(...) po co bronić bramy miasta, jeśli jego mury już leżą w gruzach?
Wydział Wróżbiarstwa cieszył się złą sławą. Ponieważ najbardziej znaczącym, robiącym wrażenie i nieuniknionym wydarzeniem w życiu człowieka była śmierć, to właśnie ją najczęściej przepowiadały pytie-adeptki. I niechajby zgadywały. Oczekiwanie na śmierć powodowało, że życie stawało się nie do zniesienia.
Po długiej wstrzemięźliwości łatwiej o grzech.
Od kiedy skończyłam lat dwanaście, marzyłam o przystojnym i silnym rycerzu bez wady i skazy, który będzie potrafił ułożyć moich prześladowców w schludny stosik. Koło piętnastki czułam się już mniej więcej pewnie w magii obronnej, w związku z czym konieczność posiadania obrońcy znikła. Niby po co komu facet, jeśli sama możesz dać godny opór?
Przyznam ci się, że zawsze uważałem, iż krótkość życia zepsuła ludzi, zabijając w zalążku wszelkie honorowe porywy. Potrafią tylko marzyć, że ojej, położą strzygę gołymi rękoma, a kudłaka złapią za wąsy i o ścianę. A w rzeczywistości zobaczy taki wojak mawkę albo byle parszywego bazyliszka - i sławy już mu nie trzeba, byleby miał szansę ujść z życiem.
(...) po co bronić bramy miasta, jeśli jego mury już leżą w gruzach?
Książka: Zawód: Wiedźma. Tom 2