Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 2015-06-17
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 380
Z przyjaźniami zawartymi między ludźmi w dzieciństwie bywa różnie, co każdy z nas wie. Jedne bywają tak silne, że wspieramy się w każdej sytuacji życiowej i nie potrafimy sobie wyobrazić naszej przyszłości bez tej drugiej osoby. Razem przeżywamy swoje sukcesy i opłakujemy porażki, pocieszając się. Niestety zdarza się także tak, że kontakt między nami a przyjaciółmi zostaje niespodziewanie urwany i każda próba przywrócenia go kończy się fiaskiem. Przyczyny tej rozłąki bywają różne: przeprowadzka, poważna kłótnia, a nawet zwykłe niedopowiedzenie zamienione w lata ciszy.
Cal miał wyśmienitą paczkę przyjaciół, w skład której wchodziły Rae, Richelle oraz Nicole. Razem spędzili wiele wspaniałych godzin na zabawie, zapominając o codziennych troskach. Chłopiec traktował każdą z przyjaciółek tak samo, żadnej z nich nie faworyzował, jednak to właśnie Nicole najbardziej go intrygowała. Nie umiał zrozumieć jej dziwnych zachowań, lecz nauczył się je akceptować.
Lata mijały, a z grupki utworzonej w dzieciństwie ostali się jedynie Rae i Cal. Richelle, z niewiadomych przyczyn, z dnia na dzień wyprowadziła się, a Nicole porzuciła ich na rzecz najpopularniejszej ekipy w liceum. Chłopak nie może zapomnieć o swoim dawnym obiekcie zainteresowań i bardzo często szuka sposobu, aby nawiązać z dziewczyną kontakt, ale na próżno. I bardzo żałuje swych nieudanych podejść w chwili, gdy odkrywa, że Nicole zniknęła. Jej nowi „przyjaciele” nie wiedzą, gdzie mogła się udać, a nawet ich to nie interesuje.
Cal przeżywa szok, kiedy pewnego dnia staje oko w oko z Nicole, jednak potęguje go fakt, że dziewczyna przedstawia się jako Nyelle. Wygląda zupełnie jak jego przyjaciółka z dzieciństwa, lecz różnią się zachowaniem. Nowo poznana przedstawicielka płci pięknej zaskakuje swoimi pomysłami i zaraża swoim optymistycznym podejściem do życia, kiedy jej zaginiony klon należał do osób bojaźliwych oraz nieśmiałych. Świeżo upieczony student jest zafascynowany znajomą i postanawia ją poznać bliżej.
Kim tak naprawdę jest Nyelle? Co takiego skrywa w sobie to radosne dziewczę? Czy Cal rozgryzie nową znajomą? A jeżeli tak – to czy prawda mu się spodoba?
Bo trzeba pamiętać: najgłośniej śmieją się ci, którzy w samotności płaczą po cichu.
Wiele razy obiecałam sobie, że swoją przygodę z twórczością Donovan zacznę od jej trylogii Oddechy. Pisałam o tym praktycznie wszędzie, ale ten plan poszedł w odstawkę, kiedy uzyskałam możliwość przeczytać „Co, jeśli...”. Z niecierpliwością wyglądałam listonoszki, a gdy książka trafiła w moje ręce już nie mogłam doczekać się jej lektury. Niestety musiała swoje odczekać, a gdy przyszła kolej na nią, to... zaraz wszystko opowiem.
„Wyrzuty sumienia to przebiegłe bestie. Ranią głęboko, a kiedy rana już się zabliźnia, posypują ją solą.”
Wraz z pierwszym rozdziałem przenosimy się do małej mieściny, jaką jest Crenshaw. To właśnie tam Cal rozpoczął studia i aktualnie zażywa atrakcji związanych ze swoim nowym statusem społecznym. Nieco obawiałam się, że wszystko będzie się kręcić wokół imprez, gdzie alkohol leje się strumieniami, a ludzie pokazują tę niezbyt przyjemną twarz, jednak pojawienie się Nyelle wszystko zmieniło. Dziewczyna nakręcała lawinę szalonych zdarzeń, co rozruszało głównego bohatera. Ta dwójka bywała praktycznie wszędzie, dostarczając mi wiele wrażeń. Bawiono się moimi uczuciami, co powodowało niezrozumiałe przez moją mamę ataki śmiechu, niekontrolowane obgryzanie paznokci (a raczej paznokcia kciuka, ale to już nieważne). Bywały także chwile, gdy słowa bohaterów trafiały w moje serce i czułam się tak, jakby ktoś mówił je w moim kierunku.
Muszę także wspomnieć o retrospekcjach zdarzeń, bo one także miały tutaj znaczącą rolę. To właśnie one powoli odpowiadały nam na zadawane wcześniej pytania i rozwiązywały wiele kwestii. Może wiele osób nie lubi tego typu zabiegów, ale w „Co, jeśli...” były one obowiązkowe i – moim zdaniem – w tej książce będziecie do nich nastawienie nieco pozytywniej.
Z początku nie umiałam przekonać się do Cala. Udało mu się przekupić moją osobę dopiero po kilku rozdziałach, lecz nadal odnosiłam wrażenie, że jest taką ciepłą kluchą, która za wiele rozpamiętuje. Dopiero Nyelle pokazała mu możliwość ucieczki od rutyny, czemu przyklasnęłam. Dziewczyna zmieniła jego podejście do świata. Wprowadziła w jego życie zasadę carpe diem, sama z niej korzystając. Główny bohater poddawał się jej zabiegom z czystej ciekawości, korzystając z możliwości odkrycia całej prawdy o Nyelle. Z początku szło mu topornie i widziałam, jak robiąc jeden krok do przodu automatycznie robił dziesięć kroków wstecz. Powoli zdobywali swoje zaufanie, a cierpliwość została wynagrodzona. Tylko czy Cal dostał to, czego chciał? Czy Nyelle otworzyła się przed nim tak, jak on tego chciał? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w książce.
Nie byłabym sobą, gdybym nie nakreśliła paru słów o postaciach pobocznych. Nie będę pisać kilkostronicowego wywodu na ich temat, bo pragnę jedynie wspomnieć o Rae – dziewczynie, która pozostała przy Calu do końca. Buntowniczka spełniająca swoje pasje i wspierająca przyjaciela w każdej sytuacji. Taka osoba to największy skarb! Tylko mam jedno ale... czemu w kilku retrospekcjach ta dziewczyna umie jedynie pokazać swoją niechęć do kogoś poprzez... pokazanie środkowego palca? Czyżby Rae nie umiała przyswoić innych form komunikacji międzyludzkich?
Teraz napiszę nieco tajemniczo, jednak gdybym tego nie poruszyła, to zapewne biłabym się później z myślami i byłoby krucho. Nie mogę za wiele zdradzić, bo popsułabym lekturę, ale jeżeli powiem wam, że „Co, jeśli...” to mieszanka cukru i pieprzu, gdzie tego pierwszego jest nieco więcej i czytelnicze kubki smakowe proszą o litość, to nie ujawniam zbyt dużo? Pewnie w tym momencie nad waszymi głowami widnieje wyobrażony znak zapytania, ale naprawdę nie wiedziałam, jak inaczej o tym napisać. Wybaczycie mi?
„Niebo pełne możliwości i bólu. Przecież to sprzeczność. Chyba, że możliwości zawsze więcej niosą ze sobą cierpienie...”
Rebecca Donovan posługuje się prostym i zrozumiałym językiem dostosowanym do nastoletniej grupy czytelników. Autorka, zaprawiona w swoje pióro, bawi się opisami, kolorując rzeczywistość swoją wyobraźnią. Jednak nie można zapominać o przesłaniu, jaką niesie ta książka. „Co, jeśli...” pokazuje, że chore ambicje rodziców potrafią wyrządzić wiele szkód w życiu dziecka, co może znacznie odbić się na jego późniejszym życiu. Zasiane ziarenko strachu kiełkuje, przez co boimy się wykonać jakikolwiek ruch, by nie odczuć zawodu.
Z serii „rozkminy bluszczyny”: W notatce od autorki jest informacja, że po przeczytaniu książki i odkryciu prawdy warto sięgnąć po ten tytuł raz jeszcze. Wtedy będziemy inaczej odbierać niektóre kwestie. Postaram się to kiedyś zrobić.
Podsumowując:
„Co, jeśli...” to książka, która wprowadzi w nasze życie nieco zamętu i nie pozwoli na ogarnięcie go przed wyznaczonym czasem. Nietuzinkowi bohaterowie, ciekawie skonstruowana fabuła, narastająca ciekawość względem tajemnicy zawartej w rozdziałach... Czego chcieć więcej? Owszem – zdarzają się potknięcia, jednak po obdarciu kolan człowiek nadal normalnie funkcjonuje. Rany nieco szczypią, dają o sobie znać, ale życie toczy się dalej. Po prostu nie wolno się poddawać i dać tej powieści szansę. Ona jest tego warta!
A gdyby tak...
Każdy z nas zapewne ma czasami dość swojego dotychczasowego życia. Gdy przytłaczają nas problemy, nadmiar obowiązków, nadmiar bólu i cierpienia - wtedy pragniemy ze wszystkich sił stać się kimś innym. I wtedy właśnie zadajemy sobie pytanie: ,,A co, jeśli...?", ,,A co, jeśli wybrałabym inny kierunek studiów?", ,,A co, jeśli nie poszłabym na tę imprezę?", ,,A co, jeśli moje życie wyglądałoby całkiem inaczej?". Pytań może być nieskończona ilość, tak samo jak odpowiedzi, które nie zawsze przychodzą łatwo.
,,Nawet jeśli się udaje, że nic się nie stało, wciąż jest to tak samo realne."
Cal, Rae, Nicole i Richelle to zgrana paczka z dzieciństwa. Wszystko robili razem. Jednak, gdy zaczęli dorastać nagle coś się zmieniło. Nicole i Richelle odsunęły się od pozostałych. Richelle się wyprowadziła, a niedługo potem Nicole przepadła bez śladu. Gdy Cal w kawiarni rozpoznaje zaginioną Nicole jest oszołomiony, ale również szczęśliwy. Jednak okazuje się, że dziewczyna nie nazywa się Nicole tylko Nyelle. Odtąd Cal jest rozdarty między tym co widzi i słyszy, a tym co mu podpowiada serce. Przecież Nyelle wygląda zupełnie jak Nicole, jednak charakter ma całkiem odmienny, inny, może nawet lepszy. Czy uda się Calowi odkryć tę tajemnicę?
,,co, jeśli" to bardzo emocjonująca i przepiękna powieść. Jest w niej tyle tajemnicy, uczucia, że nie sposób się od niej oderwać. Jej znakomita konstrukcja sprawia, że przenosimy się do przeszłości, do czasów dzieciństwa głównych bohaterów, jednocześnie śledząc ich obecną sytuację. Pani Donovan zdecydowanie pokazała na co ją stać. Książka jest przyjemna w czytaniu, a przede wszystkim bardzo szybka. Gwarantuję Wam, że nie oderwiecie się od niej i pochłoniecie całość w jeden wieczór. Bo naprawdę nie można od niej tak po prostu odejść i nie dowiedzieć się prawdy. Trzyma w napięciu do ostatnich stron i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Ciągle mam w głowie obrazy z książki. Cal-Nyelle, Cal-Nicole, Nyelle-Cal-Nicole - trójkąt emocjonalny jakie stwarzają te osoby jest wprost zdumiewający. Poznajemy każdego bohatera bardzo dokładnie. Każdy, dosłownie każdy, z bohaterów jest bardzo dobrze wykreowany. Nie ma tu przepaści pomiędzy bohaterami pierwszoplanowymi, a drugoplanowymi. Z każdym z nich możemy się utożsamić, każdego poznać bliżej. Nie ma nic lepszego w powieści jak precyzyjnie dopracowani bohaterowie.
,,Niebo pełne możliwości i bólu. Przecież to sprzeczność. Chyba, że możliwości zawsze niosą ze sobą cierpienie..."
Książka jest kolejką górską złożoną z emocji. Upadamy i podnosimy się razem z bohaterami. Płaczemy i śmiejemy się razem z nimi. Przeżywamy z nimi nawet najmniejszą, najdrobniejszą z emocji. To się właśnie nazywa talent, który posiada autorka. To, że stworzyła taką powieść, dzięki której nie możemy się pozbierać tydzień, a nawet dłużej, po jej przeczytaniu. To, że za każdym razem, gdy nasze myśli uciekają, uciekają właśnie do tej książki, do postaci w niej wykreowanych. Myślimy sobie: ,,A co, jeśli ich losy potoczyłyby się inaczej?". To się nazywa ten popularny ostatnio ,,kac książkowy", który męczy czytelnika do bólu. Najlepszym sposobem na niego jest sięgnięcie od razu po następną powieść, najlepiej skrajnie odbiegającą gatunkiem. Jednak po przeczytaniu ,,co, jeśli..." trzeba na chwilę przystanąć, pomyśleć. I to był zamierzony cel autorki, żebyśmy zapamiętali tę powieść na tak długo jak to tylko możliwe. W moim przypadku, pozostanie ze mną na bardzo długo.
,,co, jeśli" polecam każdemu czytelnikowi, który ma odwagę zmierzyć się z prawdziwymi emocjami i trudnymi decyzjami. Ale kim byłby świat bez odważnych czytelników? Zapewne znajdzie się bardzo dużo osób, które sięgną po tę książkę i będą równie zachwycone lekturą jak ja.
Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2023,
Jest to moje czwarte spotkanie z twórczością autorki, ale po dość długim czasie, gdyż ostatni raz czytałam serię Oddechy w roku... 2016! Siedem lat temu i pamiętałam, że te książki mnie rozłożyły na łopatki. Trafiły do mnie w stu procentach i dlatego chciałam je mieć u siebie, a dwie pozostałe autorki kupiłam z myślą, że przypadną mi do gustu, a jeśli nie, to znajdę im nowy dom. Jednak tą dzisiejszą sobie zostawię, gdyż... przypadła mi do gustu. Nawet bardzo. Może nie zmiotło mnie tak jak niegdyś, ale wydaje mi się, że recenzowany tytuł zasługuje na uwagę.
Czyta się lekko i przyjemnie, nie ma jakichś blokad podczas lektury, co jest niewątpliwym plusem. Jest to powieść z gatunku romans, powieść obyczajowa, jednak dodałabym do tego że jest młodzieżówką. Na etapie dorastania myślę, że śmiało można czytać już takie pozycje.
Na pewno duża zasługa jest w tłumaczeniu, że czyta się bez jakichkolwiek blokad i przeszkód. Jestem zadowolona. Może nie dostałam mnóstwa emocji, które by mnie miały zdruzgotać, bo niestety jestem na takim etapie życia, że trochę już doświadczyłam, przeżyłam i może jestem nieco... odporna? Tak, to będzie dobre słowo. Jestem odporna i dlatego uważam, że na młodszym gronie czytelników może zrobić większe wrażenie.
Mamy kilku bohaterów, ale głównie rozchodzi się tutaj o Nicole z przeszłości i o Nyelle z teraźniejszości. Nasz bohater twierdzi, że to jedna i ta sama osoba. Że ją zna, tyle, że Nicole była całkowitym przeciwieństwem tej dziewczyny, z którą przypadkiem się spotyka. Cal nie może tego zrozumieć i za wszelką cenę dąży do tego, by odkryć sekret dziewczyny. Z kolei ona jest tak zwariowana, a raczej jej pomysły. Raz jest, raz jej nie ma, ciężko ją namierzyć. Ma specyficzny humor, zachowanie i jest tajemnicza... Im więcej czasu chłopak z nią przebywa, tym większy mętlik ma w głowie i zaczyna darzyć sympatią młodą kobietę.
Są to postacie, których nie da się nie lubić. Są dobrze wykreowani, każdy z nich jest inny, a gdy czytamy o przeszłości Nicoli, to aż nóż w kieszeni się otwiera... Niestety takie sytuacje w życiu mają miejsce, a my sobie często z tego nie zdajemy sprawy... Dzięki temu, że mamy opisywaną nie tylko teraźniejszość, ale i przeszłość, jesteśmy w stanie zrozumieć postępowanie bohaterów i po prostu ich poznajemy i stąd zaczyna się nasza sympatia do nich. Bo widzimy ich, kiedy są dziećmi, a one zawsze są najszczersze...
Emocji tym razem nie czułam, ale to w niczym nie przeszkadzało. Wspomnę raz jeszcze, że sporo doświadczyłam i jestem odporna, dlatego książka naprawdę musi mnie sponiewierać bym poczuła emocje towarzyszące bohaterom. Ta wydała się być lekką opowieścią, naruszającą trudne tematy, dla młodszych czytelników z pewnością mają jeszcze cięższy wymiar.
Akcja ma swoje odpowiednie tempo, które nie jest ani zbyt szybkie, ani powolne. Po prostu płynie się przez całość. Opisałabym ją jako w większej, przeważającej części jako smutną opowieść. Mało w niej tych chwil szczęścia, radości czy beztroskiego dzieciństwa.
Reasumując uważam, że jest to niezwykle mądra książka, pełna refleksji, ale też niebywale smutna opowieść o młodych ludziach. O ich dzieciństwie - tak bardzo różniącym się od siebie... O dojrzewaniu - gdzie popełnia się wiele złych decyzji... O wyrastaniu już na dorosłych ludzi, kiedy to powoli człowiek zaczyna zdawać sobie sprawę ze swojego wcześniejszego postępowania. Kiedy prawda uderza nas ze zdwojoną siłą, nasze błędy i przewinienia bolą mocniej i uczą, by nie popełniać ich kolejny raz. Ta książka to mierzenie się nie tylko ze swoimi trudnościami, słabościami, ale i problemami, które nas bezpośrednio dotyczą, ale nie są powodowane przez nas, a przez kogoś... Wreszcie to historia o dorastaniu, przyjaźni, miłości i stracie. Tak chcę ją podsumować i zachęcić Was do sięgnięcia po ten tytuł. Mnie się podobała, była dobra, ale nie szałowa, uważam, że gdybym czytała ją kilka lat temu, byłaby dla mnie naprawdę świetną historią.