadać pytanie: ile można?! Tak właśnie było w tym przypadku. Drugi aspekt to ukazanie głupoty ludzkiej. Inaczej nie można tego nazwać. Tylko głupcy albo najwięksi egoiści postępuje tak jak postacie przedstawione w tej obyczajówce. Czy to wada? Niekoniecznie, ponieważ na świecie mamy mnóstwo ludzi i nie każdy postępuje rozważnie i słusznie. Niestety nie zmienia to faktu, że poczułam olbrzymią złość, nad którą ledwie panowałam.
Skupiając się już na bohaterach, muszę powiedzieć, że nie mogłam ich uchwycić. Byli, mieli jakieś tam cechy, często nawet wyraziste, ale i tak nie mogłam ich złapać. Największą porażką była dla mnie Lena – pełna niespójności i niepewności. Kierowała się egoizmem, który na szczęście czasami doprowadzał ją do dobra. Zastanawiałam się, jak można tyle myśleć o sobie i tylko i wyłącznie o sobie. To naprawdę straszne, dlatego moja sympatia do niej przerodziła się w olbrzymią antypatię. Natomiast jej siostra – Nora – okazała się rozpuszczonym i zarozumiałym smarkaczem, który myślał, że podbije świat. Siostry to dla mnie jedna wielka porażka. Lecz jest ktoś, kto prawie ratuje sytuację. A mówię tutaj o Roanie – żołnierzu. To był chłopak o pełnym optymizmu spojrzeniu na świat, a przy tym wykazywał się niesamowitym zaangażowaniem, które tak bardzo szanuję. Szkoda tylko, że z czasem nasze poglądy tak bardzo się rozbiegły.
Jak sami widzicie, "Czas wojny, czas miłości" ma wiele wad. Mimo to doskonale rozumiem, skąd to zamiłowanie u wielu czytelników. Dostrzegłam to również i ja. Gdyby nie natężenie wad, które niestety są dla mnie zbyt dyskredytujące, byłaby zachwycona. Dlatego jeśli wiecie, że jesteście w stanie przymknąć na nie oko, to bez zastanowienie bierzcie się za tą powieść, gdyż na pewno przyniesie Wam wiele emocjonujących chwil. W innym przypadku dobrze przemyślcie swoją decyzję.