Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła?
Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej.
Asia Jędrusik korzystała z tej apki tak intensywnie, że momentami aż bolał ją kciuk od przewijania potencjalnych partnerów. I tylko raz umówiła się na randkę z fanem Breivika.
Czytając jej przygody na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem. Nie zdziw się jednak, gdy w przezabawnie opisywanych przez nią randkach, odnajdziesz portrety osób przypominające twoich znajomych.
50 twarzy Tindera to fascynujący autobiograficzny reportaż o poszukiwaniu bliskości, seksu i sensu, praktyczny poradnik randkowania i obsługi relacji damsko-męskich.
Wydawnictwo: Krytyka polityczna
Data wydania: 2019-04-26
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 288
"Prawdziwy dramat zaczyna się wtedy, kiedy uświadamiamy sobie, że tą samą logiką rządzą się nasze uczucia. Wybieramy takich partnerów, jakich oglądamy w filmach czy serialach. Chcemy, żeby nasz chłopak jeździł na modne festiwale muzyczne, o których czytamy w gazetach. Umiał gotować jak jakiś celebryta, podróżował jak uczestnicy Azja Express, znał angielski jak Donald Tusk. W dodatku super, jeśli będzie miał hajs, bo za hajs można wszystkie te fajne rzeczy kupić."
Wiele osób szczególnie tych nieśmiałych szuka miłości przez internet, ale czy na prawdę można poznać kogoś na całe życie poprzez ekran komputera?
Asia Jędrusik po nieudanym, ośmioletnim małżeństwie postanawia zaszaleć i instaluje sobie Tindera, biega z randki na randkę, dużo pije, potem ląduje z kimś w łóżku a jak okazuje się słaby w te klocki, po prostu klika w lewo jego profil i koniec znajomości. "Jeśli w trakcie rozmowy okazuje się, że dupa i kanał, to naszą 'parę' można od razu usunąć bez konsekwencji i tłumaczenia. Czasem to strasznie niemiłe, a czasem jest mi wszystko jedno." Spotyka bardzo różnych mężczyzn, wykształconych, po rozwodzie lub takich którzy chcą zrobić tylko skok w bok, alkoholików, zboczeńców a najczęściej mężczyzn pogrążonych w depresji, Asia pokazuje nam kogo omijać a kogo przesunąć w prawo. "Każdy użytkownik ma swój profil i może przeglądać profile innych użytkowników. Jeśli ktoś nam się spodoba, przesuwamy jego zdjęcie w prawo."
"50 twarzy Tindera" to poradnik napisany przez Joannę Jędrusik, a raczej jej przemyślenia co do tej aplikacji ponieważ każdy jest inny i szuka czegoś co mogą odrzucić inni, z lektury wynika że ona szukała tylko seksu, niby pisała że nie jest najważniejszy ale i tak z prawie z każdym lądowała w łóżku. Wiele osób naiwnie szuka w takich randkowych portalach miłości na całe życie, niestety zanim przebrnie przez te wszystkie osoby szukające tylko przygody może się to znudzić i po prostu zrezygnuje.
W opisie na końcu przeczytałam że przy czytaniu będę wybuchać śmiechem, niestety nie wybuchnęłam i nawet ani razu się nie uśmiechnęłam, wręcz książka mnie przygnębiła bo tyle osób szuka szczęścia w internecie i złudnie myślą że dobry seks im je da.
Prawdziwa miłość jest bardzo trudna i ciężko ją znaleźć ale warto szukać i nigdy się nie poddawać, niestety internet to złudna nadzieja dlatego warto czasami rozejrzeć się wokół nas bo może się okazać że miłość jest na wyciągnięcie ręki.
Przyznam szczerze, że po raz pierwszy chciałam odłożyć tę książkę już na 11 stronie. Ale czytałam dalej z jakąś perwersyjną ciekawością jak bardzo człowiek może być s********y. I nie chodzi mi tutaj o zwyczaje randkowe autorki - jest dorosła, niech robi co chce, ja nikomu pod kołdrę nie zaglądam. Chodzi mi o jej poglądy i zachowanie w sytuacjach, w których każdy człowiek z działającą moralnością zachowałby się zupełnie inaczej.
Z początku zapowiadało się nieźle. Ja sama określiłabym swoje poglądy gdzieś pomiędzy centrum a lewą stroną i mam ostrą alergię na fanatycznych prawicowców. Problem w tym, że nie lubię skrajności w żadną stronę. A już najbardziej nie lubię plujących jadem (i hipokryzją) feministek. Bo cholera mnie wzięła jak przeczytałam, że autorka się oburzyła jak facet dał jej swoją koszulę gdy trzęsła się z zimna w letniej sukience. Jestem pewna, że ona bez wahania dałaby szalik swojej przyjaciółce w takiej sytuacji i nie widziałaby w tym nic złego. To zwyczajny, miły gest, nie rozumiem co jest z nim nie tak gdy wykonuje go mężczyzna. To już nie jest równouprawnienie, to jawna dyskryminacja.
Pozwólcie, że przytoczę Wam dwie sytuacje. Gość, który podzielił się koszulą był supernieśmiałym gościem, który nie miał wielkiego doświadczenia z kobietami, a to, które miał, było kiepskie. W dodatku niedawno jego matka zmarła na raka (dlatego poszedł na medycynę z zamiarem znalezienia lekarstwa na raka). Autorka z jakichś powodów uznała to za niezwykle seksowne i poszła z nim do łóżka, bo było jej go żal. Ale to jeszcze nic. Gdy była na samotnym urlopie w górach, stwierdziła, że się nudzi. Znalazła więc na Tinderze jakiegoś biedaka, który skrępowany wyznał jej, że cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Co zrobiła autorka? Zmyśliła, że ona też, żeby chłopak poczuł, że spotkał bratnią duszę i się z nią przespał. No nie mam słów.
Pani Jędrusik ewidentnie jest nimfomanką. Bo jak inaczej nazwać kogoś, kto schodzi na przerwie na lunch do podziemnego parkingu tylko po to, żeby zrobić komuś loda w samochodzie, a dzień bez seksu z kolejnym partnerem uznaje za stracony? Jednak to bym jeszcze przeżyła, jak mówiłam ja nikomu pod kołdrę nie zaglądam. Ale myślałam, że nie zdzierżę gdy czytałam o jej poglądach na różnice klasowe i o tym, że ona nie będzie się umawiać z kimś o niższym wykształceniu, bo jak dała do zrozumienia, ten ktoś będzie zbyt głupi, żeby prowadzić z nim ciekawą rozmowę. Droga Pani Jędrusik, wielu moich znajomych nie ma nawet matury i wszyscy są jednymi z najinteligentniejszych ludzi, jakich znam, choć zgodnie z Pani filozofią, mając wyższe wykształcenie nie powinnam się z nimi zadawać. Może to dla Pani będzie szok, ale dyplom i praca w korpo nie czyni Pani ani lepszą, ani tym bardziej mądrzejszą od nikogo. Jedynie rozdyma Pani ego do niewiarygodnych wręcz rozmiarów. I nie mogę ani nie chcę powstrzymywać się przed nazwaniem Pani hipokrytką, gdy na jednej stronie wychodzi Pani z randki bo facet śmiał stwierdzić, że czarnoskórzy są źli, a na następnej piętnuje Pani osoby z niższym niż Pani wykształceniem. Wstyd.
Ciekawa jestem czy autorka w ogóle choć przez chwilę zastanowiła się nad tym, co pisze. Bo ja bym się chyba spaliła ze wstydu gdyby moja mama albo moje przyszłe dziecko przeczytali jak opisuję ze szczegółami robienie loda setkom nieznajomych (a potem uczucie pobcieranego gardła). Nawet na zwykłych znajomych nie mogłabym patrzeć już tak samo. A szef? Nie chcę nawet myśleć. Autorka szpanuje co chwilę mądrymi słowami i wspomina o wielkich współczesnych artystach chcąc chyba pochwalić się inteligencją i oczytaniem, ale nie bardzo jej się to udaje gdy z całej reszty tekstu aż bije po oczach pustogłowie. Używa też niewiarygodnej ilości wulgaryzmów. Po co? Nie mam pojęcia.
Jedyną dobrą rzeczą w tej książce jest w miarę poprawny język. Kilka opowieści o sytuacjach, w których Pani Jędrusik nie popisuje się skrajną głupotą też jest nawet ciekawych. Poza tym to jedno wielkie narzekanie, że życie jest okropne. Autorka codziennie umawia się z innym facetem na seks, upija w trupa, wstaje z kacem i leci do swojego korpo zrzygać się na klawiaturę, po czym narzeka, że ze światem coś jest nie tak. Czy Wy to rozumiecie? Bo ja nie. Szkoda, że całą swoją energię przeznacza na bluzganie jadem w stronę mężczyzn zamiast spożytkować ją na poprawę tego rzekomo paskudnego życia. I to ma być ekspert do spraw damsko-męskich? Ja wysiadam.
Podsumowując, "50 Twarzy Tindera" to festiwal depresji, nimfomanii i hipokryzji. To niesmaczny i wulgarny monolog mający na celu nawrócić na wszystkich na jedyne słuszne poglądy autorki, z którymi w ogóle nie ma dyskusji. Kilka ciekawych opowieści niestety nie ratuje tej książki. Żal mi Pani Jędrusik, bo ewidentnie jest osobą głęboko nieszczęśliwą, ale mój żal trochę studzi fakt, że nie robi nic, żeby z tego nieszczęścia wyjść. Z przykrością stwierdzam, że ta książka była stratą czasu. Nie polecam.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl
Joanna Jędrusik napisała bardzo szczerą książkę o Tinderze. Nie boi się mówić otwarcie o przypadkowych znajomościach na jedną noc i bezwzględnym poszukiwaniu kolejnych partnerów n kilka kolejnych spotkań. Odsłania przed czytelnikiem dobre i złe strony jednego z najbardziej znanych portali randkowych.
Mnie bardzo przypadł do gustu bezpośredni styl pisania autorki. Nie przebiera w słowach i wprost pisze o swoich przygodach przeżytych dzięki Tinderowi. Myślę, że opisane przez nią wydarzenia niejedną osobę wprawią w zakłopotanie czy wręcz jawną nienawiść w stosunku do autorki, natomiast pozostałym spodobają się jej seksualne ekscesy. A może ktoś z czytelników znajdzie tutaj pomysł na siebie?
Podczas czytania towarzyszyła mi cała gama emocji – od rozbawienia zaczynając, na zniesmaczeniu kończąc. Część przygód autorki wciągnęła mnie bez reszty, inne wywołały we mnie zdecydowany opór wobec sposobów na życie bohaterów, jednak mimo wszystko książkę uważam za ciekawą. Zdecydowanym plusem jest bezpośredni styl pisania autorki, która nie ubarwia ani nie poprawia swoich przeżyć i nie wstydzi się mówić także o popełnionych błędach.
Myślę, że warto książkę przeczytać, aby mieć szansę poznać tajniki tak osławionego Tindera, a jeżeli ktoś chce z portalu korzystać, to dzięki książce dodatkowo zrozumie jakie czynniki są brane pod uwagę Przyraniu atrakcyjnego partnera. Dodatkowo można się pośmiać z przygód autorki, wyłapać błędy, których należy unikać w znajomościach na jedną noc. Warto przeczytać nawet w ciekawości, ponieważ nie jest to typowa książka, z jakimi mamy na co dzień do czynienia.
„Większość z nas ma uszkodzone poczucie własnej wartości. Wydaje się nam, że jesteśmy przegrywami, cierpimy na syndrom kłamcy. Jesteśmy przekonani, że inni są fajniejsi, ładniejsi, mądrzejsi. Że jesteśmy gówno warci, za grubi, za niscy, że nic nie osiągniemy, a w ogóle to przegraliśmy życie, bo nie poszliśmy na medycynę i dalej nie przeczytaliśmy Prousta.”
Za możliwość przeczytania dziękuję @CzytamPierwszy
www.czytampierwszy.pl
Książka mało ambitna, ale odważna. Ciekawa pod względem socjologicznym, ja totalnie nie znałam takiego swiata, więc i mój się trochę poszerzył po tej książce.
50 twarzy damskiego wydania Greya. Myślę, że Grey to mógłby pozazdrościć autorce jej seksualnych przeżyć. Czy ta książka zapada w pamięć? Nie. Czy mi się spodobała? Nie. Jest tam kila dobrych momentów, ale nie ratują sytuacji. Pisane na siłę, by było zaskakująco, dyskusyjnie i bulwersująco. Twarz Tindera opisana przez jedną osobę, nie tworzy obrazu całej tej aplikacji.
Czytam i widzę pozerkę jakich mało. Styl pisania prosty, nad którym nie trzeba się za bardzo zastanawiać, co sprawia, że kartki uciekają same. Taka typowa dzisiejsza Warszawka, aż przebija się z każdej strony (co nie oznacza, że tylko stolica korzysta z aplikacji:)). Dużo rzucania mięsem, dużo partnerów i dużo mądrości światopoglądowych wymieszanych z polityką, a jak już ktoś się z bohaterką nie zgadza to tam są drzwi. Ciekawi mnie, czy autorka chciała tą książką zaleczyć swoje kompleksy z niej wypływające? Czy celem była prezentacja ilości swoich partnerów życiowych. Nie lubię manii wyższości.
Szkoda, że dopiero końcówka jest o czymś i można nawet odrobinę zastanowić się nad danymi słowami. Nie zawiodłam się, bo raczej większych oczekiwań po tym tytule nie miałam.
„Czasem krzyżujemy z kimś nasze samotności i wychodzą z tego związki, przyjaźnie, relacje. Z tych krzyżówek rodzą się mieszańce, mniejsze samotności, skundlone, bękarcie. Nie są ani samotnością, ani miłością. Ojciec miał rodowód, ale matka była kundlem parkingowego. Mieszanka jest zawsze niejednorodna. Jakaś relacja ma odstające uszy niczym rasowa samotność, ale sylwetkę miłości. I tak dalej.”
"Czytając opisy jej przygód, będziesz wybuchać na przemian śmiechem i płaczem."
Powyższy cytat pochodzi z opisu książki "50 twarzy Tindera". Miały być przygody, śmiech i płacz, a był to festyn frustracji, nudy i zażenowania. Mojego zażenowania, bo autorka raczej czuje się dumna ze swoich "przygód" na jedną noc. Reportaż Joanny Jędrusik to opis jej poczynań w aplikacji Tinder. Aplikacja ta w zamyśle ma pomagać znaleźć przyjaźń/związek/seks*, a randkowanie kończy się różnie.
Joanna po rozwodzie z mężem nudzi się. Nudzi się w domu, nudzi się w swojej korpopracy, nudzi się sama ze sobą. Zakładając Tindera chce zmienić tę nudę w ekscytację i w spermę we włosach. Tak, Joanna opowiada wszystko ze szczegółami. Chociaż ciężko mnie czymś obrzydzić, to nie lubię takiego prymitywnego zaglądania komuś pod kołdrę.
Męczyłam się okrutnie przy czytaniu, krzywiłam się i w większości czasu byłam zniesmaczona. Rozumiem wydźwięk, ma być ciężko i prawdziwie, ale nie rozumiem czemu ta książka powstała i dlaczego ktoś ją wydał. Pseudointelektualny bełkot kobiety, feministki i według niej samej - tolerancyjnej osoby, która strona po stronie opisuje swoją hipokryzję. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że taka zła opinia was zaciekawi, ale proszę - nie czytajcie tego. Nie ma tu nic z Bridget Jones czy Pokolenia Ikea, jest tylko morze pogardy, złośliwości i smutku.
*niepotrzebne skreślić
Książkę odebrałam za punkty z portalu Czytam Pierwszy.
50 twarzy Tindera to kolejna pozycja, na która szkoda tracić czas. Reklamowana, jako zabawny przewodnik po świecie damsko – męskich relacji w świecie Tindermanii. Określana mianem fascynującego poradnika. Niestety dobry marketing, ma niewiele wspólnego ze środkiem.
Autorka po ośmiu latach rozwodzi się z mężem, żeby odreagować, za namową znajomych zakłada konto w portalu randkowym i traci hamulce. Normalnym jest, że po rozstaniu następuje czas żałoby i odreagowania, jak po każdej stracie. Często ludzie znajdują nowe hobby, pasje, autorka Joanna Jędrusik także znalazła na to sposób.
W swojej autorelacji, bohaterka nie wstydzi się opisywać sceny seksu, nie boi się pisać o często żenujących wydarzeniach. Mam wrażenie, że za cel swój cel, pod pretekstem znalezienia partnera, postanawia przespać się z tymi 60% , którzy nie mają partnera (jak badania dowodzą pozostałe 40% ma).
Większość opisów dotyczy nie randek, a po prostu umawiania się na seks. Mężczyzn, z którymi się spotyka ocenia w sposób mocny, dosadnie to argumentując. Żaden nie jest dość dobry – złość z ex przenosi na pozostałych przedstawicieli gatunku.
‘Książka reklamowana jako Bridget Jones na ostro’ – jest wulgarnym, słabym językowo tworem, który z zabawną komedią nie ma nic wspólnego. Autorka sili się na zabawne tony, ale wypływa z nich bardziej złość i gorycz. Mnie osobiście całość nie bawi, a wręcz odpycha.
Książka zrecenzowana dzięki Czytam Pierwszy.
Pieprzenie i wanilia to kontynuacja bestsellerowych 50 twarzy Tindera, a Joanna Jędrusik nie byłaby sobą, gdyby znów nie pisała o seksie i randkach....
„Większość z nas ma uszkodzone poczucie własnej wartości. Wydaje się nam, że jesteśmy przegrywami, cierpimy na syndrom kłamcy. Jesteśmy przekonani, że inni są fajniejsi, ładniejsi, mądrzejsi. Że jesteśmy gówno warci, za grubi, za niscy, że nic nie osiągniemy, a w ogóle to przegraliśmy życie, bo nie poszliśmy na medycynę i dalej nie przeczytaliśmy Prousta.”
Więcej