Bohaterem "Buszującego w zbożu" jest szesnastoletni uczeń, Holden Caulfield, który nie mogąc pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością, a przede wszystkim zakłamaniem, ucieka z college`u i przez kilka dni "buszuje" po Nowym Jorku, nim wreszcie powróci do domu rodzinnego. Historia tych paru dni, którą opowiada swym barwnym językiem, jest na pierwszy rzut oka przede wszystkim zabawna, jednakże rychło spostrzegamy, że pod pozorami komizmu ważą się tutaj sprawy bynajmniej nie błahe...
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2011-02-02
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: The Catcher in the Rye
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Skibniewska Maria
(Zastosowane w tekście cytaty pochodzą z książki „Buszujący w zbożu”)
O czym opowiada Buszujący w zbożu?
Narratorem jest Holden Caulfield, który pije, pali i czasami ściemnia. Swoją historię zaczyna przedstawiać, kiedy po raz kolejny zostaje wydalony ze szkoły. Nastolatek nie przejmuje się tym i nie martwi o swoją przyszłość. Cała książka oparta jest tylko na kilku dniach życia młodego człowieka, który swoimi przemyśleniami i zachowaniem odbiega od reszty rówieśników.
Moja opinia – właściwa recenzja Buszującego w zbożu
Styl autora jest ciekawy i łatwo wdrążyć się w fabułę. Dla niektórych stanie się to kolejną luźną książką, którą przeczytają i odłożą, a dla innych będzie źródłem ciekawych przemyśleń. Holden jest osobą interesującą, jego sposób myślenia różni się od tego prezentowanego przez jego rówieśników.
Chłopak działa pod wpływem chwili, nie bierze pod uwagę skutków swoich działań i nie zajmuje swojej głowy przemyśleniami o przyszłości, co wiele razy daje mu się we znaki. Pod wpływem impulsu czasami mówi zbyt dużo, robi głupie rzeczy, ale to wszystko sprawia, że Holden przypomina każdego z nas.
Mnóstwo ludzi, zwłaszcza ten psychoanalityk, którego tu mają wciąż mnie pyta, czy będę się przykładać do nauki, gdy we wrześniu pójdę do szkoły. Według mnie to strasznie głupie pytanie. Bo czy człowiek może wiedzieć, jak to z nimi będzie? Nie. Myślę, że będę się starał, ale skąd mam wiedzieć czy na pewno? Dlatego moim zdaniem to takie głupie pytanie.
Młodym Caulfieldem targają różne emocje. W ciągu tych kilku dni Holden znajduje się w różnych stanach emocjonalnych – od złości, przez smutek do radości. Mimo młodego wieku chłopak zauważa wiele rzeczy, które są nieodłącznym elementem funkcjonowania w życiu społecznym.
Czasami zachowuję się poważnie jak na swój wiek – nie zlewam – ale nikt tego jakoś nie zauważa. Ludzie w ogóle mało co zauważają.
Co buszuje w duszy?
Książkę czytałam z przerwami. Mimo że styl był łatwy i przyjemny, to dokładnie potrafiłam wyobrazić sobie, co czuje Holden. Samotność, której doświadczał spacerując ulicami miasta, również dawała mi się we znaki. Smutek, który czuł po stracie brata, czy nawet radość, kiedy patrzył na młodszą siostrę.
Wszystkie te stany pokazują nam, że uczucia są nieodłącznym elementem istnienia i nawet taki ktoś jak Holden potrafi przeżywać dobre i złe momenty na swój własny sposób.
Podsumowanie
Buszujący w zbożu to książka pisana łatwym językiem, opowiadająca o życiu nastolatka, który inaczej patrzy na świat.
Lepiej nikomu nic nie opowiadajcie. Bo potem zaczniecie tęsknić.
Swego czasu "Buszujący..." był bardzo kontrowersyjną pozycją. Obecnie jest traktowany dużo łagodniej. W dzisiejszych czasach, wulgarność i postępki podobne do tych, czynionych przez Holdena, nie szokują w literaturze. W życiu zresztą też nie. A jednak, pomimo tego, spotkałam się do tej pory z wieloma "przytykami", dotyczącymi tej książki, typu "Po co mam czytać o chłopaku, który płaci za prostytutkę?". Odpowiedź może być tylko jedna: Literatura jest czymś tak cudownym, że potrafi nam ukazać coś wspaniałego, dobrego i budującego. Coś, co powinno być przez nas traktowane jako przykład. Ale literatura jest jeszcze bardziej wartościowa dzięki temu, że potrafi nam ukazać taki "anty-przykład", pozwala zrozumieć, skąd bierze się na świecie zło. Pozwala nam zyskać nadzieję, że czasami nawet w złu można dopatrzyć się jakiejś malutkiej cząstki dobra. "Buszujący w zbożu" jest właśnie takim rodzajem literatury.
Buszujący w zbożu J. D. Salingera to powieść o której mówi się mało. Za mało. Jeśli już ktoś o niej wspomina, to najczęściej w kontekście muszę koniecznie przeczytać. Słyszał o niej prawie każdy, jako że jest to pozycja z listy 100 tytułów BBC. I ja nie sięgnęłabym po nią akurat teraz, ale była to moja lektura.
Buszujący w zbożu to prosta, ale piękna, metafora dorastania. Buszowanie po Nowym Jorku to nic innego niż droga do dorosłości. Okres przekraczania granicy dziecko-dorosły to czas trudnych decyzji, czas dostrzegania problemów otaczającego nas świata, czas przekraczania granic i smakowania zakazanych owoców. To moment popełniania błędów, ale również wyciągania wniosków. Główny bohater pokazuje swoją podróż przez miasto, przez dojrzewanie. Pokazuje wiele nonsensów dorosłości, ciemnych stron zdemoralizowanego społeczeństwa, zakłamanie i przewartościowanie. Salinger, na nieco ponad dwustu stronach, przedstawia trudną problematykę dorastania.
Z początku irytował mnie lekceważący ton narracji, jednak po sześćdziesięciu stronach przestałam zwracać na to uwagę i przepadłam. Historia niby nieskomplikowana, bohater-buntownik, jednak przesłanie, jakie ze sobą niesie powieść, jest niesamowite i aktualne, chyba zawsze i wszędzie.
Jeśli ciągle odkładacie tę pozycję na później- nie zwlekajcie dłużej!
Metaforyczna podróż z krainy dzieciństwa do dorosłości przepełniona refleksją i zwątpieniem w wartość otaczającej nas rzeczywistości. Każdy przeżył kiedyś zderzenie wartości i swoich ideałów ze światem dorosłych. Każdy dostrzegał zło świata dorosłych, moralny brud, brak wszelkiej moralności, dwulicowość czy zakłamanie. I niemal każdy stał się częścią tego świata. Książka dla byłych buntowników.
Nie można żyć samymi nowościami, klasyka piszczy i woła. Od jakiegoś czasu chodził za mną "Buszujący w zbożu", o którym nie słyszałem złego słowa. Postać Holdena Caulfielda przewija się przez popkulturę w mniej czy bardziej wyrazisty sposób. W "Dobrej dziewczynie" bohater grany przez Jake'a Gyllenhaala każe wołać na siebie Holden. W momencie aresztowania, zabójca Johna Lennona miał przy sobie egzemplarz "Buszującego w zbożu", o czym dowiedziałem się po przeczytaniu książki. Wydana w 1951 roku powieść Salingera znalazła się w gronie najbardziej napiętnowanych książek ubiegłego stulecia. Cóż, słownictwo, podejście do seksu i sama postawa bohatera same się o to prosiły, a Holden stał się ikoną buntowników i prowokatorów.
"Buszujący w zbożu" nie spodobałby mi się nawet gdybym czytał go w wieku nastoletnim. Arogancję i wieczne niezadowolenie Holdena dałoby się przetrawić gdyby nie narracja. Główny bohater opowiada o swoim życiu i nie szczędzi przemyśleń na temat kondycji świata dorosłych, gdzie konformizm, hipokryzja i zapominanie o wartościach jest na porządku dziennym. Jak on się tym wszystkim brzydzi, jak nie może na to patrzeć, jak mu się rzygać chce od tego... Problem tkwi nie tylko w osobowości Holdena, któremu miałem ochotę wbić ołówek w oko. Styl wypowiedzi, język człowieka, który chował się wśród chronicznych niedowiarków - to zdecydowanie odrzucało od kultowej powieści Salingera. "Słowo daję", "nie żartuję", "mówię poważnie", "bez żartów" to tylko niektóre z szerokiego arsenału zwrotów przyprawiających mnie o mdłości. Przez ich natężenie trudno było traktować Holdena jako poważnego, myślącego outsidera, kiedy brzmiał jak narwany i naburmuszony trzynastolatek.
Nie lubię ludzi, którzy własną wizję świata, człowieka i moralności uważają za jedyną słuszną. Łatwo jest osądzać, kiedy nie trzeba drżeć o jutro. Łatwo wytykać innym wady, ale na siebie najtrudniej spojrzeć. Pomimo pogłębiającej się irytacji szukałem tego, co czyniło "Buszującego w zbożu" lekturą kultową. Dysonans między światem dorosłych, a światem dzieci nie budzi wątpliwości. Siostra Phoebe, zmarły brat Alik i przyjaźń z Jane oznaczają się naturalnością, szczerością. Świat dorosłych jest sztuczny, kłamliwy i podstępny. Nie oszczędzono kultury masowej, a głównym chłopcem do bicia stała się sztuka filmowa - Holden gardzi nią niczym Jacyków bluzką za 20 zł.
Świat jaki jest, każdy widzi. Jeżeli oczekuje się zmiany, trzeba zacząć od siebie. Holdenowi najlepiej wychodzi krytykowanie, obnażanie innych przywar i wyrażanie pogardy dla nieprzystających do jego wizji, która jest tęsknotą za dzieciństwem. Niestety młody Caulfield sam wzbudził we mnie zalążki pogardy dla jego osoby. Mimo wszystko uważam, że każdy powinien przeczytać "Buszującego w zbożu" i samemu ocenić.
Wstyd się przyznać, ale dopiero teraz, w wieku 31. lat, sięgnęłam po tę klasyczną lekturę. Główny bohater raz bawi, raz irytuje, ale z pewnością daje do myślenia. Niby niewiele się dzieje, a jednak czyta się to jak wartką akcję.
To, co mnie urzekło, to to, jak zostało odmalowane życie nowojorczyków w latach '50. Jest to oczywiście życie inne niż współcześnie, ale jakże inne od tego, jakie ówcześnie wiodło się w Polsce!
Fenomenu tej książki niestety nie zrozumiem. Znajomi od dawna namawiali mnie na zapoznanie się z tą pozycją (dziwne, że mam takich znajomych). Moje życie nie uległo zmianie po jej przeczytaniu, bohater ani mnie nie irytował, ani go nie polubiłam - chociaż są momenty, gdzie jego poczucie humoru, a może nawet cynizm zyskały u mnie w oczach i myślałam sobie "no proszę Pana, może jednak będą z tego dzieci". Niestety po dobiciu do końca jestem pewna, że ich nie będzie. Gdyby nie wyzwanie książkowe, pewnie dalej żyłabym w przekonaniu, że jest to fajna książka, a tak czuję się uświadomiona! Książka w stylu "ponarzekajmy razem".
Ocena na 3, bo udało mi się nie zasnąć i nawet szybko przebrnęłam przez te 300 stron.
Interesująca powieść o dorastaniu, w specyficznym i dość mocnym języku charakterystycznym dla młodego, zbuntowanego pokolenia, zdecydowanie godna polecenia.
Buszujący w zbożu" to klasyk, którego bym nie oceniła na miarę klasyku. Po przeczytaniu byłam bardzo zdziwiona i przeszukałam połowę Internetu, by wyszukiwać odpowiedzi na pytanie "dlaczego"? Czym ta książka zasłużyła sobie na takie miano?
Nie różni się wiele od innych. Jak dla mnie to książka młodzieżowa o krnąbrnym nastolatku z niewypażonym językiem. Przechodzi w międzyczasie zmiany, dostrzega inne wartości życia, niżeli narzekanie, ale... To nie było nic wyjątkowego, a już zupełnie to, czego się spodziewałam.
Holden Caulfield zostaje kolejny raz wyrzucony ze szkoły. Po kłótni ze współlokatorem postanawia od razu wynieść się z internetu, zabiera wszystkie pieniądze i pałęta się po Nowym Yorku. To zajrzy do klubu, tam do baru się upić, pospacerować po parku. Właściwie, nikt nie wie o co mu konkretnie chodzi.
Cała postać książki sprowadza się do tego, że została wydana w 1961roku i objęta cenzurą. Jednak jest bardzo uniwersalna. Czułam się jakbym czytała niedawno wydaną książkę, styl bym mogła porównać do Johna Greena, który również lubi tak oryginalnych bohaterów, ich ucieczki, przygody i nietypowe zachowania.
Bo to co się działo, na lata 50., 60. mogło być wielką kontrowersją. Dziś już nie jest. O piciu alkoholu przez nieletnich, demoralizowaniu, agresji, mówi się wprost. Można znaleźć wiele przykładów książek "gorszących", gdzie, przykładowo, bohaterka nie szczędzi sobie alkoholu, zabaw z przypadkowymi mężczyznami i w dzisiejszych czasach nie zrobi to poruszenia.
Jednak bardziej, co irytującą rzeczą w książce była postać Holdena. Jego myślenie, sprowadzające do tego, "jestem wyżej ponad was, idioci". Trudno było nadążyć za tym, jak szybko zmieniał zdanie. Nie ma konkretnego powodu dla jego zachowania. Bo Caulfield był dziwaczny. Bardzo.
Jednak jego relacja z młodszą siostrą. To jest to, co chciałam przeczytać w tej książce. Świadczące jednak o tym, "mam uczucia", tylko musisz być odpowiednią osobą, żebym ci zaufał.
Miał bardzo dziwne kontakty z ludźmi, problemy z okazywaniem uczuć. Tęsknił do tych, których nienawidził.
Jedno zdanie mną wstrząsnęło i naprowadziło refleksje. Nie mam fizycznie książki przy sobie, więc trudno mi przytoczyć cytat, lecz starając się przypomnieć słowa jak najbardziej, brzmiały one o tym, że dziwne zachowania (wykazująca niewłaściwą relację) ze strony dojrzałych mężczyzn, spotkały go już z dwadzieścia razy. Czy tylko ja to nad interpretuje, czy widzę tu pewną zależność, znacząco wpływająca na jego zachowanie?
Ogólnie postaci występujące w historii były dziwnie skonstruowane. Jakby nakierowano na konkretne cechy, podkreślające tylko ich dziwaczność. Przykładowo główną cechą współlokatora Caulfielda było to, że bardzo dbał o swój wygląd i długo przygotowywał się przed lustrem, za to chłopaka z pokoju obok to, że walczył z trądzikiem. I w ten sposób poznajemy bohaterów, dowiadując się jednej rzeczy na podstawie, której trudno wyrobić sobie opinię. Lub autor chciał stworzyć osoby, które zapamiętamy przypominając sobie o tym jednym fakcie. Nie wnikam, lecz to nie sprawiało, że bardziej lubiłam, któregoś z bohaterów. Wręcz przeciwnie. Wszyscy byli bardzo drażniący.
Dlatego ogólnie podsumowując: ni to szczególnie przyjemnie się czytało, może szybko, ale moje zainteresowanie "przygodami" bohatera szybko się nudziło, ani nie niosło wielkiego pouczenia. Wydaję mi się, że jest to jeden z tych klasyków, który nie zasłużył na takie miano.
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/977-buszujacy-w-zbozu
"Buszujący w zbożu" został umieszczony w wielu rankingach jako jedna z najlepszych książek wszech czasów. Ja kierowałam się tym stworzonym przez BBC. Dlaczego uważa się tę powieść za tak ważną? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie sądzę, aby tworzenie jakichkolwiek plebiscytów miało sens. O tym, czy jakaś powieść nam się podoba czy nie, decyduje nasza empatia, życiowa historia czy po prostu nastrój, w jakim jesteśmy podczas lektury. Nie ma ludzi, którym w takim samym stopniu podobałyby się te same książki. Nie sądzę też, aby twórcy takich rankingów przeczytali wszystkie książki, które zostały wydane, aby móc się wypowiadać na temat "najlepszych" i "najgorszych". "Buszujący" stał się sławny, ponieważ był kontrowersyjny w latach pięćdzisiątych, czyli w czasach, kiedy ujrzał światło dzienne. Został zakazany, ponieważ pruderyjna Ameryka nie była gotowa na bunt i wulgarny język nastolatków, zresztą nawet dzisiaj zabrania się tam takich książek, jak chociażby "13 powodów", a nie od dziś wiadomo, że skandale są najpopularniejsze. Być może kiedyś oceniałabym ją inaczej, ale dzisiaj wszystko co zostało w niej opisane, jest dla mnie chlebem powszednim? Kto wie.
Kiedy masz 16 lat i nie idzie ci w szkole, ucieczka jest naturalnym odruchem. Często przecież nawet dorośli uciekają od problemów, a tutaj główny bohater rzeczywiście ma spory problem. Po raz kolejny został wyrzucony ze szkoły, podświadomie boi się reakcji rodziców, dlatego sądzi, że szkoła nie jest mu do niczego potrzebna i jako wolny ptak byłby o wiele szczęśliwszy. Tylko wiecie co? Nudne robi się już to pisanie o bogatych dzieciakach z problemami, które chodzą do dobrej szkoły i nie potrafią tego docenić, bo przecież jak wyrzucą ich z jednej, to rodzice załatwią drugą, a tak to w tym przypadku, oprócz chwilowego buntu, wygląda. Można się buntować przeciwko wszystkim, nie zgadzać z rzeczywistością, ale żaden dzieciak, który doszedł do czegoś własną pracą, nie ucieka tak łatwo, bo wie, że nie ujdzie mu to płazem. I właśnie dlatego ta ucieczka się nie udała, bo nasz bohater nie był przygotowany do radzenia sobie na własną rękę.
Moją uwagę przykuł motyw papierosów. Im w gorszej sytuacji jest nasz bohater, im więcej dostrzega zła na świecie, od którego chce się uwolnić, tym więcej pali.
Przeczytane:2021-08-08,
Buszujacego w zbożu już kiedyś czytałam, teraz postanowiłam sobie go odświeżyć. To jedna z tych książek, które trudno jednoznacznie przyporządkować do określonej kategorii przed jej przeczytaniem. Nie szukajcie więc opisu z tyłu okładki, tę książkę trzeba po prostu przeczytać i poczuć. Nie jest to historia z zawrotnym tempem fabuły, wciągająca bez opamiętania, ale zdecydowanie wymagająca skupienia i skłaniająca do refleksji.
Książka jest swego rodzaju zbiorem przemyśleń nastolatka niezgadzającego się z porządkiem świata, krytykującego stereotypy, zakłamanie i sztuczne zachowania. Po wydaleniu ze szkoły, w wyrazie buntu postanawia nie wracać do rodzinnego domu, lecz spędzić kilka dni w wielkim mieście. Podczas tułaczki ulicami Nowego Jorku, oddaje się różnym formom rozrywki, które skrupulatnie nam opisuje.
Jak to bywa z klasykami - jedni je kochają, inni nienawidzą. Ja ulokuję się gdzieś po środku. Doceniam specyficzny język i styl oraz refleksję, do której zmusza nas autor. Podziwiam za stworzenie ponadczasowego dzieła. Czytając jednak inne recenzje, zauważam u siebie brak bezgranicznego zachwytu nad tą pozycją, jaki można zaobserwować u innych osób piszących i tej książce.