Historia czterech młodych kobiet po przejściach, mieszkanek wielkopłytowego PRL-owskiego bloku w Toruniu. Główna bohaterka – Marta, trochę na oślep szuka szczęścia. Trzy pozostałe nie myślą już nawet o szczęściu, bo z trudem utrzymują się na powierzchni życia, ledwie wiążąc koniec z końcem. Wszystkie zapłaciły wysoką cenę za naiwność i niewłaściwie ulokowane uczucia. Teraz, dzięki energicznej Marcie, zawiązują czteroosobową Agencję Złamanych Serc.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2012-03-01
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 532
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Marta ma trzydzieści lat, chłopaka, z którym mieszka, wraz z przyjaciółką prowadzi galerię sztuki. W przeciwieństwie, do swoich trzech przyjaciółek, czuje się spełniona i szczęśliwa. Niestety do czasu. Kiedy odkrywa zdradę mężczyzny, z którym planowała przyszłość, po chwilowym załamaniu, zaczyna dostrzegać jego wady. No w końcu żył na jej koszt, okłamywał ją, a na dodatek zdradził i to z panią z masarni. Marta wraz z przyjaciółkami, które również zostały mocno zranione przez mężczyzn (chociaż każda w inny sposób), postanawiają się zemścić. Tak powstaje „Agencja złamanych serc”. Czy plan się powiedzie? Co jeszcze spotka Martę?
Zacznę od tego, że do książki podchodziłam kilka razy. Niestety pierwsza część nie wciągnęła mnie, bohaterowie, których jest bardzo dużo, mieszali mi się i tak naprawdę tak do końca nie wiedziałam co się w niej dzieje. Jednak należę do ludzi upartych, tak więc się nie poddawałam i po książkę co jakiś czas ponownie sięgałam. To była dobra decyzja, ponieważ później było dużo lepiej. W drugiej połowie już wszystko rozumiałam, a książka zaczęła mnie wciągać.
Historia momentami wzruszająca, momentami śmieszna. To opowieść o kobietach, których mężczyźni zawiedli i postanowiły się na nich zemścić.
Główną bohaterką jest Marta i ona jest dość dobrze wykreowana. To kobieta, która była trochę naiwna, jednak zdrada narzeczonego sprawiła, że otworzyła oczy. To bohaterka odważna, czasem aż za bardzo. Ogólnie ją polubiłam.
„Agencja Złamanych Serc” to książka, której nie uważam, za genialną, jednak nawet mi się podobała (szczególnie druga połowa).
Recenzja pojawiła się również na moim blogu -Mama, żona - KOBIETA
O kultowym tytule Agencja Złamanych Serc słyszałam już wielokrotnie, traf jednak chciał, że jeszcze nie miałam okazji, by zapoznać się z nim bardziej dogłębnie. Na scenę jednak wkroczyło wydawnictwo Prószyński i S-ka oraz ich najnowsze wydanie tej powieści. Nie mogłam nie skorzystać z takiej okazji i postanowiłam zapoznać się z tą historią. Czy twórczość Ireny Matuszkiewicz trafiła w mój gust? Na to pytanie odpowiadam w tej opinii.
Cztery młode kobiety, które łączy przyjaźń, nie mają łatwego życia. Ich bagaż doświadczeń mógłby zawstydzić niejednego, który narzeka na swoje własne życie. Marta szuka - dość na oślep - własnego szczęścia i nie spocznie, dopóki go nie odnajdzie. Trzy pozostałe skupiają się raczej na samym przetrwaniu i życiu z dnia na dzień. Wszystkie do dziś płacą wysoką cenę za ulokowanie uczuć w złym miejscu. Dzięki Marcie postanawiają utworzyć Agencję Złamanych Serc. Czy to będzie ich recepta na szczęście?
Zacznę od tego, że mimo moich najszczerszych chęci, nie potrafiłam się wciągnąć w tę historię. Czytałam i przewracałam kolejne strony, jednak bez problemu mogłam odłożyć tę książkę bez odczuwania potrzeby powrotu do niej – a tego bardzo nie lubię. Na początku nie rozumiałam też, o czym właściwie jest to historia – o Marcie? O ogóle tytułowej agencji? Coś w stylu obyczajówki z wątkiem kryminalnym? Tak wiele było pytań, a tak mało odpowiedzi.
Główna bohaterka, Marta, zdobyła moją sympatię. Z jednej strony jest sympatyczna i chciałaby zrobić dla swoich najbliższych wiele, ale z drugiej potrafi postawić pewne granice, dzięki czemu nikt nie wchodzi jej na głowę - no, chyba że DO głowy, a to już co innego. Polubiłam tę postać i uważam, że autorka wykreowała ją bardzo dobrze. Niestety inaczej sytuacja wygląda z pozostałymi bohaterkami, które, choć były drugoplanowe, to mogły zostać przedstawione lepiej.
Pióro Ireny Matuszkiewicz jest bardzo dobre i choć autorka pisze o realiach życia za czasów PRL-u i rzeczywiście czuć ten klimat, to jednak podczas lektury ma się wrażenie, że jest to powieść napisana w ostatnich kilku latach, nie ponad dekadę temu. Chwilami miałam wrażenie, jakby czytanie szło mi niezwykle topornie i ciężko, jednak wynika to z mojej winy - być może niepotrzebnie wzięłam się za tę pozycję z głową pełną różnych myśli i trosk.
Ostatecznie mogę ocenić Agencję Złamanych Serc na ocenę dobrą. Była to lektura przyjemna, dość wciągająca - zwłaszcza w drugiej połowie książki oraz pozwalająca zobaczyć realia tamtych czasów w kontekście typowo obyczajowym, z perspektywy “zwyczajnych” ludzi. Przyznam również, że momentami czułam odrobinę taki kryminalny, ale jednocześnie luźniejszy klimat, jak w przypadku powieści Olgi Rudnickiej, które swoją drogą lubię. Dlatego myślę, że jeżeli ktoś z Was przepada za twórczością tamtej autorki, to powinien zerknąć w stronę tego tytułu.
No i na sam koniec: czy będę sięgać po inne książki autorki? Nie mam pojęcia. Jeżeli kolejne zainteresują mnie swoimi opisami na tyle, bym zechciała je przeczytać - z pewnością się z nimi bliżej zapoznam.
Jestem wielbicielką mocniejszych książek, ale od czasu do czasu trzeba zrobić sobie przerwę i odpocząć od zbrodni. Tym razem wybrałam wznowioną przez Prószyński i S-ka książkę Ireny Matuszkiewicz, autorki prawie dwudziestu książek. Ta pozycja wydana została po raz pierwszy w 2002 roku, więc właśnie świętuje 20 rocznicę. Niby to samo stulecie, a czytając miałam poczucie że to wciąż były czasy wcale nie tak odległe od PRL.
Autorka przedstawia losy czterech zaprzyjaźnionych mieszkanek blokowiska w Toruniu. Wszystkie dziewczyny są już w okolicach trzydziestki, każda z nich kiedyś źle zainwestowala swoje uczucia i została skrzywdzona przez faceta. Gdy główna bohaterka Marta, przyłapuje ukochanego na zdradzie, organizuje spotkanie i namawia koleżanki do stworzenia grupy, tytułowej Agencji, której celem jest zemsta na niewiernych i wyciągnięcie od nich pieniędzy za stary finansowe i moralne. Dziewczyny przystępują do akcji wykorzystując słabości każdego z facetów. Przy okazji wplątują się w afery kryminalne, bo przypadkowo nawiązują znajomość z szefem rodzącej się w tamtych czasach mafii, zarządzającej Agencjami "masażu" lub "ochrony".
Książka to typowe "babszczydło" jak je nazywa moja ulubiona kuzynka. Nie jestem szczególnie wielbicielką tego typu literatury, bywały momenty, które mnie irytowały, a główna bohaterka ze swoim brakiem zdecydowania i podejściem "psa ogrodnika" wyjątkowo działała na nerwy. Jednak jest to bardzo dobra pozycja na weekendowy relaks, pozwalająca odetchnąć od obecnych ciężkich wydarzeń, a osoby lubiące taki gatunek będą zachwycone.
"Agencja złamanych serc" to nie jest romans, co można by wywnioskować po okładce. To.....mam tu problem z określeniem gatunku?....chyba antyromans.
Ale na pewno jest to historia o kobietach, skrzywdzonych przez mężczyzn kobietach, które postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i zemścić się za swoje krzywdy. A wiadomo, że finansowa zemsta boli najbardziej więc taką to planują. A co z tego wyjdzie, jak skończy się ta operacja to już sami przeczytajcie.
Czytając tę książkę, po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że my kobiety jeśli chcemy to potrafimy trzymać się razem i jesteśmy solidarne. Wbrew powszechnemu przekonaniu, że jesteśmy zawistne, zazdrosne i wredne...no może niektóre są, ale bohaterki tej historii nie. Solidaryzują się ze sobą i wbrew nakazowi rozsądku walczą by osiągnąć to co zaplanowały.
Podoba mi się kierunek w jaki poszła autorka. Takie trochę poplątanie gatunków, bo i obyczajówka i trochę taki kryminał i może też komedia. Takie miksy gatunkowe całkiem nieźle się czyta. Sprawdźcie sami
Książkę tę dostałam od przyjaciółki w prezencie, więc nie odłożyłam jej „do kolejki” na półkę, ale niezwłocznie zabrałam się do czytania. Wcześniej nie zetknęłam się jeszcze z piórem Pani Ireny Matuszkiewicz. Pierwsze moje skojarzenie dotyczyło miejsca akcji – Toruń – z tych okolic pochodzi moja przyjaciółka. Uznałam to za dobry omen i niezły zbieg okoliczności i tym samym wzrosło moje zainteresowanie powieścią…
Autorka nakreśliła życiorysy czterech przyjaciółek – kobiet po przejściach. Paulina, Kasia i Agata zawiodły się na mężczyznach i drogo zapłaciły za swoją naiwność i nie chcą nawet słyszeć o „płci brzydkiej”. Marta – niespełniona malarka mocno stąpająca po ziemi gdzieś po omacku szuka szczęścia. Proponuje przyjaciółkom założenie Agencji Złamanych Serc, której celem ma być zemsta na męskim rodzie i wyrównanie rachunków z byłymi facetami. Chociaż udaje się spełnić założone cele i mężczyźni dostają za swoje, pojawiają się nowe niespodziewane okoliczności związane z kryminalnym półświatkiem...
„Agencja złamanych serc” okazała się lekką, łatwą i przyjemną lekturką, choć dla mnie nieco zbyt naiwną. Ot takie proste, niewymagające czytadło, w którym możemy znaleźć wątek miłosny, kryminalny (mafia, gangsterzy), trochę intrygi i sporą dawkę humoru. Lektura nie jest nużąca, niemniej nie jest to powieść wysokich lotów, książka, do której warto wrócić po latach.
Polecam.
Ambitna scenarzystka Łucja przyjeżdża na wakacje do Ciechocinka, gdzie mieszka jej siostra Bogna. Mąż Bogny, Daniel, zginął we własnym domu, zabity przez...