Łukasz Gołębiewski. Autor min. bestsellerowej „Xenna, moja miłość” i „Gdzie jest czytelnik?” znów w wielkim stylu.
„Bandyci Rodriguez” to utopia porównywana do „W drodze” Jacka Kerouaca oraz „Bonnie i Clyde” Arthura Penna. Lata dziewięćdziesiąte. Brudne ulice Meksyku. W miejscu gdzie rządzi bezprawie, nędza i alkohol para bliźniaków Rosita i Ricardo okradają banki, mordują i uciekają. Wychowywani bez ojca i matki, dzieci ulicy. Chcą umrzeć z pieśnią na ustach. Walczą o lepsze życie, wolne i bez przymusu. Ta historia jest niczym korrida, pieśń o bohaterach żyjących poza prawem, występnych, ale przepełnionych namiętnością.
Najlepsza książką Gołębiewskiego od czasu „Xenny”. Mrożące krew w żyłach opisy sprawią, że nie oderwiecie się od tej książki nawet na minutę.
Wydawnictwo: Jirafa Roja
Data wydania: 2013-01-31
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 164
„Poczciwość to nuda, a nuda jest gorsza niż więzienie”[1].
Prawdziwy facet powinien:
- zasadzić drzewo,
- zbudować dom,
- spłodzić syna.
Ricardo, jeden z głównych bohaterów książki „Bandyci Rodriguez” Łukasza Gołębiewskiego, zupełnie nie wpisuje się w schemat. Domu nie zbudował ani nawet nikomu tego nie zlecił, zamiast zasadzić drzewo, przygarnął pod swe skrzydła kotkę Muxo. A syna… Syna na razie nie ma i wszystko wskazuje na to, że nie doczeka się latorośli. Ricardo ma za to siostrę bliźniaczkę, Rositę. Starszą o dwadzieścia minut. Są nierozłączni, darzą siebie wielką miłością. Po części zakazaną, po części platoniczną. Rozumieją się bez słów, a ich życie ma być wielką, nieprzerwaną przygodą.
"- Wiesz, że możemy dzisiaj zginąć? - Co za różnica, dzisiaj czy jutro, jutro czy za rok? Ważniejsze jak zginiemy niż kiedy"[2].
Żyć szybko, umierać młodo. To pierwsza myśl, która zaświtała mi podczas lektury „Bandytów Rodriguez” i nie opuszczała mnie do ostatniej chwili. Młodzi bohaterowie żyją historiami swoich przodków – dziadka i ojca, wielkich bandytów, którzy siali popłoch wśród wrogów. Ich jedynymi rodzinnymi pamiątkami są dwa pistolety: Smith & Wesson kaliber 44 oraz Colt Python 357 z ośmiocalową lufą, który nosi przy sobie Rosita. Chcą żyć poza prawem niczym dawni bandyci, gdyż tylko tak czują, że ich życie ma sens. Nie dbają o nic, ani o własne życie, ani o gromadzenie rzeczy. Żyją z dnia na dzień, bez planów, bez wielkich słów, jedynie improwizują.
„Bandyci Rodriguez” zaczynają się mocno i krwawo. Bowiem nie wolno narażać się Ricardowi. Ricardo to bezlitosny drań, a gdy w grę wchodzi honor siostry… Lepiej nie wchodzić mu w drogę, gdyż szybko można stracić język albo życie. Gołębiewski nie czeka, aż przywykniemy do widoku krwi. Od razu rzuca nas w wir szaleńczego życia bliźniąt, pokazując, że takie życie jest równie emocjonujące i przyprawia o dreszcze. Daje wybór oraz wolność, nie jest namiastką, jak życie podporządkowane prawom i zasadom moralnym. A przynajmniej tak uważają bohaterowie, którzy nie chcą, by życie przeciekało im przez palce. Mimo to ich szaleńcza podróż pełna pościgów, strzałów i wybuchów dopiero się zacznie. Rosita napada na bank. Nie dba o środki ostrożności, robi co chce, więc nawet nie wie, że jej twarz została nagrana na kamerę i już niedługo stacje telewizyjne pokażą ją w całym Meksyku. Wyścig o życie dopiero się rozpocznie. Padnie niejeden trup, ale i nie zabraknie namiętności. Niczym w korridach, których Ricardo uwielbia słuchać. To one rozpalają jego serce i napędzają do dalszych działań.
Powieść może być potraktowana jako zwykła przygoda dwójki bohaterów, którym marzy się sława najznamienitszych bandytów z Meksyku. Akcja gna do przodu, rozgrzewa serce i każe czytelnikowi być czujnym. Rozrywkę zapewniają efektowne sceny znane z hollywoodzkich filmów. Jest piękna, ale i niebezpieczna kobieta rozpalająca męskie ciała do czerwoności. Są pościgi motocyklowe i samochodowe. I jest krew, która leje się hektolitrami. Jednak „Bandyci Rodriguez” to nie tylko korrida wyśpiewywana pomiędzy jednym strzałem a drugim, to także walka o wolność, a w gruncie rzeczy – szukanie wewnętrznego spokoju. To próba odnalezienia się w świecie zbudowanym na prawie. To buntowniczy styl bycia, który ma im pozwolić zaznać szczęścia. Lecz tak naprawdę szczęście obojga bohaterów jest tylko pozorne, choć oni nie zdają sobie z tego sprawy. Przygodami próbują zabić prawdziwe uczucia, które skrywają na dnie serca. Niby są źli, niby nie boją się śmierci i konsekwencji swoich czynów.
"Morderstwo wyzwala od lęku, zrywa pęta moralności, daje siłę i władzę, stajesz się kimś"[3].
Pójście pod prąd, niestosowanie się do zasad etycznych i moralnych ma ich wyzwolić, nadać znaczenie, dać wybór. Marzą, by to o nich pisano korridy – o nieustraszonych wojownikach walczących o wolność. Ich życie usłane jest łamaniem zakazów zarówno prawnych, jak i obyczajowych. To, co reszcie społeczeństwa wydaje się niemoralne, oni uważają za słuszne. Czy jednak tak powinno wyglądać życie? Być ciągłą ucieczką od odpowiedzialności? Życiem na granicy śmierci, w którym adrenalina osiąga niezwykle wysoki poziom? Z drugiej strony, czy postępowanie według norm narzuconych przez państwo oraz grupę ludzi, z którymi żyjemy, jest lepsze? Choć Łukasz Gołębiewski posłużył się mocnym, wręcz abstrakcyjnym i skrajnym przykładem, zadał ważne pytanie: czy życie według zasad uważnych przez ogół za słuszne pozwoli nam być szczęśliwymi? Czy planowanie każdego dnia, godziny, minuty pozwoli nam zaznać emocji, czy też wręcz przeciwnie, staniemy się niewolnikami własnego życia, którzy tkwią pomiędzy pracą, szefem a obowiązkami? W tym wszystkim potrzebny jest złoty środek, który niestety bardzo trudno znaleźć. Człowiek ma tendencję do
popadania w skrajności, nie zachowuje umiaru, a jednocześnie żyje w ułudzie szczęścia.
"- [...] Mam szansę wybrać swoją śmierć, a to jest już coś. - Masz rację, Marquez. To jest już coś, wybór własnej śmierci to prawdziwa wolność, która zasługuje na szacunek"[4].
Gołębiewski pisze z pasją, namiętnością, ale i mocno, dynamicznie, nierzadko naśladując odgłosy pojawiające się w tle. Jest to proza żywa, uginająca się pod ładunkiem emocji, choć sami bohaterowie starają się od nich uciec. To powieść, która pochłania i tak jak mocno się zaczyna, tak samo mocno się kończy. Żyj szybko, umieraj młodo.
[1] Łukasz Gołębiewski ,„Bandyci Rodriguez”, wyd. Jirafa Roja, 2013, s. 37.
[2] Tamże, s. 26.
[3] Tamże, s. 78.
[4] Tamże, s. 155.
Powieść historyczna, łącząca fikcyjne wątki i relację z autentycznych zdarzeń. 1521 rok. Hiszpanie pod wodzą Hernana Cortesa oblegają Tenochtitlan, stolicę...
Największym atutem "Xenny" jest wiarygodność opisu uzyskana przez użycie prostego, kolokwialnego, a niekiedy wręcz slangowego języka. Gdy czytałem, wydawało...
Przeczytane:2019-05-28, Ocena: 5, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2019 roku,
Łukasz Gołębiewski jest dziennikarzem, krytykiem literackmi, redaktorem i wydawcą „Magazynu Literackiego Książki” i „Biblioteki analiz”, a także autorem wielu książek. Biorąc pod uwagę jego liczne zajęcia i podróże, nasuwa się pytanie, kiedy ten człowiek znajduje czas na odpoczynek. Jego książka "Bandyci Rodriguez" zdaje się odzwierciedlać jego życie. Jest szybko, dynamicznie, trudno znaleźć moment, by zaczerpnąć choćby jeden oddech...
Lata dziewięćdziesiąte. Meksykiem rządzi bezprawie, nędza i alkohol. Para bliźniaków, Rosita i Ricardo, przemierzają kraj, okradając banki i mordując. Wychowywani bez ojca i matki, marzą wyłącznie o spektakularnej śmierci, na temat której powstaną pieśni, i o wstępie do Raju dla bandytów...
Powieść Gołębiewskiego zaskakuje od pierwszych stron. Śledzimy zaledwie kilka dni z życia rodzeństwa wychowanego przez ulicę. Wydaje się, że to jedynie moment, jednak każdy dzień tej dwójki zdaje się być bardziej intensywny niż lata życia przeciętnego mieszkańca Meksyku. Rodzeństwo Rodriguez nie rabuje dla zysku. Wszystko, o co naprawdę walczą, to życie według samodzielnie wyznaczonych reguł. Uporządkowane i podporządkowane życie zwykłego człowieka jawi się im niczym najgorsze więzienie. Wolą żyć krótko, ale intensywnie, niczego nie żałując, z nadzieją, że z czasem staną się legendą.
Bliźniacy nie znają współczucia i nie mają skrupułów. Nieustannie przekraczają granice, zdają się nie rozumieć różnicy między złem a dobrem, moralnością i grzechem. Choć tak okrutni, na swój sposób bardzo pociągający. Jest coś niesamowicie intrygującego w tej parze, żyjącej tak, jakby jutro nie miało nastąpić. I choć może samemu nie chciałoby się od razu chwycić za rewolwer, trudno nie przyznać im racji, że współczesny człowiek coraz częściej egzystuje, ale nie żyje, przestrzega wszelkich reguł i zasad, jednak często zasypia z poczuciem, że zmarnował kolejny dzień jakże cennego życia. W pewnym sensie łatwo więc utożsamić się z nieposkromionymi, którzy być może nie doczekają starości, jednak niemal fizycznie odczuwają każdą sekundę swojego szalonego życia.
Dobrym pomysłem jest przedstawienie historii z perspektywy dwóch osób, Rosity i Ricardo. Dzięki temu czytelnik ma szansę poznać dwa, często rozbieżne punkty widzenia. Bo choć bliźniaki trzymają się razem, każdy z nich jest inny i co zabawne, często również błędnie interpretuje zachowania drugiego.
"Bandyci Rodriguez" to bardzo świeża i zaskakująca opowieść. Pełna akcji, ciekawych zwrotów zdarzeń, ale i skłaniająca do przemyśleń. Podobno książka porównywana jest do "W drodze" Jacka Kerouaca oraz "Bonnie i Clyde" Arthura Penna. Co prawda można doszukać się tu pewnych podobieństw, jednak w moim przekonaniu opowieść Gołębiewskiego jest niepowtwarzalna i zupełnie unikatowa. Polecam ją wszystkim, którzy z entuzjazmem przyjmują literackie eksperymenty. Warto.